shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

wtorek, 12 maja 2015

Takie małe, a takie bezczelne i niewychowane

Melissa  &  Caleb

                Caleb nie mógł spać przez rany na plecach i bolące żebra. Nałożył runy, ale nie dało to upragnionego skutku. Przy takich obrażeniach trzeba było je narysować kilkakrotnie. Wstał z łóżka i złapał za stele. Nakreślił ponownie runy. Odetchnął z ulgą, gdy poczuł, jak rany goją się w szybszym tempie. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie i podniósł się z łóżka. Dochodziła szósta rano. Spał zaledwie dwie godziny, po tym jak wrócił połamany i Neal znowu zrobił mu wykład. Skierował swe kroki do pokoju, w którym stało pianino. Już kilka razy na nim grał. Podobało mu się, choć było inne od tego, które miał u siebie w Sydney. Usiadł przed nim i położył swoje długie palce na klawiszach. Zaczął grać jakąś melodię, która chodziła mu po głowie. Dopiero po chwili zorientował się, że gra "Imagine" Johna Lennona. Uśmiechnął się ironicznie. Ta piosenka była tak idealistyczna, że nierealna.
                Włóczyła się bez konkretnego celu pustymi ulicami miasta. O tej porze ludzie zaczynali wychodzić z klubów albo jechać do pracy. Latarnie powoli gasły, bo słońce wychodziło zza horyzontu i zaczynało oświetlać Los Angeles. Podczas swojej nocnej eskapady natknęła się tylko na jednego demona i zabiła go z głową w chmurach. Sztylety wsunięte za pasek Melissy były umazane w posoce Eluthieda, która nie była godna jej uwagi, potem ją zmyje. Cały czas chciało jej się śmiać, gdy uświadamiała sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje. Nie dość, że zawarła układ z Mrocznym, z którego musiała jakoś wybrnąć, to jeszcze Sam na nią czyhała, a Len odniosła obrażenia na wskutek Meva Watersa, gdy reszta była w lesie. Te ich 'prezenty' stały się łatwo przewidywalne, a Lenny chodziła teraz z wyrytymi inicjałami na brzuchu. Ludzie ją mijali, nie spojrzawszy na nią nawet, a Melissa zawędrowała do Instytutu. Ściągnęła skórzaną kurtkę i powiesiła ją na wieszaku przy drzwiach. Przeszła przez korytarz, ale stanęła gdy usłyszała dźwięk z pokoju muzycznego. Zatrzymała się w przedsionku i z założonymi rękami na piersiach oparła się o framugę drzwi. Wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła kto siedzi przy pianinie. Caleb, odwrócony do niej tyłem, płynnie grał utwór, który dobiegał już końca. Stała wsłuchana w cudną melodię, nie zdolna do jakiejkolwiek uwagi. Nie chciała mu przerywać, ale gdy ostatecznie skończył, Melissa zaczęła klaskać. - Kolejny ukryty talent, Narcyzie? - posłała mu sarkastyczny uśmiech i weszła do środka. W pomieszczeniu było mnóstwo instrumentów, ale pianino tylko jedno i dotychczas grała na nim tylko Mel, więc można było powiedzieć, że stanowiło taką jej 'własność', o którą mogła walczyć zażarcie jak o miejsce przy kominku i ukochaną książkę.
                Muzyka uspokajała go i porywała w świat, od którego tylko on miał dostęp. Jego własny świat. Wszystko było tam idealne i mógłby nie wracać do ponurej rzeczywistości, gdyby nie idiotyczne założenie, że musi uratować świat. Jeśli nie udało mu się uratować wszystkich, dręczył się tym, uważając, że to jego wina. A muzyka była prosta. I to ona ratowała jego, nie na odwrót. Nie usłyszał kroków, ponieważ tak pochłonięty był grą. Zawsze dawał z siebie wszystko. Chciał, by matka była z niego dumna nawet po swojej śmierci. Gdy grał, czuł jej obecność. Skończył jeden utwór i chciał zacząć grać kolejny, ale nie wiedział jaki. Nagle usłyszał klaskanie. Odwrócił się gwałtownie na dobrze znany mu głos. Zbyt gwałtownie. Żebra go znowu zabolały. Nie mrugnął nawet na przeszywający go ból, jednak wciągnął powietrze do płuc z cichym świstem. Przyłożył dłoń do boku, ale zrobił to na tyle nonszalancko, by dziewczyna niczego nie zauważyła. - Tak mało o mnie wiesz, skarbie - wyszeptał, przesłodzonym głosem. Zmrużył oczy i z sarkastycznym uśmiechem, przyglądał się jej uważnie. - Nie daję publicznych koncertów. Idź sobie - wyganiał ją. Czy Melissa musiała być wszędzie? - Grzeczne dziewczynki już zabiły wszystkie demony i śpią. Mogłabyś wziąć z nich przykład, a nie szpiegować mnie - stwierdził, po czym odwrócił się ostrożnie, ale niezbyt wolno, do pianina i czekał, aż sobie pójdzie.
                Niemal niezauważanie się uśmiechnęła. Niemal na każdym kroku odkrywała jakąś cechę, którą Caleb za wszelką cenę chciał ukryć. Była chyba dobrym detektywem i ninją, a teraz z powodzeniem mogłaby powiedzieć Yennefer ,,a nie mówiłam". W sumie nie wiedziała dlaczego skrywa czytanie książek i grę na pianinie, ale miała zamiar się tego dowiedzieć. Jak to Melissa. Gdy ją wygonił, udała smutną minę, ale podeszła bliżej chłopaka. Położyła swoje dłonie na jego ramionach i pochyliła się. - Ty też mało o mnie wiesz, Narcyzie. - wyszeptała mu do ucha. Nie miała zamiaru nigdzie iść. Dzień nadchodził, a kolejna zarwana noc w tą czy w tamtą nie robiła różnicy, zwłaszcza, że nie chciała mieć kolejnych koszmarów. Niedługo zbliżała się pora na poranne treningi. Melissa usiadła obok Caleba na ławie do pianina. Przez chwilę nic nie mówiła. Po prostu siedzieli obok siebie, Nocny Łowca wpatrzony w pianino, a Melissa na klawisze. Kusiło ją by zagrać cokolwiek, choćby podstawową symfonię. Nie grała odkąd Lenny była w śpiączce, a Yen przesiadywał u Kaia. - Od dawna grasz? - Zilustrowała blondyna wzrokiem. W jej głowie narodziła się pewna myśl i chęć do rywalizacji. Sama grała na pianinie wręcz od urodzenia i mogłaby urządzić sobie z Calebem małe zawody. Już nawet wiedziała co zrobi, gdy przegra, a była pewna, że tak się stanie.
                Zdecydowanie nie była dobrym detektywem. Tym bardziej nie ninją. Miała po prostu szczęście i tyle. Gdyby była dobrym detektywem zauważyłaby, że nie czuje się najlepiej, a ona nie wydawała się zwrócić uwagi na jego ostrożne ruchy. Widocznie był lepszym aktorem niż przypuszczał. Na moment wstrzymał oddech, gdy położyła ręce na jego ramionach. Nie była zbyt delikatna, a on był obolały. W pokoju robiło się coraz jaśniej. Melissa usiadła obok niego, gdy ten naciskał palcem na klawisz. Powstrzymał się i spojrzał na nią. Patrzyła na klawisze, jakby chciała zagrać. Zamrugał. Przez moment w tym porannym świetle przypomniała mu kogoś mu bliskiego.- Niedługo - odpowiedział krótko na jej pytanie. W pewnym sensie nie skłamał. Dla niego te kilkanaście lat nie było zbyt długim okresem czasu. Im będzie starszy, tym lepiej będzie grał, ale nigdy nie przyzna, że długo gra. Nieważne ile lat dla niego i tak będzie to za mało. Uśmiechnął się sarkastycznie. - Masz zamiar mi urządzić jakiś pokaz, jaka jesteś świetna? - spytał, unosząc prawą brew.
                Melissa prawie nigdy nie miała szczęścia, a wręcz przeciwnie. Odkąd pamiętała znajdowała się niesprzyjających sytuacjach albo skręcała w nie ten zakręt i wpadała w kłopoty, z których zwykle ratowali ją inni, a ona nie miała okazji ich uratować. Długi wdzięczności rosły, które po części już pospłacała. Uniosła brew, gdy usłyszała odpowiedź Caleba. Sądząc po tym jak płynnie grał, musiał trenować parę lat. - A szkoda. - powiedziała smutnym tonem, udając, że zaakceptowała stan rzeczy. - Myślałam, że zmierzysz się ze mną, ale skoro grasz niewiele... -  Westchnęła i spojrzała na twarz Caleba. Melissa miała tą przewagę, że Nocny Łowca nie wiedział jakie ma umiejętności. Miała nadzieję, że połknie haczyk i przyjmie wyzwanie. Chciała zobaczyć Caleba w roli gosposi, w klasycznym ubraniu domowym z różowym fartuchem i mąką na rękach. Musiałby spełnić jej warunek, gdyby przegrał, czego Melissa była niemal pewna. - Założę się, że gram o niebo lepiej od ciebie. - Uśmiechnęła się do niego wyzywająco. Dawno z nikim o nic nie rywalizowała, chyba, że dość niedawno o patyka z Danem, aby mogła go nim dźgać.
                Jeśli umiała grać, musiała zauważyć, że nie był początkujący. Nie pokazał praktycznie nic ze swoich umiejętności, ponieważ ten utwór nie był zbyt trudny, ale nawet w takich momentach, widać manierę, której uczą się pianiści przez lata. Jej udawany smutny głos go rozbawił, ale kąciki ust zaledwie mu drgnęły. Chyba tylko Neal zauważyłby to. Mel jeszcze nie znała go na tyle, a aż tak spostrzegawcza nie była. - Tak mi przykro, księżniczko, że cię zawiodłem - mruknął, mrużąc oczy i nachylając się w jej stronę. Pachniała krwią, ziemią, nocą i czymś czego nie umiał określić, ale pomyślał o domu. Gdyby zbliżył się jeszcze odrobinę, dotknąłby nosem jej ucha. - Ja nie przegrywam - wyszeptał z przebiegłym uśmiechem igrającym na jego ustach. Myślała, że zna jego umiejętności. Myliła się. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się wyzywająco. Caleb przechylił nieznacznie głowę, przyglądając jej się uważnie. Mogła mu dorównywać, ale raczej była gorsza od niego. Ćwiczył zbyt ciężko, by z nią przegrać. Chciał być najlepszy dla swojej mamy. - Co bym z tego miał?
                Zauważyła jego ruch, gdy zaczął się do niej nachylać. Nie odsunęła się, nigdy się nie odsuwała, zawsze to ona odpychała jakąś osobę od siebie. Poczuła jego oddech na swojej skórze i jego zapach, który skupiał na sobie przez chwilę jej myśli. Oczami wyobraźni mogła ujrzeć jego uśmiech. Już miała go od siebie odepchnąć, gdy sam się odsunął. - Zależy od tego co byś chciał mieć. - Uniosła brew. - Mały zakład, konkretne warunki, - Mel z natury znajdywała sposoby, aby spełnić jakiś warunek, ale bez całkowitego wykonywania go. Gdy ktoś powiedział, że chciałby się z nią spotkać, przyszła i po chwili poszła. Spotkanie było, ale nikt nie mówił o rozmowie. - bez marudzenia przy spełnianiu wymogów. - powiedziała i spojrzała na Caleba wyczekująco. Sama grała od małego, uczyła ją matka, która była urodzonym pianistą, a Mel z łatwością rozpoznawała nuty i uczyła się symfonii. Z łatwością pokonałaby Nocnego Łowcę. Wiedziała o tym doskonale, ale dała mu cień szansy na wygraną. W końcu nie chciała uchodzić za zbyt pewną siebie, jak Belleshade. Powinien zaprzyjaźnić się z Herondale'm, Caleb mógłby dołączyć do Klubu Wzajemnej Adoracji.
                Nie odsunęła się, gdy się nachylił. Zaskoczyła go. Zazwyczaj dziewczyny albo się na niego rzucały, albo odsuwały się speszone. Nie było niczego pomiędzy. Odsunął się więc niewzruszony. Wysłuchał jej propozycji. Zakład? Z nią? Brzmiało ciekawie. Do gry przykładał się równie mocno, o ile nie bardziej, jak do treningów. Gdyby się zastanowić, nie umiał powiedzieć, czy lepiej walczy, czy gra. Obie te rzeczy były nieodłączną częścią jego życia. Uśmiechnął się przebiegle. - Kiedyś - zaczął, spoglądając na nią kątem oka, ponieważ już siedział przodem do instrumentu. - Upomnę się i będziesz musiała spełnić jedno moje życzenie bez marudzenia - oznajmił, nie wiedząc dokładnie, czego mógłby chcieć od niej w tej chwili. Lepiej było zachować swoje życzenie na później. - A ty czego chcesz, jeśli wygrasz? - spytał, po czym zaśmiał się krótko. Był pewny siebie. Jak zawsze z resztą. Nie mógł pozwolić sobie na przegraną. Zerknął jeszcze na nią przelotnie, po czym z pełną powagą wymalowaną na twarzy, zaczął grać utwór "Dla Elizy" Beethovena. Jego siostra go nienawidziła, więc grał go jej na złość. Nie mógłby się pomylić. Z początku utwór zaczynał się niepozornie, ale po chwili doszedł do trudniejszych partii. Czekał aż dziewczyna mu przerwie swoją grą. Mogła albo kontynuować, albo zacząć inny utwór. Nie omówili dokładnie szczegółów tej potyczki, ale jasnym było, że ten kto się pomyli, przegra.
                Te jego 'kiedyś' brzmiało zdecydowanie tajemniczo i Mel nie mogła przewidzieć co wtedy by zażądał, ale jak to ona, zgodziła się. Nie było chyba razu, żeby nie przystała na zakład, który zwykle wygrywała. Oczywiście sama proponowała wyzwania, gdy chciała wydobyć od kogoś coś konkretnego. - Będziesz robił przez miesiąc za gosposię domową. - Uśmiechnęła się w jego stronę. - No wiesz... Różowy fartuch, mąka na rękach, lśniący Instytut... - Lizz nie było i nie miał kto zadbać o odpowiedni personel. Ludzie się pozwalniali, bo nie sposób było dogodzić dwudziestu Nefilim. Melissa obróciła się przodem do instrumentu i skinęła Calebowi głową, aby zaczął grać. Spojrzała na jego dłonie. Gdy usłyszała pierwsze dźwięki była już pewna jaki utwór gra. "Dla Elizy" nie było jej ulubioną piosenką, bo w końcu nic nie zastąpi ,,Sweather Weather", ale była przyjemna dla uszu. W odpowiednim momencie zaczęła grać tą dość trudną część. Zdawało jej się, że pomyliła jeden dźwięk, bo dawno nie ćwiczyła tej melodii, ale pewnie tylko jej się zdawało. Caleb nie był na tyle doświadczony, aby wyłapać jeden, zły dźwięk, zwłaszcza, że nie był odczuwalny w utworze. Rozbrzmiały ostatnie dźwięki, a po chwili Melissa oznajmiała już, że jest remis. Caleb zagrał czysto i nie miała mu nic do zarzucenia.
                Nie zdziwił go jej pomysł. Oczekiwał czegoś, co miałoby go upokorzyć, ale przecież był Calebem Belleshadem i nie przegrywał. Od kilku lat wszystko mu się udawało i nie miał to być wyjątek. Nie mylił się, że mu się uda. Dziewczyna w pewnym momencie popełniła błąd. Wyłapał go, chociaż nie znał za dobrze nut do tej piosenki. Gdyby nie grał, od kiedy pamiętał, nie usłyszałby tego drobnego błędu. Zaskoczyło go to, że dziewczyna się pomyliła. Zwłaszcza po jej przechwalaniu się. Jeszcze bardziej zaskoczyło go jej przyznanie się do błędu. Ale jaki remis? Przecież to on wygrał. - Księżniczko, chyba ogłuchłaś od swojego fałszu - stwierdził, unosząc prawą brew. Zamrugał. - Przegrana jest przykra, ale trzeba umieć się do niej przyznawać.
                Pokręciła z rozbawieniem głową, obracając się do Caleba. - Nie Narcyzie. Oboje zagraliśmy swoją część dobrze. Zawody nierozstrzygnięte. - czy on jej właśnie wytykał błąd, którego prawie nie było? Wiara w siebie ponad wszystko. - Trzeba przyznawać się do przegranej? - uniosła brew z rozbawienia. Jeśli nie zgadza się na remis, Melissa postawiła na inną kartę.- Mam ci już naszykować różowy fartuch czy zaczniesz od jutra? - zagrała tę trudniejszą część, więc to jej przysługiwała wygrana. Łatwiej się w niej było pomylić, a to było tylko półtonu, bo palec powędrował na nie ten klawisz. Z kolei, gdyby Caleb zagrał utwór ,,Sweather Weather" sam by się pomylił. - Przyznaj to, Narcyzie, jestem od ciebie lepsza, ale nie przyjmujesz tego do świadomości. - Panu Wspaniałemu, który bezproblemowo rozstawił namiot w lesie czy zadbał o jedzenie, korona by z głowy nie spadła, gdyby powiedział ,,Wygrałaś" i pogodził się z porażką.
                Uniósł brwi z rozbawieniem. Prawie prychnął na jej słowa. - Takie małe, a takie bezczelne i niewychowane - skomentował jej zachowanie. - Nie nauczyli cię wywiązywać się z zakładów? Jeśli nie umiesz grać bezbłędnie, mogłaś się w to nie pakować - dodał, po czym wstał z rozmachem. Oparł się jedną dłonią o pianino i spojrzał wyzywająco na dziewczynę. - Mnie nauczono pewnych zasad. Na przykład dotrzymywania słowa - prawie krzyknął. Przełknął ślinę. Oddychał szybko i niemiarowo. Napłynęły do niego wspomnienia, które wypierał. Treningi z siostrą, nauki ojca, pomoc matki. Kochał ich, a oni odeszli i pozostawili po sobie tylko to, co mu wpoili. Jedna z tych rzeczy była sprawiedliwość. - Jestem od ciebie lepszy, ale nie przyznasz tego, bo jesteś bardziej zadufana w sobie niż ja! - Chciał wytknąć jej wszystko. Uniósł palec wskazujący i dźgnął ją w ramię. Brwi miał zmarszczone, a szczękę zaciśniętą. Melissa doprowadzała go do szału bardziej niż ktokolwiek inny.
                Mała? Była od niego tylko o pół głowy niższa, ale jej charakter nadrabiał stracone centymetry. - Masz jakąś paranoję na punkcie manier i dobrego wychowania? - Łypnęła na niego spode łba. Na każdym kroku wytykał jej nieodpowiednie zachowanie. Była Nefilim, wojownikiem, a nie francuską damą, która pije herbatkę nie dostawiając małego palca. - Wywiązuję się z zakładów i dotrzymuję słowa. -  Warknęła, też wstając. Caleb jej w ogóle nie znał. Nie wiedział co przecierpiała w swoim własnym domu, nie wiedział, że potrafiła być empatyczna i delikatna, nie wiedział, że brała udział w wojnie, z której przeżyła tylko trójka Nocnych Łowców. Do tej pory budziła się w nocy z krzykiem i zlana potem, bo dotychczas obwiniała się o śmierć Gabrielle. - Ja jestem bardziej zadufana niż ty? - Otworzyła usta ze zdziwienia i zacisnęła ręce w pięści. - To ty świata poza sobą nie widzisz! Zawsze musisz wszystko umieć i bohatersko brać na siebie ciosy! Jesteś skończonym idiotą! - Wrzasnęła, odchodząc od instrumentu. Nie chciała go w końcu zniszczyć. W pewnym momencie blondyn dźgnął ją palcem w ramię. Tego było już za wiele. Popchnęła go, a Caleb poleciał do tyłu na ścianę. Zacisnęła dłonie na jego koszulce, przyszpilając go do ściany. - Przestań zachowywać się jak pępek świata! Wiem jak brzmi "Dla Elizy" i nie popełniłam błędu, które i tak wytykasz mi na każdym kroku! - W tej chwili Melissa pragnęła znaleźć się na sali treningowej, aby mogła dać ujście złości, albo Yen powinna się zjawić, aby ją jakoś uspokoić. Caleb niesamowicie łatwo wytrącał ją z równowagi.
                Nie rozumiał takich dziewczyn. Jak na razie tylko Jasmine i Melissa były na tyle bezczelne i niewychowane. Nie miał świra na punkcie manier, ale odrobina ich by im nie zaszkodziła. Doszukiwał się ich zachowania w imionach, które nijak do nich pasowały i w sumie miały ze sobą coś wspólnego. - Zostałem dobrze wychowany - odpowiedział na jej zarzut. - Może szanowanie starszych według ciebie to też obsesja? - Co z tego, że była Nefilim. Wszyscy powinni znać choć odrobinę manier. - Gdyby tak było, skarbie, przyznałabyś mi racje - skomentował jej kolejną wypowiedź przesłodzonym głosem. Gdy zaczęła na niego krzyczeć, przewrócił oczami ze zrezygnowaniem i parsknął sarkastycznym śmiechem, przez co na moment stracił czujność. - Gdybym nie wziął na siebie tego ciosu, nie miałbym nikogo - zdążył stwierdzić, myśląc o Nealu, gdy nagle dziewczyna pchnęła go na ścianę, która była dwa kroki za blondynem. Mógł z łatwością zdjąć jej ręce ze swojej koszulki, ale ból pleców go na moment ogłuszył. Nie chciało mu się nawet. Ona nie popełniła błędu niby? A on go popełnił w graniu "Dla Elizy"? Gdyby nie fakt, że wybrał akurat tę piosenkę, nie zdenerwowałby się pewnie, mimo że dziewczyna zareagowała aż tak emocjonalnie. Albo tylko on ją wytrącał z równowagi, co mogło oznaczać wiele rzeczy, albo rzeczywiście potrzebowała się napić czegoś na uspokojenie. - Nic nie wiesz - wyszeptał, a przed oczami stanął mu obraz jego siostry. - Grałem ten utwór od kiedy pamiętam, ponieważ denerwował on moją siostrę. Nienawidziła go, a ja lubiłam ją wkurzać - gdy mówił, nie patrzył na dziewczynę, jednak nagle zerknął na nią, a na jego twarzy malował się ledwo widoczny smutek, który przeszywał go ze znacznie większą siłą, niż mógłby przyznać. - Grałem go nawet po jej śmierci w nadziei, że go usłyszy - to były ostatnie słowa, których nie wykrzyczał. Nagle złapał ją za nadgarstki, ignorując ból pleców i żeber. Odsunął ją od siebie, ale nie puścił jej, tylko z gniewem wpatrywał się w jej wielkie oczy. - Nie mogłem się pomylić, ponieważ to znaczyłoby, że zapomniałem. Nie mogę sobie na to pozwolić! - oddychał ciężko i jakimś cudem był nieco bliżej Melissy niż chwilę wcześniej. Między nimi zaczęło rosnąć napięcie, które zignorował.
                Przez chwilę zobaczyła cień bólu na jego twarzy. Jak mogła wcześniej nie zauważyć. Caleb był ranny, najwyraźniej po walce z demonami, a Mel bez najmniejszej uwagi kładła mu dłonie na ramiona i pchała go na ścianę. Cóż, takie rzeczy się zdarzały. Dobre tyle, że nie miała broni pod ręką, pamiętała jak kiedyś rzucała sztyletami w Joela, który wkrótce po tym przeniósł się do innego instytutu. Gdy zdążyła się zatracić w gniewie, co wykazała przy Calebie było tylko rąbkiem jej skumulowanej wściekłości i irytacji, uspokoić potrafiła ją tylko Yen i Len. Zignorowała chwilowy widok bólu, który zdążył przysłonić już nową maską na twarzy. Mógłby już przestać dręczyć jej sumienie, ale on za każdym razem musiał obnażyć przed Melissą nową twarz. Poluźniła chwyt, gdy zaczął mówić o siostrze. Już wiedziała do kogo należał pierścionek wiszący na jego szyi. Melissa nie przyznawała się do porażki czy do błędu, to nie leżało w jej naturze. Dziewczyna też mogła zacząć mówić, jak to prześladuje ją dziecięcy głosik, krzyczący jej imię, a ona patrzy jak sześciolatkę rozrywają w pół wilkołaki. O tym co ją spotkało wiedziała tylko Lizz i Yen i tak miało pozostać. Mel rzadko się nad sobą rozczulała czy pozwalała słuchać pustych słów pocieszenia od innych. Lepsze było zwykłe "Pozbieraj się", niż "Wszystko będzie w porządku". - Ty... - Nie dokończyła, bo Caleb chwycił jej nadgarstki. Nie starała się nawet wyrwać rąk, choć gniew jej nadal nie opuścił, po prostu stała i go słuchała. Pochwyciła jego gniewne spojrzenie. Czy już je wcześniej widziała? Przypomniała jej się sytuacja na dachu katedry, mimowolnie przeszły ją dreszcze. Nagle chłopak znalazł się bliżej niej. - I dzięki twojej historii, mam przyznać ci wygraną? - Czy opowieść o tym, jak stracił siostrę ją złagodziła czy poruszyła? Melissa nie ujęłaby tego w ten sposób, ale po części go rozumiała. Jeszcze bardziej zmniejszyła między nimi dystans i spojrzała mu prosto w zielone oczy. - Niedoczekanie twoje. - Wyszeptała z uśmiechem i starała się oswobodzić ręce z jego uścisku. Zamierzała opuścić to pomieszczenie, napięcie między nimi zbyt się podniosło.
                Był ranny, ale nie chciał, by zwróciła na to uwagę. Miał opatrzone plecy, a kawałki szkła już w nim nie tkwiły. Chyba jednak wolałby leżeć w szpitalnym skrzydle, niż kłócić się z dziewczyną. Denerwowała go, jak jeszcze nikt kiedykolwiek. Zastanawiał się, co było przyczyną tej złości. Chyba wciąż był nabuzowany po kłótni z Nealem, który zobaczył jego rany. Nie miał kiedy się pozbyć tego uczucia, palącego go od środka. Przez najbliższe dwa dni nie mógł ćwiczyć. Brakowało mu treningów, a wsparcie parabatai było zerowe, ponieważ cały czas narażał się dla innych. W tym momencie puściły jego opory, których naprawdę nie było wiele. Przydałaby mu się Dalia. Ona działała na niego kojąco. Zdecydowanie by się przydała właśnie w tej chwili. Miał ochotę uderzyć Melissę, ale była mimo wszystko dziewczyną. Strasznie bezczelna i arogancka, może nawet bardziej niż on, ale jednak dziewczyną, a płci pięknej się nie powinno bić. Jego gniew rósł z każdym jej słowem. Prychnął. Juz nie wiedział, jak ma zareagować poza tym, że zacieśnił chwyt na jej nadgarstkach. Była silna, ale on był nieco silniejszy i dawało mu to przewagę. - Czy ty naprawdę jesteś taka głupia? - prawie krzyknął jej w twarz, komentując jej słowa. Miał ochotę ją rzucić na ścianę, żeby ją zabolało. Nie zrobił tego. Gdy próbowała się oswobodzić, przyciągnął ją bliżej siebie, a ich twarze dzieliły milimetry. - Czasem jestem zbyt szczery. Nie wiem, po co to powiedziałem - wysyczał. - Ten utwór jest dla mnie czymś więcej, a ty wmawiasz mi, że popełniłem błąd. Jak bardzo zadufanym w sobie trzeba być? Jesteś tak wkurzająca, że doprowadzasz mnie do granic wytrzymałości - stwierdził, wpatrując się z gniewem i czymś jeszcze prosto w jej oczy. Zabrakło mu już słów. Chyba nie wiedział, co robi. Ból go otumanił, a emocje przyćmiły jego rozsądek. Nie wierzył, że to zrobił. To wina tego napięcia między nimi. Pocałował ją.
                Runa siły była mocno przereklamowana. Melissa była Nocną Łowczynią, ostro trenowała, a Znak powinien podwoić jej siłę, ale Caleb zacisnął mocniej uścisk i nie mogła wyrwać nadgarstków. Najwyraźniej nie działała w stosunku Nefilim płci męskiej. Chciała się odsunąć, ale Caleb przyciągnął ją bliżej siebie. - Szczery? - uniosła brew. To słowo nie pasowało do ukrywającego czytanie Caleba. Otworzyła szerzej oczy. - Ja jestem zadufana w sobie?- wkurzająca może była, ale nie zadufana, po prostu nie przyznawała się do błędów. - To ty cały czas ukrywasz się za swoimi maskami! - Posłała mu wrogie spojrzenie swoich ciemnych oczu. Miała ochotę wytknąć mu wszystko, co ją w nim irytowało, a było tego całkiem sporo, zaczynając na przyjmowaniu na siebie ciosów, a kończąc na jego magnetycznym spojrzeniu. Nastała między nimi cisza. Melissa już miała jakoś wyrwać ręce i wyjść z pomieszczenia, bo czuła jak na jej twarz wpływa rumieniec od tak długiego taksowania siebie wzrokiem. Nagle Caleb zrobił coś, czego by się nawet nie spodziewała. Ich usta się zetknęły. Z początku stała, zbyt oszołomiona. Czuła się jak tykająca bomba. Jej wszystkie emocje zlały się w jedno. Wściekłość wymieszała się z dezorientacją. Oddała pocałunek. Sama właściwie nie wiedziała czemu. Położyła ręce na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy. Jej mięśnie się rozluźniły, nawet nie wiedziała kiedy je napięła. Po chwili jednak odzyskując zdrowy rozsądek, odepchnęła Caleba gwałtownie. Stała przez chwilę starając się złapać oddech, a na jej policzkach ukazał się rumieniec. Potem z całej siły uderzyła go prawym sierpowym w twarz. - Co to miało być?! - Pokręciła głową z dezaprobatą i wyminęła Caleba, kierując się w stronę wyjścia.
                Gniew, jaki go ogarnął był niesamowity. Jeszcze nigdy nie był w swoim życiu aż tak zły na kogoś. Nie wiedział, czy to wina samej dziewczyny, czy może to była kumulacja jego uczuć. W dodatku Neal znowu mu wytykał, że nie powinien narażać się dla innych tak często. Miał trochę racji. Jeśli Caleb dalej tak będzie się narażał, w końcu suma obrażeń będzie za duża do zniesienia. Ale w tym momencie to go nie obchodziło. Gdyby gniew był ciałem stałym, wypełniłby ten pokój, zgniatając wszystko i wszystkich. Na jej słowa tylko prychnął i zbliżył się jeszcze bardziej, jakby mógł ją zabić spojrzeniem. - Niektórzy tylko tak umieją żyć - stwierdził jeszcze, zanim ją pocałował. Oboje byli jak tykające bomby, które potrzebowały ujścia dla swoich emocji. Ale nie tylko dlatego ją pocałował. Caleb nigdy z takiego powodu nie pocałowałby dziewczyny. Zdziwił się nieco, gdy oddała pocałunek. Przez moment jeszcze trzymał jej nadgarstki, ale uchwyt zelżał na tyle, że dziewczyna mogła położyć swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Po chwili jednak ocknęła się. A było już tak przyjemnie. Kiedy ujrzał jej rumieńce, uśmiechnął się z niedowierzaniem. Czy oni właśnie naprawdę się całowali? Caleb nie spodziewał się kompletnie tego, co nastąpiło. W jednej chwili się uśmiechał, w drugiej jej pięść była na jego twarzy. Zrobił krok w tył i uderzył ponownie plecami o ścianę. Położył dłoń na bolącym oku. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna już wyszła. - Czemu w twarz? - mruknął do siebie ze zrezygnowaniem, po czym skierował się do skrzydła szpitalnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz