shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

poniedziałek, 11 maja 2015

Grupa śniadaniowa do boju! ~ Góry, Dzień II

Diana  Melissa  Marlene  Nate  Yennefer  Rebecca Matthew  James  Kai  Nicoletta

Diana przebudziła się, rozejrzała po pokoju zaspanym wzrokiem, czemu towarzyszyła chwila dezorientacji, aby zaraz móc uświadomić sobie gdzie są. Uśmiechnęła się pod nosem i zerknęła w stronę śpiącej na łóżku obok Lenny. Usiadła i chwyciła swoją poduszkę, by zaraz cisnąc nią w śpiącą dziewczynę. -Wstawaj Lenny! - krzyknęła do niej. Nie wiedziała jak Lenny znalazła się w łóżko, bo gdy się kładła, to łóżko obok było puste. Wygrzebała się ze swojej pościeli i przeciągnęła ziewając.
Przeciągnęła się. Sweter nasiąknięty śniegiem wysechł, a kurtkę złożoną jak poduszkę miała pod głową. Miejsce jej spania nie było bardzo wygodne, jednak twarda podłoga była lepsza niż zimny śnieg. Na dodatek jeśli zasnęła przy kominku, w którym radośnie tańczyły płomienie. Mel wyciągnęła ręce do przodu, aby je ogrzać. Nie przebrała się nawet w piżamę. Wczoraj po prostu padła. Ziewnęła przeciągle i oparła się o kanapę. Nie zauważyła jej wcześniej, albo ktoś na niej spał. Westchnęła i weszła na górę.
Len przewróciła się na drugi bok, napotykając wzrokiem łóżko Bless. Wczoraj było jak za dawnych czasów. W końcu. W końcu znów były razem, na dobre i na złe. Ziewnęła, podnosząc się z łóżka. Słońce wpadało do ich pokoju przez duże okna z białymi, przeźroczystymi zasłonami. Popatrzyła na przyjaciółkę, równocześnie przeciągając się. Nie będzie jej teraz budzić, powinna się wyspać. Na wspomnienie poprzedniej nocy uśmiechnęła się szeroko. Z radością, nawet nie przebrawszy się z piżamy, wyskoczyła z łóżka i wsunęła stopy w miękkie, futrzane kapcie. Cicho wymknęła się w pokoju, wychodząc na korytarz. Na schodach minęła Mel. - Cześć! - rzuciła radośnie, przeskakując po parę stopni na raz. Gdy dotarła na dół, w kominku wesoło płonął ogień, a Di siedziała w aneksie kuchennym, oddzielonym od salonu wyspą kuchenną. - Hej, Di, co tam pichcisz?
Kiedy przechodziła do kuchni widziała jak Mel jeszcze smacznie śpi przy kominku, widocznie kroki brunetki musiały ją obudzić, bo kiedy Di ponownie spojrzała w stronę kominka dziewczyny już nie było. Magia. Levittoux wyjęła z lodówki mleko i rozejrzała się po szafkach. Było wszystko, kakao, kawa. Zmarszczyła brwi zerkając jeszcze w stronę butelki z mlekiem. -W sumie.. - mruknęła do siebie i sięgnęła po szklankę, żeby nalać sobie jednak zimnego mleka, wtedy usłyszała za sobą głos Lenny. Obróciła głowę zerkając w stronę dziewczyny. -To co tygrysy lubią najbardziej - rzuciła żartobliwie, po czym zaraz dodała. -Mleko na śniadanie. Chcesz? - zagadnęła nalewając sobie mleka i stając przy lodówce, w oczekiwaniu na odpowiedź dziewczyny, nie wiedząc czy ma schować butelkę z powrotem do lodówki czy nie.
Wiesz co, wolałabym jakiś sok, albo... - popatrzyła na brunetkę tajemniczo. - ... czekoladę! - zaśmiała się. - Czekolada to same dobre wspomnienia. I mogę Cię nauczyć ją robić. - mrugnęła do Di. - A tym czasem, może jakieś kanapki? Można by zrobić też dla reszty. - mruknęła pod nosem, otwierając lodówkę. Wszystko było, więc mogła spokojnie zaczynać akcję "Wykarmić Nocnych Łowców". Zaczęła wyjmować produkty, kładąc je na ladzie. Szynka, ser, warzywa, owoce. Jajka, ketchup, majonez i reszta. - To co, uczta dla poligonu doświadczalnego?
Weszła do (chyba) swojego pokoju. Wzrokiem starała się odnaleźć swoją czarną walizkę. Kurtkę powiesiła na wieszaku, a włosy przeczesała szczotką. Zerknęła w stronę innych części pokoju. Trzy inne łóżka były puste, ale Mel dostrzegł ślady użytkowania. No i walizkę Yen. Szybko zmieniła ubranie i założyła ciepłe buty. Ich pokój był chyba jednym z większych. Wyszła na korytarz. Domek był na tyle duży, aby ich wszystkich pomieścić. Zeszła po schodach na dół i zauważyła znajome w kuchni. - Szykujcie się na zemstę. - Powiedziała z uśmiechem na ustach i sięgnęła po kubek, aby zrobić sobie ciepłej herbaty.
Herbata jest w tej szafce na rogu. - rzuciła do Mel. - Jest czajnik, więc możesz zagrzać więcej wody i zrobimy dla wszystkich w dzbanku. - powiedziała krojąc pomidory. - A potem możecie mi pomóc z warzywami. Normalnością dla Lenny było poruszanie się w kuchni, więc bez problemu rozdzieliła obowiązki, chcą zrobić reszcie miłą niespodziankę.
Yen przebrała się i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach weszła do salonu i rzuciła do dziewczyn krótkie "Cześć". Przeszła do kuchni gdzie Len kroiła warzywa. - Gdzie są noże? - zapytała - pomogę ci.
Schowała butelkę mleka do lodówki, a słysząc o czekoladzie oczka jej błysnęły. No dobra, dla tej czekolady mogła nawet się poświęcić i pomóc robić kanapki dla reszty. -Dobra, nauczysz mnie wieczorem - rzuciła do Lenny w odpowiedzi na jej propozycję nauki robienia dobrej czekolady. Zgarnęła szklankę i spojrzała na Mel. -Zemstę? Mi się wydaje, że ktoś znów będzie miał randkę z zaspą śnieżną - rzuciła rozbawiona do Mel, upiła łyk mleka, po czym odstawiając szklankę zajęła się krojeniem warzyw. -Cześć - rzuciła do Yen, po czym podała jej jeden z noży. W końcu im ich więcej do krojenia tym szybciej skończą.
Szuflada obok kuchenki. Cześć, Yen. I dzięki, trzeba jakoś nas wykarmić. - rzuciła z uśmiechem. Zostawiła warzywa Yen, a sama wzięła się za wyciskanie soku z pomarańczy. - Di, możesz pokroić ser w plasterki. Tam jest nawet specjalne maszyna. - powiedziała wskazując w róg kuchni, za lodówką.
Kiwnęła głową i postawiła wodę. Podczas, gdy się gotowała, Mel wyciągnęła kubki i wrzuciła tam torebki. - Cześć Yen. - Rzuciła w jej stronę z uśmiechem. Wszyscy przeżyli, aż ciężko w to uwierzyć. Niedługo dojdzie do tego, że stanie się lepszym kierowcą od Nate'a. Pomarzyć zawsze można. Zalała torebki w kubkach wrzątkiem i zabrała się za krojenie warzyw. - Teraz tak mówisz. Zobaczymy co będzie potem. - Uśmiechnęła się i pogroziła jej palem.
-To on jest w kawałku? - Jęknęła marszcząc nosem z niezadowoleniem. Skrzywiła się ale zgarnęła z blatu cały półkilogramowy kawałek sera, żeby zająć się pokrojeniem go. Zerknęła jeszcze w stronę Mel i uśmiechnęła się zawadiacko. -Mel, ja Ci proponuję już zacząć lepić kulki - rzuciła do niej z rozbawieniem, po czym skupiła się na krojeniu sera, żeby sobie przypadkiem palca nie odkroić.
Przewróciła oczami w odpowiedzi do Diany. Tym razem się zorganizuje i zbierze drużynę. Nie umilało jej się znowu wylądować w zaspie i zostać natartą śniegiem. - Reszta jeszcze śpi? - Zapytała i przekroiła cytrynę na pół. Wycisnęła ją do swojej herbaty i wzięła małego łyka. Gorąca gorzka herbata rozgrzała ją od środka.
Blessie na pewno. Nie miałam serca jej budzić. - uśmiechnęła się do dziewczyn. - Di, mówiłam Ci, tam masz maszynę! - zaśmiała się w głos widząc brunetkę manewrującą nożem. Następnie podeszła do szafki z kubkami i wyciągnęła z niej dzbanek, podając go Mel. - Możesz zalać ze dwie torebki, wtedy nie będzie lurą. - mruknęła poradę. Sama sięgnęła po miskę i zaczęła dzielić w niej sałatę na osobne liście.
-Maszynka? -Mruknęła rozglądając się po kuchni, rzeczywiście w rogu stała jakaś krajalnica. -Mówisz o tym czymś? -Rzuciła do Lenny wskazując na urządzenie. Zmarszczyła brwi i podeszła do urządzenia, obejrzała, znalazła włącznik i zajęła się krojeniem sera. Poszło nawet szybko, na pewno szybciej niż nożem. Wyłączyła, zebrała pokrojone plasterki i położył przed Lenny. -Proszę bardzo - wymruczała, po czym zawinęła z powrotem pozostałą część kawałka i schowała ser do lodówki. Sięgnęła po swoją szklankę z mlekiem i upiła kilka łyków, zerkając jak Len składa kanapki.
Wrzuciła do sałaty trochę pomidorów i szybko pokroiła mozzarelle w kostkę. Dodała jeszcze trochę pieprzu i soli i sałatka była gotowa. - Dzięki Di. Dobrze, że chleb jest już pokrojony. - puściła do niej oczko, zaczynając składać kanapki. - Teraz trzeba to wszystko posmarować masłem, jeszcze nie odkładajcie noży! - powiedziała z werwą. Potem będę nakładać szynkę, ser i do tego najróżniejsze warzywa pokrojone przez dziewczyny. Zalała torebki i zerknęła w stronę dziewczyn. Śniadanie było prawie gotowe. Wystarczyło jeszcze wołać na dół resztę. Wyciągnęła masło z lodówki i je rozpakowała. Uprzednio zerknęła jeszcze na datę ważności. Nigdy nie wiadomo, czy Clave nie chciało ich potruć. Wytarła nóż i zabrała się za smarowanie chleba masłem. Lenny śmiało wydawała komendy. Można by sądzić, że jest w swoim żywiole.
I dobrze, że nie musiała kroić chleba, kto wie do czego jej się jeszcze przydarzą te paluszki. Dopiła swoje mleko i zaniosła jeden z gotowych już talerzy z kanapkami do salonu, w końcu w kuchni wszyscy się nie zmieszczą, a salon był duży i wydawał się doskonałym punktem strategicznym pod tym względem. Diana podeszła do dużego panoramicznego okna w drugiej części salonu. Widok z niego był wspaniały, góry, ośnieżone drzewa i nawet było widać stąd kawałek stoku. Jedyny minus był taki, że od okna trochę ciągnęło chłodem. Potarła nagie ramiona, nie zdążyła się jeszcze przebrać i była w piżamie. Zerknęła jednak jeszcze raz tęsknie w stronę stoku. Za godzinę będzie na nim śmigać tak jak oni - uśmiechnęła się pod nosem na te myśl.
Dziewczęta wszystko już postawiły na stole, a Len, chociaż była zwolenniczką wspólnych posiłków, uznała, że każdy zje jak mu będzie wygodnie. Wzięła kanapkę i kubek z herbatą, podchodząc do Diany. Zerknęła przez okno. - To co, wspólny wypad na stok później? - zagadnęła widząc tęskne spojrzenie dziewczyny. - Ja byłabym jak najbardziej chętna.
Na stoku kręciło się parę osób, a warunki wydawały się być idealne, no i nie było jeszcze masy ludzi, którzy stanowią przeszkody do omijania. Zerknęła na podchodzącą do niej Lenny, po czym skinęła zadowolona głową. -Jasne, że tak. Nie przegapię takiej zabawy - odparła uśmiechając się szelmowsko, a oczy jej rozbłysły niczym małemu dziecku na widok gwiazdkowego prezentu.
Rebecca nawet nie zauważyła gdy zasłynęła po przyjeździe. Wyskoczyła z łóżka i najszybciej jak potrafiła ubrała się i umyła. Wybiegła z pokoju, mijając po drodze Matt'a i wpadła do kuchni -Dla czego mnie nie obudziliście?!
Ja nie byłam z tobą w pokoju! - odpowiedziała jej Len. - Hej, Matt, jak tam sen? Spoko, Becca, przecież się nie pali -rzuciła w kierunku dziewczyny mierząc ją przy tym wzrokiem. -Jeszcze są całe 4 talerze kanapek - dodała i wskazała ruchem głowy na Lenny, co miało znaczyć, ze to zasługa rudowłosej.
Matt popatrzył się na Len po czym dodał -Do dupy, może dlatego że jakąś osobnicza obudziła mnie swoim tupaniem
Starczy dla wszystkich. - powiedziała jeszcze do Beccky. - Osobniczka? - uniosła brwi do góry słysząc odpowiedź chłopaka. - Kogo masz na myśli?
Nate nie zbierał się nawet do wstawania, w ogóle było mu tak zimno że perspektywa wyjścia spod ciepłej kołdry wydała mu się niemal bestialska. Nie rzucił nawet w Seta poduszką na dzień dobry, tak jak robił to zawsze, po prostu mu się nie chciało. Nakrył się po sam łeb i liczył że zaśnie ponownie. - Świetnie... - mruknął w poduszkę. I Di będzie teraz wyrywać snowboardzistów bez jego pokątnego nadzoru.
James tymczasem był w szczytowej formie, nie zmarzł wczoraj no i wyspał się w najlepsze. Skoczył do łazienki umyć zęby i opłukać twarz, po czym ubrał się i piekielnie głodny zszedł na dół, by coś sobie zrobić do jedzenia. Na miejscu zastał przemiłą niespodziankę, całą grupę złożoną z pięknych Łowczyń i talerze pełne kanapek. - Witam miłe panie. - błysnął białymi ząbkami w promiennym uśmiechu, tak na dzień dobry. - Śniadanie? Mogę się poczęstować?
Jasne, przecież po to je sterroryzowałam, prawda? - zaśmiała się, na widok kolejnego chłopaka. - James, prawda? Jestem Len, wczoraj tyle się działo i nie jestem pewna czy już się witaliśmy. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. - Wyskoczysz potem z nami na stok?
-Cześć - rzuciła do Jamesa na powitanie. Ludzie powoli zbierali się na dole. Diana miała zamiar się ogarnąć i przebrać. Weszła po schodkach na piętro, ale przechodząc obok pokoju chłopaków postanowiła tam jeszcze zajrzeć, bo ani Set ani Nate, jeszcze nie raczyli przywlec na dół swoich seksownych tyłków. Zapukała, nie słysząc jednak żadnego odzewu wśliznęła się do środka. Z łazienki dobiegał dźwięk puszczonej wody, chyba ktoś brał prysznic, a na jednym z łóżek leżały jakieś zwłoki. Z zadowoleniem rozpoznała w nich Nate'a, po czym perfidnie postanowiła wpakować mu się do łóżka, bo niby dlaczego nie..? -Cześć śpiochu - wymruczała wsuwając się pod kołdrę i obejmując chłopaka w pasie, tym samym przytulając się do niego. Ależ on tam miał gorąco i sam wydawał się być jakiś cieplejszy niż zwykle. -Dobrze się czujesz? - Zapytała marszcząc brwi, bo na myśl przyszło jej, że mógłby mu zaszkodzić te wczorajsze harce z Setem, w sumie oni dwaj chyba najdłużej byli na dworze.
Wzięła kubek z ciepłą herbatą w swoją rękę i wyszła z kuchni. W salonie siedzieli prawie wszyscy i zajadali się kanapkami. Melissa usadowiła się na kanapie i też wzięła jedną. Cóż, była smaczna. Najwyraźniej Lenny była urodzonym Kuchennym Dowódcą. Zerknęła w stronę nowoprzybyłych. Nie znała ich. Chyba powinna sprawdzać kogo bierze ze sobą busem. Jednak sądząc po runach na ręce, musieli to być nowi Nefilim. Uchwyciła pojedyncze słowa z natłoku rozmów: Stok, snowboard i śnieg. Sama z pewnością zaszyje się gdzieś w tym domku z dobrą książką.
-Jaką osobniczkę pytasz -mruknął -Tamtą -powiedział wskazując na Becky która pałaszowała już chyba 6 kanapkę -A ty się wyspałaś –zapytał.
Nieee, jeszcze pięć minut. - jęknął teatralnie, słysząc otwierane drzwi, jednak uśmiechał się szeroko, gdy pomagał Di ulokować się pod kołdrą. Objął ją również, w talii, przysuwając do siebie. Nie pocałował jej jednak, nie chcąc broń Boże zarazić, gdyby faktycznie miał być chory. Zamiast tego schylił łeb i unosząc lekko jej podbródek dostał się pod brodę, nosem łaskocząc jej aksamitną szyję. Złożył pocałunek na jasnej skórze, a wargi miał gorące, tak samo jak oddech. - Tak, teraz już dobrze, choć za ciepło to mi nie jest... - powiedział, muskając znów jej szyję, a potem obojczyk. Postanowił być trochę okrutny i połaskotał ją szorstkim policzkiem. - Zaraz wstanę. Tylko uważaj, bo Set spod prysznica wychodzi nago. - Zaśmiał się ochryple, kiedy tylko wydała z siebie okrzyk oburzenia. Spodziewał się takiej reakcji, jednak mimo to nie przejął się nią zbytnio, ona z resztą też nie, bo mimo karcącego spojrzenia wciąż była uśmiechnięta. Zauważył to, gdy podniósł na nią spojrzenie. Uśmiechnął się zatem i on, biel jego zębów przyjemnie kontrastowała z ciemnym, trzydniowym zarostem. Powinien się dziś ogolić, ale po prostu mu się nie chciało. Jak zwykle była w nim wrodzona zadziorność, w końcu nie był obłożnie chory, na razie tylko go łapało no i głos miał trochę zmieniony. Przymrużył ślepia pod dotykiem jej palców, przeczesujących jego czarne kłaki. Cholera, chyba miał jakiś fetysz związany z włosami, strasznie lubił kiedy w nich brodziła. W ogóle lubił jej dotyk, byłby głupcem gdyby kiedykolwiek się tego wyparł. Na jej słowa uśmiechnął się z rozbawieniem, choć można było dojrzeć nutkę zadowolenia. - Martwisz się o mnie? - spojrzał na nią przymilnie, kładąc łeb tuż przy jej szyi, by poupajać się jej pociągającą wonią, spoglądając tym razem z dołu, jak mały uroczy szczeniak.
Mały uroczy szczeniak? Crow i jego sposoby na urabianie dziewczyn tych bardziej opornych na jego wrodzony urok osobisty. Aż chciało się pokręcić głową w wyrazie dezaprobaty. Już otworzyła usta żeby jak zwykle odpowiedzieć mu na to pytanie jakimś wymijającym tekstem, ale zawiesiła się na chwilę. Właśnie uświadomiła sobie, że serio się o niego martwiła. Wypieranie się byłoby zupełnie bez sensu. Odetchnęła głębiej i poruszyła się niespokojnie jednocześnie czując w brzuchu ten dziwny niepokój. -A jeśli tak, to co? -Zagadnęła cicho, ostrożnie wypowiadając każde słowo. Utkwiła w nim spojrzenie ciemnych oczu, które wydawały się teraz czujnie badać wyraz twarzy chłopaka. Mimo tego, że było od niego gorąco, to na jej skórze i tak pojawiła się gęsia skórka.

Odebrał SMSa od Gabriela, gdy przekraczał próg salonu. Oparł się o framugę i uważnie go przeczytał, bo był dosyć długi. Normalnie Kai nie byłby skory pchać się w mroźne rejony, ale jego przyjaciel wiedział jak go zainteresować. Napisał, że znalazł ‘coś’ ciekawego, w tym momencie pobudził jego ciekawość, w niebezpiecznym miejscu, w tym momencie uaktywniła się żądza przygody, a na deser dodał, że wzbogaci to ich kolekcję. Jak mógł się nie zgodzić? Wszedł do salonu, gdzie zastał Nicolettę rozwaloną na kanapie. Tydzień temu przyjechała do niego w ‘odwiedziny’. Gdyby nie to, że znał ją nim stała się wampirzycą i zdążył ją polubić, zatrzasnąłby jej drzwi przed nosem. Jego rezydencja niedługo zdobędzie nazwę: Przytułek dla samotnych i zbłąkanych. – Zbieraj się, Letty. Jedziemy na wycieczkę w góry. – Nie mógł jej zostawić samej sobie. Znał ją. Nie chciał, aby za bardzo ‘poczuła się jak u siebie w domu’. Wiedział, że jest odpowiedzialna i tak dalej, nawet traktował ją jak siostrę, ale ich wyprawa mogłaby trochę potrwać. Dla dziewczyny była to tez okazja, aby się rozerwać.
Ciemnowłosa dziewczyna otworzyła zmrużone oczy i spojrzała na przyjaciela. - W góry? A co to za okazja? - zapytała spokojnie, nie spuszczając wzroku z Kaia. Leżała na kanapie w samym t-shircie, przeglądając jakieś pisemko. Tak naprawdę wcale go nie czytała. To była tylko przykrywa dla jej bardziej skupionych myśli. Nadal rozmyślała jak zacząć swoją działalność w LA. Lenny dała jej jasno do zrozumienia, że nie akceptuje jej zamiarów, ale wiedziała, że siostra i tak jej pomoże. Teraz jednak, oderwana od swoich planów, zastanawiała się dlaczego mieli by wyjeżdżać.
Kai rzucił do niej telefon z włączoną wiadomością. Nicoletta miała niezły refleks, zresztą jak każdy wampir, i szybko przeczytała SMSa. Miał nadzieję, że podzieli jego fascynację i zgodzi się. Nie było co marnować czasu. Możliwe, że znając życie Gabryś wpadł w tarapaty i potrzebuje pomocy. – Nie zostawię cię samej w domu. – Powiedział i zabrał jej gazetę. Rzucił wzrokiem na okładkę, a po chwili pisemko wylądowało w ogniu. – Zbieraj się. – Powiedział i zaczął zmierzać w stronę wyjścia, aby spakować się do walizki.
Złapała komórkę w locie, co prawda odruchowo, ale była już przyzwyczajona do wampirzego zmysłu. Przeczytała wiadomość, po czym zwróciła się do Kaia. - Wiesz, że muszę rozkręcić sprawy tutaj w Los Angeles? Klan sam się nie podda. KAI! - krzyknęła, kiedy wrzucił gazetę do ognia. Może i faktycznie jej nie czytała, no ale trochę kultury! - No wiesz co? - głos jak zwykle miała poważny, ale wiedziała, że jest dla blondyna jak siostra, więc nie chciała go martwić. Przecież tylko na niewielkim gronie ludzi jej w życiu zależało. - Już się pakuje... - mruknęła pod nosem, prostując długie nogi i wstając. - Spakować się ciepło jak rozumiem?
Zatrzymał się przy drzwiach i zerknął na nią przez ramię. – To była tylko gazeta. – Przewrócił oczami. – Ubierz się ciepło. Możemy tam trochę zabawić. – Cóż, był pewien, że Nicoletta powiedziała to z przyzwyczajenia, gdyż wampiry nie czuły zimna. Rzekł i poszedł do swojego pokoju na piętrze. Wyciągnął średniej wielkości, nieco zniszczony plecak i zaczął po prostu wpychać tam wszystkie potrzebne rzeczy. Był to jeden z tych, na które rzucił zaklęcie. Był praktycznie bez dna i wystarczyło pomyśleć o danym przedmiocie i go wyciągnąć. Gdy już się spakował i ubrał zimowe ubrania zszedł na dół. Nicoletta już na niego czekała przygotowana do drogi. Kai powiedział zaklęcie w starodawnym języku i przed nimi utworzył się Portal. – No to jedziemy w góry skaliste. – Oznajmił i mógł zobaczyć jak po drugiej stronie formuje się wizja miejsca, do którego dążą. – Panie przodem. – Uśmiechnął się i przepuścił dziewczynę przed siebie.
Nie przygotowywała się jakoś wielce, bo kurtki wzięła tylko dla atrapy. Przecież ona nie czuła zimna. Stała w salonie, czekając na Kaia. Gdy chłopak wrócił wraz ze swoją magiczną walizką i utworzył Bramę, ona tylko pewnym krokiem weszła przed siebie. Liczyła na niego i po prostu mu ufała. Był jedną z niewielu osób, dla których zrobiłaby coś bez pytania. Po chwili już stała przed niewielkim drewnianym domkiem w obsypanym śniegiem krajobrazie. Hmm, odkąd nie czuła zimna bardzo polubiła tą porę roku. Odwróciła się, czekając na Kaia, by jak tylko wróci, oberwał świeżo ulepioną śnieżką. - To za tamtą gazetę.
Przeszli na druga stronę, a portal za nimi zniknął. Na ich szczęście żaden z przechodniów tego nie zauważył, a jeśli było inaczej, to zbytnio się tym nie zainteresowali. Kai spojrzał na domek przed którym wylądowali. Stąd dało się słyszeć wesołe rozmowy. Zwrócił się w stronę dziewczyny. – Myślę, że powin… -Nie dane mu było dokończyć, bo dostał śnieżką w twarz. –Osz ty… - Z uśmiechem ulepił własną kulę i posłał ją ku Nicolettcie. Trafił prosto w czoło. Uchronił się od kolejnej porcji śnieżek posłanej w jego stronę, a w pewnym momencie upadł na śnieg i pociągnął za sobą wampirzycę, chcąc się czegoś chwycić.
Ej, Kai! Uważaj! - krzyknęła, upadając na niego. Nie dość, że pociągnął ją za sobą, to jeszcze teraz... Szybko wzięła garstkę śniegu, dłonią równie bladą i wsadziła ją Kaiowi za kołnierz. - Dobrze, że przynajmniej jednemu z nas jest zimno. - prychnęła, wstając i otrzepując się. - Chodź.
Jęknął, gdy śnieg dostał się za kołnierz. Nicoletta nie czuła zimna i to dawało jej nad nim przewagę. Gdy Kai znalazł się na ziemi, dopiero zauważył słońce górujące na niebie. I wtedy sobie przypomniał, że Letty jest w końcu wampirem. Szybkim ruchem podniósł się z ziemi, ściągnął swoją kurtkę i rzucił ją na dziewczynę. Wbrew jej protestów, wziął ją na ręce i wszedł do pierwszego lepszego domu, który znajdował się naprzeciwko nich. Jakim zdziwieniem było, gdy w salonie zobaczył znaną mu grupę Nocnych Łowców. – Znowu wy. – Powitał ich entuzjastycznie i postawił wampirzycę na ziemi.
KAI IDIOTO! CO TY ROBISZ?! - krzyczenie nie było dla niej normalne, ale to już była przesada. - POSTAW MNIE NA ZIEMI! - gdy w końcu jej posłuchał, kopnęła go w łydkę i rozejrzała się po domu, do którego ją wepchnął. - Kai, nic mi nie je... - w tej samej chwili zobaczyła przed sobą grupę kilku dziesięciu Nefilim, a wśród nich burzę znajomych, rudych włosów...


Becky siedziała na krześle połykając kolejne kanapki. Gdy jej brzuch był już pełny podniosła się z krzesła i ruszyła do pokoju by przebrać się w ciepłe ubrania.
Jared zbiegł z góry. -Cześć - rzucił do ludzi w salonie, w ogóle nie przejmując się faktem, zę ze zgromadzonych znał tylko Lenny. Jego uwagę przykuły kanapki, zgarnął jedną i wpakował do ust. Przeżuł. Połknął. -Nie wiem, kto je robił ale są zajebiste - rzuciła i zgarnął jeszcze jedną. -To jaki jest plan na dziś? -Zagadnął rozglądając się po zgromadzonych.
Rebecca po przebraniu zeszła na dół gdzie zastała sporą ilość ludzi, rozejrzała się -To co my tak właściwie dzisiaj robimy-mruknęła po czym rzuciła się na kanapę.- Hejka Jared. - powitała kolejnego przybyłego. - Grupa śniadaniowa pod moim przewodnictwem, kłania się. - powiedziała, parodiując dygnięcie. - Cieszę się że Ci smakuje.
-Grupa śniadaniowa, mówisz? -Rzucił unosząc brew z zaciekawieniem. A macie tez jakąś grupę, która zajmuje sie przygotowywaniem obiadów, czy kolacji? Bo jeśli tak, to chętnie piszę się na konsumpcję.
Możemy zobaczyć co da się zrobić. - puściła do niego oczko, zerkając na dziewczyny. - Dałybyśmy radę? Czy może pójdziemy do jakieś restauracji?
Zespół śniadaniowy? – Zapytała i z rozbawieniem zerknęła na Lenny. – Na obiad wkręć w to chłopaków – Wskazała palcem na Jareda, Jamesa i Matta. – Pod twoim dowództwem Szefie Kuchni, posiłek będzie wyśmienity. – Uśmiechnęła się w stronę Lenny. Upiła trochę swojej herbaty, która wręcz rozgrzała ją od środka. Zerknęła w stronę kominka. Ktoś zajął jej ulubione miejsce w tym domku.
Becka leżała na kanapie krzycząc -Kurde ludzie co robimy! -Przywracała się z boku na bok -Len nudzi mi się ratuj!
Jared zgarnął sobie jeszcze jedną kanapkę. Najadł się nawet, upij jeszcze kilka łyków herbaty, po czym wyjrzał za okno. Słysząc głos dziewczyny z kanapy zwrócił się teraz do niej. -Ja to chyba dołączę sobie to tych tam - pokazał kciukiem za siebie w stronę okna przez które było widać ludzi zjeżdżających po stoku - oznajmił po czym nie czekając na resztę ruszył ku drzwiom wyjściowym zatrzymując sie tylko po to, aby założyć buty i kurtkę.
Len śmiała się w najlepsze, gdy nagle do domku wpadła dwójka ludzi. - Carmen? - wytrzeszczyła oczy, upuszczając kubek.
Ała! – Powiedział i spojrzał na Nicolettę. Wampiry miały większą siłę, więc uderzenie go zabolało. – Chciałaś tam umrzeć?! – Ręką wskazał na dwór. Nie przejmował się zbytnio Nefilim, ale jego wzrok padł na nich, gdy wampirzyca urwała zdanie. – Znacie się? – Zapytał lekko zdziwiony i zabrał swoją kurtkę z podłogi. – Nie ważne. – Machnął ręką i popchał Nicolettę do przodu, widząc jak promienie słoneczne wpadające przez duże okna prawie ją dosięgały.
Dwa fakty, Kai, z ostatniej chwili. To słońce nic mi nie zrobiło! A jakbyś chciał wiedzieć, to tak! To jest moja siostra. - powiedziała z naganą w głosie. Zauważyła, że uderzenie go zabolało, ale nie spodziewała się, że popchnie ją do przodu. - Kai. - powiedziała tylko, natarczywie patrząc mu w oczy.
James rozłożył się w najlepsze przed kominkiem już parę chwil temu. Czuł zapach niedźwiedziej skóry położonej przed kominkiem w celu dekoracyjnym. Dłonie dla wygody wpakował pod głowę, otwierając na chwilę oko by przyjrzeć się wychodzącemu Jaredowi. Zmarszczył nos w zdziwieniu, widząc go tutaj. No cóż, przywita się innym razem, bo wychodzić nie miał zamiaru. - A ja tu zostanę z moim nowym kumplem. - stwierdził, czochrając niedźwiedzi łeb. Mimo woli rzucił też okiem na dwie istoty, w tym długonogą wampirzycę, która podniosła głos, skutecznie skupiając na sobie jego uwagę. Aż przymrużył jasne oko, kiedy jej się przyglądał. Zaśmiał się pod nosem. - Hej, Dziecię Nocy. Złość piękności szkodzi. - rzucił ku niej, otwierając drugą powiekę.
Słysząc za sobą głos, odwróciła się. - Wbrew twoim wyobrażeniom, Nefilim, jeszcze wcale nie jestem bardzo zła. Ale mogę być. - powiedziała, mrużąc oczy i wbijając wzrok w Łowcę rozłożonego na podłodze.
Matt spał oparty o stół gdy do domku wpadła wampirzyca i czarownik. Jego skromnym zdaniem wampirzyca była niczego sobie -Hej jestem Matthew, Matt lub dla niektórych Sexy Bomba miło mi cię poznać -pozwiedzał wyrastając przed nią jak by z podziemi
Na zaczepkę kolejnego chłopaka, nawet nie odpowiedziała, tylko mierząc go wzrokiem. Coś za pewni siebie byli ci wszyscy Łowcy. Minęła go, kierując się w stronę Len. - Cześć, Rudi, jak Cię wiedzie?
Omal nie upuściła kubka, gdy usłyszała jak ktoś głośno otwiera drzwi. Ściągnęła brwi. Kai niósł kogoś zwiniętego w kurtkę i właśnie postawiał ową osóbkę. Co on tutaj robił? Postanowiła się tym zbytnio nie przejmować i postawiła pusty kubek na stoliku. Drzwi nadal były otwarte i wpuszczały zimne powietrze do środka. Melissa szybko je zamknęła, zanim zdążyły zgasić ogień w kominku. Kominek. Jej wzrok powędrował ku temu miejscu, ale zobaczyła jak James się tam rozłożył. Ona miała tam siedzieć wraz z książką. To było jedyne ciepłe miejsce w całym domu. Naciągnęła rękawy swetra i do niego podeszła. – To moje miejsce. – Mogła chyba tak to nazwać skoro tu spała. – Posuń się. – Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na niego z góry, bo w końcu nad nim stała. Zerknęła na czarownika i resztę, ale po chwili powróciła spojrzeniem ku Jamesowi, chcąc wywalczyć sobie miejsce.
Jared zdążył wyjść jeszcze zanim tamta dwójka wparowała do domku. Teraz już miał wypożyczony snowboard, założył buty, przypiął deskę i zastanawiał się jak tu zjechać. Oczywiście nigdy wcześniej tego nie próbował, ale w końcu co mu szkodzi. Najwyżej się połamie, nie pierwszy i nie ostatni raz. Poza tym widząc śmigających obok ludzi, doszedł do wniosku, że to przecież nie może być takie trudne.
Lenny z konsternacją obserwowała jak jej siostra pozbywa się towarzystwa. - Na Anioła, co ty tutaj robisz?! Zwariowałaś Car? A co z LA? - dziewczyna była bardziej zdziwiona niż gdy zobaczyła Blessie. Co to ma być? Jakiś zjazd rodzinny?
Co robię? Zapytaj się jego. To on zwariował, nie ja. - odparła poważnie, wskazując na Kaia. Pomimo całej sytuacji zachowała swoją tradycyjną postawę, poważną i dystyngowaną. - W LA na razie spokój. Jeszcze nic nie wiedzą.
Len potrzebowała więcej informacji, ale znała Carmen i nie zamierzała na razie drążyć tematu. - Mam nadzieje. - powiedziała tylko i uścisnęła ją.
Puszczał wszystkie uwagi skierowane do wampirzycy mimo uszu. Założył ręce na piersi i zilustrował wzrokiem otoczenie. Jego uwagę skupiły na sobie kanapki leżące na stole. Myśląc, że nikt nie zauważy, zabrał jedną i zjadł dyskretnie. Były przepyszne. Nie grzeszył sympatią do Nocnych Łowców, ale jedno trzeba im było przyznać. Potrafili gotować. Nie był pewny czy będą mogli zatrzymać się na długo w ich domku, nie chciał im oczywiście psuć urlopu, ale Nicoletta nie mogła od tak sobie wyjść. Podszedł do niej i do jej znajomej i usadowił się koło nich. – Dobra. Kim ona jest? – Kiwnął głową w stronę Lenny. – Kim jest dla ciebie. – Sprostował. Kojarzył mniej więcej wszystkich ludzi w pomieszczeniu. Miał swoich informatorów. Westchnął, gdy usłyszał uwagę wampirzycy. – Jeszcze nie zwariowałem, ale jestem ku temu bliski. – Oparł się o oparcie i dał ręce pod głowę. – Jesteś wampirzycą, Letty. Słońce może cie zabić. Tylko troszczę się o twoje życie. – Zerknął na nią. Wiedział o jej planach zdobyciu dowodzenia nad klanem wampirów, ale na razie odłożył to na dalszy plan. Musiał znaleźć Gabrysia i to szybko.
James ani trochę nie przejął się aluzją wampirzycy, w końcu one miały to do siebie, że były chłodne i właśnie dlatego z Podziemnych panien upodobał sobie wilkołaczki. Zaraz potem odwrócił spojrzenie w stronę Melissy. Patrzył na nią pod trochę niekorzystnym kątem. Cóż, może i był uprzejmy, ale o swoje walczyć potrafił. - Wiesz. - odezwał się do niej, jednak bez cienia złośliwości, wręcz przeciwnie, nawet uśmiechnął się w jej stronę, unosząc na łokciach. - Wydaje mi się, że teraz to NASZE miejsce, zatem siadaj. - dorzucił spoglądając na nią całkiem nawet sympatycznie, po czym podniósł się do siadu. Dominująca, nie ma co. Mrah, nie miał zamiaru tak łatwo ulegać, mimo wszystko był facetem i miał swoją godność. Poza tym wyznawał zasadę złotego środka. - I byłoby mi miło, gdybyś mówiła mi po imieniu. Jestem James. - wykorzystując okazję przedstawił się i wyciągnął dłoń w jej stronę. Możliwe, że miał to być gest pojednawczy, ale Łowczyni zrobi co chce.
To moja siostra. - powtórzyła, odpowiadając za Len. - A słońce nic mi nie robi, Kai. - ściszyła głos, by nie zwrócić uwagi reszty. - Mogę chodzić za dnia.
Przerzucał spojrzenie od Lenny do Letty i z powrotem. Nie były do siebie podobne, zatem musiały być przyrodnim rodzeństwem. O mały włos po informacji, która padła z ust wampirzycy nie zszedł na zawał. – Możesz chodzić za dnia..? – Również ściszył głos, choć ledwo powstrzymywał się od podniesienia go. Czemu mu wcześniej nie powiedziała?! Obyło by się bez tego całego cyrku. Mogli również szybko stąd wyjść i znaleźć Gabrysia. – Jakim cudem? – Powiedział tylko i pochylił się nieznacznie do przodu.
Nie wiem. - wzruszyła ramionami. Nie obnosiła się z tym, bo wiedziała już, że ta umiejętność nie spotyka się z przyjaznymi reakcjami. Po prostu zaakceptowała ten fakt i przeszła nad tym do porządku dziennego. Dosłownie.
Nic. - zaśmiał się, bo rozbawiła go swoją płochliwą reakcją. Zachowywała się tak jakby to było co najmniej wyznanie miłości, a biorąc pod uwagę to ile razem przeszli nie wydawało mu się to niczym nadzwyczajnym. - To dobrze. - uniósł się nieznacznie na łokciu, by móc skrócić dystans między ich twarzami, a potem pochylić się do jej ucha. - Bo ja też się o Ciebie martwiłem, kiedy zniknęłaś. - wyznał to szeptem, jak tajemnicę stanową, zaraz potem odsuwając się nieco, bo dojrzeć jej reakcję. Nie wiedział czy dobrze robi mówiąc jej o tym kiedy ta czuje się niepewnie, ale na Anioła, byli dorośli. Poza tym to że się o kogoś troszczysz to jeszcze żaden wyrok. Cofnął rękę, którą ją obejmował, głównie po to by odgarnąć za ucho kasztanowe włosy, potem wierzchem dłoni przesunął po kości policzkowej, przez szyję na bark, gdzie wyczuł gęsią skórkę. Uśmiechnął się zadziornie i podrapał lekko to miejsce, wiedząc że wywoła dziwny, lecz przyjemny dreszcz. Potem tę samą dłoń oparł na jej ciepłym, odsłoniętym przez rąbek bluzki boku, zaczynając go gładzić. - Nie idziesz na stok?
Westchnęła ubolewając, że musi dzielić miejsce. To był duży dom na dodatek w górach, gdzie panowało zimno, powinny tu się znajdować co najmniej z dwa kominki, aby ludzkość nie poumierała. Oczywiście mogła na sweter założyć bluzę, tylko gdyby ją posiadała. W końcu musiała coś wyciągnąć, aby zmieścić książki, bo wiedziała, że tutejsza biblioteka nie będzie dobrze zaopatrzona. Zdecydowała się usiąść, nie chcąc dłużej marznąć. Zauważyła brak Jareda, który z pewnością wymknął się potajemnie na dwór. Liczyła, że reszta podąży za jego przykładem i pewnie by tak było, ale wszystko musiał zepsuć Pan Wielki Czarownik z Brentwood’u i jego towarzyszka. Jej nienawiść do niego jeszcze bardziej wzrosła. Jej rozmyślania przerwał chłopak, który wyciągał do niej rękę. Bez głębszego zastanowienia ją uścisnęła. – Melissa.- Powiedziała. – Nie powinieneś iść na dwór? – Zapytała, ale po chwili się poprawiła. – Znaczy, czy nie chcesz iść na zewnątrz? – Pierwotną myślą było po prostu: Idź na dwór. Miejsce by się zwolniło, on by sobie jeździł czy co tam robił. Wszyscy byliby szczęśliwi.
Nie wiesz? – Wlepił w nią zdezorientowane spojrzenie. Nie szukała, nie pytała, nie robiła nic, aby się dowiedzieć? To było dla niego ciężkie do zaakceptowania. – Ale wiedziałaś od początku? – Zapytał. Wątpił, że Letty mogła być tak nieostrożna, aby zostać w dzień na dworze, gdy jeszcze o tym nie wiedziała. Przeniósł spojrzenie na Lenny, niezbyt pewny czy mogą rozmawiać przy niej o takich rzeczach. W końcu, gdy chodzi o sprawy Nefilim, wszyscy milkną, gdy widzą go w pobliżu. Postanowił, mimo wszystko, jej zaufać. Były przecież siostrami, a miłością Nicoletta otaczała tylko najbliższych. – Letty, powinniśmy stąd iść. – Nachylił się do niej. – Nie jesteśmy tu mile widziani, a przynajmniej ja. Nie rozbijajmy im urlopu i po prostu się zbierajmy.
Matt przyglądał się piękności która rozmawiała to z Lenny to z czarownikiem usłyszała ostatnie słowa czarownika i krzyknął -Nie zostawiaj mnie moja piękności!
Wcale nie! - krzyknęła Len, niczym małe dziecko, chwytając Nicolettę za ramię. - Carmen jest zawsze u mnie mile widziana. - Len widziała, że siostra nie lubi tego imienia, ale nie była wstanie nazywać jej inaczej. To jedna z jedynych rzeczy jakie jej pozostały z przeszłości.
Kai spojrzał na chłopaka, który przedstawił się jako ,,Sexy Bomba” (tak, zapamięta to sobie do końca jego długiego życia) i uznał, że jest albo zdesperowany albo chory psychicznie. Obie przypadłości nie wykluczały się wzajemnie. – Może i jest mile widziana, ale spieszy nam się. – Rzucił wampirzycy porozumiewawcze spojrzenie. Gabriel mógł wpaść w jakieś kłopoty z tym swoim ‘Dam sobie radę sam’, albo jego niezwykłym szczęściem.
Ładne imię. I nie, nie lubię zimna. - odparł, marszcząc lekko nos. Z łatwością zorientował się, że chętnie by się go stąd pozbyła. Wystarczyło jej westchnienie i źle sformułowane pytanie. Uśmiechnął się wtedy wąsko, kręcąc nosem do samego siebie. No cóż, mimo że walczyć umiał, to jednak narzucać się nie lubił, zwłaszcza dziewczynom. - A jak chcesz żebym sobie poszedł, wystarczyło powiedzieć. Nie lubię przeszkadzać. - mrugnął do niej ulotnie, jak zwykle ani trochę nie urażony. Trudno było sprawić, żeby się gniewał. Wstał z niedźwiedziej skóry, wypatrzył sobie jakiś fotel i dosunął go bliżej kominka, by było ciepło, po czym rozsiadł się wygodnie. Mówiłem? Złoty środek. Spojrzenie ulokował na Melissie, skoro i ją ciągnęło do ognia tak jak jego to znaczy że było jej chłodno. Ściągnął swoją bluzę, była dość spora, więc na sweter sam raz. Nie zaproponował jej, bo miał przeczucie że dziewczyna jej nie przyjmie, dlatego po prostu wstał, by położyć ją obok Nefilim. Zawsze mogła nie ubierać, ale wtedy byłby to w sumie tylko głupi, bezsensowny upór, przynajmniej jak dla Jamesa. - Proszę, szybciej się ogrzejesz. - no tak, uprzejmy do bólu. I choć teraz bluza nie była jej potrzebna, to z pewnością przyda się przy odejściu od kominka. Sam skierował się w stronę schodów, by pójść po drugą bluzę. On książek nie czytał, więc miejsca miał pełno.
Delikatnie zdjęła dłonie Lenny ze swojego ramienia. - Spokojnie, Len, jeszcze się zobaczymy. - to powiedziawszy, przytuliła dziewczynę. Zignorowała fakt, że Kai zobaczy ją uczuciową. Postanowiła też odpowiedzieć mu później. Pogłaskała siostrę po głowie i przytuliła ją mocniej, by za chwilę wypuścić ją z objęć. Wstała i słysząc "Sexy Bombę" spojrzała wymownie na Kaia. - Faktycznie mile widziana... - mruknęła tak, że tylko czarownik ją usłyszał. - Bez fajerwerków Romeo. I nie jestem twoja. - rzuciła, by móc się mu bardziej przyjrzeć. Wysoki, nawet wyższy od niej, brązowowłosy. Nie chciała się w nic pakować, więc tylko zwróciła się do Kaia. - Chodźmy stąd.
Zagryzła wargę dochodząc do wniosku, że jednak trzeba było użyć tej wymijającej odpowiedzi. O ile rzeczywiście to, że się o kogoś troszczysz, to nie żaden wyrok, o tyle dla Diany, to jednak było całkiem sporo. Słysząc jego wyznanie, zerknęła na chłopaka na ustach pojawił jej się cień uśmiechu, a oczy błysnęły, chociaż nadal coś wydawało się ją tłumić. -To dobrze - wymruczała pod nosem zdając sobie sprawę z tego jak perfidnie to teraz brzmi. Poza tym, chyba trochę niepotrzebnie się martwił, w końcu wróciła. Nie było aż tak źle. Jedynie co, to nabawiła się kolejnych parę blizn, które powoli, ale znikną. Przymknęła oczy ciesząc się jego dość rozpraszającym dotykiem, drapanie rzeczywiście wywołało przyjemny dreszcz oraz niepozorny uśmiech, który mimowolnie pojawił się jej na twarzy. Siłą rzeczy jakby nie było sprawiał jej przyjemność. Chyba powoli łapali kolejny, wyższy poziom tej znajomości. Otworzyła oczy przykładając dłoń do piersi chłopaka i leniwym ruchem powiodła opuszkami palców po runie, którą miał wyrysowaną. Jego dłoń na boku brunetki wywołała kolejny przyjemny dreszcz, który tym razem biegł wzdłuż kręgosłupa. W tej chwili było jej przy nim tak przyjemnie, że zapominała o bożym świecie, jego pytanie jednak sprowadziło ją na ziemię. Zamrugała ożywiając się. Właśnie! Stok. Teraz to ona uniosła się na łokciu. -Idę - odparła zdecydowanie z radosnym błyskiem w oku. -Myślałam, że pójdziesz ze mną - dźgnęła go zaczepnie w brzuch. -No ale w takim stanie, lepiej będzie jeśli zostaniesz. Ale i tak wstawaj, zrobiłyśmy z dziewczynami kanapki - oświadczyła zerknąwszy jeszcze na chłopaka, po czym odrzuciła róg kołdry, próbując się z niej wygrzebać. Poza tym nie chciała tez sprawdzać, czy Set na prawdę wychodzi z łazienki nago po prysznicu.
-Proszę wróć do mnie jeszcze, tak bardzo cię pragnę -krzyczał jak opętany. Naprawdę podobała mu się owa wampirzyca -Zdradź mi choć swe imię.
Już wychodzili, gdy chłopak odezwał się po raz kolejny. - Nie mów nic o pragnieniu, bo zrobię się głodna. - powiedziała, i nie dało się ocenić, czy miał być to żart, czy też wampirzyca mówiła serio.
Yen wyszła z pokoju w miarę sportowym stroju. Mieli przecież iść wreszcie na zewnątrz pojeździć na snowboardzie. Na korytarzu spotkała Dianę. Przecież ona miała iść już na stok, ale najwyraźniej coś, albo ktoś ją zatrzymał. - Już idziemy, tak? - zapytała dziewczyny chociaż doskonale znała odpowiedź. Podeszła do wieszaków, wzięła kurtkę ubierając ją i resztę zimowych ubrań. - Czekam na dworze - rzuciła do ludzi kłębiących się w salonie i przy drzwiach. Zatrzasnęła drzwi i poczuła na twarzy podmuch zimnego powietrza.
Musnęła jeszcze usta Nate'a na pożegnanie, nic jej nie będzie, jeśli chodzi o łapanie przeziębień i tego typu sprawy, to była nad podziw odporna. Kiedy Diana wyszła juz z pokoju chłopaków natknęła się na Yen. Rzeczywiście ten powrót do pokoju chwile jej zajął. Rozejrzała się po salonie spoglądając przez balustradę w dół. -Już idę. Tylko się przebiorę - rzuciła do Yen, po czym zniknęła w ich wspólnym pokoju, żeby wziąć szybki prysznic i ubrać się. Po piętnastu minutach wyłoniła się z pokoju, zbiegła po schodach do salonu, gotowa ubrać się w buty i kurtkę. Zaciesz na jej twarzy mówił sam za siebie.
Nie lubisz przeszkadzać… - Powiedziała na głos niezwykle tą informacją zainteresowana. Pierwszy Nocny Łowca, jakiego spotkała, który nie lubił zimna i się wtrącać. Kolejny, jeśli liczyć ją samą, ale wykluczając drugą opcję. Ona po prostu lubiła ‘wiedzieć’, ale znała granice. Nie chciała przecież zniszczyć jakiejś przyjaźni, którą budowała przez parę lat, po to by dopytywać się czemu tak, a nie inaczej. Hobby, które dawało znać o sobie, gdy doskwierał jej nadmiar nudy. Bacznie obserwowała czynności chłopaka. Ciężko było jej uwierzyć, że tak po prostu odpuścił siedzenie na tej niezwykle miękkiej niedźwiedziej skórze i grzaniu się przy ogniu. Po chwili jednak James wrócił z fotelem. Zerknęła na drzwi, które znowu zostały otwarte, nie widziała przez kogo, w salonie zgromadziło się za dużo ludzi, ale wpuściły kolejny, zimny podmuch powietrza. Tym razem o mały włos nie zgasiły ognia. Mel otuliła się szczelniej i podciągnęła nogi do piersi, owijając wokół nich ręce. Czemu tu musiało być tak przeraźliwie zimno. Mogła zostać w Instytucie, ale kto wtedy pokierowałby tak profesjonalnie jak ona? Nie powiedziałaby tego na głos, bo od razu wszyscy jednogłośnie odpowiedzieliby: Nate, ale pomarzyć zawsze można. Skierowała wzrok na bluzę leżącą obok niej. Już miała ‘coś’ odpowiedzieć, ale chłopak poszedł w stronę schodów. Po czasie, gdy nie zniosła kolejnych otwieranych drzwi, założyła bluzę i wzrokiem oceniła sytuację w pokoju. Mattew najwyraźniej uznał, że idealny czas wyprawiać sztuki teatralne, a wampirzyca przyjęła rolę Julii. Kai wyglądał co najmniej ja książę Parys, który miał ochotę zamordować Romea.
Skinął głową w jej stronę. Najwyższy czas było się stąd ulotnić. Posłał mordercze spojrzenie ku Matthew’owi. Nie przeszkadzałoby mu bardzo, innym chyba też, aby zamienić go na jakiś nieokreślony czas w coś, co nie mówi. Wszystkim by ulżyło, a chłopak narobiłby sobie mniej wrogów. Jeszcze dobił wyraz ‘Obiekt Niepożądany’ do swojej postaci w głowie Kaia, po tym, jak Letty rzuciła kąśliwą uwagę na temat pragnienia. – Chodź. – Mruknął i dobili się jakoś do drzwi. – Ach ten twój Romeo. – Rzucił rozbawiony zerkając na Letty. Potem przeniósł spojrzenie na dziewczynę, która stała przed domkiem gotowa do jazdy na snowboardzie. – Yen? Też przyjechałaś? – Zapytał z uśmiechem na twarzy. Co najmniej dwunastka Nocnych Łowców przyjechała do domku. Clave musiało mieć dobry powód, aby im zafundować mały urlop.
Len podeszła do Matta, klepiąc go w ramię. - Tak jej nie zdobędziesz, chłopie. Ona nie idzie na banalne teksty. I nie lubi hałasu.
Yen patrzyła na wysoką górę, zwaną stokiem. Szeroka trasa i kilka wyciągów na szczyt. Od patrzenia w górę zapiekły ją oczy, odwróciła wzrok niżej i na przeciwko niej stał Kai. Śnieg momentalnie przestał padać, nie czuła ostrych drobinek wbijających się w skórę. Usłyszała jego wołanie, następnie jak podchodzi. Nie wiedziała, że i on się tu zjawi, myślała, że tylko Nocni Łowcy dostali "urlop". Bardzo mile zdziwiona, podeszła do Kaia. - też tu przyjechałam - odpowiedziała na pytanie chłopaka, po czym lekko się podniosła i pocałowała delikatnie w usta. - A Ty? Co tu robisz? - zapytała zadowolona.
Nicoletta zobaczyła jak Kai podchodzi do ciemnowłosej dziewczyny, Łowczyni. Pocałowali się. Spojrzała w bok, by na nich nie patrzeć. Nie wstydziła się pocałunków, tylko chciała dać im trochę prywatności. Zerknęła przez okno do domku z którego wyszli. Drugi z tych chłopaków, którzy do niej zagadali siedział przy kominku. Był całkiem przystojny. Teraz rozmawiał z jakąś brunetką, która wcześniej krzyczała na Kaia. Wróciła wzrokiem do czarownika. Przestali się już miziać, więc podeszła i wyciągnęła rękę do dziewczyny, by się przedstawić. - Jestem Nicoletta. Kai nie mówił mi o tobie. - zaakcentowała słowo 'nie'. Nie żeby była zazdrosna, w żadnym wypadku! Po prostu ciekawiło ją to, dlaczego przyjaciel ma dziewczynę, o której nic jej nie powiedział.
Odwzajemnił pocałunek i objął ją w pasie, przyciągając do siebie. Widział ją pierwszy raz od paru tygodni. Czy się stęsknił? I to bardzo. Jego wargi pamiętały smak jej ust. Niechętnie się odsunął, gdyż usłyszał delikatne chrząknięcie Letty. Potem, jakby nigdy nic, wyciągnęła dłoń do jego dziewczyny. Zaciekawiła go trochę jej bezpośredniość, a szczególnie drugie zdanie. Miał nadzieję, że Yen nie poczuje się przez nią zazdrosna czy coś. Przecież sobie ufali. – Gdybyś ty mówiła o tych wszystkich istotkach, którymi się żywiłaś, przejadłoby mi się to. – Powiedział i dał jej przyjacielskiego kuksańca w żebra.
Żywiłam. - powtórzyła jak echo, swoim nienaturalnie spokojnym głosem. - Kai, wiesz, że twoja Nefilim mogła by mnie teraz zabić? Wiesz, żywienie się na ludziach jest wbrew Przymierzu. - powiedziała, jednak jakby w ogóle się tym nie przejmując. - Po za tym, ja nie wchodzę w zbliżenia seksualne z każdy, kim się żywię. - prychnęła zabawnie, obserwując minę jego towarzyszki.
Yen usłyszała wołanie Len. Spojrzała się na Kaia i Letty po czym powiedziała: - Podobno musicie poszukać Gabrysia, prawda? - a słysząc twierdzącą odpowiedź kontynuowała - idźcie go poszukać teraz, ja wrócę do domku... A my Kai pewnie jutro się zobaczymy - cmokneła go jeszcze raz w policzek i weszła do ciepłego budynku. Zdjęła kurtkę, i weszła do salonu gdzie siedzieli tylko Lenny, Becky i Matt. - Mało nas – zauważyła.
Gdy Yen weszła do salonu chłopak w mgnieniu oka odpowiedział jej -Słuszna uwaga, ej Len może opowiesz mi coś o twojej pięknej siostrze mruknął ruszając śmiesznie brwiami i biorąc łyk herbaty z kubka Rebeccy
Matt, nie nastawiał się tak. Ona gryzie. Dosłownie.
-Zawsze można spróbować -odpowiedział swoim ulubionym tekstem
Można, ale w jej przypadku wiele nie zdziałasz. - powiedziała tylko. - Ona naprawdę nie poleci na pierwszą lepszą gadkę.
-No wiesz, nie musi polecieć, może to i lepiej -mruknął bawiąc się palcami.
Jeśli naprawdę chcesz to zrobić, to musisz się postarać, ale i tak niczego ci nie gwarantuje.
Yen słuchała rozmowy Matta i Len śmiejąc się pod nosem z rozpaczliwych komentarzy chłopaka. Jaka nieszczęśliwa miłość - pomyślała. Podeszła do niego i wesoło poklepała go po plecach - nie martw się Matt - uśmiechnęła się. - jak nie, to znajdziesz inną, która Ci się nie oprze.-Eh zależy co dla niej znaczy postarać się -powiedział upijając kolejny łyk herbaty Becky -Tia zapewne -odpowiedział Yen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz