shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

poniedziałek, 11 maja 2015

Nie mów, że jesteś nowa, bo cię jeszcze zaczną tak nazywać

Diana     Marlene     Set

     Wstała może niekoniecznie z rana, bo słońce wydawało się być wysoko nad horyzontem, ale powiedzmy, że miała ostatnio za sobą kilka dość intensywnych nocy. Może kiepskie usprawiedliwienie na opuszczanie porannego treningu, ale w sumie co to kogo obchodzi. Wyszła z pokoju mając w zamiarze odwiedzić kuchnię w poszukiwaniu jakiegoś jedzonka, kiedy do jej uszu doleciał dźwięk wiolonczeli. Przystanęła, bo większe zdziwienie powodował fakt, że dźwięk dochodził z do tej pory niezamieszkanego pokoju. Zmarszczyła brwi przechylając lekko głowę, przysłuchując się muzyce. Nie była jakimś wielkim znawcą, ale ktoś całkiem nieźle umiał grać. Podeszła do drzwi kierowana ciekawością. Już miała nacisnąć klamkę, ale zauważyła, że drzwi były lekko uchylone. Niewiele myśląc pchnęła je lekko. Pewnie powinna zapukać, ale co tam, zgoni na wiatr, albo duchy. Drzwi uchyliły się, a oczom brunetki ukazała się nieznana postać dziewczyny siedzącej i grającej na wiolonczeli. Diana uniosła lekko brwi.. Czyżby coś ja ominęło..?
- Cześć - rzuciła w ramach powitania, no bo skoro już i tak postanowiła poprzeszkadzać, to pasowałoby się chociaż przywitać.
     Dziewczyna opuściła smyczek i rozluźniła ręce. Gra ją relaksowała, ale wciąż było w niej za dużo emocji. Popatrzyła do góry zdziwiona i zaciekawiona osoby która jej przerwała. Ładna brunetka, głębokie, ciemne oczy. Cóż, z pewnością usłyszała Marlene grała i przyszła tutaj. Chyba będzie musiała się przyzwyczaić do tego, że jest nowa i na razie będzie tak traktowana. Nowa, obca, czy godna zaufania? Nie wiadomo.
- Hej - uśmiechnęła się, a jej oczy wciąż błyszczały od gry na instrumencie.
     Podeszła krok do przodu i oparła się ramieniem o futrynę drzwi, przenosząc teraz ciężar ciała na jedną nogę druga jedynie się podpierając. -Nieźle grasz - skomplementowała dziewczynę przyglądając jej się badawczo. Bycie nowym, a jednocześnie godnym zaufania w przypadku Diany średnio się ze sobą jadło, bo osoby, którym byłaby w stanie zaufać mogła policzyć na palcach jednej ręki. -Nie widziałam Cię tu wcześniej - stwierdziła, w sumie sama nie była w tym instytucie za długo. - Jestem Diana. A Ty?
     - Dzięki, zwykle robię to tak... dla rozluźnienia. - skomentowała. Schyliła się wzdłuż wiolonczeli między jej nogami, a włosy spadły jej na twarz. Wskazała na srebrne inicjały na dole instrumentu - M.A.M.W. - Marlene Wayland. - wyjaśniła przedstawiając się. - Jestem nowa. - rzuciła dla dokładności.
     Diana jeśli chodziło o kwestie rozluźnienia preferował nieco inne sposoby, no ale teraz nie miała zamiaru się z nimi afiszować. W końcu większość normalnych Łowców a w tym na pewno Clave uważało je za spaczone i niegodne Nefilim. Nieważne. -Wayland.. - wymruczała uprzednio zerknąwszy na inicjały na wiolonczeli, żeby zaraz móc przenieść spojrzenie hebanowych oczu na dziewczynę. - Gdzieś już słyszałam to nazwisko - stwierdziła mrużąc nieznacznie oczy, ale dziewczyna z nikim konkretnym jej się nie kojarzyła.
- Nie mów, że jesteś nowa, bo jeszcze Cie tak zaczną nazywać - westchnęła i wskazała ruchem brody na instrument. - Od dawna grasz?
     - Od 4 czwartego roku życia... w sumie od jakiś prawie 14 lat. - zaśmiała się w odpowiedzi. Poczuła sympatie do tej Nefilim. - A jeśli chodzi o moje nazwisko, to na pewno kojarzysz Jace Herondale'a? Zanim dowiedział się kim jest jego nazwiskiem było Wayland. Jestem od kuzynów Michaela, który uchodził za ojca Jace'a. - Chyba już wszystko było jasne, bo każdy Nocny Łowca słyszał o Jace i Clary - aniołach Valentina, więc z tym nie było problemu. Len, za to miała wrażenie, że Diana była wobec jej nie ufna. Postanowiła to zmienić. - Masz coś do zrobienia teraz? - zapytała, wstając i odkładając wiolonczele.
     Cmoknęła uśmiechając się pod nosem. Rzeczywiście trudno, żeby nie kojarzyła, aż dziwne, że od razu na to nie wpadała. - Sławna rodzinka - rzuciła uśmiechając się kącikiem ust w ten specyficzny dla siebie sposób. Nie żeby była jakoś specjalnie nieufna, ona była taka mniej więcej dla wszystkich, a przynajmniej dla tych nowo poznanych. W końcu jakby nie patrzeć nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Słysząc pytanie dziewczyny skinęła głową, wciągając brzuch i tym samym powstrzymując zapewne głośne burczenie żołądka, który domagał się śniadania. - W sumie to miałam zamiar jeść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia - odparła odpychając się jednocześnie od framugi. -A co? Też jesteś głodna? -zagadnęła widząc jak Wayland odkłada instrument.
     - W sumie, to od wczoraj nic nie jadłam. - spojrzała na zegarek. Była 13:47. Podeszła do Diany i stanęła w drzwiach obok niej. - Idziemy? Tak na marginesie, fajna pora na śniadanie. - mrugnęła do niej.
     Obróciła się wychodząc na korytarz, a słysząc komentarz dziewczyny wzruszyła jedynie ramionami.
- Dopiero wstałam, dla mnie normalna - odparła z nieznacznym uśmiechem, który zabłąkał sie na jej ustach pod wpływam wspomnień z ostatniej nocy. -A Ty czemu wcześniej nic nie zjadłaś? Huh? -Rzuciła do dziewczyny niby to groźnie, ale tak na dobra sprawę tylko się z nią przekomarzała. -Bo nie wmówisz mi, że nie wiesz gdzie jest kuchnia.
     - Szczerze? Nie mam bladego pojęcia - jestem tu od wczoraj, dopiero co przyjechałam. Nie miałam jeszcze okazji pozwiedzać. - nagle skrzywiła się, jakby wypiła sok z cytryny. Szybko to zamaskowała i miała nadzieję, że tylko nieznacznie było to widać. Muszę szybko nałożyć kolejne Iratze, pomyślała.
      -W sumę to nawet jest co zwiedzać. Wbrew pozorom ten Instytut zajmuje całkiem spory teren - stwierdziła przypominając sobie jak sama w pierwszych dniach postanowiła urządzić sobie małe zwiedzanko. Przeszła korytarz kierując się w stronę schodów. Nie umknął jej uwadze nagły grymas, który pojawił się na twarzy dziewczyny. To chyba nie była reakcja na wzmiankę o zwiedzaniu. -A Tobie co? - zagadnęła lustrując dziewczynę spojrzeniem. Nie żeby martwienie się o kogoś leżało w naturze brunetki, ot chyba czysta ciekawość.
    - Ja... nie chce o tym na razie mówić. - odpowiedziała. Nie chciała żeby na podstawie tego co się stało zanim tu dotarła, oceniano ją jako słabą. Było wręcz przeciwnie, była jedną z najlepszych Nocnych Łowców w Akademii i między innymi dlatego ją tu przysłano. - Może kiedyś ci powiem... - mruknęła, odpędzając łzy na myśl o tym, że Lilianne naprawdę... Przestań, rozkazała sobie. - Jeśli obiecasz, że nikomu o tym przed chwilą nie powiesz, obiecuje, że kiedyś ci powiem. - zaproponowała cicho. Znów się skrzywiła.
      - Jeśli obiecasz...? -Rzuciła zerkając na nią. -A co to? Próba przekupstwa? Nic z tego, mnie można przekupić jedynie żelkami, albo gorąca czekoladą - westchnęła, po czym wróciła spojrzeniem do dziewczyny. -Jak nie chcesz, to po prostu nie mów - powiedziała wzruszając ramionami. -Nie będę Cię przecież ciągnąc za język- dodała zbiegając po schodach na dół.
     - Nie, nie chce cię przekupywać... powiedziałam tylko jeśli chciałabyś wiedzieć. Dobra nie będę się dalej pogrążać. - na nowo się uśmiechnęła. - A czy za gorącą czekoladę, o ile macie w kuchni składniki, dałabyś się przekupić do narysowania mi Iratze? - spytała.
     Zerknęła na dziewczynę podejrzliwie. Iratze? Coś jej jest? W sumie nie wygląda.. No ale.. Brunetka pokiwała głową na boki jakby coś rozważała. Co jej szkodzi..? -Okay, mogę Ci ją narysować - odparła przystając w salonie, przez który własnie przechodziły, po czym sięgnęła do kieszeni wyjmując z niej stele. - To gdzie Ci ja narysować? -Zagadnęła spoglądając na Marlene.
     - Czyli składniki są? - upewniła się wciąż się uśmiechając. - Na lewym ramieniu. - powiedziała już serio, podwijając rękaw czarnego T-shirta z napisem: "IF YOU PARTY HARD SHARED IT TO BE REMEMBER" -Tutaj. - wskazała palcem obok runy parabatai.
     -Mam taką nadzieję - odparła. W sumie jeśli nie, to co komu szkodzi skoczyć do sklepu. Będą miały małe urozmaicenie popołudnia. Zerknęła jeszcze na napis na koszulce dziewczyny i uśmiechnęła się pod nosem. Narysowała jej runę tak jak chciała, po czym jeszcze zerknęła na swoje dzieło. -W porządku - stwierdziła chowając stelę do kieszeni. -A parabatai, gdzie zostawiłaś? To chyba ona powinna Ci teraz rysować tę runę, a nie ja.
      - Nie zostawiłam jej. Zostałyśmy rozdzielone.
     Rozdzielone mówiło samo za siebie. Chyba nie powinna się dopytywać. Rozdzielanie parabatai raczej nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Zerknęła jeszcze raz na Marlene. -Wisisz mi teraz czekoladę - oznajmiła przeskakując z niewygodnego tematu. -Powinna być w tamtej szafce - oznajmiła wskazując palcem na jedną z górnych szafek nad blatem. Sama natomiast podeszła do lodówki w poszukiwaniu mleka, miała ochotę na płatki.
     Len wpadła w parszywy nastrój. Wspominanie o rozdzieleniu z najbliższą jej sercu osobą było ostatnim tematem na jaki chciałaby rozmawiać w tym momencie. Cóż... może kiedyś? Teraz przynajmniej wiedziała, że przy Dianie nie należy rzucać słów na wiatr. Sięgnęła do szafki, równocześnie rozglądając się dookoła. - Gdzie macie garnki? - Na Anioła, jakie przyziemne było to pytanie...
     - Garnki? -Wymruczała marszcząc brwi i wyglądając zza drzwi lodówki. Przesunęła wzrokiem po szafkach. A skąd ona może wiedzieć gdzie oni tu trzymają jakieś garnki..? Gotowanie było chyba ostatnią rzeczą jaką by się zajmowała. Ona nawet mleka do płatków nie podgrzewała. No ale skoro Crow robił jakoś to swoje wspaniałe kakałko, to musiał je w końcu w czymś zagrzać. -Em.. Może poszukaj w tych szafkach na dole.. - Zaproponowała wracając spojrzeniem do zawartości lodówki, żeby po chwili wyciągnąć z niej mleko.
     - Możesz od razu wyciągnąć drugie. - rzuciła rudowłosa. Udało jej się w końcu znaleźć mały rondelek. Chwyciła go i postawiła na kuchence. Dobra teraz czekolada. Wzięła do do ręki dwie tabliczki, ważąc je w dłoniach. - Wolisz gorzką, czy mleczną?
      -Mleczną - odparła wyciągając drugi karton mleka i stawiając go obok rudowłosej. -A ty chcesz płatki? -Zapytała zerkając przelotnie na dziewczynę, po czym sięgnęła do szafki po pudełko z płatkami i do kolejnej po miseczki.
     - Hmmm, po proszę, macie może czekoladowe, albo miodowe? - zapytała, łamiąc czekoladę na kostki przez opakowanie, a następnie wsypując je do garnka. Nadal nie mogła uwierzyć, że tyle się zmieniło wciągu tego tygodnia, tak, że siedziała teraz z nowo poznaną Nocną Łowczynią w kuchni w Los Angeles i robiła czekoladę na zamówienie. Tak po prostu. Włączyła ogień, żeby rozpuścić słodycz. - Ilu nas tutaj jest?
     Zajrzała jeszcze do szafki na wszelki wypadek. -Z tego co widzę, to są tylko czekoladowe - odparła wyjmując miseczki i zasypując je płatkami, po czym jedną z nich zalała mlekiem. Już tak miała, że płatki jadała na zimno, przynajmniej fajnie chrupały, a przygotowanie ich zajmowało mniej czasu. Sięgnęła po łyżkę, a słysząc pytanie dziewczyny uniosła lekko brwi. -Hmm.. -wymruczała pod nosem zastanawiając się. -Szczerze mówiąc to nawet nie wiem. Chyba coś około 15 osób, ale głowy sobie za to nie dam uciąć. Poza tym sama jestem tu od niedawna i chyba nie zdążyłam wszystkich poznać -odpowiedziała sadowiąc się na blacie i zabierając za swoje płatki. -Czemu akurat Los Angeles?-zapytała zerkając na dziewczynę.
     - Czemu? Żeby chociaż było jakieś czemu... Nie miałam wyboru; postanowienie Clave. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, co im do tego. A ty? - rzuciła przyjacielsko na wyrównanie. W końcu nie grzeszyła cierpliwością i sama była ciekawa historii tej dziewczyny, choć nie dawała tego po sobie poznać.
     - Clave ma czasem dziwne pomysły.. -skwitowała, przy okazji w ogóle nie dając po sobie poznać niejakiego niezadowolenia pytaniem dziewczyny. -Mam tu coś do załatwienia - odparła jakby, to miało wszystko wyjaśniać. Ale co się było dziwić, ona już taka była. Poza tym za dużo tłumaczenia by przy tym było, a na to po prostu nie miała ochoty. -Nie przypala Ci się czekolada?
     Lenny spojrzała na garnek. - Nie. Jest idealnie. - wyłączyła kuchenkę i dodała mleka. - Podasz kubki? - gdy dostała naczynia, rozlała czekoladę do kubków. Była gęsta i aromatyczna. - Chcesz trochę bitej śmietany na wierzch? - spytała sięgając do lodówki.
     Podsunęła rudej kubki, uśmiechając się przy tym mimowolnie, bo poczuła zapach gorącej czekolady. Miała zjeść płatki, ale odsunęła je od siebie, mogły poczekać, a czekolada niekoniecznie. -Okay, możesz dodać - odparła przełykając ślinę. -Muszę Ci chyba częściej rysować runy - dodała uśmiechając sie pod nosem. Czy jej się wydawało czy ta ruda właśnie wkupiła się w łaski brunetki.
    Ostatnio więcej przebywał poza murami Istytutu. Cholera wie, gdzie go nosiło, tylko Nate mógł się domyślać. Grunt, że w ogóle wracał. Przyciszony ryk silnika zapowiedział jego powrót. Bezgłośnie wsunął się przez drzwi wejściowe. Nigdy nie lubił robić wokół siebie hałasu, to ściągało wiele nieprzyjemnych uwag. Od razu skierował się do kuchni, po drodze ściągając z dłoni skórzane rękawice. W korytarzu przyłączył się do niego czarny kot, na krótko ocierając się o jego nogi. Set stanął w progu i zmierzył wzrokiem obie postacie. Nie spodziewał się kogoś tu zastać. Podrapał się wytatuowaną ręką po policzku, unosząc jedną brew.- Hm, cześć. Widzę, że późna godzina nie robi na was wrażenia. -Kącik ust drgnął lekko. Oczy spoczęły na postaci, której jeszcze nie zdołał poznać.
     Oh. Len aż westchnęła gdy zobaczyła szczery uśmiech na twarzy brunetki. Nie myślała, że tak szybko znów będzie potrafiła rozsiewać radość,a jednak już udało jej się komuś poprawić humor. Czuła się dumna, gdy nagle coś do niej dotarło, uderzające podobieństwo sytuacji. Zupełnie jak z Miley, gdy wraz z nią siedziały w niedawno odzyskanej rezydencji Waylandów, a one piły zrobioną przez nią czekoladę. A Diana miała ciemne oczy i włosy, zupełnie jak ona. Nagle wspomnienie z Idrisu przebiło się do niej z podwójną siłą, odświeżając ból straty. Z tej mantry oszołomienia wyrwał ją dopiero jakiś głęboki, męski głos. Spojrzała zdziwiona w kierunku z którego pochodził. - Cześć... - wyrwało jej się.
     -Cześć - przywitała chłopaka posyłając mu przy tym nieznaczny uśmiech. Dawno go nie widziała, no ale widocznie musiał mieć jakieś swoje sprawy, albo po prostu się mijali. -Dla takiej czekolady, to ja mogę siedzieć tu całą noc - odparła, przy okazji puszczając oczko rudowłosej i upiła sobie z kubka kolejny łyk. -Chcesz trochę gorącej czekolady? -Zagadnęła chłopaka uprzednio sprawdzając czy jeszcze coś zostało.
     Przenikliwym wzrokiem lustrował nieznajomą. Już tak miał, lubił dobrze zapamiętywać szczegóły, poza tym czerpał dziwną przyjemność z obserwacji innych ludzi. W końcu przekroczył próg i skierował się w stronę lodówki, a za nim dał się słyszeć głuchy odgłos kocich łap stąpających po podłożu. Wyjął małą butelkę schłodzonej wody i uniósł ją do ust. Słysząc jednak pytanie Diany, pokręcił głową z lekkim uśmiechem.- Ja wiem, pytasz z grzeczności. A ja dla własnego bezpieczeństwa odmówię. Cała czekolada dla Was, Drogie Panie.- Mruknął, upijając łyk wody. Ciemne rękawice rzucił na blat obok siebie i znów zerknął na nieznajomą.- Panna jest tu chyba od niedawna, co?
      "Gapienie się na nieznajomych jest niegrzeczne", Len przypomniała sobie słowa matki. Przyziemni, to co innego, nie widzieli jej, ale ten chłopak to Nocny Łowca... Nic nie mogła poradzić, że całą uwagę skupiła na jego oczach... jedno błękitne, drugie z odcieniem brązu. - Eh, ta-taak. - jęknęła. - Od wczoraj. I nie pytaj dlaczego. Ona już pytała -wskazała z uśmiechem na Dianę. - Nie wiem.
     -Tak masz racje Set, pytam tylko dlatego, żebyś odmówił i żeby było więcej dla mnie - odparła nie kryjąc swojego rozbawienia, ta czekolada zdecydowanie poprawiła jej humor jak zawsze zresztą. Widząc kota drepczącego za Setem zmarszczyła brwi skupiając teraz na zwierzaku swoje spojrzenie. Przypomniała jej się akcja z Jaim. -Jeśli to Twój kot, to wytłumacz mu, że nie ładnie tak bez uprzedzenia wbijać dziewczynom do pokoju i je podglądać - powiedziała, po czym upiła łyk pysznej,  aromatycznej czekolady. Odmawiając nie wiedział, co traci, serio. Słysząc głos Lenny, a raczej jej jęknięcie uśmiechnęła się jeszcze szerzej. No nie ma bata w tej czekoladzie musiało coś być.
     Spojrzał na Dianę, przez chwilę zastanawiając się, co się działo w Istytucie, a czym nie miał pojęcia. Po chwili jednak uśmiechnął się wesoło i wzruszył ramionami, zerkając na czarnego, który przysiadł obok jego nóg i natarczywie wpatrywał się w Dianę.- Nie mam na niego wpływu. To on jest samcem Alfa w naszej relacji. -Ponownie pochwycił w usta parę łyków wody. Nie czuł się głody, ale za to spragniony, i to jak cholera. Poza tym przydałoby mu się nieco snu, ale teraz nie zdołałby zasnąć, nie warto było nawet próbować. Zostawił na chwilę sprawę kociego włamywacza, by ponownie skupić spojrzenie na drugim dziewczęciu.- Twoje imię jest raczej bardziej interesującą informacją. -On sam nie wiedział, dlaczego LA, ale był przyzwyczajony do przeprowadzek i nie zadawał sobie tego pytania.
     - Pełne, czy zdrobniale? - zaśmiała się. - Marlene Wayland. A ty jesteś Set? - podała mu rękę.
      Zerknęła na chłopaka westchnąwszy tylko w odpowiedzi na jego słowa. Jeśli chodzi o znajomość tematu relacji ze zwierzętami, to znała go jedynie w teorii, Nick ze swoją alergią nigdy nie pozwolił jej na poznane ich w praktyce. Teraz jednak przeniosła spojrzenie na kota, który jej się przypatrywał. Siedziała na blacie, więc tak łatwo nie dostanie jej tu ta czarna bestia. Ujęła kubek w obie rączki, tak jakby chciała zagrzać sobie od niego dłonie i przeniosła spojrzenie na rudowłosą. Nie odzywała się, wyszła z założenia, że raczej nie będzie się wtrącać w ich rozmowę.
      Len, przyjrzała się chłopakowi dokładniej. Miał gęste, ciemnobrązowe włosy, które wyglądały jakby czesał się przy pomocy dynamitu. Nie żeby jej to przeszkadzało... Był od niej wyższy o głowę, więc musiała zadzierać oczy, żeby widzieć jego posągową twarz o wyjątkowo białej skórze. Hmmm, dziwne, większość ludzi w LA było opalonych. Chociaż ona sama też miała bladą skórę. Opuściła rękę, gdy nie przyjął jej gestu. Wydawał się być zamyślony. - Zwykle mówią na mnie Lenny, albo Len... - rzuciła pod nosem.
     - Postaram się zapamiętać.-Uśmiechnął się w jej stronę. Zawsze miał problem z imionami, dlatego zazwyczaj po prostu przechodził na Ty. Miał słabą pamięć, co tu ukrywać. Czasem zdarzało mu się wyłączać z konwersacji, odlatywał wtedy do swojego świata. Zamrugał parokrotnie i posłał jej niemrawy uśmiech.- Chciałem zachować aurę tajemniczości i mroku, ale już znasz moje imię. Set Warre, do usług.-Mruknął i przeciągnął się, czując jęki kości.- Diana, nie patrz tak na niego. Jest okropnie mściwy. Tylko cię ostrzegam.- Zwrócił się do znajomej, zauważając jej oczy skupione na kocie.
     - Aurę tajemniczości, rozsiewasz i bez tego. - odpowiedziała uśmiechem i przeniosła wzrok na Dianę. Faktycznie wyglądała jakby chciała zamordować tego kotka. A był taki słodki, czarny kociak. - Mogę? - spytała patrząc w stronę zwierzaka.
     -On pierwszy zaczął - odparła zerknąwszy na Seta. -Nie rób tego - uprzedziła dziewczynę. -To nie jest zwykły kot, to kot Seta - oznajmiła jakby to miało wszystko tłumaczyć. Własnie delektowała sie swoją czekoladą, kiedy poczuła natrętną wibrację telefonu w kieszeni. Pierwsza myśl była taka żeby to po prostu zignorować, no ale z drugiej strony.. Westchnęła ciężko sięgając do kieszeni i wyciągając z niej telefon. Przesunęła palcem po wyświetlaczu odczytując wiadomość. Oczy jej pociemniały, a dobry nastrój prysł niczym bańka mydlana. Zaklęła pod nosem odstawiając kubek na blat i zsuwając się na podłogę. -Będziecie musieli obejść się bez mojego towarzystwa - mruknęła przesuwając wzrokiem po dwójce, żeby na krótki moment jeszcze zawiesić go na Lenny. -Dzięki za czekoladę i nie rozrabiajcie za mocno, chce mieć jeszcze gdzie spać- rzuciła kierując się szybkim krokiem do wyjścia. W korytarzu zgarnęła jeszcze kurtkę z wieszaka, po czym wyszła na zewnątrz.
      Parsknął w butelkę, słysząc stwierdzenie Diany. Naprawdę był aż tak złym panem, czy też po prostu uważano go za agresywnego? Mimo wszystko, przytaknął na zezwolenie, choć niewiele miał tu do gadanie, bo czarny już podreptał w jej stronę z dumnie zadartym pyszczkiem.- Nie wierz Dianie, on po prostu sam wybiera sobie obiekty, które jest gotów tolerować. -Zaśmiał się, zaraz jednak rzucił spojrzenie znajomej, bo najwyraźniej coś ją zaniepokoiło. Nie dopytywał się jednak, tylko machnął nadgarstkiem na pożegnanie, odprowadzając ją wzrokiem.
     Pogłaskała kota który wskoczył jej na kolana. Została sama. O dziwo, wbrew zapewnieniom Diany, kot nie okazał się być wcieleniem szatana. Miał gęste, czarne futerko, a gdy go pogłaskała zamruczał. Siedziała więc tak, ze zwierzakiem Seta na kolanach, który chyba "wybrał ją jako obiekt który, jest gotów by tolerować". Ciekawe czy stanie się takim obiektem również dla Diany i Seta? Hmmm, zobaczymy. Na razie miała dość czasu by móc wszystko przemyśleć. Wróciła więc do pokoju i chwyciła wiolonczele, by wygrać na niej swoje myśli. Muzyka znów popłynęła korytarzem, a czarny kot przysłuchiwał jej się, jakby wszystko rozumiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz