Melissa Caleb Neal Diana Jared Natali Nate Matthew Rebecca
Poprawiła plecak i odgarnęła gałąź, która prawdopodobnie uderzyła osobę za nią, bo usłyszała jęknięcie z bólu. Mruknęła ciche przepraszam i ostrożnie postawiła nogę na kamieniu. Las rósł jak chciał. Konary wystawały z każdej strony, czyhając tylko, aby złapać kogoś w swoje sidła, a na kamieniach łatwo było się poślizgnąć. Melissa westchnęła donośnie. Clave wysłało ich poza miasto, aby namierzyli bliżej nieokreślonego Wyklętego. Jak zwykle niebezpieczeństwo znajdowało się w obrębie Los Angeles, więc oni musieli się tym zająć. Błąkali się po lesie, z sensorami w rękach, aby wychwycić jakikolwiek ślad demonicznej energii, ale od paru godzin niczego nie znaleźli. Słońce powoli chyliło się ku widnokręgowi. – Może powinniśmy rozbić obóz? Dzisiaj i tak niczego nie znajdziemy. – Podsunęła. Wolała nie przemierzać nieznanego po ciemku. Niektórzy z pewnością byli już zmęczeni, a wolała być w pełni sił, gdy przyjdzie pora na atak.
Nie wiedział, czemu zdecydował się na tę wyprawę. Nie znał praktycznie nikogo, a Melissa nie była osobą, którą chciałby widzieć non stop przez kilka dni po ich pierwszym spotkaniu, ale strasznie mu się nudziło. Miał dość zabijania tych samych potworów, które robiły cały czas to samo. Taka wyprawa w plener była miłą odmianą. Może dlatego też namawiał swojego przyjaciela, by z nim pojechał. Jako parabatai nie miał zbytniego wyboru. Szli przez las, a dookoła było niesamowicie cicho. Podobała mu się taka atmosfera. Nagle gałąź trafiła go w ramię, pozostawiając cienką ranę. Jęknął. - Uważaj, jak chodzisz - mruknął, nie zważając na przeprosiny dziewczyny. Zmarszczył brwi, spoglądając na Mel. Na jej propozycję uśmiechnął się nieznacznie i wzruszył ramionami. - My możemy nie znaleźć, ale trzeba uważać, by to coś nie znalazło nas.
Nie szła bezpośrednio za Melissą, to w końcu byłoby bez sensu. Ich zadaniem było przeczesać las w miarę szybko i dokładnie. Szła więc z boku w odległości kilkunastu metrów od dziewczyny. Nie było co ukrywać, że takie łażenie po lesie przez parę godzin, było potwornie nudne i do tego te przeklęte komary. Uderzyła się otwartą dłonią w szyje zabijając jednego i jednocześnie klnąc pod nosem. Doleciały do niej słowa Melissy. Rozbicie obozu było całkiem dobrym pomysłem, fajnie jednak byłoby znaleźć jakieś małe jeziorko, albo chociaż rzekę, bo o domku z bieżąca woda to pewnie nawet nie było co marzyć. Westchnęła ciężko.-Jestem zdecydowanie za - rzuciła do Mel, po czym zerknęła na Caleba. -A co? Boisz się o swoje dupsko Pięknisiu?
Szukanie jakiegoś wyklętego nie należało do jej ulubionego zajęcia. Zdecydowanie Becky wolała walczyć z demonami. No ale jak powiadają "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma". Szła za blond włosym chłopakiem. Gdy dostał z gałęzi cicho zachichotała. Było to dość nie miłe, ale taka już była. Gdy usłyszała propozycje Mel powiedziała -Jak dla mnie spoko. Jakaś rozrywka znów nam się przyda-naprawdę podobał jej się ten pomysł, a zwłaszcza po ostatniej sytuacji z Samanthą Morgenstern. O ile nie wpadnie na pomysł by znów ich zaatakować.
Przytaknęła głową w akcie zgody. Wszyscy byli za rozbiciem obozu i w sumie im się nie dziwiła. Skoro Wyklęty siedział tu już od tygodnia, to niech sobie jeszcze trochę posiedzi. Jego umysł oszalał, nie będzie robił tych racjonalnych rzeczy, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Prędzej by ich zaatakował. Nie mogli więc zwracać zbytnio na siebie uwagi, aby nie zostali zaocznie przez Podziemnego czy Przyziemnego. Clare jak zwykle było bardzo dokładne w określaniu podejrzanych. Melissa rozglądnęła się. Teren był tu nierówny, więc powinni pójść jeszcze parę metrów, aby rozstawić namioty. Jej spojrzenie padło na Caleba. Nie wiedziała kto za nią idzie myślała, że to Neal, bo osoba była dość cicho, ale gdyby wiedziała, że to był narcystyczny blondyn, skierowałaby gałąź wyżej, aby obić mu tę jego śliczną twarzyczkę. Postawiła plecak na ziemi, gdy dotarli do równego terenu. Drzewa tworzyły w tym miejscu kółko, ale drzewo na środku zostało wycięte, tak, że został tylko duży pień. Dało się też, usłyszeć szum wody, więc gdzieś musiało tu się znajdować źródło. Otworzyła plecak i wyciągnęła namiot. Następnie rzuciła go do Caleba. – Wykaż się Narcyzie. – Posłała mu drwiący uśmiech i zaczęła wyciągać inne, potrzebne rzeczy.
Już zdążył się dobrze zapoznać z rozległym lasem. Jego mózg szybko przyswajał informacje o nowych terenach, więc zdołał ogarnąć obszar, na którym się znajdywali od nie tak dawna. Cieszył się, że Neal jest obok, choć tego nie okazywał. Nawet gdy milczał, jego obecność działała na niego uspokajająco. Nawet gdy Melissa grała mu na nerwach, nie dał się wciągnąć w jej głupią grę. Z uśmiechem złapał złożony namiot i puścił jej oczko. - Skarbie, nie ma nic złego w tym, że sama nie potrafisz tego zrobić - zacmokał, kręcąc głową. - Wystarczyło poprosić - stwierdził po chwili, po czym zabrał się za rozkładanie namiotu. Robił to z taką wprawą, jakby regularnie jeździł na takie wyprawy. Po kilku minutach namiot był gotowy. Klasnął, po czym zatarł ręce i spojrzał z wyższością na dziewczynę. Uśmiechnął się do niej szeroko, jakby wygrał los na loterii.
Wiedząc, że Mel wybrała miejsce na obóz podeszła bliżej. Blondas zajmie się rozkładaniem namiotu, w końcu faceci chyba lepiej się na tym znają. A przynajmniej powinni. Diana za to w ogóle się nie znała na tego typu rzeczach, więc nawet nie zamierzała się wtrącać. Przeczesała dłonią włosy, po czym z wyraźną ulgą ściągnęła swój plecak. Rozejrzała się po okolicy, drzewa, drzewa i jeszcze więcej drzew. Cudownie. W oddali było słychać szum płynącej wody, pewnie jakiś strumień czy coś w tym stylu. Dobrze, że nie za blisko, bo nocą różne zwierzęta schodzą się do wody, aby móc spokojnie się napić. Widząc teraz zadowoloną minę Caleba przewróciła oczami, po czym rzuciła ni to do nich ni to w przestrzeń. -Idę po drewno -obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu jakichś suchych gałęzi.
Gdy wszyscy zajmowali się czym się zajmowali. Właściwie go to nie obchodziło. Siedział na swoim plecaku wygrywając z ziemi trawę by zabić nudę. Co prawda nie zbyt pomagało, ale zawsze coś -Ej ja ten no idę się przejść, idzie ktoś?- zapytał rozkładając się pod zebranych.
Nali siedziała gdzieś na trawie wszyscy się gdzieś kręcili, Matt skubał chwasty, Mel robiła to co zawsze czyli nic, dokładnie jak wszyscy. Lizz nie ma od dawna, a jak jej nie ma to nikogo nie ma i wszyscy zawsze się nudzą. A to chyba żadna nowość.
Wyciągnęła już prawie wszystko i położyła na pniu, który robił za idealny stół. Jej plecak był niezwykle pojemny, ale o dziwo i nie wzięła ani jednej książki. (Przypadek? Nie sądzę.) Po prostu uznała, że nie będzie miała kiedy czytać. Prawdopodobnie i tak zabawią w lesie parę dni, bo Wyklęty nie jest taki łatwy do namierzenia. Zerknęła na Caleba, gdy skończył wykładać resztę rzeczy. Chętnie by mu ściągnęła ten jego triumfujący uśmiech z twarzy. Niezwykle ją to irytowało. Skąd mogła wiedzieć, że potrafi rozkładać namiot? – Dałam ci po prostu pole do popisu. – Odpowiedziała beznamiętnie, wzruszając ramionami. Zerknęła ku Dianie. – Teraz by się przydał drwal. – Rzuciła jej uśmiech. Słysząc pytanie Matta, spojrzała na niego skołowana. – Chcesz zapuścić się w las, w którym czyha Wyklęty, po ciemku? Możesz pójść z Dianą po drewno. – Powiedziała i wzięła rzeczy, a następnie wniosła je do dużego namiotu.
Zerknął kątem oka na Melissę. Denerwowała go niesamowicie, ale nie zwracał tak naprawdę uwagi na nikogo innego, ale mogło to być dlatego, że nie znał nikogo innego poza Nealem, który cały czas milczał. Caleb puścił mu oczko, próbując go jakoś ośmielić. Usiadł obok niego i tylko na moment zwrócił się jeszcze do Melissy, która musiała zrobić jakiś komentarz. - Oczywiście, skarbie - stwierdził przesłodzonym głosem. - Wiem, że chciałaś napatrzeć się na moje mięśnie - dokończył, po czym wysłał jej całusa w powietrzu i już w następnej chwili spojrzał wypominająco na swojego parabatai.
Obejrzała się zerkając na Melissę. -Widzisz. Trzeba było przywieźć jakiegoś przystojnego drwala z tych gór - mruknęła unosząc lekko brew, ale kącik jej ust również powędrował ku górze w niejakim półuśmiechu. Zerknęła jeszcze przelotnie na Nali i Matta. -Nie potrzebuje obstawy. Matt, pewnie bardziej przyda się jakiejś znudzonej łowczyni, która nie wie co ma teraz ze sobą zrobić - dodała, po czym już nie zwracając na nich uwagi zapuściła się w las, żeby zebrać trochę chrustu.
Przez większość wędrówki trzymał się z tyłu, gdzieś za wszystkimi i milczał. Zastanawiał się właściwie dlaczego dał się namówić Calebowi na pójście na tą wyprawę. W końcu najlepiej by się czuł zostając w Instytucie, gdzie była teraz mniejsza liczba osób. W sumie zrobił to głównie dlatego, że chciał mieć na oku swojego parabatai. Nie tylko on robił jakieś głupie rzeczy, jego przyjacielowi też się to często zdarzało. Oparł się o pobliskie drzewo przyglądając temu jak Cal rozkłada namiot. - Już wolę znów siedzieć cicho, niż komentować to jak sobie znowu dogryzacie. - stwierdził odzywając się pierwszy raz na tej wyprawie, po czym przenosząc spojrzenie z Caleba na Melissę i na odwrót. Zacisnął usta w wąską kreskę, kiedy przyjaciel puścił mu oczko. Wcale go to jakoś wielce nie ruszyło, ani nie ośmieliło. Przyzwyczaił się już do takiego jego zachowania i było to dla niego zupełnie normalne.
Nali wstała ze swojego miejsca i otrzepała, a następnie podeszła do Matt'a. Usiadła obok chłopaka i zaczęła skubać z nim trawę -o czym tak ciągle myślisz?- zapytała.
Przewróciła oczami z nieukrywaną irytacją w odpowiedzi na słowa Caleba. On również musiał dorzucić swoje pięć groszy, nie mógł zostawić jej ostatniego słowa. Doznałby uszczerbku na swojej godności, czy jak? Zerknęła na Neala. – My po prostu prowadzimy zaciętą dyskusję. – Chwyciła plecak i zaniosła go do środka. W ogromnym namiocie była już większość śpiworów, toreb i innych przedmiotów. Księżyc w pełni lawirował na niebie, a Melissa miała nadzieję, że Diana gdzieś po drodze się nie zgubi. Sama postanowiła się rozglądnąć, ale wolała zostać ,,Stróżem Ogniska”, które jeszcze nie zostało rozbite, ale zajęła się przygotowywaniem na nie miejsca. Ktoś chyba wziął ze sobą pianki i głowę pełną historii o duchach.
Szturchnął przyjaciela, słysząc jego słowa. Powinien być po jego stronie. Zdziwiły go słowa dziewczyny. Lewy kącik jego ust uniósł się, a brwi zmarszczyły. Był nieco zdumiony. Już któryś raz zgadali się w czymś. - Dokładnie - przyznał jej rację ze zdziwieniem i dość cicho, nie chcąc do końca, by to usłyszała. Melissa poszła na moment do namiotu, a on w tym czasie zaczął szukać czegoś w plecaku. Gdy wróciła, by przygotować miejsce na ognisko. Zaszeleścił, dwiema torebkami pełnymi pianek, które zabrał ze sobą. Tak na wszelki wypadek. - Nie jestem taki zły, co księżniczko? - spytał, podnosząc się i wyciągając do niej rękę z jedzeniem, by zobaczyła sama.
Po słowach Diany skubał sobie dalej trawkę nie wadząc nikomu aż do czasu gdy podeszła Nali i zapytała o czym myśli - Nie o czym, a o kim -odpowiedział. Była to pierwsza odpowiedź jaka nasunęła mu się na język. Niebo robiło się coraz to ciemniejsze więc postanowił pomóc Mel w rozpalaniu ogniska. Bo raczej siedzenie i nic nie robienie nie było tym czym chciał robić przez całą noc.
Wróciła z naręczem suchych patyków i gałęzi spojrzała po zgromadzonych, którym się nawet dupy nie chciało ruszyć. Trudno. Będą latać po drewno po ciemku, kij im w oko. Skoro Mel zrobiła trochę miejsca na ognisko, kucnęła obok i zajęła sie ustawianiem drewna w coś przypominające stożek, żeby łatwiej było go podpalić. -Ktoś ma jakiś papier, czy coś co będzie się łatwo palić? -Zagadnęła spoglądając na zgromadzonych. Przy okazji wstała, żeby podejść do swojego plecaka i wyciągnąć z niego zapalniczkę.
Nali została sama na trawie. Patrzyła się gdzieś i nigdzie. Wszyscy coś robili a ona siedziała i zastanawiała się nad sensem tego co ona tu robi i tego jakiego ma pecha w życiu.
- Ta, trochę bardzo ciętą. - mruknął cicho pod nosem bardziej sam do siebie niż do nich. Schował ręce do kieszeni bluzy wciąż obserwując Caleba i Mel. Skrzywił się nieznacznie, kiedy parabatai go szturchnął. Nie zawsze musiał być po jego stronie, w takich sytuacjach jak ta wolał pozostać bezstronny. - Pomóc ci w czymś? - zapytał przenosząc brązowe spojrzenie na Melissę. - Hm... Ciekawe czy są zatrute. - powiedział, gdy Cal wyjął swoje pianki.
Zerknęła na Matta i Natali. Mogliby się ruszyć i zrobić cokolwiek, a nie rozmawiać o miłostce chłopaka. Inicjały nadal widniały na jego twarzy, chociaż mniej zaognione niż wcześniej, bo Kai rzucił na niego jakieś zaklęcie pod wpływem Nicoletty. Trzeba było przyznać, że Sam zostawiła mu świetny prezent. Diana wróciła z patykami i ustawiła je w stożku. Nocni Łowcy nie potrzebowali zapalniczek, wystarczy, że mieli stele. Melissa wyciągnęła swoją z kieszeni i nakreśliła drobną runę na jednej z gałęzi. Natychmiast zaczęła płonąć, a ogień się rozprzestrzenił. Spojrzała na pianki. – Zawsze możesz próbować mnie otruć. – Zgodziła się z Nealem. - Zamiast jabłka, wyciągasz pianki, a na dodatek starasz się być miły. Podejrzane… - Zerknęła na niego, a potem udała się do namiotu po latarkę.
Skoro Mel postanowiła podpalić ognisko przy pomocy steli, Dianie nie pozostało nic innego jak po prostu wzruszyć ramionami i przyciągnąć plecak bliżej ogniska. Usiadła na powalonym konarze i wyciągnęła z plecaka kanapki. Rozpakowała jedna i zaczęła jeść. Na jutro nie miała prowiantu, zresztą w takiej temperaturze jedzenie zaczęłoby się psuć. Jeśli nie znajdą tego Wyklętego i będą musieli znów tu zanocować, to pewnie trzeba będzie coś upolować. Może jakiegoś zajączka, albo wiewiórkę. Hmm.. Do tego przydałby się łuk i ktoś, kto umie z niego strzelać. Rozejrzała się jeszcze raz po zgromadzonych, powoli przełykając kanapkę. Na chwile skupiła uwagę na Mel i Calebie zastanawiając się czy, aby na pewno chce dziś z nimi spać w namiocie. -Jak nie będziecie w nocy cicho to was zwiążę i zaknebluję - rzuciła do nich unosząc brew, trudno było wyczuć czy żartuje czy mówi serio.
Usłyszał kawałek rozmowy między Mel a Nealem. Właściwie to usłyszał słowo pianki i dalej już nie słuchał. Podszedł cicho do pianek i wziął kilka. Miał nadzieję, że nikt nie zauważy małego braku. Po czym udał się do namiotu podążając za Mel. -Czego szukasz i czy ci pomóc? -zapytał rozkładając się po ogromnym namiocie. Gdy szedł, przez przypadek potknął się o plecak i fuknął pod nosem -Kto normalny zostawia plecak na środku pokoju? -po chwili jednak zorientował się że to jego.
Nali szła powolnym krokiem do namiotu, gdzie większość osób przebywała, kiedy weszła do środka zobaczyła zezłoszczonego Matt'a i w tej chwili od razu wyszła. Poszła do w głąb las, mając nadzieję, że nikt jej w tym nie przeszkodzi. Nawet osoby jej bardzo bliskie. Nali usiadła na pierwszym lepszym korzeniu.
Wydawało mu się, że wyczuł coś niepokojącego, nie był do końca pewien co to było. Chciał to sprawdzić, dlatego zaraz po przejściu przez Portal oddzielił się od reszty. Na szczęście niczego nie znalazł, choć trzeba było przyznać, że miał problem z odnalezieniem reszty, przynajmniej dopóki nie zapłonęło ognisko. Przystanął skryty w ciemności, dostrzegając postać siedzącą na korzeniu. Była zwrócona do niego plecami. Uśmiechnął się parszywie pod nosem, miał dość nietęgi nastrój, dlatego do głowy przyszła mu kompletna głupota. Nastraszy tę postać. Musiała być nierozważna, skoro siedziała tu sama. Będzie mieć nauczkę. W ciszy zakradł się do jej pleców, schylił się do jej ucha i zanim poczuła jego oddech, zakleszczył ciężkie łapy na jej ramionach. - Bu!
Caleb westchnął. Przyłożył dłoń do czoła. - Czemu musicie mnie ranić, kiedy próbuję być miły? - wytarł wyimaginowaną łezkę. Spojrzał na swojego parabatai z wyrzutem. Czasem nienawidził jego obojętności. Mógłby dla odmiany stanąć po jego stronie. Melissa użyła steli, żeby wywołać ogień. Na jego twarz wkradł się półuśmiech. - To także mogłem zrobić za ciebie nie używając steli - stwierdził, po czym wziął jedną piankę i ostentacyjnie włożył ją sobie do ust, przeżuł i połknął. Wszystko to, by udowodnić, że jego zachowanie nie miało ukrytych motywów. - Są dobre. Czego chcecie? - zmarszczył brwi i sięgnął po kolejną piankę. - Nie martw się, nie przytyjesz raczej, księżniczko.
Nic się już nie odzywała. Zmięła jedynie foliowy woreczek w dłoni i wrzuciła do ogniska obserwując jak się kurczy i ciemnieje pod wpływem ciepła. Nie była w najlepszym humorze, trudno było stwierdzić, czy to efekt zmęczenia czy chodzi o coś innego. Wyjęła jeszcze telefon z kieszeni i zerknęła na wyświetlacz. Brak zasięgu. -Świetnie - mruknęła pod nosem i obmiotła nieprzychylnym spojrzeniem sklepienie nad ich głowami, na które składały się gałęzie zarówno liściastych jak i iglastych drzew. Do głowy przyszło jej, że mogłaby się przejść i znaleźć trochę wolnej przestrzeni, na której to może złapałaby zasięg, bo na spanie było zdecydowanie za wcześnie. -Zaraz wracam - mruknęła po chwili. Nie mówiła tego do nikogo konkretnego, w końcu i tak jej nie słuchali. Ot, rzucona w przestrzeń wiadomość. Podniosła się z powalonego konaru i ruszyła w ciemną przestrzeń przed sobą, przy okazji zerkając co jakiś czas na wyświetlacz telefonu.
Posłała uśmiech ku Nealowi, w tym samym czasie, gdy Caleb spojrzał na niego z wyrzutem. Nie miała wątpliwości, że bierze jakąś stronę. On po prostu wybrał tę słuszną. Ognisko było już przygotowane, ale Nocnych łowców po prostu ubyło. Rozglądnęła się z dezorientacją. Nali gdzieś zniknęła, Diana właśnie wędrowała w stronę lasu, jedynie Neal siedział pod drzewem, a Matt wyszedł z inicjatywą pomocy. Melissa przeniosła wzrok na blondyna, który zjadał pianki. – Skoro mam stelę, to czemu miałabym jej nie użyć? – Pokręciła głową z dezaprobatą. Nie musiał na każdym kroku udowadniać jaki to jest wspaniały i wszechstronny. – Awansowałam już na szlachtę? Jak miło. –Poszła do namiotu i zaczęła szukać latarki w swoim plecaku. W końcu co to za ognisko, bez historii o duchach? Potrafiła je opowiadać, ale wolała słuchać kogoś, kto to robił lepiej. Bardziej strasznie. – Latarki. – Oznajmiła krótko i odwróciła się do Matta, gdy przewrócił się o plecak. Chwyciła znaleziony przedmiot i pomogła chłopakowi wstać.
Caleb wywrócił oczami, gdy zobaczył, jak dziewczyna uśmiecha się do jego przyjaciela. Coś przewróciło mu się w żołądku. - skarbie, przecież nie rzucam żadnymi zarzutami w twoim kierunku - stwierdził z niewinnym uśmiechem i uniósł dłonie w obronnym geście. - Oczywiście, ma pani - jego głos był przesadnie słodki. Kiedy wróciła z latarkami, westchnął. Nienawidził historii o duchach. Nie było nawet trochę straszne, przez to co przeszedł w życiu jako nocny łowca. - Serio? - spytał zrezygnowanym tonem.
Razem z Matt'em wróciła do reszty z latarkami w dłoni. Tylko raz uczestniczyła w ognisku ze Strasznymi Historiami, a potem wręcz trzęsła nogami ze strachu. Gdy teraz odtwarza sobie w myślach tą "straszną" historię, to wydaje jej się wręcz zabawna, ale miała wtedy sześć lat, a jej dziadek był świetnym mówcą. - To tradycja. - Rzuciła w stronę Caleba i włączyła latarki. Przez chwilę skierowała światło na jego oczy, a potem je opuściła. - Jeśli nie chcesz, to nikt cię nie zmusza. - Wzruszyła ramionami i zerknęła w stronę ogniska. - Gdzie zginęły Natali i Diana? - Zmarszczyła brwi. Miała nadzieję, że Wyklęty ich tak szybko nie znalazł.
Zamknął momentalnie oczy, gdy światło latarek go oślepiło. Nie zdążył nawet nic odpowiedzieć. Z jego gardła wydobył się warkot. - Uważaj, księżniczko - syknął robiąc krok w jej stronę. Zmniejszył odległość między nimi do kilku centymetrów ignorując jej pytanie. - Jeszcze w nocy dopadną cię duchy.
Najpierw zaszeleściły liście w krzakach, a po kilku chwilach wyszła z nich Diana. Przeczesała dłonią włosy w wyrazie niejakiej frustracji. Nie złapała zasięgu, a nie chciała dalej iść po ciemku, żeby się nie zgubić. A jak wiadomo nocą w lesie o to bardzo łatwo. Westchnęła ciężko i podeszła do reszty. -Macie jeszcze te pianki? -zapytała spoglądając to na Caleba to na Mel. Chyba im w czymś przerwała, ale mówi się trudno.
Nali nadal siedziała na korzeniu ze zwichniętą kostką. Miała nadzieję, że ktoś łaskawie przyjdzie po nią, ale ta chwila nie nastąpiła. Dziewczyna po pewnym czasie była już zmęczona więc zasnęła na korzeniu oparta o pień grubego drzewa. Chciała tylko, aby demon nie przyszedł do niej. Przed snem ostatni raz chciała krzyknąć – RATUNKUU! - Krzyknęła ostatni raz ponieważ sen z nią wygrał. Śniło jej się że nie ma zwichniętej kostki i że siedzi sobie z wszystkimi przy ognisku.
Przeniosła spojrzenie na Caleba, gdy przemierzył odległość między nimi. - Duchy? Przed chwilą zdawałeś się w nie nie wierzyć. - Kąciki jej ust delikatnie powędrowały do góry. Melissa była Nefilim. Duchy w porównaniu do Demonów i innych istot ze Świata Cieni stanowiły bajkę, w którą ledwo wierzyły dzieci, bo od najmłodszych lat trenowały, aby być najlepszymi Nocnymi Łowcami. Oczywiście chodziły pogłoski, że istniały, ale ukazywały się tylko nielicznym, a od Mel po pewnym czasie nawet zwierzęta uciekały. Spojrzała w stronę hałasu, który wydała Diana. Zdawało jej się, że usłyszała coś jeszcze, ale uznała, że to po prostu leśne zwierzęta i to zignorowała. - Pewnie. - Powiedziała i chwyciła paczkę pianek, które leżały na pniu ogromnego drzewa i podała je Dianie. Katem oka zauważyła, że Neal zasnął oparty o drzewo. Trzeba by go czymś przykryć, bo zamarznie na kość, a wystarczało to, że wyglądał jak chodzący trup.
Przechylił głowę w bok i ze zdumieniem uniósł brwi. - Mam nadzieję, że tylko tak sobie gadasz, bo nie zrozumieć tak oczywistego sarkazmu, to nawet jak dla ciebie ogromny wyczyn - skwitował jej słowa. Na pytanie Diany tylko kiwnął głową. Mel wyręczyła go i nie musiał dziewczynie podawać pianek. Następnie jego wzrok skierował się na Neala. Pokręcił głową, ale w środku się uśmiechał. Zerknął kątem oka na Melissę, która go ignorowała. Zdjął więc swoją kurtkę i tak by nikt nie zauważył, podszedł do swojego parabatai i przykrył go. Nikt go nie znał więc i tak nie musiałby odpowiadać na pytania, co się stało z jego kurtką. Zmierzwił przyjacielowi jeszcze włosy i ostrożnie podszedł do ogniska. - Po co nam latarki, skoro mamy ognisko? Rozumiem, że atmosfera i te sprawy, ale to trochę bez sensu - stwierdził, krzyżując ręce na piersi.
Siedział sobie tak pogrążony w pół śnie, kiedy niespodziewanie ktoś przykrył go kurtka, musiał przyznać, że to było mile i oczywiście domyślał się, że to pewnie jego parabatai. On wcześniej nie pomyślał o tym, że może być mu zimno. - Miałeś nie tykać moich włosów Cal. - Mruknął cicho pod nosem nie otwierając oczu i westchnął głośno, gdy chłopak zmierzwił mu włosy. Wciąż w tej samej pozycji wrócił do spania.
Wzięła od Mel pianki. -Dzięki -rzuciła po czym zerknęła jeszcze na Caleba. Doszła do wniosku, że zabawna z tej dwójki będzie para, po czym wpakowała sobie piankę do ust. Podeszła do leżącego nieopodal ogniska konaru i usiadła na nim wyciągając nogi bliżej ognia. Znów spoglądała na Mel i Caleba, bo jak na razie to było jedyne źródło rozrywki, Kurcze przydałby się popcorn, no ale pianki tez były okay. Znów wsadziła sobie jedną do ust. -To może lepiej zacznijcie te opowieści, bo inaczej będziecie się kłócić o to do rana, a ja bym chciała jeszcze pospać - rzuciła zaraz po tym jak przełknęła piankę.
- Potraktuję to jako komplement. – Rzuciła do niego i usiadła na pniu. Zerknęła przez ramię za siebie, przez chwilę się zastanawiając czy nie nakreślić na ziemi jakiś run „zabezpieczających”, ale w końcu to był normalny las, więc nie spodziewała się tu nagle watahy wilkołaków, za którymi nie przepadała.– Jeśli masz zamiar narzekać tak cały wieczór, to zrób coś pożytecznego i pójdź na spacer. – Rzuciła w niego wyłączoną latarką, na szczęście miała dwie. Zerknęła na Dianę i westchnęła donośnie. – Ty też przeciwko mnie? – Zgasiła latarkę i zawiesiła spojrzenie na dziewczynie. - Łaski bez, idźcie spać. – Powiedziała po chwili i przewróciła oczami. Skoro nikt nie chciał słuchać opowieści, to nie. Niech się obżerają piankami czy idą spać. Melissa wstała i zaczęła zmierzać w stronę lasu, aby przeczesać teren.
Jared błąkał się po lesie, wyruszył razem z nocnymi łowcami, ale już na początku jakoś się od nich oddzielił. Nie przepadał za towarzystwem, ot co. Właśnie przemierzał jakieś niezbadane krzaczory z latarką w ręku, kiedy to usłyszał wołanie o pomoc. Zmarszczył nos w wyrazie niezadowolenia. Zajebiście, jeszcze mu tego Wyklętego laska wypłoszy, bo rozpoznał, że to kobiecy głos. Prychnął pod nosem i ruszył w kierunku krzyków. Kiedy dotarł na miejsce zastał śpiąca na konarze Nali. Omiótł ją światłem latarki. Jej noga była wykręcona w trochę nienaturalny sposób. Westchnął ciężko i rozejrzał się. Z daleka było widać mijający między drzewami płomień ogniska. Wywnioskował, że skoro ona tu śpi, to musi to być obozowisko reszty nocnych łowców. Wyłączył latarkę i schował ją do tylnej kieszeni spodni. Po czym podszedł do Nali i wziął ją śpiącą na ręce. Ruszył w stronę obozowiska, szedł powoli, starając się przy tym nie potknąć, bo wtedy to mogłoby być dopiero mało przyjemnie. W końcu dotarł do obozu, łypnął na nich jak to on mało przychylnym okiem, po czym posadził Nali obok śpiącego przy drzewie chłopaka. -Wasza zguba - mruknął prostując się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz