Nocny Łowca // 26 lat // 189 cm // zielone oczy // parabatai: Daniel Lumière // runy: są // brat Diany Levittoux // angielskojęzyczny francuz // do niedawna wtyka u Mrocznych Łowców // tyle w barach że łatwiej go przeskoczyć niż obejść // broń: preferuje palną od białej, ale jeśli już musi walczyć na miecze, wybiera dłuższe, cięższe ostrza bądź halabardę // lubi: Danny // nie lubi: psa Danny // alergia na zwierzęta // Znienawidzony przez Mrocznych. Kochany przez Clave.
Okazuje się, że jego surowa aparycja i zachowanie to tylko część jego osobowości. Za kaskadą nieprzystępności, zachowawczości, wiecznej powagi i opanowania, kryje się facet ze specyficznym poczuciem humoru, które nie każdy jest w stanie zrozumieć. Zdystansowany do świata, wcale nie jest zdystansowany do ludzi, a kiedy chce, potrafi pokazać prawdziwe uczucia, albo chociaż ich namiastkę. Przynajmniej tych, które zdążył się nauczyć od Dainiris (choć nigdy nie uważał, że jest dla niego dobrą nauczycielką). Może trochę krzywo okazuje siebie, ale z każdym dniem coraz lepiej i z mniejszym oporem. Wbrew pozorom nie jest sztywny, a po prostu trochę... inaczej postrzega rzeczywistość i obiera zupełnie inne priorytety. Może ma dwadzieścia parę lat, ale zachowuje się na prawie czterdzieści. Życie od dziecka uczyło go, jak zadbać o siebie, ale też o swoją rodzinę i chociaż w tym drugim zawiódł – zwłaszcza Dianę, nie porzuca platonicznej idei o posiadaniu swojego domu. Wierzy, że siostra znajdzie go z Nathanielem – choć nikt tak na niego nie mówi, on lubi. Sam próbuje ułożyć codzienność z Danny. Z każdym tygodniem dowiaduje się, że rutyna, tradycjonalizm i doświadczenie, na którym opierał się w swojej (jak się przekonał) nudnej egzystencji, to jedne z niewielu podstaw, na jakim może opierać życie.
fc: DJ Cotrona
Spomiędzy jej warg wyrwał się cichy jęk, gdy wraz z powrotem świadomości pojawił się też pulsujący gól głowy i dziwne, nie do końca dające się sprecyzować otępienie. Kilka kolejnych sekund zajęło jej przypomnienie sobie co się tak właściwie, do cholery, stało, a gdy tylko spomiędzy odmętów irytującej ciemności wyłoniły się przebłyski niejsanych wspomnień, Dainiris wyprostowała się niepewnie i zamrugała kilkukrotnie, próbując dostrzec coś w półmroku pomieszczenia.
OdpowiedzUsuńW pierwszym odruchu pociągnęła za więzy, krępujące jej nadgarstki, ale okazało się to zupełnie bezcelowe, gdyż napastnik przywiązał ją do krzesła, skutecznie uniemożliwiając poruszanie. Nie potrafiła zdecydować co w tej sytuacji zirytowało ją bardziej: fakt, iż ktoś po raz kolejny ośmielił się w ten sposób ograniczyć jej wolność; uciążliwa suchość w ustach, czy też może beznadziejne uczucie bezradności, które powoli ogarniało całe jej ciało.
Mimowolnie oblizała spierzchnięte usta, a następnie wykrzywiła twarz w grymasie, gdy wyczuła na języku gorzki posmak środków odurzających.
Porwano ją.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości tym bardziej, że ostatnim co zdołała zapamiętać była grupka Mrocznych, którzy wciągali ją do busa, próbując uśpić. Najwyraźniej w końcu im się to udało. Nie obyło się bez walki, na dowód czego teraz na jej policzku rozkwitał fioletowy siniec. Nie mogła go dotknąć, ale czuła, że tam jest - piętno jej porażki.
Danny poruszyła się ostrożnie, wiedząc z doświadczenia, że lepiej na spokojnie sprawdzić swoje obrażenia; każdy gwałtowniejszy ruch mógł pogorszyć jej stan. Na szczęście, poza kilkoma obtarciami i obitymi mięśniami nie wyczuła większych uszkodzeń, czy złamań. Podejrzewała jednak, że to się wkrótce zmieni...
Gdy wzrok Łowczyni przyzwyczaił się już do ciemności, ponownie omiotła czujnym wzrokiem swoje więzienie. Ostatecznie, bardziej wyczuła niż dostrzegła czyjąś obecność w jednym z kątów pokoju. Zatrzymała spojrzenie granatowych oczu na zarysie męskiej sylwetki i prychnęła głośno, unosząc kącik ust w kpiącym uśmiechu.
W tym samym momencie w jej żyłach zaczęła krążyć adrenalina, która skutecznie wyparła zalążek strachu, czający się niebezpiecznie w tej części umysłu, nad którą nie miała bezwzględnej kontorli. Instynkt nakazywał jej natychmiastową ucieczkę, ale stłumiła go, ponieważ doskonale wiedziała, że w tej chwili nie zdoła tego zrobić. Miała przerąbane.
- Ładnie to tak traktować swojego gościa? - mruknęła ochryple i natychmiast przełknęła ślinę, by zwilżyć gardło.
Przekrzywiła nieznacznie głowę w swoim zwyczajowym, zwierzęcym geście, nie spuszczając uważnego spojrzenia z przeciwnika. Wroga.
Jej myśli, zerwane ze smyczy, zaczęły wreszcie analizować sytuację w poszukiwaniu najlepszego wyjścia z bagna, w które się niewątpliwie wpakowała. Przynajmniej ból głowy odszedł już w niepamięć, załagodzony przez zastrzyk energii.
Danny
Co do jednej rzeczy Colin miał rację - nie wiedziała ile dokładnie starań musiał poczynić, by stać przed nią teraz zamiast jakiegoś mrocznego psychopaty, ktòry bez żalu poderżnąłby jej gardło... Nie miała o tym pojęcia, jednak nie dlatego, że nie orientowała się w hierarchii tej zdradzieckiej bandy, ale dlatego, że od momentu, w ktòrym stało się jasne, że mężczyzna działa pod przykrywką, Dainiris trzymała się zdaleka od jego grupy. Clave chciało od niej regularnych raportòw, a Blackedge nie zamierzała donosić na swojego, więc udawała, że tej komòrki nie udało jej się jeszcze zinfiltrować. Nie zniszczyła też jego przykrywki chociaż wiele razy miała ku temu okazję.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jego widok sprawił, że maska pewnej, nieustraszonej Łowczyni nieco się ukruszyła. Danny zacisnęła zęby i przymrużyła nieznacznie powieki, kiedy brunet wszedł w snop światła padający na krzesło, do ktòrego ją przywiązano i wreszcie się odezwał.
Nie powinno go tu być.
Kurwa, jej nie powinno tu być.
Pokręciła głową z wyraźnym niedowierzaniem i wypuściła głośno, wstrzymywane zupełnie nieświadomie, powietrze tylko po to, by sekundę pòźniej wsiąść głęboki wdech.
- No proszę, Wielki Pan Mroczny Numer Cztery - syknęła pod nosem, nie zdradzając wcale, że rozpoznaje go jako kogoś innego.
Mimo tego, że jej głos ociekał jadem, Dainiris posłała Colinowi błagalne spojrzenie, ktòre miało powiedzieć towarzyszowi to, czego teraz nie mogła wyrazić słowami - POWINIEN ZOSTAWIĆ JĄ KOMUŚ MNIEJ MIŁEMU I PRZYCHYLNEMU. Nie tylko dlatego, że siedział w tym bagnie głęboko, ale dlatego, że ona siedziała w nim głębiej.
- A co, Sucza Kròlowa Matka też gdzieś się tu kręci? - zapytała, na pozòr niewinnie, po czym posłała Francuzowi specyficzny uśmiech nim szarpnęła gwałtownie za więzy, by unieść się nieco i kłapnąć zębami tuż przy jego twarzy.
Gdzieś tam, w środku czuła, że powinna wspòłpracować i być posłuszna, ale to nie leżało w jej naturze. Poza tym, w ten sposòb łatwiej było udawać, że ta sytuacja nie robi na niej żadnego wrażenia; że nie ma przechlapane.
Blackedge podejrzewała, że te ściany - jak każde - mają swoje oczy i uszy, więc zamierzała odegrać najlepszą rolę w swoim życiu, by uratować życie sobie i Colinowi.
Danny
Wbrew pozorom obie grupy posiadały pewne wspólne elementy, ale Danny nie miała wcale zamiaru mu tego tłumaczyć. Był dużym chłopcem i spędził z Mrocznymi wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć swoje. Tak to już z nimi było; on działał wewnątrz, ona na zewnątrz - z rozkazu tej samej "instytucji". Jedyny problem stanowiło to, że ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego czym zajmuje się Levittoux, a on z kolei nie miał bladego pojęcia w co ona się wpakowała.
OdpowiedzUsuń- Niech ci będzie - skwitowała jego słowa i wzruszyła ramionami na tyle, na ile pozwoliły jej więzy. Zignorowała za to jego kolejne pytanie, bo nie wdziała sensu w zbędnej dyskusji.
Kiedy Colin chwycił ją za szczękę zastygła posłusznie w bezruchu, jak gdyby właśnie na to liczyła. W ułamku sekundy wyraz jej twarzy złagodniał, ale nie mógł tego dostrzec, nachylając się nad jej uchem. Mimowolnie napięła mięśnie w oczekiwaniu na jego słowa, ale koniec końców ani trochę jej nie zaskoczył.
- Ja też nie - wymamrotała na bezdechu i nim zdołała się powstrzymać, nieznacznie oparła czoło na wgłębieniu jego szyi, szukając chwilowego oparcia dla swojego obolałego karku.
Przemknęło jej przez myśl, że to nie może się dziać naprawdę. Zastanawiała się dlaczego los po raz kolejny kara ją w ten sposób, czy życie nie mogłoby jej chociaż raz odpuścić? Niestety, była nierozważna i teraz miała za swoje.
- Mylisz się - wychrypiała słabo, ponownie zaciskając powieki.
Levittoux nie miał o niczym pojęcia; nie był świadomy, że Clave kazało jej patrzeć mu na ręce przy każdej okazji; że jeśli się stąd wydostanie - oni już będą wiedzieli, że tu była i kogoś po nią przyślą. Zbyt wiele zainwestowali w operację Łowcy, by pozwolić jej spalić jego przykrywkę. Colin nie wiedział, że w zamian za szansę przetrwania musiała sprzedać im swoją duszę, i że jeśli pozwoli, by Mroczni nabrali co do niego podejrzeń, poniesie za to karę. On mógł zaryzykować, ale Clave nie byłoby tak łaskawe.
- Tak bardzo się mylisz - powtórzyła cicho i podniosła wzrok w tym samym momencie, w którym on przyłożył lufę broni do jej uda.
Przez chwilę, z wyraźną desperacją, szukała czegoś w jego oczach, ale szybko zrezygnowała i przywołała na twarz kolejną maskę. Oblizała dolną wargę i rozciągnęła usta w łobuzerskim uśmieszku, który jednak nie sięgnął jej ciemnych ślepii.
- Jak dla mnie, możecie wszyscy zdechnąć w tej przeklętej norze - warknęła, z całych sił chwytając dłońmi podłokietniki, do których przywiązane były jej nadgarstki.
Na ułamek sekundy przed tym, nim Levittoux pociągnął za spust, jej fasada opadła i brunet mógł dostrzec czyste przerażenie, malujące się w jej burzowych tęczówkach. Strach, który dotąd doskonale ukrywała był teraz widoczny jak na dłoni, a słabość w klatce piersiowej sprawiła, że jej oczy stały się podejrzanie szkliste.
Zanim jednak ośmieszyła się doszczętnie, w sali rozległ się dźwięk wystrzału i pocisk przeszył jej nogę... Przez pierwszy ułamek sekundy nic się nie działo, a potem nagle, odzierając ją z resztek godności, przyszedł ból i wszystko pociemniało.
Instynktownie napięła całe ciało, odrzucając głowę w tył, kiedy z jej gardła wydobył się przepełniony autentycznym cierpieniem skowyt, a spomiędzy rzęs wypłynęło kilka łez.
Jej wrzask rozniósł się lekkim echem po kamiennych ścianach, ale zupełnie się tym nie przejęła. Gdy wygięty w łuk kręgosłup zaprotestował, Blackedge skuliła się, zaciskając zęby, by kolejny, żałosny jęk nie wydostał się spomiędzy zaciśniętych ust. Czuła ciepło krwi, rozlewającej się leniwie po jej udzie i palący ból, zupełnie jakby po jej skórze tańczył żywy ogień, a kiedy dotarł do niej wreszcie absurd tej sytuacji, zaczerpnęła gwałtownie powietrza i ponownie odchyliła głowę.
Tym razem - zamiast krzyku - z jej obolałej krtani wydobył się tylko już tylko histeryczny śmiech.
Danny
Sabotaż? Dainiris nawet przez moment nie spojrzała na to w ten sposób. Wiedziała, że Łowca jest profesjonalistą i zrobi to, co słuszne bez względu na to, czy się znają czy nie; nie chciała wystawiać jego cierpliwości na próbę. Chciała jedynie uratować swój tyłek. I może przy okazji też jego, chociaż prawdopodobnie wywinąłby się ze wszystkiego obronną ręką. Ona sama nie miała tyle szczęścia. Była jednie psem na posyłki, któremu bez problemu można było ukręcić kark i nikt nie zadawałby niestosownych pytań. Jej życie należało do Clave i to Clave decydowało, kiedy je zakończyć... Colin nie miał o tym pojęcia.
OdpowiedzUsuńDanny miała już okazję przekonać się jak bolesne bywają tortury, ale ból wynikający z postrzału nie był nawet w połowie tak straszny do zniesienia jak myśl, że wszystko co do tej pory zrobiła było zupełnie bezcelowe. Wszystkie te odebrane życia, złamane zasady i zniweczone marzenia. I po co? By zgnić w jakimś lochu albo na śmietniku? Była żałosna - bała się odebrania run i samotności tak bardzo, że gotowa była dać się zranić, byle tylko tego uniknąć.
Zanim jednak zdążyła powiedzieć o tym Levittoux, brunet wstrzyknął coś do jej krwioobiegu. Zresztą, wątpiła czy w najbliższym czasie da radę uspokoić się na tyle, by wydukać chociaż jedno składne zdanie. Ostatnie kilkanaście sekund poświęciła na recytowanie każdego przekleństwa w języku demonów, które tylko przyszło jej na myśl. I na szarpaniu więzów, które przytrzymywały jej ciao na krześle. Przez moment miała nawet ochotę wgryźć mu się w twarz.
Potem jednak jej serce zaczęło zwalniać, a świat zawirował i jej wzrok ostatecznie przysłoniła ciemność. W ostatnim momencie przemknęło jej jeszcze przez myśl, że to nie może dziać się naprawdę, a potem odpłynęła.
...
Danny zerwała się gwałtownie do siadu, wciągając głośno powietrze, kiedy jej serce odzyskało prawidłowy rytm. Chwyciła się za gardło i rozkaszlała odnosząc wrażenie, że jej płuca zaraz eksplodują od niedoboru lub nadmiaru tlenu - nie potrafiła dokładnie stwierdzić. Wraz ze świadomością zaszczycił ją również ból i dziewczyna jęknęła przeciągle, a potem zerknęła na pokiereszowaną nogę i wzdrygnęła się mimowolnie. Krew wciąż wypływała z rany, więc w przebłysku zdrowego rozsądku, Blackedge oderwała nadszarpnięty podczas walki rękaw bluzki i obwiązała nim udo powyżej dziury w mięśniu. Zacisnęła zęby i zaskomlała cicho, gdy rozszarpane nerwy zaprotestowały gwałtownym impulsem bólu.
Dopiero chwilę później zdołała się rozejrzeć, co okazało się nie być najlepszym pomysłem, gdyż w tym samym momencie, w którym dostrzegła śmietnik, dotarły do niej wreszcie wszystkie zapachy i o mało nie zwymiotowała.
Zdołała się jedna podnieść, opierając o pobliską ścianę i doczłapać do wylotu uliczki. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na pieczenie na ramieniu, gdzie ktoś narysował runę niewidzialności. Domyśliła się czyja to sprawka i pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą. Czuła się i pewnie wyglądała jak gówno, ale musiała dotrzeć w jakieś bezpieczne miejsce nim ktoś ją wreszcie wytropi. Tylko ta myśl napędzała ją do działania.
Tym oto sposobem jakiś czas później odnalazła obskurny motel, do którego wślizgnęła się oknem w łazience. Tam obmyła ranę, klnąc na czym świat stoi i zupełnie przypadkiem odkryła, że w kieszeni spodni ma swoją stelę. Niemal rozpłakała się ze szczęścia i zamknęła się w jednej z kabin, by w spokoju narysować na nodze kilka iratze. Postanowiła chwilę odpocząć zanim ruszy dalej, ale ostatecznie zasnęła.
Obudziła się kilka godzin później, kiedy ktoś zaczął usilnie dobijać się do drzwi. Podziękowała sobie w duchu, że nie zapomniała zamknąć tej klitki, bo nie wybaczyłaby sobie chyba, gdyby ktoś zobaczył ą w tym stanie. Czuła się teraz o wiele lepiej, chociaż wciąż wyczuwała gorzki smak specyfiku na ustach. Tego, który podaj jej Colin, by sfingować jej śmierć; całkiem sprytnie.
W końcu Dainiris wyszła z łazienki, czując się nieco lepiej. Przynajmniej jak na kogoś, kto obudził się półżywy na śmietniku. Przedtem dorysowała kilka kolejnych run i wyrzuciła zbędne, upierdolone części garderoby do kosza, pozostając w samej koszulce i zakrwawionych spodniach. Rana na nodze wciąż była widoczna, ale wyglądała o niebo lepiej, więc Danny wybłagała u właściciela przybytku (który nie chciał kłopotów i zlitował się, widząc w jakim jest stanie) telefon, po czym wykręciła numer do Bell'a. Powiedziała gdzie jest i poprosiła, aby po nią przyjechał. Wiedziała, że to zrobi, więc czekała spokojnie.
UsuńWampir zaproponował, że zabierze ją do siebie, ale Blackedge odmówiła stanowczo, mając ochotę jedynie paść na łóżku i spać lub płakać. Lub oba warianty jednocześnie. Ostatecznie trafiła wreszcie do siebie i wskoczyła pod prysznic. Koniec końców tylko na to starczyło jej sił, bo gdy tylko wyszła z łazienki od razu wyłączyła telefony, wciągnęła na siebie bieliznę, padła na posłanie i odpłynęła.
Ostatecznie, zapadła w pewnego rodzaju śpiączkę, która odcięła ją od świata na niemal półtora dnia. Była sama, odwodniona, wygłodniała, z raną na nodze, której nie zdołała do końca opatrzyć oraz z siniakami na całym ciele, a do tego nieprzytomna.
Danny
Jeśli Colin od samego początku myślał, że Danny zamelduje się w tym obskurnym motelu tylko dlatego, że był jedynym w okolicy, był głupcem. Już i tak o kilka osób za dużo wiedziałoby gdzie jej szukać jako, że brunet nakazał porzucić jej ciało swoim ludziom zamiast zająć się tym osobiście... Rozumiała to i w pełni pochwalała, ale wolała dmuchać na zimne i właśnie dlatego postanowiła wykorzystać resztki sił, by dostać się do domu. Do mieszkania, w którym czuła się względnie bezpieczna. Przynajmniej do tego czasu, bo kiedy Levittoux wkroczył do środka, świadomie naruszając w ten sposób jej prywatność, nieodwołalnie skruszył spokój jej świątyni; jedynego miejsca na świecie, które należało wyłącznie do niej.
OdpowiedzUsuńNa szczęście Danny pogrążona była w zbyt głębokim śnie, by być tego świadkiem i drzemała sobie dalej, zupełnie nieświadoma zbliżającego się zagrożenia. Papierowa bladość jej skóry wynikała w tym momencie z trawiącej jej ciało gorączki, aczkolwiek w naturalnych warunkach jej cera pozostawała raczej jasna w porównaniu z modną opalenizną kobiet z LA, z czego ona sama była raczej zadowolona.
Oczywiście, Blackedge wyrysowała sobie na udzie kilka iratze, ale faktycznie, runy zdążyły zniknąć w ciągu dwóch dni jakie dziewczyna spędziła na odpoczywaniu. Nic chyba jednak dziwnego, skoro wróciła tak pokiereszowana; na jej policzku widniał teraz wyraźny, fioletowo-zielony siniec. Nie wspominając już w ogóle o częściowo tylko zagojonej ranie na nodze, którą Colin bezdusznie ścisnął, by wybudzić Łowczynię z letargu.
Gdyby tak bardzo nie skupiał się na samej Danny, usłyszałby ciche pomrukiwanie dobiegające zza kanapy, na której brunetka się wylegiwała. Jak można się było spodziewać, zaciśnięcie palców na zaczerwienionej skórze odniosło upragniony efekt, bo Dainiris gwałtownie otworzyła oczy i zawyła krótko z bólu na sekundę przed tym, nim wyszarpnęła spod boku dłoń uzbrojoną w sztylet i zamachnęła się nią na oślep, tracąc jednocześnie równowagę. Zsunęła się niezgrabnie z kanapy, kątem oka rejestrując znajomą twarz i uderzyła tyłkiem o podłogę, ostatecznie z brzękiem upuszczając broń, by skulić się i wyraźnie drżącymi rękoma objąć delikatnie udo.
W tym samym momencie, w którym Blackedge stała się zupełnie bezbronna, ciche pomrukiwanie przerodziło się w głośne warczenie, gdy zza kanapy wyskoczyło włochate bydle, obnażając przed Levittox połyskujące kły.
Pies zatrzymał się tuż przed swoją właścicielką, obniżając zad w gotowości, gdyby uznał za stosowne rzucić się do przodu w jej obronie i najeżył ostrzegawczo sierść na karku. W razie, gdyby intruz nie zrozumiał jego zamiarów, Suriel kłapnął jeszcze głośno zębami i oblizał pysk, wlepiając szeroko otwarte ślepia w Colina.
Danny jednak nie była gorsza od swojego pupila; zaciskając zęby spoglądała na niego dziko spod luźnych, rozpuszczonych włosów, które już dawno wymknęły się z niedbałego koka, zawiązanego na czubku głowy. Wdychała głośno powietrze, starając się uspokoić galopujące tętno, ale rozszerzone źrenice i krople potu na jej czole były dostateczną podpowiedzią co do tego, że nie czuła się najlepiej.
W przypływie nagłego olśnienia Łowczyni rzuciła się do przodu tylko po to, by ponownie chwycić sztylet, po czym na powrót przyjęła postawę obronną tuż obok belgijskiego bydlęca.
- Przysłali cię żebyś dokończył robotę? - wychrypiała słabo i skrzywiła się wyraźnie, gdy dotarło do niej jak żałośnie musi teraz wyglądać.
Danny
Manewr jaki wykonała Łowczyni nie miał wcale zranić intruza, choć nie można było mieć żadnych wątpliwości co do tego, iż byłoby to przyjemne urozmaicenie obecnej sytuacji. W ten sposób Danny chciała po prostu zyskać trochę dystansu i kila cennych sekund na ucieczkę, aczkolwiek, gdy stało się jasne z kim brunetka ma do czynienia, szybko porzuciła pomysł wymknięcia się pierwszym lepszym oknem. To nie miało sensu.
OdpowiedzUsuńMimowolnie jednak Danny najeżyła się, gdy Colin wspomniał o psie. Nie miał prawa rościć żadnych żądań w jej mieszkaniu, więc zignorowała tę uwagę. Zamiast odpowiedzieć, podniosła się do kucek, a następnie podniosła się chwiejnie na nogi, koniuszkami paców gładząc napięty grzbiet zwierzęcia.
- Dobry piesek - wymamrotała i ponownie skupiła się na gościu. Sekundę później przeniosła ciężar ciała na zdrową nogę, bo ciężko jej było utrzymać równowagę, kiedy rana pulsowała tępym bólem.
- Nie mówię o twoich kumplach - wycedziła przez zaciśnięte zęby i otarła czoło wierzchem dłoni, marszcząc brwi, gdy odkryła, że jest wilgotne od potu.
Sekundę później ześlizgnęła się wzrokiem nieco niżej, na swoje półnagie ciało, pokryte niezliczoną ilością blizn, siniaków i zadrapań ulokowanych w przeróżnych miejscach. No cóż, niżej już chyba upaść nie mogła. Przynajmniej była czysta.
Niedbałym ruchem wolnej ręki odgarnęła z twarzy uciążliwe kosmyki włosów i przerzuciła je za ramię. Rozejrzała się za stelą, ale ta musiała upaść gdzieś na podłogę.
- On... - syknęła i przeniosła nieco nieprzytomne spojrzenie na Levittoux. - ...jest u siebie. To ty jesteś tu gościem - oznajmiła, tylko na pozór spokojnie. - Nieproszonym - dodała zanim zdołała ugryźć się w język.
Było jasne, że gdyby coś stało się jej pupilowi, Dainiris dołożyłaby wszelkich starań, by mężczyzna był spalony w każdym środowisku Mrocznych, w jakim się tylko pojawi. Jeśli on i Clave myśleli, że się nie zabezpieczyła, to głęboko się mylili.
Słysząc jego kolejne pytanie, Danny westchnęła ciężko i poklepała psa po włochatym barku, by zwrócić na siebie jego uwagę. Próbowała najpierw zagwizdać, ale gardło miała wysuszone na wiór i skończyło się to tylko chwilowym napadem bolesnego kaszlu.
- Suriel - mruknęła, kiedy ciemne ślepia przeniosły się z obcego mężczyzny na właścicielkę. - Zostaw, już dobrze - oznajmiła najłagodniej jak potrafiła i pogładziła miękki łeb psa.
Zwierzę jednak nie dało się udobruchać tak szybko, najwyraźniej wyczuwało w jakim stanie jest dziewczyna, co stało się całkiem jasne, kiedy cofnęła się o kilka kroków w tył, wyraźnie utykając i padła na skórzaną kanapę, zupełnie wyczerpana.
Pies kłapnął zębiskami po raz ostatni i obróciła się, by sekundę później usiąść przy nogach Łowczyni, z łbem zaborczo ułożonym na jej kolanie. Bydle zerknęło na Danny i lekko położyło uszy po sobie, gdy wyciągnęło jęzor i ośliniło ranę na jej nodze, którą Colin brutalnie naruszył swoim uściskiem.
- Nie przyszedłeś w imieniu Clave - odezwała się wreszcie, na moment tylko zaciskając zęby, gdy Suriel wciąż zajmował się skaleczeniem. Dawno temu czytała gdzieś, że ślina psa przyśpiesza gojenie i niejako zmniejsza ryzyko infekcji.
Gdyby Levittoux przyszedł w imieniu jej pracodawcy, Blackedge prawdopodobnie już nigdy by się nie obudziła. Tymczasem żyła i miała się... średnio, co prawda. Ale wciąż oddychała o własnych siłach.
- Wystarczy - syknęła cicho na psa, a potem odrapała go za uchem. Odłożyła sztylet na bok i sięgnęła wolną dłonią między poduszki kanapy, by chwilę później wyjąć stamtąd naładowany pistolet, który oparła o zdrową nogę, celując w bruneta. - Przynieś stelę - wydała komendę, zwracając się do Suriela, a gdy ten nie posłuchał za pierwszym razem, warknęła cicho pod nosem. - Stela, szukaj - powtórzyła, nieco głośniej i tym razem psisko zerwało się na równe łapy i wybiegło z pokoju z nosem nisko przy ziemi. Nie omieszkał przy tym jednak obrzucić Colina ostrzegawczym spojrzeniem.
Kochany pies.
Usuń- Odpowiadając na twoje pytanie... - wymamrotała, już z pewnym trudem, skupiając rozbiegane spojrzenie na Łowcy. - ...Śmierć to ostatnie czego pragnę - oznajmiła i wzięła głęboki wdech. Pot wstąpił teraz też na jej szyję.
- Strasznie tu duszno - wysapała i zamrugała, kilkakrotnie, jakby próbowała odgonić jakieś natrętne myśli.
Oddałaby wszystko za szklankę zimnej wody. - Mógłbyś otworzyć jakieś okno? - mruknęła błagalnie i opuściła ciężko głowę na oparcie kanapy. Coraz ciężej było jej ją utrzymać prosto.
Danny
Prawda była taka, że ciężko było czekać na kogoś, kto przestrzelił Ci udo, a potem kazał swoim ludziom porzucić ciało na śmietniku chyba, że jedynie po to, by samemu wpakować mu kulkę w tyłek. Szczegół w tym, że Danny sama go do tego zmusiła i nie zamierzała mu się za to odpłacać pięknym za nadobne. Wyciągnęła broń jedynie po to, by poczuć się choć odrobinę pewniej, ale kwestią czasu było, kiedy Colin jej ją odebrał, na co prychnęła głośno.
OdpowiedzUsuń- Broń nie była na ciebie - wymamrotała zgodnie z prawdą i wywróciła ostentacyjnie oczami. Z Levittoux nie zamierzała walczyć, ponieważ już ustaliła, że nie przyszedł w imieniu Zgromadzenia Nocnych Łowców. Broń wycelowana była w niego tylko dlatego, że zatrzymał się na drodze do drzwi.
Co nie zmieniało faktu, że nie była zadowolona z jego obecności chociaż ich ostatnie spotkanie przebiegało o wiele... przyjemniej.
Wzdrygnęła się, słysząc trzaśnięcie drzwi, a następnie skrzywiła wyraźnie, gdy zza ściany dobiegło ich ciche warczenie. Nie było jednak sensu niepotrzebnie się sprzeczać, więc przełknęła ślinę i westchnęła ciężko.
- Suriel, zostań! - zawołała, zerkając kątem oka na bruneta, który spełnił je prośbę. To była miła odmiana od jego gburowatego przysposobienia.
- A ty przestań mi grozić, bo tylko ja dzielę cię od całkowitego zdemaskowania - odpowiedziała, w żadnym razie nieporuszona jego słowami. Jak gdyby nie zauważył, nie rzucała się, tylko siedziała spokojnie, więc nie musiał jej traktować jak dzikiego zwierzęcia. No dobrze, może tylko odrobinę.
Kiedy zbliżył się i zakomunikował łaskawie, że obejrzy jej ranę, Dainiris skinęła tylko krótko głową i zacisnęła zęby, przygotowując się na nadchodzący ból.
Za pierwszym razem z pomiędzy jej ust wyrwał się jedynie cichy jęk, ale im bliżej żywej tkanki, tym trudniej jej się było powstrzymać, dlatego też w pewnym momencie zacisnęła dłoń na skórzanej poduszce i odrzuciła głowę w tył. Dopiero kiedy palce Colina zbliżyły się do szramy, krzyknęła krótko i zagryzła dolną wargę, by się opanować.
Zerknęła krzywo na Levittoux i posłała mu niewyraźny uśmieszek, który jednak nie sięgnął ciemnych oczu.
- Chyba to lubisz... - urwała, by złapać oddech. - ...kiedy krzyczę z twojego powodu - sprostowała i zmarszczyła czoło na słowa o wrogości.
- W tej chwili nie traktuję cię jak wroga - odpowiedziała, ponieważ dla niej była to rzecz oczywista. Łowca jednak musiał to chyba po prostu usłyszeć.
Kiedy na jej skórze pojawiły się pierwsze runy, Blackedge odetchnęła z ulgą i rozluźniła napięte ciało, układając się na kanapie nieco wygodniej.
- Apteczka jest w kuchni - wychrypiała i na moment przymknęła zmęczone oczy. - Trzecia szafka na lewo od zlewu - dodała, ponieważ w tym momencie jak najbardziej zamierzała współpracować.
Nie czuła się najlepiej, to nie ulegało wątpliwości.
Danny
Dainiris za to bezkarnie obserwowała bruneta spod lekko przymrużonych powiek, chłonąc jego twarde rysy i skupienie na jego twarzy. Robiła to przynajmniej do czasu aż ból stał się naprawdę nieznośny i musiała zająć myśli czymś innym; mniej... przyjemnym.
OdpowiedzUsuńDopiero, gdy Colin zostawił jej ranę w spokoju i podniósł na nią spojrzenie, Danny odetchnęła z ulgą i wyprostowała się na chwilę przed tym nim podchwyciła ten wzrok. Mimo wszystko była ciekawa jak na to zareaguje.
- No proszę - mruknęła, unosząc nieznacznie jedną brew w odpowiedzi na słowa Levittoux. Nie była pewne, czy akurat tego się po nim spodziewała, ale była to dość pozytywna odmiana, nawet jeśli mimika jego twarzy pozostawała w bezruchu. - W takim razie musimy chyba przestać wpadać na siebie w takich okolicznościach - zauważyła i przełknęła ślinę, by następnie zsunąć się powoli na krawędź kanapy.
Odczekała kilka sekund, po czym jedną dłoń oparła na ramieniu Colina, a drugą na podłokietniku i podniosła się niechętnie do pionu, od razu przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę. Wypuściła głośno, wstrzymywane dotąd powietrze, z płuc i pokuśtykała w stronę kuchni, nie komentując nawet sposobu, w jaki się do niej zwrócił.
W końcu miał rację, musiała zacząć funkcjonować. Mimo wszystko i tak nie potrafiła opanować szybkiego zerknięcia na drzwi wejściowe, jakby obawiała się w nich kogoś zobaczyć.
- Krew zmywa się najlepiej chłodną wodą z mydłem - powiadomiła swojego "gościa" nim zniknęła za framugą przejścia.
Poszukując apteczki przeszło jej przez myśl, że może powinna się zawstydzić jego obecnością. Jakby nie patrzeć paradowała po mieszkaniu w samej bieliźnie, ale zignorowała tą idiotyczną obawę, bo w końcu wcześniej wdział ją już całkiem nagą.
Zanim wróciła do salonu, zabrała też ze sobą butelkę zimnej wody z lodówki, i gdy ponownie zajęła miejsce na kanapie, opróżniła ją w 1/3. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jest spragniona.
Danny
Nie przeszkadzało jej wcale, że Colin rozgościł się na kanapie. Szczerze powiedziawszy nie wyglądał najlepiej i Łowczyni dostrzegła to dopiero teraz, gdy sama już odrobinę oprzytomniała. Przyszło jej do głowy, że brunetowi w ciągu ostatnich kilku dni też pewnie nie było łatwo. Zakręcia butelkę i odłożyła ją na bok, by następnie chwycić w dłnie apteczkę. Obróciła ją kilka razy, marszcząc brwi, po czym posłała w kierunku towarzysza blady uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Szukałeś mnie - stwierdziła, nie kryjąc odrobiny rozbawienia w głosie, a następnie otworzyła pudełeczko i z westchnieniem przeszukała jego zawartość w poszukiwaniu wody utlenionej. - Nie sądziłeś chyba, że zostanę w tej norze, w której kazałeś mnie wyrzucić - mruknęła i podała mężczyźnie wyszperany specyfik. Sekundę później wróciła do poszukiwań, zastanawiając się czy zszyć ranę, czy postawić na runy.
- Mimo wszystko dziękuję - dodała już ciszej i zerknęła na Colina kątem oka.
A Dainiris była jedną z tych osób, które potrafiły czytać między wierszami i bez większego trudu rozgryzały ludzi podczas rozmów, czy nawet po prostu spędzając czas w ich towarzystwie. Chociaż ogarnięcie Colina sprawiało jej wciąż pewną trudność, to zdołała się już nauczyć, że w jego zachowaniu często nie należało się doszukiwać drugiego dna. Tak było prościej.
OdpowiedzUsuńKiedy Łowca przyciągnął do siebie jej nogę, Blackedge skrzywiła się nieznacznie, ale nie zaprotestowała. Nieświadomie odwlekała moment, w którym, należało faktycznie zająć się nogą, więc może lepiej jeśli zrobi to Levittoux.
Danny wykorzystała tę chwilę, by dokładniej mu się przyjrzeć i prychnęła pod nosem w odpowiedzi na jego kłamstwo. Mimo wszystko i tak nieco się zasępiła. Czy nie tym właśnie obecnie była? Bezwartościowym złomem?
Dopiero to proste polecenie wyrwało ją z letargu. Przymrużyła podejrzliwie oczy i jedną dłoń oparła na odsłoniętym ramieniu mężczyzny, by złapać równowagę. O dziwo, nie wydawała się zmartwiona perspektywą zszywania na żywca. Jej wzrok skupiał się teraz drobnych bliznach i tatuażach na jego skórze. Powiodła opuszkiem palca wolnej dłoni po jednym z czarnych śladów.
Łowczyni drgnęła i zaśmiała się pod nosem na tą niespodziewaną reakcję towarzysza. Suriel poruszył się niespokojnie za drzwiami i zaskomlał cicho, ale Danny natychmiast kazała mu się uspokoić.
- A więc Mroczni też kichają, zaskakujące - wymamrotała, nachylając się nieznacznie w kierunku Colina z udawanym zafascynowaniem.
Danny w żadnym razie sobie z niego nie kpiła. To była po prostu miła odmiana od jego zwyczajowej zachowawczej pozy i gburowatego przysposobienia, nic więcej.
OdpowiedzUsuń- Przynajmniej jedną - mruknęła w odpowiedzi, kiwając głową z aprobatą.
Mówiła całkiem szczerze. Sama w końcu była przykładem chodzących słabości i nie miała nic przeciwko temu jeśli i brunet jakieś posiadał. Wydawał się przez to bardziej... ludzki.
Zanim Blackedge zdążyła odpowiedzieć, Levittoux po raz kolejny naruszył jej przestrzeń osobistą. Tym razem wzdrygnęła się nieznacznie, kiedy dotknął wrażliwego miejsca pod jej kolanem, a na jej skórę wstąpiła gęsia skórka.
Zamarła, kiedy Colin wreszcie wbił igłę w jej nogę i w odruchu bezwarunkowym, zamiast mu przyłożyć, uchwyciła się jego barku nieco mocniej i nachyliła się ku niemu, by w następnej chwili wgryzła się w jego ramię.
Zamknęła oczy i sapnęła głośno przez nos uważając, by nie zacisnąć szczęki zbyt mocno. Nie chciała wyrządzić mu krzywdy, to był odruch. Odczekała moment aż ból nieco osłabł i dopiero wtedy uniosła powieki, wciąż nie puszczając Łowcy.
W odpowiedzi na jego pytanie wymamrotała coś w stylu "W piekle", ale było to zbyt niewyraźne, by mógł być pewien. Odliczyła w myślach do pięciu i wyprostowała się, posyłając Łowcy ponure spojrzenie. Potrzebowała po prostu chwili, by się przyzwyczaić. Nie miała w tym momencie siły udawać, że nie odczuwa bólu.
- A gdzie nie wstydziłbyś się pokazać z kimś takim jak ja? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, wlepiając spojrzenie ciemnych oczu w jegi twarz. Wszystko, byle nie zerkać na nogę.
Prawda była taka, że tym ugryzieniem niewiele mu mogła zrobić tym bardziej, że nie zacisnęła zębów zbyt mocno. Już chyba jej uściska w okolicach jego łopatki był mocniejszy. Chociaż, z drugiej strony, Danny ciężko to było ocenić.
OdpowiedzUsuńOna sama była przygotowana na reakcję ze strony Levittoux, a kiedy faktycznie się poruszył i chwycił ją za szyję, nie wyrwała się. Miała na uwadze, że jego druga dłoń znajduje się niebezpiecznie blisko rany na jej udzie; nie chciała ryzykować, że przypadkiem zrobią sobie wzajemnie krzywdę. Na szczęście chwilę później Colin kontynuował zabawę w lekarza, a Blackedge znów skupiła się na wzorach na jego skórze.
- Gdybym cię wcześniej nie poznała, pomyślałabym, że faktycznie próbujesz mnie gdzieś zaprosić - mruknęła, po czym odgarnęła wolną dłonią włosy z twarzy, by nie ograniczały jej widoczności.
Nagłe zwiększenie dystansu między nimi Dainiris przyjęła bez marudzenia. Przemknęło jej przez myśl, że też powinna wstać i się ubrać, a potem może wreszcie coś zjeść. Dobry plan.
W czasie, kiedy Łowca podszedł do drzwi, Danny dokończyła opatrywanie nogi i obwiązała ją dokładnie bandażem. Na razie powinno wystarczyć.
- Suriel, zostaw - poleciła stanowczo i zagwizdała cicho, by pies do niej przyszedł i wpuścił mężczyznę do pomieszczenia.
Zanim wstała ostrożnie, poklepała jeszcze dłonią kanapę, a dopiero później ostatecznie się wyprostowała.
Przemaszerowała powoli do drzwi na taras i otworzyła je, wyganiając psa na zewnątrz.
- Jestem względnie bezpieczna - oznajmiła jeszcze, jakby zwierze miało ją zrozumieć i sama wślizgnęła się do sypialni, by coś na siebie włożyć.
- Więc... Nie wysłało cię Clave? - zapytała, wychylając się zza framugi.
Dainiris dobre kilka dni zastanawiała się nad propozycją Colina. Bynajmniej nie dlatego, że chciała trzymać go w niepewności i zgrywać niedostępną. Po prostu przez cały czas nie była przekonana co do tego, czy brunet mówił poważnie; bardziej prawdopodobne było, że sobie z niej kpi. Ostatecznie doszła jednak do wniosku, że gdyby tak było, nie zostawiałby jej swojego numeru. Dlatego też, wybierając się wieczorem do łóżka, zabrała ze sobą telefon i dokuśtykała do posłania. Co prawda, rana na jej udzie już się zabliźniła, ale Łowczyni wciąż starała się oszczędzać nogę.
OdpowiedzUsuńDanny ułożyła się wygodnie na pościeli i wybrała numer, wlepiając spojrzenie w horyzont za otwartym oknem. Suriel spał na podłodze we framudze drzwi, więc nie musiała się nim przejmować. Kiedy usłyszała sygnał po drugiej stronie telefonu, w pierwszym odruchu omal się nie rozłączyła. Udało jej się jednak powstrzymać i w oczekiwaniu zacisnęła palce na telefonie.
Kiedy po drugiej stronie linii ktoś wreszcie odebrał, Blackedge wzięła głęboki wdech.
- Zgadzam się - wymamrotała i przewróciła się na plecy, przenosząc swoją uwagę na sufit.
Danny przysłuchiwała się odgłosom docierającym do niej z drugiej strony słuchawki, marszcząc przy tym brwi w niemej konsternacji. Na ułamek sekund jej umysłem zawładnęła niepokojąca myśl, że być może właśnie przerwała Colinowi coś... ważnego. Jego ciężki oddech, lekko zniekształcony przez telefon wydawał jej się nieco podejrzany i przez chwilę chciała się nawet rozłączyć. Uświadomiła sobie jednak w porę, że przecież Łowca mógł robić w tym czasie wiele rzeczy; mógł biegać, ćwiczyć albo właśnie zarzynać kogoś w ciemnej alejce. Na samą myśl kącik jej ust uniósł się nieznacznie ku górze.
OdpowiedzUsuń- Okeeej - westchnęła i nieświadomie sięgnęła do wciąż wilgotnych po kąpieli włosów, by zakręcić sobie ciemny kosmyk wokół palców wolnej dłoni.
Słysząc przekleństwo po drugiej stronie przygryzła wargę, by się nie roześmiać i przypadkiem nie urazić tym Levittoux, co - jak zauważyła ostatnio - nie było wcale takie trudne. Co się zaś tyczyło jej raportu... nie, nie złożyła go i póki miała szansę, miała zamiar trzymać się od Clave z daleka. Tym bardziej, że niedługo po wizycie Colina w jej mieszkaniu otrzymała od nich dość niejasną wiadomość.
Jego pytanie na moment zbiło ją z tropu. Przymrużyła podejrzliwie powieki i zwinnie przewróciła się na brzuch, opierając brodę na zwiniętej wcześniej pięści.
- Zgadzam się spotkać z tobą w sprzyjających okolicznościach - odpowiedziała, chociaż tym razem w jej głosie wyraźnie słychać było wahanie. Nie była zbyt dobra w te klocki, kiedy nie robiła czegoś tylko po to, by stworzyć pozory.
Kiedy w słuchawce znów rozległ się jego ciężki oddech, jasno wskazujący na fizyczny wysiłek, Danny nie potrafiła oprzeć się wrodzonej ciekawości.
- Co ty właściwie robisz, Levittoux? - wymamrotała, wodząc spojrzeniem po pokoju aż zatrzymała je na Surielu, który łypał na nią podejrzliwie, jakby domyślał się z kim jego właścicielka właśnie rozmawia.
Blackedge posłała pupilowi uśmiech, a potem cmoknęła, by się z nim podroczyć, niestety jedyną reakcją jakiej się doczekała było lekkie poruszenie uchem.
Danny zerknęła na zegarek w telefonie i westchnęła przeciągle, gdy uświadomiła sobie, że zbliża się "godzina zero". Nie wypowiedziała tego na głos i nikomu by się do tego nie przyznała, ale właśnie tak w duchu nazywała umówioną porę spotkania. Sekundy płynęły nieubłaganie, a ona - od momentu, w którym podczas ich rozmowy użył słowa "randka" - z sekundy na sekundę denerwowała się wizytą Colina coraz bardziej. Na początku w ogóle nie zwróciła na to uwagi, ale teraz... głowę zaprzątały jej tysiące idiotycznych myśli. Blackedge od ponad pięciu lat nie była na niczym, co mogłoby choćby przypominać typową randkę; nigdy zresztą nie była w te klocki jakoś szczególnie dobra, a teraz miała się spotkać z facetem, którego ledwie znała. Na tym to chyba polegało, prawda?
OdpowiedzUsuńŻeby tego było mało, Levittoux postawił ją przed poważnym dylematem, kiedy tak po prostu bezczelnie się rozłączył, rzucając jej godzinę niczym ochłap, który niczego nie tłumaczył.
- Będę o 20 - mruknęła, naśladując głos Colina i wznosząc oczy ku niebu, w wyrazie jawnej dezaprobaty.
Dokładnie w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi i Danny zerwała się gwałtownie do pionu, dusząc przekleństwo w ustach, nim wydobyło się spomiędzy jej warg. Suriel, wyczuwając gościa o wiele wcześniej, siedział już pod drzwiami, węsząc nisko przy panelach. Widząc go, Dainirisi pokręciła głową i pacnęła psisko w zad, by zwrócić jego uwagę, po czym wskazała wymownie palcem dalszą część salonu. Pupil posłuchał komendy, choć niechętnie, ale przycupnął na korytarzu, w gotowości.
Łowczyni zerknęła przelotnie w lustro, by po raz kolejny ocenić swój wygląd. Dzięki uprzejmości Levittoux nie wiedziała, gdzie ten ją zabiera, więc nie miała też pojęcia co na siebie włożyć. Doszła jednak do wniosku, że po brunecie należy spodziewać się wszystkiego i po chwili namysłu założyła czarne, skórzane spodnie z podwyższonym stanem, które wbrew pozorom były bardzo wygodne i pasowały niemal na każdą okoliczność. Jako, że lato zbliżała się wielkimi krokami i temperatura była dość wysoka, postanowiła nieco zaszaleć i wciągnęła na siebie dość oryginalny top. Przynajmniej w ten sposób mogła się odegrać za zachowanie Colina, nie czyniąc jednocześnie żadnej większej szkody. Danny nie byłaby sobą, gdyby nie wzięła ze sobą żadnej broni. Spodnie miały na lędźwiach naszywkę, w której kryły się dwa małe, czarne karambity, a w cholewach butów dziewczyna ukryła dwa kolejne, dłuższe noże. Uznała, że wygląda okej, ale i tak miała zamiar założyć na siebie skórzaną kurtkę przed wyjściem.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i wreszcie otworzyła drzwi. Jak na złość, widok bruneta wyparł z niej wszystkie wcześniejsze wątpliwości. Mrugnęła, nieco zaskoczona i w pierwszym odruchu przyjęła kwiatka, zerkając może tylko odrobinę podejrzliwie na Levittoux, jakby podejrzewała, że jest zatruty. Niewiele się nad tym zastanawiając drugą dłonią podchwyciła rzuconą broń i uniosła brew, w akcie lekkiego niedowierzania. Oparła się o framugę drzwi po przeciwnej stronie i zlustrowała Łowcę uważnie, nie przejmując się wcale tym, że przetrzymuje go w progu.
- To moja ulubiona knajpa, skąd wiedziałeś? - mruknęła w odpowiedzi i uniosła kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Zanim jednak Colin w jakikolwiek sposób zareagował, westchnęła i cofnęła się na korytarz. - To brzmiało lepiej w mojej głowie, zaczekaj - oznajmiła i pośpiesznie zaniosła kwiat do kuchni, by wstawić go do wysokiej szklanki. Musiała kupić wazon, koniecznie. Chwilę później już była z powrotem. Ściągnęła z wieszaka kurtkę i zerknęła na Suriela przed wyjściem.
- Zostań - poleciła i zamknęła za sobą mieszkanie. Zatrzymała się jeszcze na moment, by wyciągnąć włosy spod okrycia, po czym przeniosła podkreślone czarną kreską oczy na Colina.
- Więc... Jakie dokładnie mamy plany?
W drodze na zewnątrz Danny co chwilę przygryzała dolną wargę, by się przypadkiem nie roześmiać. Mina Colina i jego jawna konsternacja wprawiły ją w zadowolenie. Przecież w końcu właśnie to chciała osiągnąć, prawda? Prawdopodobnie żaden mężczyzna nie wyobrażał sobie, by można się było zmierzyć z jakimkolwiek przeciwnikiem w tym stroju, ale Blackedge była przede wszystkim Łowcą i nawet jeśli chciała wyglądać odrobinę seksownie, najpierw upewniała się trzy razy czy w danym stroju będzie mogła stoczyć jakąkolwiek walkę. Wbrew pozorom jej dzisiejsze przebranie było przystosowane do bitwy jak każde inne, po prostu wyglądało... inaczej.
OdpowiedzUsuńTak uważasz? - przemknęło jej przez myśl, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, bo w trakcie ich krótkiej znajomości zdążyła się przekonać, że Levittoux jest dość bezpośredni i jeśli wyraził się w taki sposób to oznaczało, że faktycznie tak uważa.
Zamiast więc rzucić jakiś uszczypliwy komentarz, Dainiris wzruszyła niedbale ramionami, po czym przyjęła kask i wsunęła go na głowę, nie spuszczając wzroku z maszyny.
- Być może - odpowiedziała ostatecznie, zerkając na Łowcę kątem oka, by upewnić się, że dostrzeże jej uniesiony kącik ust.
Zaczekała grzecznie aż Colin usadowi się na motocyklu, po czym zajęła miejsce tuż za nim, celowo ocierając się torsem o jego plecy.
Jedną dłonią nasunęła na oczy szybkę, a następnie przylgnęła do towarzysza, oplatając go ramionami w pasie w teatralnie ślimaczym tempie. Najpierw przesunęła bladymi palcami po jego żebrach, potem zasunęła je niżej na jego boki, by na koniec jedną rękę ulokować na jego brzuchu, a drugą na szerokiej klatce piersiowej. Zastygła na moment w bezruchu, zerkając ponad ramieniem bruneta na lusterko, by móc zobaczyć jego twarz.
- Myślę jednak, że póki co, pozostanę w ubraniu - oznajmiła, wyraźnie rozbawiona, po czym ułożyła lekko głowę ukrytą w kasku na wgłębieniu między łopatkami Levittoux.
Gdziekolwiek miał zamiar ją zabrać, zamierzała się dobrze bawić. Nawet, jeśli miało to oznaczać walkę.
Danny weszła do pomieszczenia, od razu obrzucając czujnym spojrzeniem każdy kąt. Rozluźniła się dopiero, kiedy doszła do wniosku, że raczej nic poza Colinem jej tu nie zagraża. Chwilę później przeniosła przymrużone ślepia na swojego towarzysza i zsunęła z ramion skórzaną kurtkę, by następnie sięgnąć dłońmi za plecy i jednym zręcznym ruchem odpiąć zwisające z topu paciorki, które utrzymywały się na rzepie. Odłożyła ja na... cokolwiek i wślizgnęła się na ring za łowcą, po drodze rozciągając ramiona.
OdpowiedzUsuń- Na pięści czy na noże? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyprowadziła zwodniczy cios w kierunku jego tchawicy, by sprawdzić jego refleks.
Uśmiechnęła się mimowolnie, obserwując uważnie poczynania nefilim. Mógł próbować ją zmylić, ale przecież już wcześniej widziała jak Colin się porusza i nie miała zamiaru dać się nabrać. Zastygła w gotowości, gdy brunet znalazł się tuż za nią i prychnęła głośno, na pozór lekceważąco.
OdpowiedzUsuń- Sprawdzian - sprostowała i sięgnęła po gumkę, ulokowaną na nadgarstku, by faktycznie związać sobie włosy w wysoką kitkę, którą przy okazji, niby przypadkiem trąciła twarz Levittoux nim się odsunęła.
Sekundę później wysunęła nóż, który wcześniej Colin jej podarował i ustawiła się w odpowiedniej pozycji, gotowa do starcia.
Danny przekrzywiła głowę w zwierzęcym geście (zdecydowanie zbyt wiele czasu spędzała ze swoim psem) i skrzywiła się nieznacznie, słysząc zadane przez Levittoux pytanie. Było ono jednak raczej na miejscu, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze słowa i reakcje sprzed kilku dni.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi wzruszyła niedbale ramionami, obracając się w tym samym kierunku, w którym podążał jej przeciwnik.
- Bo najwyraźniej nie jestem godna ich szacunku - odpowiedziała, bez większego trudu zbijając ostrze mężczyzny i cofając najbliższą, by uniknąć powalenia na ziemię, czemu towarzyszył cichy wydech.
Uniosła kącik ust na tę zmyłkę i sama zamarkowała uderzenie w bok, przy czym jedyną skuteczną formą obrony było wycofanie się. Colin był zbyt masywny, by wykręcić ramię w ten sposób.
Dainiris sapnęła z lekkim zaskoczeniem, kiedy brunet zamarł w miejscu zamiast się odsunąć. W myślach pochwaliła to zagranie i sama powstrzymała się od prób wyszarpnięcia dłoni z jego uścisku. Zamiast tego ona również pozwoliła się przyciągnąć, ale zamiast uderzyć sztyletem, w ostatniej chwili uniosła stopę i ułożyła ją nieco ponad ugiętym kolanem Levittoux, jednocześnie zaciskając dłoń, której nadgarstek mężczyzna przytrzymywał, na jego własnym przedramieniu. Tym sposobem uniosła się po czym zeskoczyła na ziemię i ugięła nogi, ciągnąc Colina w dół. Tym sposobem musiał runąć do przodu i przed upadkiem uchronić mógł go przewrót.
OdpowiedzUsuń- Przeżyłam - wycedziła przez zęby, zastanawiając się dlaczego akurat teraz zebrało mu się na pytania.
Wiedziała, że efekt jej działania nie był trwały. Colin siłą rzeczy był od niej silniejszy i nie powinien mieć problemu z wyswobodzeniem się z pułapki. Korzystając z okazji, łowczyni nachyliła się nad nim i przyjrzała się jego twarzy z zawadiackim uśmiechem.
OdpowiedzUsuń- Gdybym wiedziała, że tak świetnie wyglądasz z góry, zmusiłabym cię do tego wcześniej - mruknęła w akcie prowokacji, szykując się już w duchu na jego przewrót.
- Bo nic nie stracą, kiedy zniknę - odpowiedziała, sztywniejąc mimowolnie, chociaż jej głos wydawał się swobodny. Tylko oczy pociemniały. - Oni mnie stworzyli - dodała, zaciskając zęby,kiedy znalazła się na plecach. W odruchu bezwarunkowym podniosła biodra, próbując zrzucić z siebie Levittoux.
Jej działanie miało też pewien ukryty cel, siadając na jej biodrach, Colin nieświadomie dał jej większe pole manewru w nogach. Łowczyni była rozciągnięta o wiele bardziej, niż brunet zapewne się spodziewał i tylko czekała na okazję.
OdpowiedzUsuń- Lubię praktyczne rozwiązania - odpowiedziała i oblizała spierzchnięte usta, skupiając się na moment na dalszych ruchach.
Kolejne pytanie jednak skutecznie ją rozproszyło. Zacisnęła zęby i podchwyciła spojrzenie Colina, analizując jego słowa.
- Jestem ich psem - wymamrotała po chwili ciszy. - Ogarem, którego wysyła się do brudnej roboty - dodała, po czym szarpnęła się i uniosła nogi, by zapleść je w kostkach na szyi Levittoux.
Napięła mięśnie i odciągnęła, by uzyskać trochę przestrzeni, a gdy był już wystarczająco nisko, odpuściła i wyturlała się spod niego, zrywając się na równe nogi.
- Nie mam nic do stracenia, więc oni też nie mają nic do stracenia - oznajmiła, natychmiast odskakując na bok. - Nie mam... - urwała i utkwiła przymrużone ślepia w łowcy.
Dyszała ciężko, wściekła bardziej na samą siebie, niż na niego. Była tak blisko! Tak blisko wyjawienia mu prawdy o sobie i nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
To nie był zwykły trening, czy nawet zwykłe spotkanie. To było przesłuchanie! Colin nie mógł wycisnąć z Clave prawdy, więc postanowił dowiedzieć się czegoś na własną rękę. Niewiedza nie dawała mu spokoju, ona sama nie miała tu nic do rzeczy.
Warknęła cicho i cisnęła sztyletem w kierunku bruneta. Ostrze wbiło się w ring u jego stóp.
- Po to mnie tutaj zabrałeś? - syknęła, zaciskając dłonie w pięści i przyglądając się mu uważnie. Jej oczy stały się niemal całkowicie czarne, a twarz wykrzywiła się w grymasie. - Żeby mnie przepytać?
Colin zdążył już poznać Blackedge wystarczająco, by wiedzieć iż próba wymuszenia na niej jakiejkolwiek odpowiedzi w ten sposób tylko pogorszy sprawę. Jakimś cudem wciąż czuła na brzuchu chłód stali, którą przyłożył do jej skóry i fakt ten tylko bardziej ją rozdrażnił, o ile było to jeszcze możliwe.
OdpowiedzUsuń- Nie mam ochoty na twoje dalsze towarzystwo - warknęła w odpowiedzi i tylko ona wiedziała jak mało brakowało, by faktycznie go pogryzła. Przez chwilę żałowała nawet, że nie jest wilkołakiem. Mogłaby bez trudu rozszarpać mu gardło.
- Moje cholerne życie nie jest twoją sprawą - dodała już nieco ciszej i, przed wszystkim, spokojniej. Nie zwiastowało to jednak zawieszenia broni, o nie.
- Jeśli jesteś tak ciekaw, zapytaj Clave - rzuciła, nie szczędząc wcale kpiny w głosie. Sekundę później roześmiała się ochryple, bez cienia wesołości. - No tak, prawie zapomniałam, że pewnie odprawili cię z kwitkiem - mruknęła i cofnęła się, by pospiesznie zejść z ringu. - Nic dziwnego, musieliby się przyznać do tego, jak mnie wykorzystali, a to mija się z ich nieskalaną opinią - syknęła i dopadła swoich rzeczy. Zwinęła frędzle i wsunęła je do kieszeni kurtki, by następnie zarzucić ją sobie na ramiona.
Ruszyła do wyjścia, nawet nie oglądając się za siebie.