shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

poniedziałek, 11 maja 2015

Pielęgniarka Lenny - Góry, Dzień III

Diana   Melissa   James   Yennefer   Marlene   Nate   Jasmine   Rebecca   Matthew

Weszła z herbatką z rumem do pokoju głównego w ośrodku w jakim zajmowali miejsce i zerknęła po wszystkich, nie dostrzegając w zgromadzonych Diany. Trudno. Powinna zacząć się asymilować z pozostałymi — Cześć — rzuciła niemrawo, przysiadając na jakimś fotelu i upiła kilka łyków herbaty, dość porządnych, dopóki nie poczuła palącego gorąca w gardle i nie odkaszlnęła — Jakie plany na dziś?
Siedziała w salonie i trzymając gorący kubek w obu dłoniach, powoli upijała herbatę. Zamknięta książka leżała przed nią na stoliku. Miała zamiar ją dzisiaj skończyć, gdy wszyscy pójdą na narty albo na snowboard. Nie chciała pchać się w to zimno, podczas, gdy ogień płonący w kominku zachęcał ją do zostania w ciepłym domu. Spojrzała w stronę dziewczyny, która właśnie usiadła na fotelu. – Cześć. – Powiedziała. Czy Jasmine z nimi przyjechała? Powinna zacząć uważać kogo zabiera ze sobą w drogę. Nie znała przynajmniej z czterech Nocnych Łowców, których tu zabrała.
Upiła kilka kolejnych łyków, zaczesując uciekające z warkocza rude pasma do tyłu. Zawiesiła wzrok na pierwszej dziewczynie, która się odezwała. Padło na Melissę — Więc nic? - Spróbowała zgadnąć i dosiadła się na podłokietnik Melissy, obejmując rękoma kubek, żeby było jej cieplej. — to jakiś babski wypad? — zgadła rozglądając się po towarzystwie. — ciekawe... zamierzamy tu zamarznąć na kość?
Yen wyszła z kuchni trzymając z ręce paczkę chipsów/żelków. Podeszła do dziewczyn, Mel i Jaim, usiadła i zapytała wyciągając rękę z jedzeniem - Chcecie się poczęstować?
Czy mieli jakiś ustalony plan tego, co będą robić? W zupełności im wystarczało, że Clave płaci za wszystkie atrakcje i żywność. Niektórzy już wczoraj oddzielili się od reszty i zjeżdżali na snowboardzie czy jeździli na łyżwach. Domek znajdował się blisko centrum miasta, więc wszystko było na wyciągnięcie ręki. - Nate i Set się rozchorowali, a niektórzy jeszcze śpią. – Wyjaśniła i zerknęła na dosiadającą się Yen. Wzięła jednego chipsa i go zjadła. – Na dworze jest jeszcze zimniej. – Upiła parę łyków herbaty, która rozgrzała ją od środka. – Możemy w coś pograć, czekając na resztę. – Wzruszyła ramionami i spojrzała na Jaimie. Nie miała okazji bliżej jej poznać.
Zerknęła na chipsy i zmarszczyła brwi — Nie, dzięki, to świństwo — uśmiechnęła się ironicznie do siebie i dodała — jestem na diecie — chociaż wyraźnie było widać, ze nie wyglądała na kogoś, kto miałby się przejmować swoją wagą. Najpewniej była to po prostu drwina. Wstała z miejsca dopijając swoją herbatę z rumem, odkładając ją na jakiś stolik i zaraz potem podeszła za okno, rozglądając się po białym krajobrazie i prószącym śniegu. Zupełnie inny klimat niż ciepłe jeszcze na razie Los Angeles — Kto z was jeździ na nartach? Może na desce?
Wstała wcześniej niż reszta. Stwierdziła, ze wybierze się na spacer, a przy okazji zajdzie też do sklepu, takie tam zwiedzanie okolicy. Teraz weszła do środka otupując buty, doleciały do niej ostatnie słowa Melissy. Rozpinając kurtkę zerknęła w stronę salonu. -W co gracie? -Rzuciła do dziewczyn, obecność Jaim nie uciekła jej uwadze. Wow. Jaim się uspołeczniała? Ale dobra, nie będzie tego komentować, bo się jeszcze ruda zlisi.
Właśnie, w co gracie? - dobiegł ich ochrypły baryton Jamesa, sugerujący że chłopak nie zbudził się w później jak 10 minut temu. Zwykle wstawał o świcie, jednak tym razem nie mógł spać przez Matta, który przez pół nocy wzdychał do swojej wyśnionej wampirzycy. Szatyn osobiście nie miał pojęcia czym go tak urzekła, bo poza długą, trzeba przyznać zgrabną nogą nie dopatrzył się w niej niczego ujmująco. Nie miała nawet blasku w oczach, no jak to wampir. A może to Walker był po prostu zbyt wymagający... Uniósł pytająco brew, przeciągając się solidnie gdy schodził ze schodów już ubrany. - Ach, sorry. - mruknął, łapiąc się na zaniedbaniu podstaw funkcjonowania w społeczeństwie. - Cześć Wam.
Skierowała spojrzenie ku drzwiom. Naszła ją myśl, aby je zaryglować, żeby nie wpuszczały więcej zimnego powietrza, ale inni nie chcieli z pewnością wychodzić oknem. Pozostało jej tylko siedzieć na swoim miejscu i czekać, aż Diana je zamknie, co stało się po chwili. – Jeszcze w nic. – Oparła i odstawiła pusty kubek.
Becka przeciągnęła się. Co prawda spała całkiem nieźle ale wszystko bolało ją po wczorajszym całodniowym lenistwie. Zeszła na dół w piżamie i w króliczkowych kapciach. Na dole zastała Jaim, Mel, Yen i Jamesa -Cześć wszystkim, jak się spało? -powiedziała, uśmiechając się szeroko. Straszliwie chciało jej się jeść więc dodała -Zrobić śniadanie czy poczekać na resztę?
Przeciągnęła się łypiąc groźnie na Jamesa, jako, że go nie znała, wiec oparła się o parapet okna i zerknęła na Dianę, szukając jak zawsze w niej wyjaśnienia. Uśmiechnęła się kwaśno. — To może jednak deska? — zasugerowała zgarniając swój pusty kubek po herbacie — Idę do kuchni.... — zawiesiła ton zastanawiając się czy chce o to pytać — Komuś coś? — postanowiła jednak rzucić tą jedną wypowiedź i zerknęła na Dianę wymownie. Jakby pytała czy dziewczyna jest z niej dumna, że zaczyna łapać kontakt z Łowcami.
Wczorajszy dzień na stoku był bardzo wyczerpujący, toteż Len od razu po wstaniu wzięła gorący prysznic. Rude włosy pociemniały pod wpływem wody, ale zostawiła je mokre, by wyschły same. Przemknęła przez korytarz, by jak najszybciej znaleźć się na dole. Parę osób już tam siedziało. - Hejo. - przywitała ich. - Kto dzisiaj zrobił śniadanie?
Zmrużył oko, podłapując dziwne spojrzenie dziewczyny o płomiennorudych włosach. Czy oni wszyscy byli tu tacy zdystansowani? Wzruszył tylko barkami, nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi (bo przecież powiedział cześć, nie?) i zeskoczył z ostatniego stopnia. - Dla mnie nie trzeba. - odparł mimo wszystko miło w kierunku Jasmine, po czym sam skierował się do kuchni. Nie śmiałby jej o nic prosić po tej niemej wzrokowej groźbie jaką mu posłała. - Idę zrobić sobie jajecznicę na maśle. - oznajmił, jakby w pokątnej propozycji. W końcu jeśli ktoś będzie miał ochotę to się podepnie, a jeśli nie to nawet lepiej, będzie więcej dla niego. Uśmiechnął się pod nosem. - Cześć Lenny. - powitał ją jeszcze, nim zniknął w kuchni, by zacząć przeszukiwać lodówkę.
Weszła za nieznajomym zaraz po tym jak dowiedziała się co kto chce. Sama chciała dotrzeć do lodówki, ale że byłą zajęta wyminęła chłopaka i sięgnęła do półek z herbatą. Obejdzie się bez jedzenia. Nie chciała się przeciskać. Odetchnęła ciężko, opierając się rękoma o ladę, patrząc za okno w kuchni. — Podasz rum? — rzuciła pamiętając, że ten znajdował się w którejś z szafek w okolicach lodówki. Zawiesiła wzrok na Jamesie, długo się w niego wpatrując nachalnie. Nie dosłyszawszy żadnej odpowiedzi z jego strony, ani nie doczekując się żadnej reakcji, najpierw splotła ręce na piersi, patrząc krytycznie, a dopiero następnie zacisnęła wargi i wyścignęła z kieszeni telefon. Przeszła się po kuchni, szukając zasięgu. Pech chciał, że znalazła go obok chłopaka. Przystanęła bokiem do niego, wyklepując coś na klawiaturze.
Obróciła się, aby zobaczyć kto przybył do pokoju. - Cześć. – Powiedziała, gdy zobaczyła Becky, Lenny i Jamesa, którzy musieli niedawno wstać. Zwleczenie się przed południem z łóżka dla Nocnych Łowców było ciężkie, zważając na to, że większość demonów grasowała w nocy. Zerknęła na Jasmine. Coś jej nie grało… Nie znała zbyt dobrze rudej, właściwie to nie pałała do niej zbyt dużą sympatią, ale od kiedy zaczęła asymilować się z ludźmi i być miłą? Melissa coś musiała przeoczyć. – Mogę pomóc, Mistrzu Kuchni. – Rzuciła do Lenny z uśmiechem. Razem z resztą stanowiły zgrany zespół. Sama śniadanie już zjadła, bo wstała niedługo po tym, gdy Diana wychodziła na swoją poranną przechadzkę.
No tak, James lubił odpływać myślami, zwłaszcza gdy zastanawiał się, to chce zjeść, dlatego pytanie dziewczyny do niego nie dotarło, tym bardziej że prawie wsadził łeb do tej lodówki. - Rum? - trochę go to zaskoczyło, bo jeszcze nie spotkał się rumem trzymanym w lodówce, jednak gdy spojrzał w bok zobaczył go w specjalnym barku. Lodówka była naprawdę obszerna. Wyjął schłodzoną butelkę i podsunął ją dziewczynie z przepraszającym uśmiechem. - Wybacz, zamyśliłem się. Proszę bardzo. - po tym jednak wrócił do jedzenia. Wyjął cztery jajka i masło. Obecność Jasmine w ogóle mu nie przeszkadzała.
Tym razem proponuje naleśniki. - odparła w odpowiedzi do Mel. - Mogą być na prawdę dobre, drużyno! - ostatnie zdanie wykrzyknęła, parodiując wojenny okrzyk. Rozejrzała się po zebranych. Kogoś brakowało... - Gdzie są Set i Nate? - zapytała.
Diana powiesiła kurtkę na wieszaku, odprowadzając spojrzeniem Jaim, która zniknęła w kuchni. W siatce miała jakieś syropy i coś tam na przeziębienie, które kupiła w aptece. -Zapewne w swoim pokoju. Mam dla nich lekarstwa, złapali jakieś przeziębienie - odparła słysząc Len i podeszła bliżej.
Co? Czemu nikt mi nie powiedział? - zawsze w rodzinie to ona opiekowała się chorymi. - Pomóc Ci? - zapytała, widząc siatki w rękach Diany. - A ja się dziwiłam czemu ich nie ma... - wymruczała pod nosem.
-Lepiej ugotuj im jakiś rosołek albo coś - stwierdziła lustrując Lenny. To tylko przeziębienie od tego się nie umiera, jak leży się w łóżku, a oni chyba bardzo polubili swoje łóżka. Dobra, nieważne. -Chcesz im to zanieść? -Zagadnęła wskazując na siatkę z lekarstwami.
Jasne! - ożywiła się natychmiast. Mogłaby nadrobić starty. Przejęła siatkę od Di, zaglądając do środka. Wszystko było. - Zobaczysz czy mamy kurczaka w lodówce? - rzuciła jeszcze do Di, wbiegając po schodach na górę.
Di zmrużyła oczy spoglądając na Lenny krytycznie, ani trochę nie podobało jej się to dyrygowanie. Niech sama sobie sprawdza i szuka kurczaków. Odzywała się w niej buntownicza dusza i chęć robienia na przekór. Prychnęła widząc jak dziewczyna znika gdzie na górze. Jej uwaga jednak zaraz została jednak odciągnięta od Lenny przez Jaim. -Sklep? -Mruknęła obracając się w stronę rudej. -Za domkiem w prawo i ścieżką w dół. Na dole masz małe miasteczko, tam jest do groma sklepów - odparła, po czym podeszła do kanapy i ulokowała na niej swój tyłek.
Patrzyła na Dianę. Dzisiaj nie miała wyjątkowo w ogóle cierpliwości do ludzi. Zmarszczyła brwi, choć nie dała jej wcale czasu na odpowiedź. Machnęła lekceważąco ręką, odbierając smsa i prychnęła. Zaczytała się, wiec nie odnotowała odpowiedzi Diany — Nieważne. Mam już inne plany. Dzięki — zironizowała i pobiegła za Lenny na górę do pokoi, ale bez tego samego entuzjazmu, a trochę posępnie. Wspięła się na górę. Wróciła po kilku minutach przebrana już w kombinezon do jazdy na desce. Brakowało jej tylko rękawiczek. — Di? — jak zawsze w niej pokładała największe nadzieje.
Wywróciła oczami, nie miała jednak zamiaru odrywać tyłka od kanapy, od kominka biło przyjemne ciepło, a ona po długim spacerze ciała się ogrzać. -W kieszeniach, w mojej kurtce. Wisi na wieszaku, to ta błękitna - odparła wskazując brodą w kierunku wieszaka przy drzwiach wejściowych.
Odebrała rum wolną ręką i odłożyła telefon na bok, przygotowując sobie gorącą herbatę. Zaklęła trzymać zimną butelkę w dłoni. — Myślisz, ze można to ostudzić w mikrofali? — zerknęła na Jamesa, a zaraz potem krytycznie na rum, nieszczególnie wierząc w kompetencje chłopaka. Nie wyglądał na wiarygodne źródło informacji — Szlag... — bąknęła, z hukiem odkładając butelkę. Wyszła do salonu bez słowa, zostawiając wstawioną na herbatę wodę w czajniku i kubek na blacie — DIANA! — nie chciało jej się za nią rozglądać — W którą stronę do sklepu? — już zarzucała na siebie kurtkę, dopinając ją dokładnie.
Wydaje mi się, że nie. - odparł, no bo w końcu zapytała. I chyba jeśli już to podgrzać, może się przejęzyczyła. Tak czy siak nie sądził, żeby podgrzewanie w mikrofali czegoś co mogło stać w tej lodówce już jakiś czas i było dogłębnie schłodzone miało okazać się dobrym pomysłem. Zerknął za nią gdy wychodziła i prychnął krótkim, serdecznym śmiechem. - Cześć. - mruknął z rozbawieniem, mimo że nie oczekiwał i nie dostał odpowiedzi. Pokręcił nosem do siebie, wyjął z szuflady patelnię i wykładając na nią parę płatków masła położył ją na gazie, podpalając ogień. W oczekiwaniu na to, aż masło się rozpuści i nagrzeje, postanowił zrobić sobie herbatę. Potem wbił jajka i po rozgrzebaniu żółtek zaczął mieszać.
Patrzyła na dziewczynę długo, szukając odpowiednich słów. Jakoś dziwnie, zwykłe: "dziękuję" nie przyszło jej teraz do głowy. W końcu uśmiechnęła się kwaśno i ruszyła to kurtki, grzebiąc po kieszeniach. Wyszła, dopiero w progu przypominając sobie krótkie: — Dzięki, Di — i zniknęła na dworze, zgarniając po drodze ze składziku Instytutu deskę do jazdy i zakupione karnety.
Pokręciła głową spoglądając za Jaim, ale mimowolnie uśmiechnęła się też pod nosem. Wyjęła poduszkę spod głowy, która jakoś bardziej jej przeszkadzała niż pomagała, po czym oparła sobie ją na brzuchu i objęła. W kuchni chyba, ktoś coś pichcił, bo zaczął stamtąd docierać do nozdrzy brunetki całkiem miły zapach. Zaburczało jej w brzuchu. W sumie tez mogłaby cos zjeść.
Jak zwykle był w przednim nastroju, Jamesa chyba nikt jeszcze nigdy nie widział przybitego. Przy kuchni czuł się dość pewnie, choć nie był doskonałym kucharzem z pewnością z głodu by nie umarł, gdyby sam siebie musiał kiedyś wyżywić. Jajecznica? Zupa? Ziemniaki, mięso? Żaden problem! Więcej do szczęście nie potrzebował. Uśmiechnął się, czując już smakowity zapach, dodał szczyptę pieprzu, trochę soli i przyprawy uniwersalnej i sięgając po wysoką miskę przełożył do niej jajecznicę, zanim zrobiła się sucha. Potem tylko chleb z szynką i był w pełni zadowolony. Jajecznicy nałożył sobie tylko połowę, gdyby jednak ktoś się namyślił na tę drugą, a jak nie to zakursuje jeszcze raz. Tackę położył sobie na stoliku obok fotela, na którym usiadł. - Jeśli ktoś jest głodny, to jajecznica jeszcze stoi. - oznajmił, po czym zabrał się za pałaszowanie.
Len zanim dotarła na górę, usłyszała słowa Jamesa. Wychyliła się z góry, z końca schodów. - James, może zobaczysz czy mamy kurczaka? - Len zgadywała, że Di raczej nie będzie się chciało tego robić. - Chce zrobić rosół dla chłopaków. - I z tymi słowami zniknęłam im z oczu. Swoje kroki skierowała ku drzwiom Nate'a i Seta. Po cichu je uchyliła, zaglądając do środka. Pierwszym czym rzuciło jej się w oczy była burza brązowych kudłów. Set, spał na łóżku znajdującym się dalej od wejścia, tyłem do niej. Dopiero po chwili stania zauważyła Nate'a. - Mam lekarstwa. - powiedziała do niego, unosząc w górę siatkę niczym łup.
Matt'a obudziło zamykanie drzwi. To zapewne James stwierdził po czym ruszył do łazienki by się sporządzić. Przebrał się w coś wygodnego i powolnym krokiem ruszył w stronę kuchni. Praktyczne całonocny brak snu dawał się w znaki.-Jesteś debilem -mruknął sam do siebie. Gdy szedł na dół ukazała się mu już spora ilość Nocnych Łowców -Cześć wszystkim! -krzyknął wyciągając z lodówki coś do jedzenia. Wampirzyca dalej zaprzątała jego głowę. Postanowił jednak o niej nie myśleć. Zapewne już nigdy nie pojawi się w jego życiu i w końcu zapomni.
Zmarszczyła brwi spoglądając na Jamesa, który właśnie zabrał się za pałaszowanie swojej jajecznicy. -Jesteś pewny, że nie będziesz jadł tego co zostało? Bo jak już wstanę to nie będzie odwrotu - rzuciła do niego uśmiechając się kącikiem ust. -Cześć - odparła na powitanie Matt'a, który chyba również był głodny, wnioskując po tym jak szybko dopadł do lodówki.
Chwyciła książkę i otworzyła ją na zaznaczonej zakładką stronie. Ukradkiem spoglądał ku reszcie, bo jakieś zdanie mogło się kierować do niej i, aby orientować się w sytuacji. Len poszła na górę bawić się w pielęgniarkę, po tym, jak Diana dostarczyła jej leki i uwaliła się na kanapie. Nie uszły jej uwadze przyjemne zapachy dochodzące z kuchni, a po chwili James zjawił się jedząc jajecznicę. – Cześć. – Kiwnęła głową w stronę Matta i skierowała wzrok ku książce. - Nie idziesz na stok? - Pytanie skierowała do Nocnej Łowczyni , nie odrywając się od lektury.
Rebecca postanowiła w końcu coś zjeść. Weszła do kuchni gdzie zastała Matt'a który wyciągał coś z lodówki i Dianę która zapewne również weszła do kuchni. Przywitała się krótko po czym powiedziała do Matt'a -Podaj mi mleko Romeo -chłopak fuknął -Odwal się smarku -miał w zwyczaju tak do niej mówić, była przecież prawie jak jego siostra -Ojeju no nie obrażaj się nawet polubiłam Matt'a Romeo -mruknęła zalewając płatki mlekiem. Z pełną miską weszła do salonu i usiadła obok Jamesa który pałaszował jajecznicę.
Czekając na potwierdzenie Jamesa przerzuciła spojrzenie na Mel. -Na razie nie - pokręciła przecząco głową. -Jeśli pogoda się utrzyma, bo może wieczorem wyskoczę - dodała, bo w końcu jazda wieczorem sprawiała chyba jeszcze większą frajdę niż w dzień. -Dzięki -rzuciła do Jamesa, po czym poderwała się z kanapy, żeby złożyć wizytę w kuchni i nałożyć sobie trochę jajecznicy i wróciła do salonu. -Ale Mel, uważam, że powinnaś ruszyć tyłek sprzed tego kominka, tam - wskazała w stronę drzwi - jest całkiem przyjemnie.
Po przełknięciu zerknął na Dianę, po czym uśmiechnął się do niej swoiście. - Nie, spoko. Jest Twoja. - oznajmił, lecz jego uwagę przykuła teraz Becky która siadała obok. - Smacznego.
Lenny była ostatnią osobą, której Nathaniel spodziewał się w pokoju Seta i swoim. Złapała go mała gorączka i rzuciło mu się na gardło, ale przynajmniej nie miał kataru. Nie wiedział jak ma się Set, bo skurczybyk spał najlepsze, niestety drugiemu Nefilim sen nie przychodził tak łatwo, taki już był że za dnia spać nie potrafił. Widząc Lenny i siatkę, uniósł brwi. - O kurwa... - wychrypiał nisko, chwytając brzeg kołdry i naciągając ją po same ślepia, które były lekko przeszklone od temperatury. Wysunął łapę spod pościeli, wskazując swojego parabatai. - Z całym szacunkiem... Jego katuj.
Pokręciła przecząco głową. – Ani mi się śni, Śnieżny Potworze. – Zamknęła książkę, uprzednio zaginając róg strony, i wcelowała palec w Dianę. – Znowu chcesz mnie natrzeć, rozgryzłam twoje zamiary. – Powiedziała z uśmiechem, wspominając wcześniejsza bijatykę na dworze. Cudem było, że się nie rozchorowała. – A poza tym, tam jest zimniej niż tu. – Wstała i poszła do kuchni zrobić sobie kolejną herbatę.
Z całym szacunkiem, ale ON jest nieprzytomny. - odpowiedziała mu Len. Spojrzała jeszcze na Seta, a następnie podeszła do Nate'a. Równocześnie odgarnęła wilgotne kosmyki, które poprzylepiały jej się do czoła. Odciągnęła pościel na bok, odsłaniając twarz chłopaka i kładąc mu małą dłoń na czole. - Masz gorączkę. I pomyśleć, że dwóch dobrych Łowców położyło przeziębienie. - zaśmiała się cicho, kucając przy szafce i kładąc na niej lekarstwa.
Poczuł dziwny impuls, kiedy jej drobna dłoń zetknęła się z jego czołem. Zupełnie jakby ktoś poraził go prądem pod niskim napięciem. Zdecydowanie nie przyzwyczaił sie do tego, by dotykał go ktokolwiek poza Setem lub Dianą, więc ściągnął tylko brwi, w ten sposób akcentując swoją dezaprobatę. - Spokój Nate, ona chce tylko pomóc... - mruknął do siebie w myślach, po czym zerknął na wykładane przez nią leki. Spróbował odkaszlnąć chrypę - nic z tego. - I naprawdę chcesz to wszystko w nas wpakować? - zapytał całkiem poważnie, spoglądając w stronę Seta. Nie wiedział jak on, ale jak dla Crowa to było chyba pierwsze, albo drugie "chorowanie" w życiu. W ogóle pierwszy raz byli w górach i na dzień dobry natarli się śniegiem, nie ma się co dziwić że organizm zaoponował..
Widząc jak reaguje na jej dotyk, uśmiechnęła się krzywo. - Spokojnie, przecież nic Ci nie zrobię. - uspokoiła go. - I nie wszystko, przecież jeszcze z dzień, dwa będziecie musieli poleżeć. - zaoponowała. Może i Nocni Łowcy leczyli się szybciej, ale nikt nie pomyślał, żeby stworzyć runy na przeziębienie. Właśnie, runy! Przypomniało jej się jak przeglądała w Instytucie starą księgę, zanim Set ją rozproszył. Oh, zarumieniła się, myśląc o tym 'rozproszeniu'. Żeby wypchnąć nieproszone wspomnienia, zapytała Nate'a. - Masz może gdzieś swoją stele?
Oderwała się od książki i odłożyła ją na stole. Salon w trymiga opustoszał, a Melissa nawet nie zauważyła kiedy. Zaczęło się już powoli ściemniać. Z pewnością przesiedziała pół dnia przed kominkiem z lekturą w ręce. Odłożyła książkę na stół i chwyciła swój pusty kubek. Skierowała się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Ktoś zagotował już wodę, więc szybko się z tym uwinęła. Rzuciła przelotne spojrzenie ku salonowi. Gdzie wszystkich wywiało?
A Diana wyszła z założenia, że skoro Lenny tak długo siedzi u chłopaków, to zapewne mają tam fachowa opiekę. Z racji tego zdecydowała sie jednak wyjść wcześniej na stok, pojeździć, powdychać czystego, górskiego powietrza.
No raczej, że nic mi nie zrobisz... - mruknął w odpowiedzi. - Z reguły ludzie mnie nie dotykają. - zaśmiał się ochryple, po czym odruchowo oblizał wyschnięte wargi. Na tekst o leżeniu skinął ciemnym łbem, lekko przepocone kłaki oblepiły mu skronie i czoło. Taki pomysł mu odpowiadał, jak najbardziej. Żałował tylko, że nie mógł zasnąć. Przyjrzał się ze swojego miejsca rysom Lenny. Wydawało mu się teraz, że właśnie takie dziewczyny leżą w typie jego parabatai. Zastanawiał się tylko, jak długo to potrwa tym razem. Dobrze wiedział, że Set bywa równie okrutny co on sam, z tym że przynajmniej się z tym krył. Brunet westchnął. - Di jest na stoku? - pytając, wychylił się i przysunął sobie krzesło, gdzie wczoraj powiesił spodnie. Sięgnął do kieszeni (wolał to zrobić sam, bowiem w kieszeniach Crowa było dużo rzeczy z którymi Lenny wolałaby się nie zetknąć) i wyciągnął stelę, lecz zanim podał ją dziewczynie zesztywniał na chwilę. Hej, co Ty robisz, nie tak szybko. - W końcu jednak zganił się w myślach i oddał przedmiot Lenny.
Chyba tak. - odpowiedziała, biorąc stele z komódki. Zaczęła rysować runę którą poznała tamtego pamiętnego dnia. Runę, która miała zapobiegać gorączce. - Lepiej? - zapytała odrywając przedmiot od jego skóry. - Jeszcze tylko antybiotyk. Chcesz wody do popicia?
Tak, chyba... - zmrużył lekko oczy, a spojrzenie stało się nieco bardziej wyraźne. - Dzięki. Co do wody... - zerknął na szafkę obok, gdzie stała jeszcze jego lipowa herbata, już letnia. - Nie trzeba. - uśmiechnął się wąsko, sięgając po kubek. Wow, on sie uśmiechnął! Wziął od niej tabletkę, no cóż, musiał zaufać Lenny. Połknął proszki i zapił.
Teraz powinieneś się przespać, albo chociaż porządnie wygrzać... - No cóż, potem zrobię jeszcze rosół, jakbyście byli głodni... - wstała i podeszła w zamyśleniu do łóżka Seta. Jemu również zmierzyła temperaturę. Był rozpalony. Narysowała runę, powtarzając te same ruchy co poprzednio. Następnie ukradkiem dała mu całusa w czoło i zostawiła mu tabletki. - Nie chcę go budzić. - powiedziała tylko, widząc wzrok Nate'a. - W razie czego powiedz mu, żeby to wziął. - powiedziała i wszyła z pokoju zarumieniona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz