Dainiris Aurora Blackedge
Mrok, który nagle zewsząd Cię otacza wydaje się nieprzenikniony i dziwnie piękny. Jest w nim coś dzikiego; niezaprzeczalnie groźnego i fascynującego zarazem. Powoli ogarnia Cię jednak błogi spokój, a do Twoich uszu dociera jedynie bicie Twojego serca, które niczym trzepot skrzydeł przerywa przytłaczającą ciszę. Opadasz na dno, na wargach wciąż czując metaliczny posmak krwi z chłodnego kielicha i poddajesz się, gdy zaczyna krążyć w Twoich własnych żyłach. Nie ma już odwrotu; wyraziłaś zgodę i przysięgałaś na anioła, w przeciwnym razie byłabyś już martwa. Dokonałaś wyboru, wybrałaś życie i zamierzałaś o nie walczyć zgodnie z własną naturą. Nagle w Twojej głowie rozbrzmiewa echo przysięgi; słyszysz słowa, powtarzane raz za razem coraz głośniej; przybierające na sile. Nie możesz się ruszać, nie możesz unieść dłoni i zakryć uszu, by od nich uciec. Leżysz nieruchomo, gdy słowa milkną i zamykasz oczy, gdy powoli wilgotnieją. Wszystko jest na swoim miejscu, wiesz o tym. Twoje plecy wyginają się w idealny łuk, targane gwałtownym spazmem. Otwierasz oczy i wszystko wraca. Wciągasz zbawienny tlen haustami, kiedy oślepia Cię błękitny płomień. Czujesz... Czujesz pod sobą zimną, kamienną posadzkę. Przede wszystkim jednak czujesz ostry ból; zupełnie jakby Twoją skórę przypalano żywym ogniem. Wiesz co to oznacza, wiesz, że właśnie zostałaś uratowana, że odzyskałaś życie. Słyszysz oklaski, jednak nie masz sił obrócić głowy. Opadasz na twardą podłogę, a runy powoli gasną. Od tej chwili Twoje życie nabiera tempa, ponieważ jesteś jedną z nich. Jesteś Nocnym Łowcą, jesteś cholernym Nefilim...
Kiedy na nią spoglądasz pierwszym co dostrzegasz są oczy. Granat burzy tak ciemny, że niemal czarny przyciąga Twój wzrok zdradliwą obietnicą uwagi. Chcesz być obiektem ich zainteresowania, przekonać się jaki tak naprawdę skrywają odcień. Niestety, ułamek sekundy jest zbyt krótki, by dostrzec w nich choćby błysk własnego odbicia. Spoglądasz więc szerzej. Jasna skóra, uniesiony w bladym uśmieszku kącik wyraźnie zarysowanych ust i lekko zadarty nosek naznaczony kilkoma ledwo dostrzegalnymi piegami idealnie komponują się z prostymi rysami twarzy, które z kolei okalają ciemnobrązowe pukle długich, pofalowanych włosów. To za mało, poszerzasz więc horyzont i przenosisz wzrok na jej ramiona, a następnie na resztę ciała. Nie jest wysoka, może mieć góra 166 centymetrów wzrostu, jednak proporcjonalna budowa nie czyni z tego faktu żadnego mankamentu. Błądzisz spojrzeniem od jej powabnego biustu w rozmiarze 85B, przez ładnie wciętą kibić aż do idealnie zaokrąglonych bioder, gdzie na moment zatrzymujesz źrenice. Uśmiechasz się i pożerasz wzrokiem ponętne pośladki; które są na tyle zarysowane, by nie czynić jej płaską i na tyle zgrabne, aby nie odstawać szpecąco. Schodzisz niżej, omiatając spojrzeniem mocne, wyćwiczone nogi i wracasz ponownie do twarzy. Nie może mieć więcej niż dwadzieścia cztery lata; porusza się pewnie, hipnotyzując nieznacznym kołysaniem bioder, a w jej chodzie jest coś... zwierzęcego. Stawia lekko krok za krokiem, uginając sprężyście kolana. Unosi dumnie głowę, jakoby dzierżąc na niej koronę, jednak nie spogląda na Ciebie z góry. Przez moment wasze spojrzenia się spotykają i masz wrażenie, że jej wzrok przenika Cię nie wskroś i po plecach przechodzi Ci dreszcz na samą myśl, że mogłaby czytać Ci w myślach. Ona patrzy jednak z chłodnych, nienachalnym zainteresowaniem, przekrzywiając delikatnie głowę w iście zwierzęcym geście, jednocześnie pochylając ją nieznacznie ku dołowi. Milczy, a po chwili prostuje się i odchodzi, skinąwszy Ci wcześniej na pożegnanie tak lekko, że mogło Ci się tylko wydawać. Odprowadzasz ją spojrzeniem, zachodząc w głowę co takiego z Ciebie wyczytała. Gdybyś miał z marszu porównać ją z jakimś zwierzęciem, bez wahania wybrałbyś wilka. Było w niej coś niepokojącego; począwszy od dzikiego błysku w oczach, na specyficznym chodzie kończąc. Miała w sobie coś fascynującego, zupełnie jakby była ciszą przed burzą... Niosła ze sobą pozorny spokój, jednak dało się odnieść wrażenie, że w każdej chwili gotowa była doskoczyć do Ciebie i rozszarpać Ci gardło, gdybyś tylko wykonał jakiś gwałtowniejszy, niesprecyzowany ruch.
Elementarnie
Urodzona trzynastego lutego jako przyziemna ze wzrokiem ▪ Dorastała w rodzinie służącej nocnym łowcom od pokoleń bardziej jako straż przyboczna ▪ Od dziecka szkolona na wojowniczkę ▪ 24 lata ▪ Jako jedyna przeżyła masakrę w instytucie w Vancouver ▪ przemieniona w nocnego łowcę w wieku SIEDEMNASTU lat za zgodą i aprobatą clave ▪ uratowana spod zgliszczy starego instytutu przez FREDERICK'A BELL'A ▪ Kanadyjka ▪ jak na nefilim przystało świetnie posługuje się bronią białą ▪ Za zasługi dla społeczności łowców otrzymała po wstąpieniu własny miecz ▪ LUBI posługiwać się bronią palną ▪ Uwielbia zwierzęta ▪ przerzucana z miasta do miasta ▪ w instytucie w Los angeles od TRZECH LAT ▪ wynajmuje własne mieszkanie w tajemnicy przed clave ▪ dorabia jako SĄDOWY ŁOWCA GŁÓW ▪ W instytucie w vancouver umarł jej ukochany ▪ przygarnęła Suriela ze schroniska CZTERY lata temu, aby nie być sama jak palec ▪ Potrafi tańczyć ▪ Nie znosi kłamstwa ▪ Zawsze ma przy sobie sztylet, który otrzymała na urodziny od ukochanego (nocnego łowcy) ▪ Nie ma prawa jazdy ▪ bez runy języków zna trzy poza angielskim: hiszpański, polski i rosyjski ▪ Ma kilka tatuaży w tym skrzydła na obu przedramionach ▪ Jest uzależniona od adrenaliny ▪ całkiem nieźle klnie w języku demonów ▪ bywa szczera do bólu ▪ Nie znosi wyraźnej zarozumiałości ▪ trzeba ją poznać, nie można jej oceniać po okładce ▪ nyktofilia ▪ jej stela jest czarna ▪ uwielbia smoki, wilki i tygrysy ▪ nie znosi złota, woli srebro ▪ nie rozstaje się ze swoim naszyjnikiem ▪ uwielbia czytać ▪ jej porą dnia zdecydowanie jest noc ▪ nie potrafi śpiewać ▪ talent plastyczny i literacki ▪ 20% angel, 80% devil ▪ kickboxing ▪ mocne sierpowe ▪ zadziora ▪ szpieg, pies na posyłki i wojownik clave w jednym ▪ jej obecnym zadaniem jest rozpracowanie grupy mrocznych pod dowództwem sam ▪ ma podrabiane prawko ▪ niedawno nabyła camaro ss rocznik 1969 ▪ zadaje się z podziemnymi
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle... Dainiris miała być pozytywna i mam nadzieję, że tak wyszła. Jeśli ni - krzyczcie. Zapraszam do wątków, których ilość będzie ograniczona (chcę uniknąć sytuacji, gdzie będę do tyłu z milionem odpisów). xD 13323341 - wiecie co robić.
To by było na tyle... Dainiris miała być pozytywna i mam nadzieję, że tak wyszła. Jeśli ni - krzyczcie. Zapraszam do wątków, których ilość będzie ograniczona (chcę uniknąć sytuacji, gdzie będę do tyłu z milionem odpisów). xD 13323341 - wiecie co robić.
Nie miała pojęcia, ilu musiał nadłożyć starań, żeby to on zajął się przesłuchiwaniem jej osoby. W porządku, może wystarczyło tylko wydać jeden rozkaz, jako, że w ugrupowaniu Mrocznych zajmował dość wysoki szczebel w hierarchii. Z pewnością jednak wiele dla niej ryzykował, a znając jej charakter, nie sądził by to doceniła. Przez tak długi okres dostosowywania się do otoczenia, w miejscu takim jak to – będące kryjówką Mrocznych, poddawał się zupełnej metamorfozie zachowań. Ciężko w tym momencie było mu wydzielić w sobie pokłady współczucia dla jej osoby. Zamknięty w podziemiach z ciemnymi typami, z którymi walczyło Clave, przejmował ich nieczułość i obojętność. Na tym polegał dobry kamuflaż. Dlatego kłócił się z myślami, zanim w końcu postanowił łaskawie zainterweniować w sprawie porwanej Nocnej Łowczyni. Zaczął trochę żałować swojej decyzji, przyglądając się znanej sobie twarzy dziewczyny. Potrafił sobie już teraz wyobrazić, że kiedy się obudzi, będzie miał z nią kłopoty.
OdpowiedzUsuńTymczasem jednak, korzystając z chwilowego spokoju, obserwował ją w milczeniu, napawając się ostatnim czasem relaksu. Z rękoma splecionymi na piersi, opierał się o ścianę za sobą, w kącie pomieszczenia. Nieznaczna łuna światła padała tylko na środek komnaty, dlatego on pogrążony był w całkowitych ciemnościach. Rozluźnione mięśnie spięły się wraz z pierwszym ruchem Danny. Nie od razu zdradził swoją obecność, ciekaw jak przyswoi sobie zmianę swojego położenia. Zaskoczył go jej początkowy spokój. Ten, który moment później zakłóciła swoim krzykiem.
Przewrócił oczami, szczęśliwy, że w pomieszczeniu znajdowali się sami. Mógł wyjść z cienia, zaciskając w rozdrażnieniu dłonie w pięści, próbując sobie przypomnieć, dlaczego powinien być po jej stronie, chociaż jej wrzaski dudniły mu beznadziejnie w czaszce. Przyzwyczajony był, że tutaj, na dole, większość osób wypełniała jego polecenia.
— Zamknij się, Dainiris — rzucił oschle, w końcu wyłaniając się z ciemności i podszedł do jej krzesła, opierając się rękoma po bokach, na jego oparciu, wpatrując się w twarz młodej kobiety — Bo zostawię Cię komuś mniej miłemu i przychylnemu, jasne?
To nie była groźba, raczej zrezygnowanie, kiedy uświadomił sobie, że wcale nie chce mu się jej niańczyć. Nie chciało mu się nawet tu być. Każda chwila w podziemiach, spowalniała jego pierwotne plany i obowiązki jako prawej ręki dowódcy tej grupy Mrocznych.
— Co ty tu robisz? Masz pojęcie, jakie mi sprawiasz problemy w tym momencie?
Nie miał dla niej litości, nawet pomimo faktu, że siedziała przed nim uwiązana, prawdopodobnie wcześniej pobita i najzwyczajniej w świecie bezradna. Zdana na jego łaskę. Na szczęście miał jej więcej niż każdy inny w tej organizacji. Skłamałby jednak, gdyby jej bezsilność nie była mu na rękę. Mniej problemów z poskramianiem złośnicy dla niego.
W tym samym momencie w jej żyłach zaczęła krążyć adrenalina, która skutecznie wyparła zalążek strachu, czający się niebezpiecznie w tej części umysłu, nad którą nie miała bezwzględnej kontorli. Instynkt nakazywał jej natychmiastową ucieczkę, ale stłumiła go, ponieważ doskonale wiedziała, że w tej chwili nie zdoła tego zrobić. Miała przerąbane.
- ŁADNIE TO TAK TRAKTOWAĆ SWOJEGO GOŚCIA? - mruknęła ochryple i natychmiast przełknęła ślinę, by zwilżyć gardło.
Przekrzywiła nieznacznie głowę w swoim zwyczajowym, zwierzęcym geście, nie spuszczając uważnego spojrzenia z przeciwnika. Wroga.
Jej myśli, zerwane ze smyczy, zaczęły wreszcie analizować sytuację w poszukiwaniu najlepszego wyjścia z bagna, w które się niewątpliwie wpakowała. Przynajmniej ból głowy odszedł już w niepamięć, załagodzony przez zastrzyk energii.
Colin
Na jego twarzy nie było wypisanego żadnego zaskoczenia jej reakcją. Domyślał się, że dziewczyna może się spodziewać, że ktoś lub coś może ich obserwować. Prawdą jednak było, że Colin zadbał o to żeby wszyscy mieli gdzieś podrzędną Nocną Łowczynię, którą obiecał dobrze się zająć. Cofnął się, splatając ręce na piersi na chwilę, marszcząc brwi. To ugrupowanie Mrocznych działało na trochę innych zasadach niż dzieciarnia i głupcy zarządzani przez Sam. Mieli swój kodeks. Porównywalnie działali do włoskiej mafii. Im wyżej w hierarchii, tym większa pewność, że nikt nie śmiałby im teraz przeszkadzać. Nie zawsze nawet z szacunku, a ze strachu przed tym, jak mogłoby się to dla niego skończyć. Nie mieli w swoich szeregach zdrajców. Pewnie dlatego wkręcenie się w grupę Colinowi zajęło tak długie lata wysiłku i wyrzeczeń, w tym opuszczenia rodziny i swojego parabatai.
OdpowiedzUsuńKucnął jednak, ciekaw, jak daleko tą grę Dainiris pociągnie i jeszcze nie był pewien czy chciał brać w niej udział. Wyciszył się, analizując czy istniała jakaś szansa, żeby ktoś ich tu szpiegował. Pochylił głowę, przymykając oczy i słuchał swojego rozsądku. Że jednak na rękę mu było odgrywać tępego mięśniaka, nie dając sygnału o swojej zdroworozsądkowości, w końcu wstał, opierając się znów na krześle, jak gdyby jej prowokacja mogła na niego zadziałać.
— Dwa — poprawił ją, jeśli już mieli trzymać się stopni ważności w grupie.— Stęskniłaś się za małolatą? Lubisz bawić się w przedszkole, Dainiris?
Nie drgnął, kiedy szarpnęła się na uwięzi, bardzo dobrze znając zakres jej uwiązania. Mogła posyłać mu co najwyżej puste groźby. Chwycił dziewczynę za szczękę, pochylając się nad jej uchem.
— Dainiris, nie mam na to ochoty.
Mówił o tej zabawie, w której on będzie odgrywał agresora, a ona buńczuczną ofiarę.
— Przejdźmy do etapu, w którym udajesz uległość, żeby uśpić tym moją czujność i później zwiać. Nikogo naprawdę nie obchodzi, że tu jesteś.
Póki będą się trzymać odpowiednich reguł, dlatego wyciągając broń z kabury, przyłożył ją do jej uda, patrząc jej kontrolnie w oczy. Zamierzał strzelić, czy jej się to spodoba czy nie. Mógł to zrobić jak chciała – jakby byli wrogami, rozrywając jej przy tym znaczną część skóry, albo cofnąć się, aby wystrzał nie narobił tak wielu szkód, a przeleciał na wylot.
Colin
Nie rozumiał jej. Nie rozumiał tak bardzo, że nawet pomimo swojej dociekliwości, przestał próbować zrozumieć. Pchnęła go na granicę. Nie chciał się uciekać do takich środków, ale jednak musiał potraktować nie poważnie, ale z góry. Jego cierpliwość miała swoje granice. W podziemiach zawsze zyskiwał trochę więcej negatywnej energii. Miał bardzo stresującą robotę. Nieważne jak bardzo próbowałby temu zaprzeczyć. Niejeden Łowca na jego miejscu by się już dawno złamał, być może pomyliłyby mu się strony, po której stał. Colin pozostawał wierny ideom, w jakich wychowali go rodzice. To nie było łatwe w tej dziurze pełnej Mrocznych. Miała rację w jednym. Zgodził się, że wszyscy mogli zdechnąć w tej przeklętej norze. Właśnie od tego tu był. Żeby ten cel umożliwić, ułatwić go. Nie musiała mu przypominać, ale dobrze, że to zrobiła.
OdpowiedzUsuńNa ten moment, z jego punktu widzenia, sabotowała jego misję, dlatego był w stanie usprawiedliwić swoją decyzję o przestrzeleniu jej uda. Wkurzyła go tylko jej postawa. Szaleństwo z jakim go do tego przekonywała. Jednocześnie, szarpnął nim gniew, że poddał się jej prowokacji.
Dlatego obserwując zmiany na jej twarzy, przez niezbitość, do kompletnego złamania, chociaż powinien uruchomić w sobie cząstkę człowieczeństwa, wyizolował ją. Zdystansował się i totalnie znieczulił na jej słabe spojrzenie i skrzywioną twarz, z której opadła jej maska. Nie patrząc dłużej w te zmizerniale, poddane i zrezygnowane oczy, po prostu opuścił pomieszczenie, pozwalając się jej wykrwawiać. Wychodząc zlecił podlegającym mu ludziom porzucić ją na śmietniku.
Jak stwierdził w raporcie przed głową Mrocznych - nie było z niej pożytku. Nic nie wiedziała, dobrze było się jej po prostu pozbyć i zostawić ją na śmierć.
Oczywiście, sam jeden tylko wiedział, że to nie śmierć odebrała jej rytm bicia serca, a specyfik, który jej wszczepił przed opuszczeniem zimnej komnaty, w której była zamknięta.
Miała obudzić się kilkanaście kilometrów dalej, sama na totalnym odludziu, zbolała i zmizerniała przez truciznę, którą jej wstrzyknął. Na tym terenie się tylko jeden motel. W nim później mógłby jej szukać.
Colin
Colin potrzebował trochę czasu zanim zdolalby zapewnic sobie wolne wyjscie z kryjowki Mrocznych. Mial zalatwic jakies pomniejsze zadania, zlecone przez Przywodce grupy, a dopiero pozniej powinien mu sie wyklarowac spomiedzy natloku spraw, czas wolny tylko dla niego i jego interesy. Tylko on sam wiedzial, jak dlugo zajely mu poszukiwania Dainiris. Nie po to pozostawil ja niedaleko motelu, zeby pozniej prowadzic sledztwo aby ja znalezc. Dlatego wlasnie jeszcze zanim ja spotkal, juz kierowaly nim emocje rozdraznienia i zlosci. Mimo to, tej, tym razem bie bylo po nim widac. Kiedy dopadl ostatecznie do jej miejsca zamieszkania, nie wykazywal zadnych uczuc. Beznamietnie wlamujac sie do niej drzwiami frontowymi, ktore zawisly na zawiasach, spodziewal sie zastac ja w gotowosci do odparcia potencjalnego zlodzieja, czy bandyty. Stanal w progu, czekajac na nią. Splotl nawet rece na piersi, w gotowej, pretensjonalnej pozie. Cisza jednak jak trwala, tak trwala dalej i stracil pewnosc, czy rzeczywiście znajdowala sie w mieszkaniu. Panowal tu straszliwy zaduch, jakby nikt nie otwieral okien przez kilka dni. Tylko drzwi zalosnie piszczaly dyndajac na zawiasach. Ostatecznie zalozyl je na swoje miejsce, przemieszczajac sie pozniej w glab pomieszczenia.
OdpowiedzUsuńZastal ja tam. Lezala na kanapie, w samej bieliznie, pobladla z przemeczenia, albo tylko naturalnie posiadajac wdzieczna, porcelanowa cere. Gdyby Colin sie na tym znal, prawdopodobnie potrafiłby to stwierdzic. Tymczasem zlaczyl brwi w jedna linie, patrzac na ten obrazek z politowaniem. Dokladnie lustrujac jej cialo spojrzeniem (och, nie bylo w tym zadnej perwersji, czysty profesjonalizm), zawiesil go ja jej pelnych udach, biodrach, wystajacych zebrach i piersiach, wnikliwie poszukujac konkretnych run...
- Glupia - prychnal nie dostrzegajac na jej skorze iratze. Nawet jesli je miala, to juz dawno musialo wyblaknac.
Podchodzac do niej, powinien okazac jej laske, zrozumienie i wspolczucie. Zamiast tego kucnal przed kanapa, jeszcze chwile obserwujac jej falujaca piers. Nie moglby jednak przyznac, ze badal w ten sposob, jej oddech. Bie wyciagal dloni w jej stronę aby sprawdzić tetno, uznajac to za wyrazna slabosc. Stwierdzajac za to podstawowe funkcje zyciowe za aktywne warknal krotko:
- Wstawaj, Dainiris. Wyspisz sie w grobie.
Co wnioskujac po jej staraniach, powinno nastapic dosc szybko. Seb jednak dziewczyna miala twardy, dlatego wyrwal jej poduszke z pod glowy, a nastepnie oparl dlon na jej udzie. Moze instynktownie przejechał palcami po jej mlecznej skorze, ale nie to mialo ja obudzic, a zaciskajaxe sie palce na jej dopiero co opatrzonej ranie. To bylo jego krotkie orzypomnienie aby nie zapominala, jaki bol sama, we wlasnej desperacji, na siebie zeslala.
Colin
Trudno powiedzieć czy spodziewał sie wlasnie takiej reakcji, ale był gotowy na wszystko. Wzrokiem wyłapał spięcie jej mięśni, ale zignorował je. Każdy na jej miejscu musiałby się spiąć z bólu. Mimo to, jego lekceważenie nie mogło mu w żaden sposób zaszkodzic. Opoznione reakcje rannej zdawały się dziecinnie proste w uniknięciu. Cofnął się ulegając swojemu instynktowi, widząc jak sztylet śmiga mu daleko przed twarzą dla bezpieczeństwa, mimo to, zamknął jej nadgarstek w uścisku swojej dłoni. Nawet bez tego sztylet spadłby na ziemię, pomiędzy nich.
OdpowiedzUsuńTo nie tak, że wcześniej nie zauważył psa. Nie uznał go wcale za zagrożenie. Napiął barki tylko przez wzgląd na szybkość z jaką bydle znalazło się pomiędzy nimi. Posłał mu tylko krótkie spojrzenie, a Dainiris w tym czasie już zdążyła sięgnąć drugą ręką po serafickie ostrze.
- Odwołaj bydle jeśli nie chcesz, żeby padło tu trupem - ostrzegł patrząc jej wprost w oczy. Mówił spokojnym, wręcz beznamietnym tonem, po którym szło poznać, że wcale nie żartował. Stawiając się w jego położeniu. Dla Nocnego Łowcy szkolonego do walki z Przyziemnymi i Mrocznymi zwykły pies nie stanowił żadnej przeszkody. Jemu nie byłoby żal zwierzęcia. Miał jednak wrażenie, że Danny może być do niego bardziej przywiązana.
- Zastanów się nad tym co mówisz. To nie ma najmniejszego sensu. Dlaczego obudziłaś się odurzona na śmietniku, Blackedge?
W wolnej ręce trzymał krótką broń białą, której nawet nie lubił. Mimo to, potrafił się nią dostatecznie dobrze posłużyć.
- Jesteś ranna i bredzisz - rzucił trzeźwo, mając na uwadze zarówno jej opór jak i psa - a Twój kundel coraz bardziej mnie drażni.
Bardziej niż jego warkot i wyeksponowane uzębienie, draznił mężczyznę chyba fakt, że niedługo powinna mu się na jego sierść uaktywnić alergia.
- Dainiris - powiedział łagodniej, znaczy mniej obcesowo, strategicznie próbując uspokoić ją i psa - Dlaczego tak bardzo zależy Ci na śmierci, młoda?
Colin
Nie widać było na jego twarzy żadnego przejęcia, kiedy Blackedge starała się mu coś uzmysłowić. Prawdopodobnie jej słowa wcale o niego nie trafiały, bo nie dało się zauważyć też i zrozumienia w jego mimice ani nawet zainteresowania kwestią. Opierając się jedną ręką ze sztyletem na kolanie, od pewnego już czasu wpatrywał się cały czas w ślepia Suriela. Jakby prowadzili między sobą, jakąś samczą walkę i żaden z nich nie zamierzał odpuścić. Jedynym sygnałem, że słuchał co dziewczyna rzeczywiście do niego mówi, były jego słowa.
OdpowiedzUsuń— Nie czuję się tu gościem — zdążył burknąć zanim dodała, że nieproszonym. Nie spodziewałby się, żeby na niego czekała, a już szczególnie nie z otwartymi ramionami. Z tego względu postanowił zlekceważyć jej marudzenia i słowa niezadowolenia tą jego nagłą wizytą. Przewidywał, że tak się ona skończy i był gotowy na przyjęcie konsekwencji. Co nie znaczy, że z przyjemnością wysłuchiwał dziewczęcych mamrotów. Uniósł dłoń ze sztyletem do ust, opierając podbródek na rękojeści, a zaraz potem przeciągnął ją na kark, drapiąc się po szyi z rezygnacją. Ostrzegawczo zacisnął dłoń na ręce Łowczyni, której nie uwolnił jeszcze z uścisku, a jego spojrzenie, dopiero kiedy pies opuścił ich oboje, spoczęło na jej oczach. Chociaż zanim to zrobił utrzymał wzrok psiska, odprowadzając je leniwie wzrokiem aż do drzwi. Nawet jeśli przez chwilę wydawało się, że nie śledził całego otoczenia wokół siebie, dokładnie wiedział, gdzie znajduje się teraz jej broń. Trudno było jej nie dostrzec wprost przed nim, ulokowanej na jej udzie.
Jeśli udało jej się po nią sięgnąć, nastąpiło to tylko dlatego, że jej na to pozwolił. Nie wiedział skąd w niej poczucie, że mogła się bronić. Nawet jeśli byłaby do tego zdolna w normalnych warunkach, teraz jej ruchy były mocno ograniczone i otumanione przez gorączkę i całokształt jej obecnego stanu. Czy naprawdę chciała z nim walczyć w tym położeniu?
— Nie widać — skwitował jej pragnienie życia, lustrując wzrokiem jej sylwetkę. Nie wyglądała wcale jak okaz zdrowia, co tu ukrywać. Zanim dodała coś jeszcze i zanim zesłałaby na siebie jeszcze więcej jego tłumionego w sobie rozdrażnienia, poruszył się gwałtownie. To był pierwszy ruch, w którym potraktował poważnie swoje położenie. Runa szybkości wyrysowana na przegubie lewej ręki, którą nią trzymał, pozwoliła mu z łatwością pochylić się w przód i odebrać jej broń, zanim jej spowolnione przez złe samopoczucie ciało zdążyłoby zanotować tą zmianę. Dla bezpieczeństwa też, wstając do pionu, zgarnął też w drugą rękę sztylet i obracając teraz zręcznie dwa w dłoni, schował je w dwie różne podszyte kieszenie na kurtce.
— Jasne — mruknął, udając się do okna, według jej woli. Cały czas pozostawiając ją w zasięgu swojego spojrzenia. Jej bron palną trzymał w jednej ręce. Drugą powinien sięgnąć do klamki okna. Zamiast tego, podeszwą buta kopnął drzwi, zamykając psu drogę powrotną do pomieszczenia. Broń rozbroił, wyciągając też magazynek i rzucił ją na bok, wracając do dziewczęcia.
— Przestań się rzucać, jak te Twoje bydle, jeśli tak bardzo cenisz sobie życie.
Obserwował jej dziką i niezadowoloną twarz, może z bólu, a może z uwagi na jego obecność. Nie próbował tego analizować. Zrozumienie kobiecej logiki nadwyrężało komórki odpowiadające za myślenie i często uświadamiało rzeczy, których wolałoby się jednak nie wiedzieć. Zarezerwował tą wątpliwą przyjemność na inną okazję. Zamiast tego, oparł się stopą na kanapie, zginając nogę w kolanie. Wspierając na nim łokieć, spojrzał na nią z góry.
— Położę teraz dłonie na Twoim udzie i powiesz mi jak daleko dokładnie sięga zaognienie bólu — trudno powiedzieć czy było to pytanie, stwierdzenie, zarządzenie czy ostrzeżenie. Jego ton miał po trochę wszystkiego, kiedy kontrolnie patrząc w jej oczy rzeczywiście przyłożył szorstkie dłonie do jej skóry, obok rany i powoli zaczął ściągać je bliżej siebie, palcami dociskając do jej skory, badając jej reakcję na ból i jednocześnie stan, w jakim bieżąco znajdowała się noga. Jego dotyk był ciężki, surowy, jak jego osobowość. Jakby nie potrafił wykrzesać z siebie nic innego. Nie był jednak przecież medykiem. Od tego Łowcy pewnie też mieli odpowiedzialne jednostki.
Usuń— Nie jestem Twoim wrogiem, przestań mnie traktować jak jednego z nich — dodał już mniej pretensjonalnie, opuszczając spojrzenie na jej nogę, kiedy jej twarz zdradziła mu stopień bólu. Poprawił się wtedy w miejscu, odłączając jedną dłoń od jej skóry, żeby sięgnąć do tylnej kieszeni spodni po stelę, wmontowaną w podobny mechanizm jak scyzoryk. Wyrysował nią iratze w kilku miejscach na jej skórze i kiedy skończył, uniósł wzrok przez jej tułów do oczu.
— Trzeba to lepiej opatrzyć — zdecydował za nią.
O Clave nic nie wspomniał, specjalnie ignorując tą kwestię.
Colin
Skupiony na jej nodze, wzrok mial spuszczony w dol. Nie patrzyl nawet na rane. Niewiele by mu to dalo. I tak sie na tym nie znal. Jej gadanie dodatkowo go rozpraszalo. Zmarszczyl brwi rzucajac bez przekonania.
OdpowiedzUsuń- To nawet jeszcze nie byly grozby.
Jedyna podpowiedzia dla tego, co mial robic, bylo jej reagowanie na bol doswiadzczalnie potrafil stwierdzic jej stan po zwyklej nietolerancji na bodzce. O ile jej wlasna byla podobna do jego. Chociaż jego okazywanie bolu brzmialo bardziej jak wsciekle ujadanie niz krzyk.
Nie bardzo zrozumiak, co mial lubic w aktualnym polozeniu, dopoki mu tego nie wyjaśniła. Uniosl wtedy spojrzenie do jej oczu, opierajac rece na kolanach. Krew z dloni przesiaknela material jego spodni, kiedy akurat nie zwrocil na to uwagi.
- Wyrywanie z ciebie krzykow nie sprawia mi zadnej przyjemnosci.
Zawiesil ton, Przez chwile jego ton, jego twarz, wszystko wskazywalo na to, ze nie zalapal dwuznacznosci, dopoki nie padły kolejne slowa. Zamiast jednak uśmiechnąć się do nich kpiaco, badz sugestywnie, Colin wypowiedzial je bardzo oczywistym, wlasciwym dla swojego surowego usposobienia tonem
- W takich okolicznosciach.
Potarl kolana dlonmi i teraz jego wzrok padl na wyrazista czerwien na spodniach. Przechylil glowe na bok kreca tylko glowa na boki, ale nic nie powiedzial. Nawet sie nie wkurzyl. Ani na siebie, ani na nia.
- Swietnie. Skoro juz ustalilismy, ze wiesz gdzie ja znalezc to po nia idz.
Ponaglil dziewcze, wyraźnie nie chcac jej w tym wyreczac. Niech krew troche zawrzeje jej w zylach, bo od tego lezenia zastaly jej sie juz chyba wszystkie miesnie.
Colin
Odprowadzil Dainiris spojrzeniem do framugi drzwi i w tym samym momencie, w ktorym zniknela za winklem, podniósł się z miejsca. Otwarte okno uchylił szerzej. Pies, który przed chwilą grzecznie siedział za drzwiami, teraz poruszał się za nimi niespokojnie. Colin w tym czasie przeprowadzał wstępne oględziny mieszkania. Zanim dziewczyna wróciła, zdążył wrócić na swoje miejsce. Rozsiadł się na kanapie, w męskim rozkroku zsuwając się po oparciu w dół do pozycji bliskiej pół-leżącej. Przez chwilę patrzył w wyrazie niezadowolenia na plamy na kolanach, ale zaraz otarl o nie rece. Dopiero teraz odczuwał własne zmęczenie. Przecierając oczy jednym ruchem, dostrzegł przez półprzymknięte powieki powrót Danny. Dlatego ułożył tą samą rękę, którą przecierał oczy, za głowę. Wzrokiem śledził uważnie jej tor ruchu, dopóki nie siadła obok. Wtedy wpatrywał się w nieruszoną, przyniesioną jedynie apteczkę. Trącił pudełko między nimi wymownie kolanem, posylajac Danny zgodne z tym ruchem spojrzenie.
OdpowiedzUsuńColin
Colin był tym rodzajem faceta, który nie zdradzał swojego samopoczucia, przynajmniej nie w świadomy sposób. Zachowywał swój stan dla siebie. Tak jak teraz, od razu po wejściu Dainriris odsunął dłoń od twarzy, opierając ją na kolanie.
OdpowiedzUsuńOdbierając od kobiety wodę utlenioną, pochylił się w przód, opierając dłonie na kolanach i przerzucił buteleczkę do drugiej ręki niekoniecznie widząc cel, w jakim Dainiris mu ją podarowała. Ostatecznie obserwując jej ślamazarne ruchy, podrapał się po brodzie, chwilę później przesuwając dłoń na kark, ale nie skomentował tego w żaden sposób ponad chrząknięciem.
- Dobra, zostaw to - poruszył się całkiem zręcznie jak na faceta swojej postury. Odwracając się przodem do niej, chwycił ją stanowczo za biodra, wciagając sobie jedną z jej nóg na swoje udo. Dłoń ulokowaną na górze jej nogi, przytrzymał ją stabilnie pod biodrem, drugą ręką wylewając wodę utlenioną na jej ranę. Jemu znalezienie gazy zajęło znacznie szybciej niż jej. Otworzył ją zębami przykladając włókno do jej skóry. Wzrokiem szukał ewentualnego zestawu do zszycia rany.
- Zakładałem raczej, że znajdę Cię zmiażdżoną razem z bezwartościowym złomem - stwierdził nieszczerze, chroniąc swojego autorytetu. Jednocześnie nie poświęcając jej nadmiernej uwagi, aby nie mogła nadinterpretować jego, bądź co bądź, zwykłej troski o jej stan zdrowia.
- Nie ma sprawy - to rzucił już całkiem instynktownie, zanim ugryzł się w język, zbyt skoncentrowany na poszukiwaniu swojej steli w tylnej kieszeni spodni.
Wyrysując kolejne iratze obok jej rany, zastanawiał się co z tym dalej.
- Zajmij się czymś - dziwne polecenie, jak na to, że jej pozycja na wiele jej nie pozwalała. Postanowił ostatecznie zaszyć jej to bez znieczulenia, jak tylko znalazł odpowiednie narzędzia. Zrzucił nawet w tym celu z siebie prochową kurtkę, pozostając w samym podkoszulku. Cienkie blizny po wyrysowanych niegdys czy aktualnych runach, siateczką otaczały całe ramiona. Kilka głębszych blizn przy obojczyku i na jednym z ramieni, wyraźnie odznaczały się od innych. Niektóre z run wypisanych na jego ciele sięgały nawet szyi, wyrysowane na każdym wolnym miejscu na skórze.
Dla ironii tego burzenia tego wizerunku... kichnął. Myśląc sobie: Cholerny kundel. Alergia zaczęła się uaktywniać.
Colin
Nie reagował na jej zainteresowanie wyrysowanymi na jego ciele runami. Szkolenie na pracę z Mrocznymi miało swoje plusy. Potrafił zachowaczo potraktować każde okolicznosci. Miał właśnie przystąpić do szycia, kiedy alergia wyzwoliła z niego pojedyńczy wstrząs i długotrwałe zażenowanie. Nie zdążył zasłonić sobie twarzy, ale kichnął w bok i tam też pozostawił odwroconą twarz, kręcąc lekko głową z politowaniem. Dloń z igłą zawisła nad jej raną, a drugą ułożył na jej udzie, w końcu wzdychając ze zrezygnowaniem.
OdpowiedzUsuń- Każdy musi mieć jakieś słabości, nie? - stwierdził nieprzekonany, unosząc głowę wyżej, do jej oczu. Dlatego na ten moment obie dłonie spoczęły po obu stronach jej uda. Nie miał tego w planach, ale skoro już zerknął na chwilę zatrzymując uwagę na jej tęczówkach, dodał przy okazji:
- Gotowa?
Opuszkami jednej ręki smagnął jej, wbrew pozorom delikatną skórę, na pewno gładszą od jego własnej, docierając palcami do wnętrza jej kolana. Wsunął pod nie dłoń, chwytając ją dość pewnie, kiedy wbił igłę w miejscu zranienia.
- To gdzie chcesz się spotkać?
Nawiązał do wcześniejszych, niesprzyjających im zawsze okoliczności.
Colin
Nie mógł nie dostrzec jej drgnienia, ale z prawidłową sobie obojętnością mógł je zignorować. Tak też zrobił, skupiając swoją uwagę na wykonywanej czynności. Po pierwszym zetknięciu się igły z jej skórą, zareagowała dość instynktownie. Colin podejrzewał, że lepiej byłoby jej dać jakiś gryzak. Przez moment myślał nawet nad użyczeniem jej swojej steli, ale ostatecznie wyszedł z założenia, że szkoda mu przedmiotu. Nie mógł jednak zakładać, że zaraz kobieta wgryzie mu się w ramię. Instynkt podpowiedział mu automatyczną obronę. Poruszył się momentalnie, ciężko opierając rękę w jej talii. Palce na chwilę zacisnęły się na jej kręgach na szyi kiedy podniósł ją wyżej na jej szyję, ale zaraz rozluźnił uścisk. Ściągnął tylko na chwilę łopatki razem, krzywiąc się nieznacznie, ale szybko oswoił się z pierwszym ukłuciem bólu. Później ten nie był tak dokuczliwy, żeby się nim przejmował. Wrócił do przerwanego zajęcia, zajmując się tą nogą stosunkowo szybko, chociaż nie tak wprawnie jak zrobiłby to profesjonalny medyk.
OdpowiedzUsuń- Wycieczka do Mrocznych byłaby dość niefortunna. Wszędzie indziej... Będzie ok.
Odchylił się w tył, chwytajac za czystą gazę i bandaż. Ledwie zaczął opatrywanie, a juz zdążył się odsunąć.
- Idę się ogarnąć.
To była metafora dla: "Zrób to sobie sama". Chociaż zaraz jej pożałował, bo kiedy tylko otworzył drzwi, za którymi siedział Suriel, walczył z chęcią podjęcia próby chwycenia go za ogon i wyrzucenia za okno.
- SIAD! - warknal w koncu rozdrazniony, jakby to mogło mu pomoc.
Colin
Siedzial w lazience probujac ogarnac nieszczesne, pokrwawione spodnie. Nic z tego. Nie mial dostatecznie duzo cierpliwosci, dlatego zauwazajac ze plamy nie chca sie tak zwyczajnie sprac, wycial serafickim ostrzem dwie dziury w spodniach w miejscu kolan, w przeplywie doczesnego stylu, doraniajac gdzies jeszcze nawet jakies zatarcie i wsjnal ciuch z powrotem na siebie. Wracajac do pokoju, wycieral dlonie w recznik. Przystanal z nim przy framidze drzwi, spogladajac za odchodzaca Dainiris.
OdpowiedzUsuń- Zdawalo mi sie, ze wlasnie to zrobilem.
Zmarszczyl brwi nie bardzo rozumiejac, czemu mialo jej sie cos tylko zdawac, skoro bardzoej jednoznacznie nie mogl jej juz zaprosic na wspolne wyjscie. Nie narzucajac jej jednak nic, slowa te whburczal pod nosem. Chwile pozniej recznik rzucil na fotel, a skrawki wycietego materialu znalazly swoje miejsce w koszu. Suriel prawdopodobnie lypal na niego podejrzliwie, ale Colin postanowil go ignorowac.
Na kwestie czy wyslalo go Clave, nic juz nie odpowiedzial. Raz juz zdazyl jej udzielic odpowiedzi na to pytamie, wiec teraz tylko wzruszyl ramionami. Przemieszczajac sie od kuchni do salonu, przystanal przy oknie, barkiem opierajac sie o jego ramie. Wygladal za nie, powoli uchylajac wszystkie rolety, wouszczajac do pomieszczenia troche wiecej swiatla niz wczesniej.
- Nie sadze, zeby Clave mialo sie Toba a tak interesowac, Dainiris - mruknal nie traktujac jej nawet spojrzeniem kiedy wrocila. - Ale na Twoim miejscu zlozylbymi im raport.
To mowiac odwrocil sie, odnalazl swoja kurt,e i opuscil jej lokum, wczesniej zostawiajac jej swoj numer na jednej z komodek, jakby jednak chciala orzemyslec wczesniej poruszona kwestie.
Colin
Technologia go przerastała. Ledwie potrafił obsłużyć ten cholerny telefon, a odkąd Diana wymienila mu go na jakiś inteligentny Smartfon, ta inteligencja chyba przerastała jego własną. Zmarszczył brwi, patrząc się złowrogo na komórkę, wyciąganą ze sportowej torby, a ogarnięcie przesunięcia zielonej słuchawki po ekranie wyświetlacza, zmęczyło go bardziej niż trening wysiłkowy, w którego właśnie był trakcie. Zarzucił ręcznik na kark, opierając się ręką o ścianę przed sobą. Nic nie zdążył powiedzieć, bo nawet nie był pewien czy ten kurewski sprzęt działa. Oddychał tylko do słuchawki. W zasadzie trochę dychał – zmęczony. Kiedy po drugiej stronie usłyszał znajomy głos, jego brwi ściągnęły się już niemal w jedną linię.
OdpowiedzUsuń— Ok. — odpowiedział bezpiecznie, bo nie miał pojęcia o czym mówiła. Ostatnia rozmowa toczyła się lata świetlne temu, znaczy, kilka dni. Od tego czasu zdążył już zapomnieć o czym rozmawiali. Złozyła Clave ten raport? Nie. To jakoś nie pasowało mu do tonu jej glosu, oddalonego od niego setki kilometrów. Fakt, że nie widział jej twarzy nie pomagał mu w zinterpretowaniu tych słów. Odetchnął, przykucnąwszy.
— Poczekaj.
Przerzucił telefon do drugiej ręki, wyciągając ją przed siebie, szukając przycisku mogącego przelączyć go na głośnik.
— Szlag — burknął, bo wcale go nie widział. Dlatego ulokował telefon na jednym ramieniu, przykładając do niego ucho i przycisnął aparat telefoniczny do skóry, przytrzymując go w zagłębieniu barku, kiedy pochylił się wprzód do zrobienia pompek na jednym ręku. Próbował wrócić do przerwanych mu ćwiczeń.
— Już — nie do końca o to mu chodzilo, ale chwilowo ta pozycja zdawała swój test, chociaż przez telefon musiał brzmieć teraz trochę przytłumienie.
— Na co się zgadzasz? — spytał bezpośrednio, skoro walka z telefonem wykorzystała już jego pokłady cierpliwości.
Colin
Sapanie nie ustawało, tylko dlatego, ze zgodnie z podejrzeniami Dainiris, Colin mógł teraz być w trakcie robienia setki istotnych zajęć, a trening był jednym z nich. Przytrzymując więc telefon na ramieniu, Levittoux godził tą rozmowę razem z wykonywaną aktywnością. Jego oddech stał się wyraźniejszy, kiedy w końcu zawisł w powietrzu, nie przystępując do następnej pompki. Krótko analizował sobie w głowie słowa dziewczyny. Na chwilę zapadła cisza w słuchawce, kiedy w końcu podjął się bezpośredniego skonkretyzowania celu rozmowy.
OdpowiedzUsuń—Na randkę — uszczególnił nie chcąc się bawić w unikanie nazywania rzeczy po imieniu i kiedy już to sobie w głowie ułożył, zamienił rękę, przerzucając jednocześnie telefon na drugie ramię.
Pytanie o to co robił, uzmysłowiło mu w zasadzie, że dwie rzeczy wykonywane jednocześnie rozpraszały go na obu płaszczyznach, dlatego jeszcze chwilę pomyślał, aż w końcu bezpiecznie rzucił:
— Będę o 20.
Rozłączył się, wyraźnie unikając tym tłumaczenia, dlaczego nie okazywał swojemu rozmówcy należytego szacunku. Respektował kobiety, tylko… no. Akurat nie w trakcie treningu wytrzymałościowego, jeśli wspomniane poszanowanie rzutowało na jego efektywności.
Jak powiedział, tak zrobił. Kilka godzin później, dokładnie osiem, zjawił się u niej w domu, szczególnie przygotowany na tą okoliczność, a że ojciec wpoił mu pewne zasady zachowania pry okazji takich spotkań, a Colin pozostawał w prawie każdym względzie tradycjonalistą, do tych rad postanowił się ustosunkować. W definicji Łowcy „randka”, przybierała chyba zupełnie inne znaczenie, bo strój Levittoux wskazywał jakby szykował się na walkę z demonami. Najwygodniejsze skóry i runy wyrysowane skrupulatnie na ciele, mogły sprawiać wrażenie, jakby szykował się do walki. Co zresztą nie było aż tak dalekie od prawdy. Jak opowiadał mu ojciec, randki jego z matką, ograniczały się do wspólnych wypadów na polowania. W końcu tryb życia Nocnych trochę kolidował z normalnym życiem towarzyskim. Zanim jednak Nocny Łowca mógł się takiego przywileju wspólnego polowania domagać, musiał stoczyć pojedynek z opiekunami Łowczyni, aby dowieść, ze jest tego warty. Tak przynajmniej robił Levittoux senior. Jako, że Colin żadnego opiekuna Dainiris nie znał, a nie sądził żeby Clave interesowały ich wspólne plany na wieczór, postanowił, ze to z nią stoczy pojedynek. Zapukał więc do drzwi, opierając się o framugę obok nich, przekonany, że tak właśnie wygląda zwyczajowa „randka”.
Z tego też powodu przyniósł nawet kwiaty. A w zasadzie jeden kwiat, po który pofatygował się nawet do Idrisu do Alicante. Jako, ze jednak ta część spotkania nie wydawała się nawet w połowie ta ekscytująca jak możliwość wspólnej walki, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, z niejakim lekceważeniem podsunął jej roślinkę, jednocześnie rzucając w dłoń seraficki sztylet.
— Tradycyjnie? Na noże?
Pytanie zabrzmialo naturalnie, jakby sądził, że dla wszystkich taka jest kolej rzeczy wspólnych „randek”.
Colin
Nie zdążył odpowiedzieć, bo jego mózg właśnie przetwarzał otrzymany obraz, kiedy już lepiej mu się przyznał. Konkretniej zarysowi jednej sylwetki i rujnującym kształtny łuk talii frędzlom, całkiem zastanawiającym w swoim istnieniu. Nawet nie usłyszał, co powiedziała. Zmarszczył brwi, obracając w machinalnym odruchu obronnym sztylet w dłoni.
OdpowiedzUsuń— Jasne, poczekam.
Oparł się o ścianę za drzwiami, ze spływającym na niego spokojem, myśląc, że pewnie poszła się przebrać. Przecież w tym na pewno nie planowała trenować, prawda? Nie wiedział, jak dalekie od prawdy były jego płonne nadzieje. Uderzając rękojeścią o mur za sobą, wystukując metalem nieregularne dźwięki, spodziewał się ją zobaczyć dopiero za kilka minut, dlatego wzrok miał spuszczony, skupiony na swoim zajęciu powtarzał sobie w głowie prawdopodobnie podstawy walki wręcz, nie dlatego, że tego potrzebował, tylko zwyczajnie to właśnie go relaksowało. Z zamyślenia wyrwał go jej szybki powrót. Uniósł wzrok spodziewając się spotkać przebraną dziewczynę, zamiast tego, jedyna zmianę jaką dostrzegł to zarzucona na ramiona kurtka. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób. Przerzucił ostrze do drugiej dłoni i schował je za pasek spodni zaczepiając o specjalny uchwyt, przykryty przez kurtkę.
— Być może będziesz chciała to zdjąć — wypowiedział się dopiero po wyjściu na podwórko, gdzie zaparkowany miał już motocykl, prawdopodobnie skonfiskowany jednemu z wampirów.
— Znam idealne miejsce.
Jakkolwiek feralnie to zabrzmialo, nie miał na myśli miejsca do zdejmowania jej odzieży, chociaż to też wydawało się nieuniknione. Wyprzedzał myślami własne słowa, wyraźnie nie tracąc czasu, który już niedługo mogliby spożytkować inaczej. Podchodząc do motocykla, zdjął z rączki kask, wyciągając go w stronę kobiety. Sam założył drugi, ułożony na siedzeniu, od razu odpalając silnik.
Przygarbił się, bardziej intuicyjnie niż odczuwając dyskomfort czy skrępowanie zaistniałą sytuacją. Moment jednak zgrał się z koniecznością odpalenia motocykla, dlatego reakcję tą można było całkowicie zlekceważyć, bądź uniknąć nawet dostrzeżenia jakiegokolwiek odruchu.
OdpowiedzUsuńNie obserwował dziewczyny w lusterku, przestał dostrzegając lekki uśmieszek w kąciku jej ust. Spuścił wzrok w dół, czekając na opadnięcie kurtyny. Koniec jej przedstawienia jednak trwał, kiedy mozolnie przesuwała dłonie wzdłuż mięśni jego brzucha.
— Już? — upewnił się, kiedy znieruchomiała, ponieważ nie byl pewien czy skończyła się zgrywać. Z- Być może - odpowiedziała ostatecznie, zerkając na Łowcę kątem oka, by upewnić się, że dostrzeże jej uniesiony kącik ust.
Zaczekała grzecznie aż Colin usadowi się na motocyklu, po czym zajęła miejsce tuż za nim, celowo ocierając się torsem o jego plecy.
Jedną dłonią nasunęła na oczy szybkę, a następnie przylgnęła do towarzysza, oplatając go ramionami w pasie w teatralnie ślimaczym tempie. Najpierw przesunęła bladymi palcami po jego żebrach, potem zasunęła je niżej na jego boki, by na koniec jedną rękę ulokować na jego brzuchu, a drugą na szerokiej klatce piersiowej. Zastygła na moment w bezruchu, zerkając ponad ramieniem bruneta na lusterko, by móc zobaczyć jego twarz.
- Myślę jednak, że póki co, pozostanę w ubraniu - oznajmiła, wyraźnie rozbawiona, po czym ułożyła lekko głowę ukrytą w kasku na wgłębieniu między łopatkami Levittoux.
Gdziekolwiek miał zamiar ją zabrać, zamierzała się dobrze bawić. Nawet, jeśli miało to oznaczać walkę. Aby rozwiać swoje wątpliwości, ponaglił ją, poprawiając jej dłonie w swoim pasie. Ułożył je w pozycji bardziej funkcjonalnej, dorzucając podobny komentarz.
— Dobrze. Pół-naga jazda mogłaby być dość uciążliwa.
Będąc już na sali treningowej, ulokowanej w piwnicy opuszczonego magazynu, przepuścił Danny w drzwiach. Pomieszczenie do, którego weszli okazało się zaskakująco przytulne. Białe światło kumulowało się głównie nad ringiem. Widocznie pomieszczenie przerobione zostało z ośrodka treningowego dla bokserów. Pozostala przestrzeń zawierająca poręcze do ćwiczeń, kozły, manekiny i worki treningowe, czy maty, pozostała bardziej przyciemniona.
— Padły mi zarówki — wyjaśnił, rozbierając się z wierzchnich warstw ubrania, aby pozostać wyłącznie w zestawie treningowym. Rozciągając mięśnie, stanął na środku ringu, patrząc na Dainiris z dystansu — Zacznynamy?
Colin
— Noże — udało mu się jednocześnie odpowiedzieć i zrobić zręczny unik, choć był akurat w pół innego ruchu. Nie wydawał się jednak zadowolony ze swojego refleksu. Jego ciało zareagowało za szybko, zbyt instyntownie, a przecież zwykle Colin wykorzystywał ledwie połowę swoich sił. Z jakiegoś powodu chciał sprawiać wrażenie znacznie powolniejszego i mniej zręcznego niż był. Dainiris ze swoją spostrzegawczością musiala jednak już dawno zauważyć, ze nie cechowała go tylko sama siła.
OdpowiedzUsuń— Falstart — dorzucił prawie w tym samym momencie i bez runy szybkości znajdując się w jednej sekundzie za jej plecami. Odgarniając jej włosy z ramienia, przed rzuceniem suchego komentarza — Nie zwiążesz ich?
Colin
Jako osoba mocno nastawiona na funkcjonalność, postanowił wstęp do potencjalnej randki, połączyć już z częśćią właściwą randki - rozmową. Ta w jego wykonaniu przybrała jednak formę dociekliwych pytań, na które w normalnych warunkach nie otrzymałby odpowiedzi.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego Clave Cię nie lubi, Dainiris? — odchylił się w tył, unikając wylądowania twarzą we włosach dziewczyny, ale nie zapachu, jaki wzbiła tym ruchem, wdzierając tą woń do jego nozdrzy, bardzo natarczywie zresztą.
Okrazyl ja, wyprowadzajac ruch nozem, ktory najpewniej Dainiris i tak miala sparować, ale właśnie dlatego uzyl go jako rozpraszacza, w istocie planujac podciac jej nogi.
Colin
Zgrywając się z rytmem jej ruchów, wycofał się razem z nią. Jedynym sposobem, by nie znając jej sekwencji ruchów, wyprzedzić jej dalszy krok, było zmuszenie jej do zmniejszenia dystansu. Dlatego poruszył się gwałtownie, jakby chciał odskoczyć w jedną ze stron i uderzyć ją w bok, ale zamiast tego, stanął w bezruchu, działając wbrew własnej intuicji, całkowicie odsłaniając się przed następnym uderzeniem dziewczyny. Czekał na nie. Chwytając ją za przegub pustej ręki przy pierwszej próbie i przyciągnął ją do siebie, ryzykując, że zaraz oberwie z drugiej, tej, w której trzymała ostrze — Co zrobiłaś? — od razu wyszedł z założenia, że to jej wina.
OdpowiedzUsuńColin
Danny zagrala ryzykownie, dobrze wiedząc, ze tylko takim rodzaj ataku jest w stanie zwalić silniejszego od siebie mężczyznę z nóg. W ten sposób oboje leżeli teraz na ziemi, a Dainiris, swoim cialem przyszpilala go teraz do podloza. Chociaz zyskala nad nim chwilową przewagę, chwycil ja nogami, przygotowując się do proby sil. Mimo, ze lezala na nim calym ciezarem, powinno mu się udac odepchnąć od podloza i przewrocic się z nia na drugą stronę. Zanim jednak to zrobil, kontynuowal przerwana kwestie.
OdpowiedzUsuń— Nie maja do ciebie szacunku. Nie licza się z Twoją śmiercią. Dlaczego?
Przewrócił się z chwilowym tylko zawahaniem, razem z nią, i zawisnął ciałem nad nią. Pochylając się nad jej twarzą, ścisnął uda mocniej na jej biodrach, odbierając jej możliwość ruchu dolnymi partiami ciała. Mógł chwycić ją za ręce, ale zamiast tego przyłożył ostrze do miejsca, w którym z jej koszulki jeszcze niedawno wystawały frędzle.
OdpowiedzUsuń— Rzepy? — na chwilę rozluźnił temat, przejeżdżając zimną, tępą stroną ostrza, wzdłuż jej talii.
— Więc teraz jesteś ich niewolnicą? — nie bardzo rozumiał ton jej wypowiedzi i słowa.
Powinien teraz jak rozsądny facet, skulić się i ukorzyć przed wściekłą kobietą, a może nawet dać się zranić, dla jej satysfakcji, ale Colin widocznie nie był tak rozsądny jak mu się wydawało, bo poddał się instynktowi, odskakując w tył przed ostrzem. Wolał myśleć, że celowała, żeby chybić, ale jej nienawistne spojrzenie sugerowało jakby jej intencje były inne. Patrzył na nią z dystansu, napinając mięśnie. Nie podlegał w tym momencie żadnym targającym nim emocjom. Dokładnie wiedział co chciał zrobić i w jakim celu chciał się spotkać i mógł ukrócić swoje oczekiwanie, ale okoliczności nagle ze sprzyjających stały się bardzo niekorzystne. Dlatego milczał, dając jej wyładować złość.
OdpowiedzUsuńObrał jedną z najgorszych ścieżek. Ostatecznie, kiedy jej sfrustrowanie nie malało, zignorował ten wybuch.
— Nie masz…? — pociągnął ją za język, mijając nóż, który wylądował po jego stopami i zbliżając się w jej kierunku.
— Dainiris…
Ostatecznie stanął jednak w miejscu i przyłożył dloń do oczu, przecierając je, kręcąc głową z rezygnacją i politowaniem.
— Dokończ.
Nie, nie po to ją tu zaprosił, ale mógł to powiedzieć głośno, zamiast zakładać, że rozeźlona kobieta domyśli się o jego zupełnie innych zamiarach.
Piszę komentarz tylko po to, żeby pokazać jaki mam ładny nowy avatar. <333
OdpowiedzUsuń