shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

poniedziałek, 11 maja 2015

"- Zależy mi na Tobie. (...) - Przecież wiem."

Diana     Nate  

Pędził do niej. Asfalt ciągnął się prosto pozwalając rozwinąć prędkość do ponad dwustu kilometrów na godzinę. Noc przykryła wszystko wokół, rozproszona jasnym śladem lamp i światłem reflektorów starego Chevroleta. Znów miał coś w zanadrzu, cholera, i właśnie jechał z tym do Instytutu, a konkretniej do Diany. Był niemal pewien, że jej się spodoba, z resztą musiał się nad tą koncepcją odrobinę przygarbić, zatem można powiedzieć, że się postarał. Oczywiście nie mówimy tu o kolacji przy świecach, tudzież wypadzie do kina, nie, to za niskie progi jak na jego nogi. To było coś znacznie większego, coś szytego na miarę Nathaniela Crowa. Po powrocie z góry nie było go parę dni, musiał odczekać swoje, jednak kiedy był już nietykalny mógł swobodnie zajechać na parking pod Instytutem. 
Wpadł do budynku z jasnym spojrzeniem i rozwichrzonym włosem, jak zwykle nieziemsko przystojny, a więc nic nie uległo szczególnej zmianie. Mimo wszystko przeczesał palcami czarne kłaki, zaglądając do kuchni w butach i skórze. Chyba nie zamierzał się tu zatrzymywać na dłużej. Salon, sala treningowa. Nic. Był zmuszony zajrzeć do jej pokoju. Westchnął zirytowany pod nosem, spodziewał się tam bowiem Zołzy, no ale trudno. Zamierzał ten wieczór spędzić z Di, niezależnie od tego co powie jej parabatai. Prawie zatrzymał się przed ich pokojem by zapukać, jednak zaraz potem prychnął z rozmachem. On i pukanie, jeszcze czego. Wszedł więc śmiało do pokoju, a właściwie otworzył drzwi i stanął w progu, z miejsca obrzucając pomieszczenie pobieżnym spojrzeniem. Gdy napotkał postać Diany, uśmiechnął się wulgarnie krańcem wąskich ust. Co on sobie do cholery wyobrażał?
- Zbieraj się, ma Reine, mam coś dla Ciebie. Kareta czeka na zewnątrz.
     W pokoju była sama, Jaim gdzieś wybyła, jak zwykle zresztą. Brunetka siedziała na brzegu biurka ustawionego naprzeciwko drzwi, pod oknem. Na biurku leżała rozłożona mapa, prawdopodobnie jakiegoś miasta, z jednej strony, na rogach przyłożona była książkami, tak żeby papier nie zwijał się, ani niepotrzebnie nie przesuwał. Z drugiego brzegu Diana trzymała na niej dłonie pochylając się nad mapą, w prawej ręce trzymała niebieski flamaster. Głowę miała lekko przekrzywioną, bo ramieniem podtrzymywała sobie telefon rozmawiając z kimś. Gdy drzwi się otworzyły z początku myślała, że to Jaim, w końcu kto inny miałby tu wchodzić i to bez pukania. Ale i tak instynktownie obróciła głowę, żeby to sprawdzić. Na widok Nate'a mimowolnie się uśmiechnęła, już nie słuchała tego co ktoś znajdujący się na drugim końcu miasta do niej mówił. Wyprostowała się znad mapy odrywając od niej dłonie i pozwalając papierowi zwinąć się w rulon. -Odezwę się później - rzuciła do swojego rozmówcy, po czym rozłączyła się. Teraz już cała jej uwaga mogła skupić się na tym bezczelnie przystojnym typie stojącym w drzwiach jej pokoju. Przez chwilę lustrowała go uważnym spojrzeniem, jakby chcąc sprawdzić czy przypadkiem coś się nie zmieniło przez te kilka ostatnich dni, przez które go nie wiedziała. Na pierwszy rzut oka niczego takiego nie dostrzegła, jak zwykle wydawał się być w wyśmienitym humorze. Zsunęła się z biurka i podeszła założyć buty. 
-Masz coś dla mnie? To randka? -Zagadnęła z nuta rozbawienia zarówno w głosie jak i błyszczącym spojrzeniu hebanowych oczu, którym go obdarzyła. Sięgnęła jeszcze po kurtkę i zarzuciła ją na siebie, wprawnym ruchem wyciągając spod spodu ciemne loki, które zaraz rozsypały się jej po plecach. Była gotowa do wyjścia. Bez skrępowania podeszła bezpośrednio do bruneta i opierając dłonie na jego barkach oraz wspinając się lekko na palce, złożyła na jego ustach, co prawda krótki, ale za to znaczący pocałunek spragnionych warg. Chyba go jej trochę brakowało przez te kilka dni.
     Oparł się barkiem o futrynę, mimowolnie zahaczając swoim hebanowym okiem o rewers jej postaci. Nie interesował się zbytnio z kim rozmawiała ani po co jej ta przeklęta mapa, wiedział że to musi mieć związek z tym facetem, którego tak uparcie szuka. Ta wiedza póki co mu wystarczała. Na tę chwilę nie potrzebował i nie chciał wiedzieć więcej, choć zdecydowanie zaczął poświęcać temu więcej uwagi, odkąd po dłuższej nieobecności zastał ją w kiepskiej kondycji. Widząc jej uśmiech, sam uśmiechnął się po swojemu schyłkiem warg i odbił od futryny. Nie był przecież starcem, to była tylko poza oczekująca, a skoro Di się zebrała nie było potrzeby utrzymywać jej dłużej. Śledził ją spojrzeniem, gdy zakładała buty, gdy jej włosy rozsypywały się po smukłych plecach. Był gotów pomyśleć, że ma niewiarygodne szczęście, jednak wtedy nie byłby sobą. Był pierdolonym szczęściarzem? To już brzmiało lepiej. Tak, miał w życiu niewiarygodne szczęście, tak niewiarygodne że można by go za to nienawidzić. Udawało mu się dosłownie wszystko, a nawet jeśli wpadał w bagno, wychodził z tego obronną ręką. Spadał na cztery łapy. Jak kot. Niestety alegoria kota była już przypisana Setowi, więc urwał te beznadziejne rozmyślania, mrucząc z rozbawieniem na jej słowa o randce. Bezwiednie schylił się, by skrócić dystans między ich twarzami do absolutnego minimum. Chciał powiedzieć, że to coś o wiele lepszego, jednak mógł by się wtedy przeliczyć, zatem wymamrotał zmysłowo coś innego, jedynie oddechem dotykając jej spragnionych ust. - Jeśli tylko pozwolisz mi tak myśleć... Owszem. - jego na wpół zawadiacki szept osiedlił się na powierzchni słodziutkich warg, zatem uśmiechnął się i musnął koniuszkiem języka jedną z nich, aby następnie soczyście ucałować obie. Mm, mógłby się tak droczyć choćby całą noc, niestety postawił im już cel, więc z błyskiem zadowolenia w ciemnych ślepiach odsunął łeb i sugestywnym ruchem zarośniętego podbródka wyprosił ją z pokoju, samemu odsuwając się, by zamknąć drzwi.
    Westchnęła odsuwając się od niego, po czym wyszła na korytarz. Ten krótki pocałunek, jedynie na chwilę przelotnie ostudził jej zmysły. Był niczym deszcz podczas upalnego dnia, a jej wydawało się żeby się schłodzić potrzebowała zanurkować w jeziorze. Obróciła się w stronę chłopaka, aby móc na niego przelotnie spojrzeć i za chwilę ruszyć obok niego korytarzem. -Jeśli pozwolę, to Ty pewnie i tak nie powiesz mi czego mogę się spodziewać.. Prawda? -Rzuciła zagryzając dolna wargę, co miało powstrzymać szeroki uśmiech, który teraz cisnął jej się na usta. -Uprzedź mnie następnym razem. Chociaż będę miała możliwość jakoś się do tego przygotować - stwierdziła unosząc brew ku górze lustrując go ciemnymi oczami, w których wesoło tańczyły iskierki rozbawienia. Nie widziała go zaledwie kilka dni, a mogłaby powiedzieć, że wręcz namacalnie odczuła jego nieobecność. Uzależniał ją od siebie niczym kurewsko dobry narkotyk. Z jednej strony trochę ją to przerażało, z drugiej jednak odpychała te myśli od siebie, bo w jakiś niewyjaśniony sposób potrzebowała jego obecności i nie chciała z niej rezygnować. -Nie było Cię - rzuciła schodząc ze schodów, żeby zaraz móc podejść do drzwi wyjściowych. Trudno było powiedzieć czy to był zarzut, czy zwyczajne stwierdzenie. Nie miała jednak zamiaru zadawać mu żadnych pytań z tym związanych, chociaż to wcale nie znaczyło, że ich nie miała. W końcu on nie pytał, więc ona też nie powinna, taki był ten układ.
     - Nie, nie zepsuję ci niespodzianki. Ale jestem skłonny twierdzić, że Ci się spodoba. - uśmiechnął się szeroko w stronę brunetki, kierując kroki w stronę schodów prowadzących na dół. Słyszał to westchnienie i w dziwny sposób go ono ucieszyło. No cóż, obiecał jej przecież że grzecznie poczeka na sygnał a że jeszcze się go nie dopatrzył, to i się z niczym nie wychylał, nawet jeśli w głębi duszy sądził, że to pomału staje się frustrujące. Nigdy szczególnie sobie niczego nie odmawiał i nie był na to przygotowany psychicznie, czasem go to dręczyło ale akurat teraz cieszył się na sam jej widok i wizję mile zapowiadającego się wieczoru. Słysząc ni to stwierdzenie, ni zarzut płynący z jej ust, zmarszczył lekko nos i uśmiechnął się z rozbawieniem. Prawie pomyślał że ma mu za złe, prawie, bo przecież nie powinna. Ich układ pod tym względem był czasem uciążliwy, lecz coś podpowiadało mu, że nie powinien próbować nic między nimi zmieniać, przynajmniej na razie. - Moja nieobecność była związana z Twoją niespodzianką. Nie martw się, nie zapominam o Tobie ani na chwilę. - zaśmiał się ochryple, instynktownie chwytając jej dłoń, kiedy schodzili po schodach. Ucałował jej wierzch. O Dianie trudno było zapomnieć, wchodziła do głowy i jakoś niekoniecznie chciała się wynieść, z resztą... On by nawet tego nie chciał. Rzeczywiście był w dobrym humorze. Otworzył im drzwi, przed Instytutem rzeczywiście stała ich kareta w postaci starego Camaro. Przybyło mu parę wlotów powietrza, była też charakterystyczna kalkomania na masce, spojler, progi i nowy wydech. Gdyby Nate był starszy, można by go posądzić o wejście w kryzys wieku średniego, póki co odczuł tylko potrzebę spersonalizowania swojego wozu. Starym zwyczajem otworzył jej drzwi a sam zajął miejsce kierowcy, odpalając silnik, który nie zdążył jeszcze wystygnąć przez co w środku unosił się fetor paliwa. Kochane, muzealne wozy.
    -Uważaj, bo jeszcze sobie pomyślę, że bawi Cię trzymanie mnie w niepewności - wymruczała zerkając na chłopaka, ale jej uwaga zaraz została skutecznie odwrócona "karetą" -Wow. Wiedzę, że rzeczywiście nie próżnowałeś - stwierdziła podchodząc do wozu i jednocześnie omiatając go pełnym uznania spojrzeniem. Aż bała się pomyśleć, co wymyślił na ową niespodziankę. Męczyła ją ciekawość, wiercąc jednocześnie dziurę w brzuchu, ale skoro stwierdził, że nie chce jej psuć niespodzianki, to pewnie i tak nic by jej teraz nie powiedział. Poza tym też nie chciała mu psuć planu nawet jeśli miałoby ją zaraz skręcić w ósemkę. Wsiadła do środka uśmiechając się pod nosem ledwie dostrzegalnie. Ani trochę nie przeszkadzał jej zapach paliwa, chłopak pewnie tego nie wiedział, ale brunetka akurat należała do tej dziwnej grupy ludzi, którzy lubią zapach benzyny. Usadowiła się wygodnie, opierając głowę o zagłówek, zerknęła jeszcze na chłopaka, ale nic się nie odzywała, wbrew pozorom wcale nie przeszkadzało jej milczenie. Złapała się teraz na tym, że pozwoliłaby mu zawieźć się nawet na koniec świata gdyby tylko tego chciał. Zagryzła wargę, starając się nie myśleć o tym, w końcu od kiedy to w taki sposób zależało jej na facetach..?
    - Może nie bawi, ale zdecydowanie daje satysfakcję. - odparł z tym niezłomnym uśmiechem żarzącym się w krańcach jego warg. Mimo że tak naprawdę nie oczekiwał od Diany uznania, czy też zachwytu nad odmienionym wozem, to musiał przyznać że jej zainteresowanie okazało się być całkiem przyjemne. Zatrzasnął w końcu drzwi, potraktował je mało delikatnie co mogło wydać się dziwne, ale wolał mieć pewność że solidnie się domkną. Jakoś tak nie pomyślał o tym, że zapach mógłby jej przeszkadzać, bo sam był do niego przyzwyczajony, a przecież w razie czego mogła uchylić okno, przecież by się nie obraził. Nie przeszkadzała też względna cisza, nie w jej przypadku. Było mu dobrze z myślą że siedziała w obok, to napawało go dziwnym spokojem, a może nawet i dumą. Droga minęła im w oka mgnieniu, bo Nate mimo że już nie brał ulic szturmem, to jednak wciąż jeździł szybko. Chyba nie potrafił inaczej. W końcu wjechał w jakąś ciemną, wąską uliczkę, między budynki. Nie mógł zapakować na bruku, musiał schować samochód przed wścibskimi spojrzeniami. Reflektory oświetliły cel ich podróży, na pierwszy rzut oka w tym ograniczonym świetle, można by pomyśleć, że to ściana jakiegoś opuszczonego magazynu. Nic bardziej mylnego, zajechali pod świeżo zamknięte, kryte lodowisko do jazdy figurowej, ale to miało okazać się dopiero za chwilę. Kiedy zgasił silnik zapanowała kompletna ciemność i zrobiło się jeszcze ciszej. Słychać było tylko szum miasta. Nate uśmiechnął się do siebie pod nosem, w zasadzie teraz zdał sobie sprawę że okoliczności mogły wydać się Dianie podejrzane. Nie chciał jednak dłużej naginać jej cierpliwości, więc po prostu wysiadł z samochodu, dziewczynie polecając to samo. Byli na tyłach, wejście dla personelu. Ciężkie drzwi zamknięte na zwykłą kłódkę. Nate wyciągnął stelę i gdy oczy przywykły do mroku, narysował na niej runę otwarcia, to wystarczyło by ją zdjąć. Wszedł do środka, było piekielnie zimno. Już wcześniej uruchomił tu całą elektronikę, by lód nie pokrył się wodą. Nie zamierzał jednak palić jeszcze światła. Poruszał się pewnie, tak jak w przypadku włamu do penthause'u. Odnosiło się wrażenie, że musiał być tu wcześniej, bo i był osobiście. Najpierw wypożyczalnia, a tam łyżwy. Dopiero teraz włączył funkcję latarki w telefonie, by odszukać odpowiednie drzwi. Gdy znalazł, otworzył je i zapalił światło, a oczom Diany ukazały się dziesiątki par łyżew. Za ladą powinna stać jakaś ładna pani lub miły pan i odebrać ich numerki, jednak było pusto. Byli tu całkiem sami. - Wybierz sobie któreś. - uśmiechnął się wąsko pod nosem. Jakoś nie mógł wyobrazić sobie siebie na łyżwach, ale zamierzał SPRÓBOWAĆ, bo przecież jak spędzać czas razem, to razem. - Zabiorą stąd sprzęt dopiero jutro, więc mamy sporo czasu. - ponadto jego kumpel czuwał przy liniach, więc jeśli na częstotliwości glin pojawi się zgłoszenie dotyczące tego obiektu, będą wiedzieć o tym wiedzieć z piętnastominutowym wyprzedzeniem. To wystarczająco dużo, by się zmyć.
    Miała ochotę powiedzieć, że zna lepsze sposoby na uzyskanie satysfakcji, ale się powstrzymała. W końcu to wcale nie było potrzebne.
Pierwsza jej myśl była taka, że wywiezie ją gdzieś za miasto, ale nie. Przyglądała się mijanym budynkom, a gdy zaparkował w ciemnej uliczce, sama nie do końca wiedziała co ma myśleć. Miał racje, że okoliczności mogły wydać jej się podejrzane, bo takie tez były. Możliwe nawet, że gdyby ktoś inny przywiózł ją w takie miejsce nawet nie wysiadłaby z samochodu. Ale to był Nate, miała więc tylko nadzieję, że nie zwiąże jej i nie spróbuje sprzedać handlarzom żywym towarem, bo wbrew pozorom ma jej dość.. Dobra, stop. Jej wyobraźnia zawędrowała za daleko. Zgodnie z poleceniem wysiadła z samochodu i podeszła do drzwi. Widząc, że zabiera się za otwieranie kłódki doszła jednak do wniosku, że mimo wszystko może być ciekawie, chociaż nie miała pojęcia co znajduje się za tymi drzwiami. Weszła do środka zdając się na niego, zerkając na chłopaka odnosiło się wrażenie, że porusza się niczym tygrys po swoim terenie. Nie miała zamiaru pytać, nie musiała. Gdy zapalił światło zmrużyła oczy, bo raziło ją trochę, ale to trwało tylko chwile. Spojrzała oniemiała na półki z łyżwami, a później na chłopaka. Totalnie ją zaskoczył, co zresztą było wdać. -Nie wiem jak to wykombinowałeś, ale wielbię Cię za to - rzuciła rozanielona musnąwszy usta bruneta. Oczy błyszczały jej niczym dziecku, które ktoś pierwszy raz zabrał do Disneyland'u, w ogóle nawet nie zwróciła uwagi, że jest zimno. Zerknęła jeszcze na chłopaka, po czym nie chcąc tracić czasu ruszyła za ladę w poszukiwaniu łyżew dla siebie. -Skąd wiesz, że lubię jeździć? - Zagadnęła mimo wszystko. Zerknęła na jedną z półek, nie musiała się długo zastanawiać nad wyborem, już po chwili ściągnęła z półki w miarę nowe, skórzane łyżwy figurowe, żeby zaraz podejść do ławki i zając się zakładaniem ich.
    Tak, wyobraźnia Di zawędrowała znacznie za daleko. Nathaniel może i żył na bakier z prawem, jednak nikogo przy tym nie krzywdził, bo co zaszkodziło temu bogatemu sukinsynowi, że zadomowili się u niego na noc, lub co komu szkodziło że teraz zrobią użytek z czegoś, co lada dzień miało odejść w zapomnienie? Właśnie. To była jego polityka przestępcza. W życiu nie posunąłby się za daleko, bo sam wytyczył pewne granice, których w drodze do zarobku lub zwykłej rozrywki nigdy nie przekroczy, no chyba że postawią go pod ścianą, ale sytuacja musiałaby być naprawdę podbramkowa i nie pozostawiająca mu innych alternatyw. Kiedy musnęła jego usta, uśmiechnął się odsłaniając kraniec kła. No cóż, nie oszukujmy się, nie oczekiwał że rzuci mu się w ramiona ale na pewno spodziewał się czegoś więcej. Wziął jednak pod uwagę, że powiedziała "wielbię cię", a to zapewne dużo w jej ustach. Skrzyżował ramiona na torsie. Poza tym wystarczyło na nią spojrzeć, wyglądała jakby ktoś wlał w jej duszę anielską arię, a to już samo w sobie stopiło w nim tę lekką gorycz. Kiedy zakładała łyżwy, on zgarnął z półki pierwsze lepsze, które wydadzą mu się odpowiednie rozmiarem, bo kompletnie się na tym nie znał. Prychnął cichym śmiechem na samą myśl. - Muszę cię tylko całkiem uczciwie uprzedzić, że nigdy w życiu nie miałem łyżw na nogach, więc gdybym nagle zaczął rzeźbić zębami w lodzie, to nie śmiej się zbyt głośno. - szeroki uśmiech na jego twarzy sugerował jednak, że Nathaniel potrafi śmiać się sam z siebie, zatem z jej strony też by mu to nie przeszkadzało. Westchnął na koniec, jakby chcąc się ostatecznie przełamać, po czym opadł na ławkę obok Di i zajął się swoim obuwiem. - To będzie lepsze niż opera mydlana, mówię ci. A co do jeżdżenia, to nie wiedziałem. - przyznał się bez bicia. Nie zamierzał udawać cholernego medium, po co? - Chciałem ci w pewien sposób zrekompensować moją chorobę górską, a łyżwy były jedyną opcją. - no bo stoku to on by tu raczej nie znalazł. Mimo wszystko był z siebie zadowolony jak dzieciak z podstawówki, który właśnie odważył się podarować koleżance lizaka, a ta go przyjęła i nie zdzieliła nim darczyńcy po łbie. Sprawianie Di przyjemności - kolejny sposób Nate'a na czerpanie satysfakcji.
  Założyła łyżwy i wsunęła swoje buty pod ławkę, a następnie stanęła na czymś w rodzaju gumowego chodnika, którym to wyłożona była ścieżka prowadząca do lodowej tafli. Ale zamiast ruszyć w tamtym kierunku, stanęła bezpośrednio przed chłopakiem. -Jakie poświęcenie Panie Crow - rzuciła uśmiechając się szeroko. To prawda sprawił jej tym małym wypadem ogromną przyjemność i tego nie dało się ukryć. Zresztą po co miałaby to ukrywać, to w końcu żaden sekret, że znakomicie bawiła się w jego towarzystwie. -Obiecuję nie będę się zbyt głośno śmiać - oznajmiła uśmiechając się zawadiacko, a oczy nadal błyszczały jej z podniecenia. Kiedy już uporał się z łyżwami wyciągnęła do niego dłoń. -Chodź, nie będzie tak źle. W razie czego Ci pomogę - uśmiechnęła się ciepło. W końcu jakby nie było oboje mieli czerpać z tego jakąś przyjemność, więc na pewno nie miała zamiaru zostawić go samemu sobie.
    - Dla Ciebie zawsze. - Nate uniósł brew, obdarzając ją tym swoim zniewalającym uśmiechem. A był przy tym tak przymilny jak tylko się dało. No cóż, poświęcenie, akurat jeśli wchodziło w grę sprawianie jej frajdy nie było mowy o żadnym poświęceniu.
- Pomożesz mi? To znaczy, że będziesz mnie reanimować w razie czego?
Żartował. Na pewno nie mogło stać się nic, co zagroziłoby jego życiu, nawet jeśliby sobie coś złamał, albo rozbił ten ciemny łeb, a były na to raczej małe szanse biorąc pod uwagę, że był raczej sprawny i do tego dysponował runą równowagi. Będzie potrzebował zaledwie paru chwil, żeby oswoić się z ostrzem, które miało pośredniczyć między jego stopą a lodem. Bez wahania chwycił jej dłoń w swoją, po czym wstał i ruszył gumowym chodnikiem w stronę lodowiska. Panowała tam połowiczna ciemność, jednak dało się na nim zorientować, z racji że było tam wiele okien, które wlewały do środka nocne światła Los Angeles. Crow mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, szkoda że swoimi pierwszymi krokami zepsuje ten zajebisty nastrój. Z chodzeniem nie miał póki co problemów, w końcu to żaden problem, nawet jeśli idzie się na łyżwach. Z runą mógł znacznie więcej niż zwykły człowiek, a zapewne i ten poradziłby sobie nieźle, krocząc po gumowym podłożu.
    -Reanimacja? Hmm.. -zamruczała łypnąwszy na niego szelmowsko oczami. -Kuszącą propozycja - odparła z rozbawieniem, które trudno było jej ukryć. W sumie to nie miałaby nic przeciwko takiej reanimacji.
Diana zdawała sobie oczywiście sprawę, że szans na reanimację raczej nie będzie żadnych, zdziwiłaby się, jeśli rzeczywiście by się one przytrafiły. Jakby nie patrzeć Crow nie był żadnym ciamajdą, na pewno załapie w miarę szybko. W końcu to tylko jazda na łyżwach, łapiesz równowagę, rytm i jedziesz, nic skomplikowanego. Co do atmosfery było idealnie. Zagryzła wargę uśmiechając się pod nosem i zerknęła dyskretnie na chłopaka. Cholera. Postarał się. Chyba powinna się czymś zrewanżować. Gdy podeszli do tafli trochę niechętnie puściła dłoń chłopaka, aby móc wejść swobodnie na lodowisko i zrobić mu miejsce, w razie czego zawsze mógł przytrzymać się barierki. Swobodnie odjechała do przodu dosłownie na dwa kroki, po czym obróciła się przodem do bruneta. Widząc jego niepewną minę uśmiechnęła się do niego zachęcająco. -Spodoba Ci się, zobaczysz - powiedziała, w oczach nadal tańczyły jej wesołe iskierki. -Jak wejdziesz ugnij lekko nogi w kolanach, to pomaga w zachowaniu równowagi. I nie próbuj chodzić jak po ziemi, bo to komicznie wygląda i w niczym nie pomaga. Podnoś nogi tylko po to żeby się lekko odpychać. To podobno jak na rolkach - podobno, bo na rolkach nie miała okazji jeździć. Skoro już zdradziła mu dwie podstawowe zasady początkującego, to chyba nie powinien od razu zaliczyć gleby. Skupiła na chłopaku spojrzenie ciemnych oczu obserwując jak stawia swoje pierwsze kroki na lodzie.
     Crow natomiast stanął u brzegu gumowego chodnika, plotąc ramion na torsie obitym w kraciastą koszulę z flaneli. Na to narzucił jedynie sfatygowaną skórę, więc nie można powiedzieć żeby jakoś szczególnie się na to nie przygotował. Na początku bowiem nie planował jeździć, a tylko popatrzeć, jednak na miejscu wydało mu się to niedorzeczne. Wysłuchał jej, krótkim skinieniem podbródka oznajmiając, że wskazówki do niego dotarły. Zerknął w dół, na swoje stopy podkute ostrzem i uśmiechnął się z błyskiem w oku. Rolki, słowo klucz. Set uwielbiał rolki, siłą rzeczy Nate również musiał je przynajmniej polubić.
- Jeśli to prawda, to jestem łyżwiarzem od dziecka. - zaśmiał się ochryple, po czym obrzucił Dianę rozbawionym spojrzeniem. Wciągnął powietrze, rozruszał ramiona (choć pewnie był to tylko zabieg komediowy, lub mający przykuć uwagę do jego muskulatury), po czym z błyskiem kła wszedł ślizgiem na lodowisko. Nie dał sobie ani chwili na niepewność, od razu nieco się przygarbił i zaczął się rozpędzać na elastycznych kolanach. Nate we wszystkim był jak ten tygrys, pewny i dynamiczny, a to że mógł zaryć głową w lód? Cóż, upada każdy kto jeździ, zwłaszcza na początku, a on wolał wywalić się efektownie niż zaliczyć glebę z ostrożności, bo to byłoby dopiero żałosne. Faktycznie, noga w przód i pod kątem, odepchnąć się i w przód. Rzeczywiście jak na rolkach. Pozostała tylko kwestia hamowania, ale czy on kiedykolwiek miał z tym problem? Ostrza miały ząbki z przodu, rolki hamulce z tyłu, więc brunet doszedł do wniosku, że nie ma co się silić na taki zabieg. Mógł oczywiście zatrzymać się tak jak to robią na nartach, bokiem, ale na tyle wprawiony to on jeszcze nie był, toteż przy bandzie po prostu skręcił, prostując się, by zacząć wytracać prędkość. Zarzucił nawet nieskrępowanie ręce na własny krzyż, cholerny pozer. Wzrokiem szukał Diany. - Okej, miałaś rację, podoba mi się! - zawołał do niej, po czym wrócił do odpychania, by utrzymać tempo.
    Przez chwilę stała wpatrując się w chłopaka i zastanawiała się, czy dobrze zrobiła pozwalając mu założyć figurówki, bo dla początkujących i niedoświadczonych dużo lepisz były hokejówki, gdyż miały ciut dłuższą płozę i nie posiadały z przodu ząbków, o które można niechcący zahaczyć, a to z kolei w większości przypadków równało się zaliczeniem gleby. Nie skomentowała jego słów na temat bycia łyżwiarzem od dziecka, gdyż sama nie jeżdżąc nigdy na rolkach nie miała tego porównania. Widząc jego przygotowania wywróciła oczami, bo odnosiła wrażenie, że chłopak specjalnie przeciąga moment wejścia na lód. Jednak kiedy już wszedł, trzeba było przyznać, że pozytywnie ją zaskoczył, i to bez dwóch zdań. Bo co robią ludzie, którzy pierwszy raz wchodzą na lodowisko? Najpierw ostrożnie stawiają jedną nogę, następnie z panicznym lękiem kurczowo łapią się barierki uświadamiając sobie, że jest bardziej ślisko i niestabilnie niż mogli podejrzewać, a następnie dostawiają drugą nogę, żeby przez kolejne minimum 10 minut uczyć się "chodzić" przy barierce. Crow totalnie zaburzył ten rytuał, ale dzięki temu właśnie zaoszczędzili godzinę, która w normalnych warunkach zostałaby poświęcona na oswojenie się z łyżwami. Widząc, że sobie całkiem nieźle radzi uśmiechnęła się szerzej, a był to uśmiech pełen podziwu. Słysząc jego zadowolenie pokręciła głową najzwyczajniej rozbawiona. Sama też ruszyła odpychając się lekko, w końcu nie przyszła tu stać i gapić się na bruneta tylko pojeździć. No dobra, trochę mogła się na niego pogapić, ale nie za dużo, bo jeszcze sobie coś pomyśli. Jechała teraz przed siebie z pewnego rodzaju gracją, było widać, że potrafi jeździć i to nie od wczoraj.
-Kłamczuch z Ciebie. Mówiłeś, że nie umiesz jeździć, a Ty całkiem nieźle sobie radzisz - rzuciła do chłopaka mijając go. Wyprzedziła go o parę metrów, po czym rozpędziła się i podskoczyła obracając w powietrzu o 180 stopni. Wyszło lepiej niż się spodziewała, nawet się nie zachwiała przy lądowaniu, w końcu jakby nie patrzeć (pomijając ten raz w górach, bo tam obeszło się bez akrobacji) od roku nie jeździła, więc nie miała stu procentowej pewności, że wyląduje tak jak trzeba. Ale udało się bez większego trudu, teraz jechała tyłem do kierunku jazdy, a przodem do chłopaka. Widząc jak zwalnia przy zakrętach uświadomiła sobie, że nie wspomniała o hamowaniu. Zwolniła zmniejszając dzielący ich dystans. -Jeśli się rozpędzisz, to nie hamują ząbkami, bo będziesz zbierał zęby z tafli. A trzeba przyznać, że lubię twój uśmiech i bardzo bym tego nie chciała - oświadczyła puszczając mu oczko, chociaż nadal kryła się w tym swego rodzaju zadziorność. Większość uważała, że ząbki służą do hamowania, nic z tych rzeczy, one służyły do skoków. -Jak już będziesz chciał hamować do hamuj jak na rolkach - poradziła, tak co najwyżej wyląduje tyłkiem na lodzie, co jej zdaniem było o wiele lepszym wyjście z sytuacji niż rozkwaszenie nosa.
   Przyglądał się jej ze swojego miejsca, w półmroku nie mógł niestety zobaczyć jej uśmiechu, ale to nie było potrzebne, bo równie dobrze mógł się domyślić, że ów grymas gości na jej twarzy. Wystarczyła swobodna atmosfera między nimi, żeby móc zgadywać. To chyba był największy plus ich relacji, ta swoboda i co prawda umowna, ale wolność (bo Nathaniel nawet jeśli mógł przygarnąć sobie jakąś długonogą szkapę na noc czy dwie, nie mógłby, bo gryzłoby się to potem z jego sumieniem). Słysząc zarzut pod swoim adresem, zaśmiał się ochryple pod nosem, najwyraźniej wybitnie rozbawiony. - O tak. Zły, niedobry kłamczuch. - groteskowo poruszył brwiami. - I wiesz co jeszcze? Niezwykle uzdolniony złodziej. - przymrużył jedno oko, nie tracąc z komicznej sceniczności. - Poza tym powiedziałem, że nigdy nie miałem łyżew na nogach i to wcale nie mija się z prawdą. Po prostu jestem Nefilim. - z runą równowagi. I do tego nazywał się Nathaniel Crow. Wzruszył beztrosko ramionami, a w tej chwili jego uwaga została w całości pochłonięta przez jej zgrabną postać, właśnie lądującą przed nim w półobrocie. Tym razem to on uśmiechnął się niemożliwie szeroko, nagradzając manewr niemymi brawami. Oczywiście nie umknęła mu uwaga o hamowaniu. - Cholera... Tak czy siak będę potrzebował regularnych treningów, żeby kiedykolwiek Cię dogonić. - przymrużył w półmroku czarne ślepia, nadając sobie jeszcze bardziej zadziornego wyrazu.
     Na chwile obecną Diana raczej nie miała czasu na uganianie się za facetami, to też sprowadzanie nikogo nie wchodziło w grę, Crow jej zdecydowanie wystarczał i może dlatego układ, który był między nimi na razie się sprawdzał. Uśmiechnęła się nieznacznie widząc te jego niema brawa, chociaż to był tylko zwyczajny podskok, nic nazbyt trudnego. Do tych bardziej skomplikowanych akrobacji potrzebowałaby luźniejszego ubrania, bowiem dopasowana, skórzana kurtka w znaczny sposób krępowała ruchy. Oczywiście mogłaby ją zdjąć, ale mając pod spodem jedynie cienką bokserkę byłoby jej najzwyczajniej zimno, nie mówiąc już o tym, że przeziębienie miałaby jak w banku. I tak wystarczyło, że dłonie jej trochę marzły, przez co wcisnęła je teraz do kieszeni kurtki. Słysząc jego rozbawiony ton pokręciła głową w wyrazie niejakiej dezaprobaty, mimo wszystko i tak nieznacznie uśmiechając się pod nosem. -Kłamczuch i uzdolniony złodziej? Hmm.. - zamruczała omiatając go roziskrzonym spojrzeniem ciemnych oczu. -Czyżbyś chciał mi coś jeszcze powiedzieć na ten temat? -Skoro tak bardzo lubił się chwalić, to ona chętnie sobie posłucha. Jazda tyłem była trochę męcząca, dlatego przyhamowała i ruszyła przed siebie, wyminęła bruneta objeżdżając go i wyjechała z drugiej strony, na chwile przystosowując się do jego tempa. -Treningów? Czy Ty właśnie próbujesz umówić nas na kolejny wypad na lodowisko? - rzuciła rozbawiona unosząc brew i zerkając na niego z boku.
   Miał wrażenie że coś pominął albo coś zaniedbał, jednak szybko wyzbył się tego przeświadczenia, jako że mogło im tutaj braknąć jedynie nastrojowej nutki okraszonej głębokim głosem jakiegoś starego jazzmana. Zrezygnował z tego pomysłu zanim na dobre wykiełkował w jego umyśle, bo chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że byłoby to co najmniej dziwne, gdyby z budynku nieczynnego lodowiska zaczęły się sączyć nocą jakieś nuty. No cóż, będą musieli jakoś sobie bez tego poradzić, a przynajmniej Nathaniel będzie musiał wytrwać, bo ostatnio nie wyobrażał sobie życia bez muzyki. Cisza była dziwnie natrętna, jak odtrącona kobieta stała się nagle nieznośna i po zmroku lubiła pazurami orać mu łopatki. Zwalał wszystko na bezsenność, ale wiedział, że jest inaczej. Nie mógł tylko sam sobie wyjaśnić, z jakiego powodu właściwie nie może spać. Wyłaził wtedy z łóżka, zgarniał gitarę z kąta pokoju i szedł w głąb ogrodów za Instytutem, by grać – podsycić w sobie sentymentalny płomień i się odprężyć. Crow albo za wcześnie przechodził kryzys wieku średniego, albo po prostu, wbrew wszystkiemu co można by o nim sądzić, posiadał romantyczną duszę. Freaky, co? Nate romantyk. Na szczęście w grę wchodziło jedynie osiemnastowieczne pojmowanie romantyzmu, a nie kolacje przy świecach tudzież różane płatki w pościeli. Nie miałby za to nic przeciwko balladzie pod oknem, gdyby wcześniej trochę się wspomógł… Buteleczką Chivasa. Zagryzł wargę, po czym oblizał ją, a była w tym taka ordynarność jakiej tylko można się było po nim spodziewać i która idealnie odzwierciedlała jego myśli. Zmrużył seksownie ciemne oczy, spoglądając na Di z ukosa. – Tylko na jeden? Na całą serię wypadów. – zaśmiał się zwodniczo pod nosem, pomijając kwestię swoich zdolności. Śmiało wysunął ramię, co by zawiesić je przy jej talii i w zasadzie postawił wszystko na jedną kartę, bo wcale nie miał pewności, że się nie wywali. Przykre mogłoby być tylko przyłożenie potylicą w lód, bo sam fakt, że Di wylądowałaby na nim był dość kuszący. Uniósł lekko jedną brew i rozgrzał oblicze ponętnym uśmiechem, wciąż ubezpieczając ją jednym ramieniem, kiedy wyjechał zaledwie o krok w przód, by zaraz okręcić ze zwierzęcą gracją na krańcu ostrza. Znalazł się przed nią i z błyskiem w oku pochwycił wolną dłonią wierzch jej palcy, aby mało subtelnym gestem zachęcić ją do wykonania piruetu, o ile przedtem na niego nie wpadła, bo definitywnie się zatrzymał, nie potrafił jeździć tyłem.
  Ludzie mogliby być nieźle zdziwienie gdyby nagle zaczęli słyszeć muzykę sączącą się z nieczynnego i na pozór opuszczonego lodowiska. Bardzo prawdopodobnie byłoby, że ta randka musiałaby wtedy skończyć się szybciej niż byłoby to przewidziane. Diana również lubiła muzykę, ale jeśli miałaby wybierać między muzyką, a towarzystwem Nate'a to chyba jednak wolała jego towarzystwo. Fajnie by było gdyby w ogóle nie musiała wybierać, ale jak to mówią nie zawsze można mieć wszystko czego się chce. Teraz cieszyła się muzyką jego słów wypowiadanych nieco ochrypłym, zmysłowym głosem oraz śmiechem, który zdawał się odbijać od wysokich, gładkich ścian i wirować nad tą dwójką.
-Jeszcze trochę i te wypady wcale nie będą Ci potrzebne - wymruczała przekornie nawiązując do jego zdolności. Szybko łapał o co chodzi. -Ja tu liczyłam na jakąś reanimację, a widzę, że jednak nic z tego - rzuciła westchnąwszy z teatralnym smutkiem, po czym zaraz na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Rzeczywiście zajechał jej drogę bez uprzedzenia i mało na niego nie wpadła, na szczęście zdążyła w porę przyhamować płozą, bo inaczej to pewnie oboje leżeli by teraz na lodzie. Gdy złapał jej dłoń i zachęcił do piruety zagryzła dolną wargę rozbawiona, kręcąc delikatnie głową z niejakim niedowierzaniem. Wedle życzenia wykonała obrót na czubkach ostrzy z gracją na jaką pozwalała jej na to sytuacja. Nigdy wcześniej z nikim nie wykonywała czegoś podobnego, więc była przyzwyczajona do tego, że miała wokół siebie sporo miejsca i nie bała się tak jak teraz, że mogłaby niechcący zahaczyć o chłopaka. Ostatecznie jednak wyszło całkiem nieźle, pomijając ten drobny poślizg przy stawaniu z powrotem na lodzie, kiedy przytrzymała się ramienia bruneta, ale to przez małą prędkość. Spojrzała w jego ciemne oczy uśmiechając się subtelnie. Rozchylił delikatnie usta chcąc coś powiedzieć, ale zrezygnował. To było głupie.
   Gdyby ktoś trzeci siedział na widowni i bezkarnie im się przyglądał, twierdząc że Nate pożera Dianę wzrokiem wcale by się tak bardzo nie pomylił, bo Crow rzeczywiście nie mógł, a i pewnie nie chciał oderwać od niej spojrzenia. Uśmiechał się nieprzerwanie pod nosem, bo mimo że zaryzykował glebę to oboje świetnie sobie poradzili i mógł obrócić ją w ramionach, a jednocześnie pooglądać ją sobie dobrze z bliska. Tak zwane dwie pieczenie na jednym ogniu. Był przy tym milczący i skupiony, jak tancerz z prawdziwego zdarzenia, choć taniec towarzyski nie był wcale jego mocną stroną. No cóż, wbrew pozorom nasz idealny Pan Crow nie był wcale taki idealny, co nie powinno być zaskoczeniem. Nawet dziecko w pewnym stadium rozwoju zdaje sobie sprawę z tego, że ideały nie istnieją. Na szczęście miał swoje wielkie ego i ono po korzyść pozwalało mu na ignorowanie swoich wad. Czasem starał się je zniwelować, czasem nie, zależy czy miał w tym jakąś osobistą korzyść. Kiedy złapał z nią w końcu kontakt wzrokowy, błysnął kłem w uśmiechu pełnym rozbawienia. Oblizał znów rubasznie wargi, jak lew po sytej, krwistej kolacji z zebrowego udźca i zamruczał głośno z dezaprobatą. - A od kiedy to MY potrzebujemy jakiejś głupiej przykrywki, żeby się całować, hm? - zapytał mrucząco, chwytając od dołu za poły jej kurtki i przyciągając ją ku sobie. Nawet jeśli się poślizgnęła, nie było mowy o upadku, bo Nefilim niemal natychmiast obłapił ją ciasno w ramiona, by móc bezkarnie czerpać z jej bliskości. Uśmiechnął się raz jeszcze, przymrużył szelmowsko ciemne ślepia i wpił się w jej słodziutkie usta. Wyjątkowo się nie śpieszył, zamierzając smakować jej warg, bo wyraźnie brakowało mu ich smaku. Jedna z jego dłoni, dotychczas opartych na jej wąskim krzyżu zawędrowała nieco niżej, do krawędzi kurtki, a stamtąd poprowadził palce wzdłuż szycia, by wkraść się pod materiał i kciukiem zacząć masować skrawek jej brzucha. Druga dłoń zatopiła się we włosach na jej skroni.
   Miał rację. Wcale nie potrzebowali żadnych wymówek żeby się całować. Swoją drogą dobrze, że nie powiedziała tego co chciała, bo zepsułaby jedynie nastrój. Z zaskoczeniem i niejakim przerażeniem doszła do wniosku, że w jego ramionach było jej całkiem przytulnie i bezpiecznie, po prostu dobrze, i gdyby tylko mogła w ogóle by ich nie opuszczała. Cholera, chyba się zakochała. Kto by pomyślał - Diana Levittoux i żywienie wobec kogoś głębszych uczuć. Ale innego wytłumaczenia jej zachowania nie było. Gdy wpił się w jej usta nie była mu dłużna. Oddała delikatnie i nieśpiesznie pocałunek, w końcu mieli czas. Mieli tyle czasu ile będą potrzebować, tyle ile tylko zapragną. Z czystą przyjemnością mogła smakować w jego gorących, zmysłowych wargach ile tylko chciała. Na początku wsparła dłonie po obu stronach jego brzucha, ale zaraz leniwie przesunęła nimi w górę, przez klatkę piersiową czując pod materiałem koszuli twarde, napięte mięśnie, ku szerokim barkom, po kark, aby móc skrzyżować na nim nadgarstki. Nie chciała dotykać zimnymi dłońmi rozgrzanej skóry bruneta, to mogłoby jedyne wywołać nieprzyjemny dreszcz. W momencie, kiedy wsunął palce pod materiał koszulki zahaczając kciukiem o brzuch, na którym to znajdowała się ta czuła na dotyk strefa, z gardła dziewczyny wydobył się cichy pomruk zadowolenia. Mimowolnie zmniejszyła między nimi dystans opierając się teraz własnym ciałem o ciało chłopaka, od którego to promieniowało w jej stronę przyjemne ciepło. Rozchyliła lekko usta i delikatne przesunęła końcem języka po jego dolnej wardze, a kącki jej ust nieznacznie uniosły się ku górze w bezwarunkowym uśmiechu.
   - Ale się stęskniłem... - zamruczał gardłowo i z rozbawieniem, mrużąc rozkosznie powieki. Nie podejrzewał samego siebie o taką czułość, to było dla niego nowe ale trzeba było oddać, że gdyby nie był taki zachłanny z natury to robiłby to częściej, bo mu się podobało. Z resztą co tu dużo mówić, z Dianą sprawiało mu przyjemność prawie wszystko. Aż westchnął cicho, z cieniem uśmiechu, którego nie potrafił i nawet nie starał się stłumić. Wilgotny ślad jej języka osiadł na wardze, więc niemal z zafałszowaną pokorą uchylił jej własnych ust, by mogła je pieścić wedle upodobania. Nie potrwało to jednak długo, jako że jej dłonie powędrowały w górę jego ciała. Spiął mięśnie pod opuszkami jej palcy, wczuwając się w sytuację, a kiedy oparła się o niego, po prostu objął ją ramionami, przechylając nieco ciemny łeb, by pogłębić znacznie ich pocałunek. Koniuszkiem języka zawadził o jej, zapraszając niby to nieśmiało do zmysłowego tańca. Wiedział, doskonale, że przyszli tu jeździć, ale nie potrafił się jej oprzeć w żaden sposób i nie chciał by odsunęła się choćby o centymetr. Od jego ciała biło relaksacyjne ciepło, podsycane jeszcze jej bliskością. Kiedy skończyło mu się powietrze, bo z tego wszystkiego zapomniał o oddechu, niechętnie odsunął się od jej warg, ale tylko po to by zaczerpnąć tlenu i zetknąć czoło z jej czołem. Ich nosy otarły się o siebie, ale nie zwrócił na to uwagi. Był zupełnie pochłonięty jej sylwetką, a na dnie jego ciemnych oczu żarzyła się swawolnie żywa iskra. - Hm... Chyba nie mam ochoty Cię puszczać. A raczej na pewno nie mam ochoty. - poprawił się, uśmiechając się krańcem ust. Raz jeszcze, tym razem umyślnie otarł się o jej zgrabny nosek i zamiast zacząć całować jej wargi, zaznaczył drogę do jej ucha drobnymi, pobudliwymi całusami. Zagryzł zęby na jego płatku, a dłonią zwyczajnie odgarnął kaskadę jej włosów. - Czy to źle? - dopytał ochrypniętym barytonem. Jego oddech poruszał kosmykami, drażniąc wrażliwą skórę.
   Diana również nie podejrzewała go o taką czułość, wobec jej osoby. Słysząc o tęsknocie serduszko ścisnęło jej się na chwilę, żeby zaraz móc uderzyć mocniej i szybciej. Gdy pogłębił ich pocałunek, zupełnie się w nim zatraciła. Nawet nie próbowała się kontrolować, bo przy tym chłopaku wydało się to wręcz niewykonalne. Również zapomniała o oddychaniu, więc w momencie kiedy się odsunął zorientowała się, że oddech ma ciężki, a powietrze łapie przez lekko rozchylone usta. Uniosła leniwie powieki spod, których spoglądała na niego para ciemnych, półprzytomnie błyszczących oczu. Oblizała wargi, na których zaraz pojawił się figlarny uśmiech i ani myślał ich opuścić. Gdy skupił się na jej uchu delikatnie przechyliła głowę dając mu lepszy dostęp do niego. Znów na chwile przymknęła oczy ciesząc się tą przyjemną pieszczotą. Sama przesunęła noskiem po skrawku szyi bruneta, tym samym wdychając zmysłowy zapach jego skóry spryskanej wodą po goleniu. -Nie wiem. Ty mi powiedz - odparła półgłosem tuż obok jego ucha, a dłoń z karku zsunęła się na pierś chłopaka, opuszkami palców zawadzając o guziki koszuli. Zagryzła dolną wargę i odchyliła lekko głowę by móc na niego spojrzeć. Zaraz jednak spuściła wzrok spoglądając na kraciasty wzór na koszuli. Patrzyła na niego, ale w rzeczywistości zdawała się go wcale nie widzieć. Rozchyliła nieznacznie usta chcąc coś powiedzieć, ale zawahała się. Być może to nie był najlepszy moment, ale z drugiej strony, co jeśli nie będzie lepszego? Na powrót uniosła spojrzenie lokując je w jego ciemnych oczach. Delikatnie, ledwie dostrzegalnie zmarszczyła brwi jakby próbowała skupić się na tym co chce powiedzieć. -Zależy mi na Tobie Nate - wydusiła z siebie prawie szeptem. Ameryki to tym nie odkrywał, ale nie o to chodziło. Po prostu nigdy wcześniej nie powiedziała mu tego wprost, a czuła, że powinna. W końcu co innego, kiedy pozwolisz komuś coś podejrzewać, a co innego kiedy go o czymś zapewnisz, tym samym nie pozostawiając żadnych wątpliwości.
   Mógłby tak stać choćby do jutra albo i dłużej. Ona zatrzymywała czas, a nawet ruch planet, sprawiała że jego zmysły wyostrzały się, skupiając na jej postaci. Nie tylko ona dobrze czuła się w jego ramionach, Nate sam był usatysfakcjonowany, że może ją w nich trzymać, tak blisko siebie. Czuł się wtedy niewiarygodnie męsko, choć nie można mu było zarzucić żeby kiedykolwiek się tak nie czuł. W końcu to był Crow. Po prostu miał wrażenie, że tak jest dobrze, że znajdują się we właściwym miejscu i że tak ma po prostu być. Gdzieś tam na dnie jego wyświechtanej duszy tliła się cicha nadzieja, że będzie tak jak najdłużej. Nie chciał tego przerywać i na pewno nie pozwoli by to kiedykolwiek zniknęło. Tak mu się teraz wydawało, a myśląc "to" sam do końca nie wiedział co ma na myśli. Wciąż czuł na skórze ślad jej oddechu. Obserwował każdy jej ruch, normując wdechy. To niesamowite, że za każdym razem tak samo się sobą ekscytowali. Zupełnie jakby za każdym razem całował ją po raz pierwszy. Nie wiedział co ma o tym myśleć, a to że spuściła wzrok wcale mu się nie podobało. Było jasne, że zbierała się w sobie, ale właściwie po co? Co chciała powiedzieć? Mięśnie spiął już wcześniej i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Wiedział bowiem, że po niej może się spodziewać wszystkiego. Całkiem dosłownie. Kiedy w końcu wydusiła z siebie te ciche słowa, brunet poczuł na sercu odrobinę ciepła, które w powolnym tempie zaczęło rozpływać się na całą klatkę piersiową. Niepokój po prostu znikł, rozproszył się, a na jego ogorzałą gębę wpłynął niezwykły uśmiech, bo inaczej nie dało się go określić. Po prostu niezwykły, taki jak żaden do tej pory. Zaśmiał się nawet ochrypłym głosem, nie było w tym jednak rozbawienia. Zrobił to tak jak robią to szczęśliwie zakochani, dziękujący za życie faceci na filmowych taśmach. - Hm... - mruknął, wychylając ciężką dłoń do jej aksamitnego policzka, by pociągnąć stwardniałymi opuszkami po jej kości policzkowej. Chciał trochę potrzymać ją w niepewności? Nie musiał, wszystko miał wypisane na twarzy. - Przecież wiem. - stwierdził, dopiero teraz czując narastające w nim rozbawienie. Nie zamierzał jej upewniać, że sprawa po jego stronie ma się tak samo, przynajmniej nie słownie. Ponownie schylił łeb, by zostawić na jej ustach dwa ciepłe, zmysłowe pocałunki. Jeden na górnej wardze, drugi na dolnej. - Ale tę czułość to ci chyba będę dawkował, żebyś mi się z rozpędu nie oświadczyła. - poruszył komicznie brwiami. Taki już był. Nie lubił gdy sytuacja robiła się tęga. Di podchodziła do tego z powagą, może nieco nadmierną. Albo to on był zbyt luzacki. Wyprostował się, nie poluźniając uścisku. Uniósł zawadiacko brew, zerkając na nią ze swojego poziomu. - Powinniśmy to opić, Di.
   Rzeczywiście, może i podchodziła do tego z nadmierną powagą, ale warto było zauważyć, że nie było to bezpodstawne. Nate był pierwszą osobą, do której czuła to magiczne „coś więcej”, pierwszą osobą, w której tak naprawdę się zakochała. To był dla niej zupełnie nowy i nieznany grunt, poczęci czuła się niczym badacz, który odkrywa coraz to nowszy teren, tym samym zdobywając i wzbogacając swoje doświadczenie. Dlatego tym bardziej, kiedy była mowa o uczuciach, wolała zachować ostrożność dopóki nie uzyska należytej pewności. Teraz ją miała, a przynajmniej tak jej się wydawało, więc uznała, że nie było sensu dalej dusić tego w sobie. Widząc jego niezwykły uśmiech sama mimowolnie uśmiechnęła się. Oglądanie go tak rozanielonego sprawiało jej niewymowną przyjemność i nie dało się tego do niczego porównać, nawet do jedzenia lodów porzeczkowych. Kiedy dotknął jej policzka przechyliła lekko głowę w stronę jego dłoni tym samym chcąc czerpać jak najwięcej przyjemności z tego czułego gestu. Gdy się schylił by ją pocałować przymknęła powieki w niemym przyzwoleniu na potwierdzenie i przypieczętowanie niewypowiedzianych słów. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz dotarły do niej jego kolejne słowa. Słysząc o oświadczynach wywróciła oczami, po czym zaraz je zmrużyła zawieszając spojrzenie na chłopaku. Kącik jej ust nieznacznie drgnął ku górze. -Sorry. Pewnie bym to zrobiła, gdybym nie zapomniała zabrać ze sobą pierścionka - wymruczała nie kryjąc swojego rozbawienia. Diana i oświadczyny.. Ktoś tu się chyba zagalopował, nawet jeśli to był tylko żart. Zmarszczyła nosek w wyrazie niejakiego niezadowolenia. -"Dawkować..." Nie lubię tego słowa - dodała nieomieszkujący zaznaczyć tego drobnego faktu. Zaraz jednak na jej ustach zagościł szelmowski uśmiech, a oczy błysnęły niepokornie. W końcu jeśli będzie trzeba, sama sięgnie po to czego będzie potrzebować. Niestety, ale taka już była. Zawadziła palcem o guzik koszuli na piersi bruneta, skupiając spojrzenie w tym miejscu i bawiąc się nim przez chwilę. -Co chcesz opić? To, że Ci się o dziwo nie oświadczyłam, czy to, że nie zaliczyłeś jeszcze gleby na łyżwach? -zapytała żartobliwie, dopiero na koniec unosząc wzrok i lokując go w jego przystojnej twarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz