*Uwaga, sprawdzone pobieżnie (prawie wcale).
Diana Nate
Czyli jak to się zaczęło...
Wśród postawionych przeciw sobie czterech samochodów był potężny Mustang Boss Nathaniela. Wszystkie cztery silniki wyły i warczały prezentując swoją moc. Rozgrzewały publiczność. Tak naprawdę Nefilim nie nastawiał się na zwycięstwo, zapytasz więc "po co się ściga, jeśli nie po to by wygrać". On był po prostu realistą, a to co robił, robił z zamiłowania. Zamierzał skupić się na poznaniu samochodu którym jechał pierwszy raz. Chciał rozpracować jego możliwości. Poza tym nie odsypiał regularnie za dnia tego co przehulał w nocy. Był więc trochę zmęczony, więc cierpiały na tym jego refleks i zdolność postrzegania. Chciał się zabawić, a nawet gdyby dojechał ostatni i tak by się nie przejął. Bo jak nie tym razem to następnym, nie? Byli gotowi by startować, Nate właśnie dopijał swoje espresso. Gdy skończył zgniótł plastikowy kubek i rzucając go na siedzenie pasażera skupił się na chustce trzymanej przez mało urodziwą dziewczynę. Zablokował przednią ośkę, a tyły ze straszliwym piskiem zaczęły mielić asfalt. Gdy rąbek materiału pocałował drogę, ruszyli jak jeden mąż. Ciężki wóz Nathaniela wierzgnął lekko tyłem, po czym odzyskał przyczepność. Nate wiedział, że z tą wagą na prostej niewiele osiągnie i zostanie trochę w tyle, więc od razu zaczął pchać się na zewnętrzną by móc ścinać zakręty i nadrobić.
Uwaga przybyłych skupiła się teraz tylko i wyłącznie na startujących samochodach, dzięki czemu Diana mogła przecisnąć się między ludźmi bez problemu. Przeszła nieco do przodu spoglądając na startujących. Wystarczyła jej chwila aby móc ocenić szanse przeciwników. Ten w czarnym porsche miał całkiem spore, ale nic jeszcze nie było przesądzone. Splotła ręce pod biustem i oparła się biodrem o jeden z lansiarskich samochodów, który pod maską zapewne oprócz paru neonów, dla lepszego efektu nie posiadał zbyt wiele. Ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Przez chwilę, sekundę tuż przed startem wydało jej się, że chłopak w czarnym mustangu wygląda znajomo. W pierwszym momencie nie skojarzyła, a teraz po ścigających się pozostał jedynie dym i zapach spalonej gumy.
Zgodnie z wcześniejszymi kalkulacjami wyplasował się na trzeciej pozycji. Nie było źle, zostawił za sobą Subaru, które sądząc po ilości przeróbek zewnętrznych i brzmieniu z Subaru miało już tylko budę i logo. Nie puszczał czwartego, przez chwilę go blokował, by potem docisnąć gaz i wbić wyższy bieg. Mustang zaryczał donośnie, jednak jak przystało na wóz z kategorii mięśni bardziej się rozpędzał niż raptownie wybijał do przodu. W ten sposób usiadł na ogonie jakiejś BM'ce i uparcie trzymał się jej bagażnika. Nie próbował wyprzedzać, dostosowywał się do rytmu samochodu przed nim, który chcąc odbić non stop przyśpieszał. Najwidoczniej kierowca Mustanga miał już swoją taktykę. Trzymając się blisko BMW dojechał do pierwszego zakrętu. Zaciągnął ręczny niemal w tej samej chwili co skręcił przody. wbił się w łuk perfekcyjnie, jakby robił to od lat. Czarny muscle właśnie tu miał swoją przewagę, nie wynosiło go na zewnątrz tak jak wyniosło lżejsze BMW. Nathaniel przy wyjściu na prostą spuścił z ręcznego i naprostował, od razu redukując prędkość. silnik znów zawył rozpędzany do granic możliwości. Znów zablokował auto za sobą. Był drugi, ale do zwinnego porsche miał jeszcze daleko. Ambicje kazały mu próbować, zaczął więc pościg zapominając o BMW które zostawało z tyłu. Na następnym zakręcie numer z ręcznym nie wyszedł, co prawda Nathaniel na łuku wyrównał maski, lecz gdy przyszło do przyśpieszenia rywal znów pomknął z lekkością przed niego. Do mety już niedaleko.
Dla lepszego widoku na rozgrywającą się akcję widownia przeniosła się na znajdujący się nieopodal most. Stąd widok był zdecydowanie lepszy. Diana obserwowała jak właściciel mustanga sprytnie wykorzystuje tunel aerodynamiczny, który powstał za BMW. Tak samo zwinny zwrot na zakręcie, który pozwolił mustangowi wysunąć się przed BMW i tym samym zająć druga pozycje. Ludzie obserwowali z zapartym tchem, a bukmacherzy powoli zaczynali zliczać zarobione pieniądze. W pierwszej chwili Diana pomyślała, że trzeba było postawić na porsche, ale teraz widząc tego mustanga, sama nie była pewna. Przed nimi został ostatni odcinek trasy, w tym jeden zakręt, do którego zbliżali się z zastraszająca prędkością. Teoretycznie wyścig był przesądzony, ale istniała mała szansa na to, że mustang mógłby wyprzedzić porsche własnie na zakręcie. Ale to juz zależało od predyspozycji kierowy. Właśnie! Kierowca! Już wiedziała gdzie go widziała. To był ten sam koleś, który prawie zabił ją drzwiami, kiedy wchodziła do Instytutu. Tak, to musiał być on. Już ona się z nim policzy.
No cóż, szansa była i on dobrze o tym wiedział, więc pomimo ogólnego zmęczenia zdecydował się na walkę. O tak, Nate był bardzo walecznym osobnikiem, był też uparty i miał w sobie zaciętość psów myśliwskich. Przegazowując silnik wbił kolejny bieg, jednak skrzynia nie chciała zaskoczyć tak łatwo. Udało się po drugiej próbie. Zakodował w pamięci numer opornego biegu, pomału, metr po metrze dopędzając Porsche. Wiedział że na prostej musi nadrobić tyle ile tylko będzie w stanie, by szanse powodzenia manewru na zakręcie były większe. Nie mógł zrobić nic zaskakującego, nic nowego, bo trik z hamulcem ręcznym był najskuteczniejszym ruchem i to tej skuteczności potrzebował Nathaniel. Tym razem nie jechał po zewnętrznej. Wepchnął się między krawędź asfaltu a Porsche. Dosięgnął znów maski, tym razem kierowca zwinnej Carrery, musiał mu się podporządkować, bo przecież żaden nie chciał na siebie wpaść ani się spychać. Przedni zderzak Porschaka znajdował się na linii pierwszych drzwi Mustanga. Podbudowany tym faktem Nocny Łowca postanowił wykorzystać wewnętrzną pozycję i zacząć rozpęd szybciej od przeciwnika. Wysunął się jeszcze trochę, wrócił gładko do kierunku jazdy w ostatniej prostej i znów pchał ciężkie bydlę w przód. Powoli, za wolno, ale ten samochód ze swoim momentem obrotowym nie mógł oddalić się prędzej, co rywal wykorzystał i docisnął gaz do dechy. Nie zdołał jednak wyprzedzić mustanga, który nie chcąc pozwolić mu na rozpęd po prostej skręcił w bok, tym samym zmuszając jadące przy tylnym kole Porsche do tego samego. Przeciął linię mety jako pierwszy, jednak konkurent był tylko metr, może dwa dalej. Nate wolał wygrywać z przewagą aniżeli o włos, ale nie można mieć wszystkiego. Po zatrzymaniu wozów finaliści zdecydowali zmierzyć się wzrokiem, jednak o dziwo nie było w tym wrogości. Blondyn wysunął rękę którą Nate z szerokim uśmiechem uścisnał. Najwyraźniej musieli się znać. Poza tym Nefilim lubił fair-play. Miał dużo szczęścia, i tyle. Nie interesowali go ludzie którzy byli wokół, gratulując i klepiąc go po plecach. Zamierzał w tym rejwachu odszukać człowieka z pieniędzmi, zgarnąć pulę i odjechać. Musiał wracać do Lizz, przecież obiecał dziś z nią być.
I chyba bardzo dobrze, że nie postawiła tych pieniędzy, bo zostałaby z niczym. Kto by pomyślał.. Cóż bukmacherzy zgarną sporo kasy do własnych i tak zawsze dziurawych kieszeni. Podeszła bliżej, najpierw przyglądając się obu mężczyznom, później tylko brunetowi. W końcu podeszła do samochodu omiatając go wzrokiem, ale stając z drugiej strony niż chłopak. Ja
- Niezłe auto, ale chyba trochę za ciężkie jak na takie wyścigi - skwitowała, przenosząc spojrzenie ciemnych oczu na chłopaka. Rozbudził jej ciekawość. Tym bardziej, że udało mu się wygrać prawie, że fartem. Kierowała nim pasja. I upór, i doskonale było to wydać. Obeszła samochód sunąc pieszczotliwie palcem po karoserii, podeszła do chłopaka bliżej. Teraz wydawał się być jeszcze wyższy, a przecież sama też nie była kurduplem.
- Gratulacje. Wygrałeś. Nie ukrywał, że zaskoczyłeś mnie, a niewielu osobom się to udaje - powiedziała z cieniem uśmiechu, który próbował wedrzeć się na jej usta. -Tylko czy to na pewno coś, co powinieneś robić dzisiejszej nocy? -Zapytała, tym razem kącik jej ust drgnął i powędrował ku górze.
Zauważył kątem oka dziewczynę, która kręciła się obok jego wozu. Nie przepadał za tym, więc wzrosła w nim czujność gdy odbierał od znajomego plik gotówki. Jeździł tu od niedawna, ale za każdym razem jego niekonwencjonalna wygrana zapadała ludziom w pamięć. Wyrobił sobie nawet swego rodzaju poszanowanie na kontach innych kierowców. Oblizał wargi, wciskając wygraną do kieszeni wytartych jeansów. Jego czarne w tym świetle oczy płonęły trudnym do zidentyfikowania płomieniem. Zadowolenie? Niedosyt? Czy podniecenie? Nathaniel był wysoki, fakt. Ale nie przywiązywał do tego wagi. Jeśli patrzył z góry to raczej dlatego że musiał, a nie dlatego że widział w tym przyjemność. Przyjrzał się nieznajomej i dopiero wtedy ją rozpoznał. Jego ogorzałą, na swój sposób przystojną mordę wpłynął pełen drapieżności uśmiech. - Owszem, jest ciężki. Z pełną świadomością wymieniłem za niego moje zgrabne Audi R8. Nie lubię kiedy jest łatwo, poza wygraną cenię sobie również emocje. - zaśmiał się gardłowo, mrużąc jedno bezduszne oko. Było w nim coś ze zwierzęcia. Rozpierała go pewność siebie, ale nie próżność. Wzruszył szerokimi barkami. - Miałem dużo szczęścia. Gdyby nie ten zakręt nie miałbym szansy. Znam też osobiście Phila, tego blondyna z czarnego porsche. Wiem jak jeździ, to też mi pomogło. Ale miło, miło że urozmaiciłiem ci noc. - spod wargi błysnął kraniec kła. Zmarszczył jednakowoż nos, słysząc jej pytanie. - A co według Ciebie powinienem teraz robić? - odbił piłeczkę. - Przy okazji wybacz to zderzenie w drzwiach. Z reguły zwracam na siebie uwagę kobiet w mniej inwazyjny sposób. - przymrużył powieki, przyglądająhc jej się badawczo. Hm. Miała wyśmienite rysy twarzy, w tym świetle wyglądała ujmująco. Ach, jak niewiele trzeba było wrażliwemu męskiemu oku. Wysunął dłoń, by się przywitać. - Nathaniel Crow, ale mówią mi Nate. - wolną dłonią zmierzwił gęste, czarne kudły. Roswiewał woń wody po goleniu zmieszaną z zapachem skóry którą wybity był mustang.
Spodobał jej się ten jego drapieżny śmiech, mówił o nim dużo więcej niż mógłby zdawać sobie z tego sprawę. Ale wszystko po kolei. Słuchała go uważnie, pozwalając mu się wygadać. Kiedy wspomniał o rywalu, odruchowo zerknęła w stronę blondyna, który właśnie szczegółowo i żywo relacjonował swoim znajomym przebieg całego wyścigu. Słysząc jednak dalsze słowa i pytanie, wróciła spojrzeniem do bruneta. Nie odpowiedziała, a jedynie usmiechnęła się pod nosem. W końcu sama nie była święta i rzadko zdarzało się żeby noc spędzała grzecznie w Instytucie, czy choćby na polowaniu. Ale tego przecież nie musiał wiedzieć.
- Mniej inwazyjny. Ładnie to nazwałeś -rzuciła kręcąc przy tym głową z rozbawieniem. Cóż, wtedy nie bylo jej do śmiechu. A co do tego, że zwracał uwagę kobiet nie miała żądnych wątpliwości. Był przystojny, nie dało się tego ukryć. Tacy faceci zawsze mieli wokół siebie wianuszek kobiet i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Tak samo jak z faktu, że powinna trzymać się z daleka od takich mężczyzn, ale w tym przypadku, to wydawało się być silniejsze od niej.
- Diana - odparła uścisnąwszy jego dłoń. Jej zdaniem imię w zupełności wystarczyło, po co komu reszta formalności. Poczuła jego przyjemny zapach, który zmieszał sie teraz z zapachem jej perfum: piżma, jaśminu i piwonii. Dla niej to był zapach przygody, a noc była jeszcze wczesna.
- Dobra Nate - zaczęła z zuchwałym uśmiechem. - Koniec gadania. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej urozmaicisz mi dzisiejszą noc. Wsiadaj, wynagrodzisz mi to dzisiejsze zderzenie, podczas którego omal mnie nie zabiłeś - oznajmiła wskazując ruchem głowy na samochód, po czym nie czekając na jego odpowiedź, obeszła auto i wpakowała się na siedzenie pasażera, uprzednio podnosząc z niego zgnieciony kubek po kawie. No ładnie.. Taki samochód, a on go tak traktuje.
- Podpadasz coraz bardziej - powiedziała pokazując kubek i rzuciła mu go, gdy ten chciał wsiąść.
Osłupiał odrobinę, gdy bez zaproszenia ani nawet najmniejszego pardonu wsiadła do JEGO samochodu. Poza tym że Nathaniel rozsiewał aurę braku pokory dla świata i praw którymi się rządzi był też mocno zaborczy, dominacyjny i terytorialny. Ściągnął ostro ciemne brwi, po czym zaświecił wtórnie bielą zębisk. W otwartym geście rozłożył ramiona, spoglądając filuternie w stronę auta. - Skoro nalegasz. - zaśmiał się, szczerze zadowolony z obrotu spraw. Nie ukrywajmy, ten wyuzdany typ należał do tej grupy mężczyzn przed którą matki przestrzegają swe cnotliwe córki i rzadko się zdarzało, by nawet najbardziej bezpruderyjne samice własnowolnie wsiadały mu do samochodu. Nie pozwolił jej czekać, zwinnie wskoczył do auta, w międzyczasie pochwyciwszy w locie wymierzony w niego pocisk. Mruknął coś niedbale i po prostu wywalił go za otwarte drzwi wprost pod nogi przechodniów domykając z wyczuciem gablotę. Zapuścił silnik z lubieżnym warknięciem tłoków, a reflektory poraziły ludzi stojących przed maską. - Podpadam? - prychnął, po czym docisnął gaz. Samochód aż zadrżał, a dzikie wycie przestraszyło stojących zbyt blisko gapiów. Jakoś musiał rozegnać to bydło. Wbił wsteczny i zaczął wycofywać, okręciwszy ciało na fotelu. - Komu, Tobie? Przeboleję. Wóz jest dla was z zewnątrz, jego wnętrze należy do mnie. Wraz z wyposażeniem. - mruknął dwuznacznie, uśmiechając się parszywie do własnych myśli. Kiedy ludzi zrobiło się mniej, docisnął gaz i kręcąc przodem znów wspomógł się ręcznym. Wóz ładnie się ślizgał, maska z piskiem opon zajęła miejsce bagażnika. Obrócił samochodem o 180, po czym ruszył śmiało przed siebie. - Mogę cię odstawić do Instytutu, albo zaoferować drinka, oczywiście jeśli dasz się zaprosić. - wsparł potylicę na wezgłowiu fotela. Mimo że jechał szybko z rozluźnieniem obserwował nocną drogę oświetloną światłem lamp. Przymknął powieki, a jego wargi znów zapłonęły szelmowskim uśmiechem. Zerknął na moment w jej stronę.
Co poradzić. Ona po prostu już taka była. Nie miała zamiaru czekać na nic, wolała brać to co było w zasięgu jej rąk i na co miała ochotę. Może była czasem zbyt arogancka i pewna siebie, no dobra, może częściej niż tylko czasem, ale dzięki temu mogła czerpać z życia trochę więcej. Tym razem również się opłaciło. Zaczesała dłonią loki tak, żeby nie łaskotały ją po policzkach i nie przysłaniały jej twarzy, po czym zerknęła na chłopaka. Ciemne oczy błyszczały jej tajemniczym i trudnym do jednoznacznego sprecyzowania blaskiem. Oparła się wygodnie obserwując jak ludzie uciekali na chodnik pod wpływem tego, co działo się z samochodem, czy raczej tego, co jego kierowca z nim wyprawiał. Słysząc odpowiedź chłopaka przygryzła wargę i uśmiechnęła się pod nosem, chyba bardziej do siebie niż do niego.
- Nie wyszłam z Instytutu, żeby zaraz do niego wracać - odparła spoglądając niby obojętnie na drogę przed sobą, żeby za chwilę móc spojrzeć w jego kierunku i skrzyżować z nim spojrzenie, jednocześnie uśmiechając się szelmowsko. Nie trzeba mu było chyba więcej tłumaczyć. Pierwsza noc w tym mieście, a już coś się działo. Więcej, zapowiadało się dość ciekawie, a to lubiła najbardziej.
-Ktoś z Instytutu wie, że się ścigasz? -Rzuciła uświadamiając sobie, że podczas wyścigu miała dookoła siebie tylko zwyczajnych ludzi.
- Czuję, że się polubimy. - poruszył zadziornie brwiami, wbijając kolejny bieg. Mógł pozwolić sobie na swobodę w prowadzeniu, Los Angeles było zbyt wielkie by policji chciało się ganiać za każdym jednym piratem drogowym. Nie musiał nawet dociskać gazu podczas wyprzedzania, łykał kolejne samochody jedynie manewrując na boki. Parę razy odezwały się klaksony obrazujące gniew kierowców przysypiających za kółkiem. No tak, ryk mustanga mógł wystraszyć mniej czujnego człowieka. Nathaniel odgórnie założył że Diana mu nie odmówi i wiedział dokąd się udadzą już kiedy pytał, lecz dobrze jest mieć potwierdzenie na piśmie. W zasadzie przypominała mu trochę jego samego i bardzo mu się to podobieństwo podobało. Może będzie miał z kim podbijać miasto nocą na więcej niż jeden raz. Ta myśl zrodziła rozkoszny impuls biegnący w dół kręgosłupa. No cóż - pożyjemy, zobaczymy. Jej nieodgadnione spojrzenie przesycone zagadką przyciagnęło jego pociemniałe hipnotyzujące oczy na nieco zbyt długo. Szczędząc słów, wrócił uwagą na drogę. Wprawiała go w stan miłego napięcia, gdy na nią patrzył źrenice miał szerokie jak na haju. Idąc za jej przykładem uniósł jedną brew, gryząc z czystą premedytacją dolną wargę. To właśnie lubił! Imponowały mu kobiety odważne i takie które wiedzą czego chcą od życia. - Jasne, że wie. Set, mój parabatai. A reszta nie pyta, to i nie mówię, bo po cóż? - zarechotał. Nie robił z tego tajemnicy ale też nie lubił się spowiadać, nikomu. - To na co masz ochotę? Zgodzę się na wszystko, jestem dziś w wyśmienitym nastroju a do tego chwilowo dysponuję obrzydliwie sporą kwotą. - czy chciał jej tym zaimponować? Nie, znał lepsze sposoby. Nate po prostu od zawsze miał gest i działał z rozmachem.
- A podobno, to ja jestem zuchwała - odparła śmiejąc się. W tej chwili również odnosiła wrażenie, że z charakteru są do siebie bardzo podobni, ale na głośne stwierdzenie faktu było jeszcze za wcześnie. Po raz pierwszy była w Los Angeles, dlatego jej oczy z zachłannością chłonęły obrazy ulic i wysokich wieżowców. Nowe miejsca, nowi ludzi, zawsze budzili w niej pewien rodzaj ekscytacji, której z wyuczeniem starała się nie okazywać. Poza tym założenie, że mogłaby mu odmówić, było chyba irracjonalne skoro sama, z własnej woli i to dość bezpardonowo wpakowała mu się do samochodu.
Diana widząc jak chłopak z premedytacją przygryza wargę roześmiała się i pokręciła głową w wyrazie dezaprobaty. Co za łotr!
- Chyba masz rację. Polubimy się - przytaknęła jego wcześniejszym słowom. Diana wiedziała czego chce od życia, tylko, że to czego w tej chwili pragnęła było poza jej zasięgiem. - Set - powtórzyła imię, aby je zapamiętać. - Jeśli jest choć trochę podobny do Ciebie, to chcę go poznać - oznajmiła z łobuzerskim uśmiechem. - Niestety. Tym razem nie wykorzystam cię w ten sposób. Moje wymagania nie są dziś nadmiernie wysokie. Wystarczy mi tequila. W końcu być w Los Angeles i nie spróbować najlepszej tequili, to jak pojechać do Meksyku i nie zobaczyć ani jednego kaktusa - rzuciła poruszając zabawnie brwiami.
- Na szczęście Set jest moim przeciwieństwem. Dwóch takich jak ja to zdecydowanie za dużo jak na jeden Instytut. - roześmiał się, słysząc jej uwagę odnośnie chęci poznania jego parabatai. - Za to wymiata na perkusji i śmiga na motocyklach. - był z nich niezły duet, przeciwstawne charaktery dopełniały się. Muzycznie też się zgrywali, ale nie chciał wszystkiego wykładać jak na tacy. W końcu ich mały band nie był nawet jeszcze bandem, grywali dla przyjemności, by dać się ponieść. Uśmiechnął się szeroko, gdy przyznała mu rację. - Tequila, mówisz? - zmrużył znów drapieżnie oboje powiek, zamyślając się na moment. Sam tequilę pijał rzadko, zatem musiał przeczesać pamięć w poszukiwaniu jakichś uwag znajomych, które mogłyby coś mu podpowiedzieć. - Z tego co słyszałem najlepszą tequilę serwują na Madison Avenue, w Coyote Ugly. - ten fakt zmusił Nathaniela do zwolnienia i wjechania w jakąś wąską, ciemną uliczkę. Najpewniej był to skrót, chociaż kto by tam wiedział. Po paru minutach jazdy Nate wjechał dwójką kół na bruk i gasząc wóz wysiadł zamykając za sobą drzwi. Pub był fantastycznie oświetlony, już z większej odległości zwracał na siebie uwagę. Nie zwlekając brunet zwinnym susem przesadził maskę, by stanąć obok drzwi pasażera i wytwornym ruchem otworzyć je przed Dianą. - Mademoiselle... - zamruczał z rozbawieniem, miękkim gestem ręki zapraszając ją do wyjścia z wozu. Skubany znał parę zwrotów po francusku, nauczył się od Seta. Sam biegle mówił po hiszpańsku.
Słysząc o perkusji i motocyklach uśmiechnęła się lekko. -To zapowiada się równie ciekawie - stwierdziła zerknąwszy przelotnie na chłopaka. I dobrze, że nie chciał podawać wszystkiego na tacy. Informację przynoszą większą satysfakcję i lepiej się je zapamiętuje kiedy się je zdobywa, a nie kiedy dostaje się je w jednej paczce. Wymieniona przez chłopaka nazwa przynajmniej jak na razie nic jej nie mówiła, równie dobrze mógłby powiedzieć, że serwują ją Pod Wściekłym Indykiem na ulicy Zachlapanej, ale mniejsza o to.
- Okay, w tym wypadku nie mam wyboru i muszę zdać sie na Ciebie - stwierdziła rozkładając ręce i z bezradnością wzruszając szczupłymi ramionami. Trzeba było przyznać, że oświetlenie rzeczywiście robiło swoje i nawet zupełnie przypadkiem przechodząc tędy pokusiła by się o to, żeby wstąpić na chwilę i sprawdzić jak tam atmosfera w środku. Widząc teraz zachowanie chłopaka usmiechnęła się szeroko nie mogąc uwierzyć, że na prawdę sie to dzieje. Pokręciła głową z rozbawieniem.
- Monsieur.. - odparła wysiadając, o dziwo uśmiech nadal królował na jej ustach, a trzeba było przyznać, że to ostatnio często się nie zdarzało. - No, no. Nie spodziewałam się tego po panu, panie Crow.
Uśmiechnął się mało powściągliwie w jej stronę, błyszcząc zadziornie czarnymi oczyma. - Jeszcze tysiąca rzeczy mogłabyś się po mnie nie spodziewać, panno Carpe Diem. - zaśmiał się otwarcie, podając jej jeszcze rękę, by pomóc wyjść z cholernie nisko zawieszonego mustanga. To było w Nathanielu najbardziej intrygujące - nigdy nie dało się do końca przewidzieć jego reakcji. Gdyby chciał, mógłby wywrzeć piorunujące wrażenie nawet na najbardziej wymagających rodzicach, z reguły bywał jednak dupkiem i oportunistą bo tak było wygodnie. Kiedy wysiadła zamknął wóz i zerknął na nią ruszając w kierunku wejścia. Dostrzegł uśmiech na jej twarzy i sam mimowolnie uniósł kącik ust. Uwielbiał sprawiać przyjemność kobietom, a z doswiadczenia wiedział że te doceniają bardziej drobnostki codziennego życia, aniżeli wyszukane podarki. Skoro był już taki wyrafinowany, przepuścił ją również w drzwiach i zaraz po tym wcisnął kciuki do kieszeni jeansów. Sam był tu pierwszy raz, więc w drodze do lady rozglądał się po fantazyjnym wnętrzu. Zasiadł na hockerze, wysunął łokcie i opierając je o blat splótł palce ze sobą. Oglądał trunki na wystawie. - Zamawiaj, stawiam.
Tak, a podobno to kobiety są skomplikowane.
- Coś czuję, że jeszcze będziesz miał okazję, ku temu aby mnie zaskoczyć - odparła z błyskiem w oku idąc obok niego w stronę baru. Sama usadowiła się na hockerze obok niego. Spojrzała na półki uginające się pod ciężarem butelek z kolorowymi alkoholami sprowadzanymi prawdopodobnie z całego świata. Wybór, był duży, za duży, widziała marki, które piła juz kiedyś, ale dziś chciała spróbować czegoś nowego, miejmy nadzieję, że lepszego.
- Mogłabym przeglądać te butelki i kosztować godzinami, a na to nie mamy az tyle czasu. Więc po prostu chcę najlepszą tequile jaką mają w tym lokalu - powiedziała wypuszczając powietrze z płuc i oparła łokieć o blat, po czym przywołała barmana, potwierdzając swoje zamówienie.
- Następne Ty wybierasz, ja stawiam - rzuciła spoglądając z zaciekawieniem na chłopaka. W międzyczasie barman zdążył polać im dwa kieliszki i położyć na nich po ćwiartce limonki.
Uśmiechnął się ku niej z deka enigmatycznie. Okazji mogło być wiele, a on był ludzkim wydaniem Kinder Niespodzianki. Spojrzał mimowolnie na kieliszek przed sobą i ściągnął lekko brwi. Trzeba będzie pomału ograniczyć picie, ostatnio ciągle wracał na kacu a ta niedyspozycja zaczęła odbijać się na jego wynikach z treningu. Oblizał jednak bezczelnie wąskie wargi, zamierzając wznieść z nią dziś ten toast. Jeden kieliszek go nie zbawi, skoro siadał za kierownicę nawet po paru piwach. Kiedy ciemnozłota ciecz ostała się w kieliszkach, Nate przybrał na tę swoją zacną mordę szarmancki wyraz. Uniósł kieliszek, spoglądając dziewczynie w ciemne, pobłyskujące oczy. - No to za stolarzy naszych trumien... Oby się jeszcze nie narodzili. - zaśmiał się ochryple, przysuwając brzeg szkła do jej naczynia. Następne? Ach, czemu nie! Miłe mu było jej towarzystwo, mógłby z nią objezdzic wszystkie lokale w Los Angeles. Postanowił jednak, że po tym jednym nie będzie już dziś "jeszcze jednego". Zamierzał cało dowieźć ją do Instytutu.
Lubiła nieprzewidywalnych facetów, przynajmniej z nimi nie można się nudzić. Ona nie miała zamiaru tak łatwo rezygnować z atrakcji tej nocy, po tych kilku długich miesiącach, należało jej się. Cholernie pociągał ją ten enigmatyczny uśmiech, podobało jej się w jaki sposób Nate oblizywał usta. Wiedziała, ze powinna trzymać się od niego jak najdalej, bo to oznaczało dodatkowe kłopoty, a tych juz miała wystarczająco duzo, ale miał coś w sobie, co kusiło ją zbyt mocno. Ujęła w dłoń kieliszek z alkoholem, a w drugą dłoń limonkę.
- Obyśmy mieli okazję wypić za to jeszcze nie jeden raz - dorzuciła od siebie, po czy stuknęła się z nim kieliszkiem i wypiła bursztynową ciecz. Specyficzy i jednocześnie przyjemnie palący smak rozpłynął się wewnątrz jej ust i w przełyku. Zagryzła limonką, po czym odstawiła kieliszek na blat.
- Dla takich trunków mogę przychodzić tu częściej - stwierdziła z zadowoleniem i nieznacznym, ale łobuzerskim uśmiechem, po czym zerknęła na parkiet.
- Chodź. Zatańczymy - oznajmiła zsuwając się ze stołka i ujmując go za rękę, aby móc pociągnąć za sobą, w stronę tańczących ludzi.
- O tak, za to wypiję jak najchętniej i nawet zaklaszczę uszyma. - zaśmiał się znów z rozbawieniem, po czym wlał w siebie swój przydział, nie sięgając jednak po owoc. Nie przepadał za takimi innowacjami. Alkoholu nie zagryzał, no chyba że wódkę jakąś oliwką czy śledziem. Takie tam jego przyzwyczajenia. Jego zmęczenie nagle gdzieś wyparowało, to dziewczyna o kasztanowych włosach napędzała dziś jego gorącą krew. Aż zamrowiło go przyjemnie w krzyżu, kiedy tequila paliła mu przełyk. Kochał to. Odstawił kieliszek na blat, a widząc jej łobuzerski uśmiech sam obnażył z deka agresywnie krańce kłów. Taki już był. Trochę jak przyczajony tygrys. Czując jej drobne palce na swojej ręce wydał z siebie gardłowy pomruk. Nie szalał za parkietem, zdecydowanie wolał ze swojego miejsca oglądać dziewczyny, które zwykle z wielką pasją robiły swoje. Mimo to nie mógł się oprzeć wizji jej ciała w strumieniach muzyki i chwytając pewnie jej dłoń ruszył za nią. Gorące ciała tańczących ocierały się o siebie i falowały oddając bitom. Nate zawsze był zdania, że bas powinien łamać żebra. Jak to mówią: "No bass no fun!" Uśmiechnąwszy się krótko, nieco zbyt ostro do swoich myśli podwinął rękawy czarnej koszuli i rozpiął dwa górne guziki. Spodziewał się że może być duszno. Gryząc tym razem nieświadomie wargę, przypatrzył się partnerce, uśmiechnął zachęcająco i wysunął dłoń, by ściągnąć kurtynę włosa z jej smukłych ramion. "Tak jest lepiej" mówiło jego czarne spojrzenie z drgnięciem brwi. Nie położył jednak łap na jej talii ani biodrach, nie chcąc krępować jej w żaden sposób. Uniósł podbródek z rozbawieniem, by po chwili wbić się w rytm.
Jego dłoń była ciepła i przyjemna w dotyku. A do tego ten jego uśmiech, który praktycznie zupełnie ją rozbrajał. Chyba z nikim sobie znanym nie mogłaby bawić się dziś lepiej. I o ile on nie szalał za parkietem, o tyle ona raczej nie wyciągała na niego facetów. Do niedawna rzadko zdarzało się, żeby mogła tańczyć bez żadnego śledzącego ją spojrzenia. Teraz jednak miała zupełnie wolną rękę. Wiedziała, że nikt sie nie przyczepi o to jak tańczy i z kim tańczy. To było jej wybawienie i jednocześnie przekleństwo. Idąc w stronę parkietu czuła jak powietrze wokół nich delikatnie wibrowało. Czuła jak muzyka opływa ją i powoli zaczyna przepływać przez jej ciało, które samo zaczęło łapać rytm. Z tą rozpięta koszulą wyglądał teraz jeszcze bardziej zadziornie i szelmowsko. Co ją napadło? Gdy odgarnął jej włosy mimowolnie przygryzła na chwile dolną wargę jednocześnie ją oblizując. Jej oczy po raz drugi tego wieczoru rozbłysły tym tajemniczym i jednocześnie nieodgadnionym blaskiem. Dała się ponieść muzyce. Jej biodra, talia, ramiona poruszały się teraz w rytm muzyki, ze swoistym, można by wręcz powiedzieć, kocim wdziękiem. Ocierające się o siebie ciała, błyski kolorowych świateł i wirujące, gorące powietrze, juz samo w sobie potrafiło wprowadzić w trans. Nie próbowała go uwodzić. Nie taki był jej zamysł wyciągając go na parkiet, chciała się po prostu dobrze bawić.
Dla niego natomiast parkiet od zawsze był tylko przedsionkiem i podstawą do rozpoczęcia tak sprytnej gry wstępnej, że potencjalna "zdobycz" nie miała najbledszego pojęcia, że właśnie jest przezeń zdobywana. Kiedy przychodziła świadomość nie miało się już ochoty zatrzymywać, nie myślało się nad tym. Taniec sprzyjał także wzajemnemu poznaniu w strefie fizycznej. No cóż, Nathaniel był bardzo perwersyjnym mężczyzną i choć nigdy się z tym nie krył czuł że właśnie dziś wstrzemięźliwość mu się opłaci. Oglądał ją więc z na wpół zapartym tchem, czując jak zmysłowe, kocie ruchy rozpalając w nim palące poczucie samozadowolenia i niepohamowanej dumy. Wiedział że przyglądają jej się inni faceci, a jednak to nie przeszkadzało bo był też świadom faktu, że to jego elektryzujący wzrok leży na niej najlepiej i że cała reszta może cmoknąć się w dupę. Była tu z nim i miał zamiar pilnować jej lepiej niż pilnował własnego piwa, a więc mogła czuć się pozbawiona obcego macanka jak kasa w Banku Krajowym. Niewątpliwie facet który spróbowałby się wdzięczyć bezpardonowo dostałby w ryj od pana Crowa, a pan Crow jak wszyscy wiedzieli miał stal w łapach i nikt w pełni sprawny umysłowo nie chciałyby z nim zadrzeć. No chyba że zawodowy bokser, ale prawdopodobieństwo obecności takowego w tym miejscu było znikome. Tak, Nate był amatorem boksu. Przeklinał teraz w myślach trzeźwość umysłu, gdyby wypił więcej mógłby potem zrzucić wszystko na alkohol, a teraz musiał trzymać się w obrębie dobrego smaku. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak wymownie i dziko się uśmiecha, kiedy wywijała ciałem u jego boku. Była nieziemsko piękna, mimo że miała na sobie 20-centymetrowych szpilek i odslaniajacej tyłek, obcislej kiecki. Nęciła go, z pewnością i miał to wypisane w pociemniałych ślepiach. I choć muzyka była raczej nowoczesna, wychylił ramię by ująć jej rączkę i pociągnąć zgrabne ciało ku sobie. Okręcił ją z rozmachem w swoich ramionach, a dlaczego? Bo nie podobał mu się wzrok pewnego typa. To był wyrazisty komunikat: "Wypierdalaj stary, to ja się tu liczę. Ty możesz co najwyżej pomarzyć."
Miała świadomość tego jak kusząco wygląda poruszając się w tańcu. Czuła na sobie niejednokrotnie wręcz namacalne spojrzenia mężczyzn i miała je gdzieś. Taniec był dla niej, ona miała z niego czerpać jak największą przyjemność, oni jej nie obchodzili, a jesli patrzą, to niech patrzą, zbyt wiele oprócz tego im pewnie nie zostawało. To, że miała teraz przystojnego partnera do tańca cieszyło ją jeszcze bardziej. Rzesze kobiet rozbierały go teraz wzrokiem i zapewne chętnie posunęłyby się jeszcze dalej gdyby tylko im na to pozwolił. Ale ona w przeciwieństwie do niego nie miała zamiaru nikogo bić. Przynajmniej nie dziś. Poza tym był z nią i to na nią patrzył w taki sposób... Tak, wyłapała to i sama do końca nie wiedziała jak to określić. Zachłanny.. drapieżny.. bezwstydny? On ją uwodził swoim wzrokiem i równie zmysłowymi ruchami będąc przy tym zupełnie naturalnym. Nie tak jak w przypadku większości mężczyzn, którzy poruszają się na parkiecie jakby co najmniej natura poskapiła im błędnika i cierpieli z powodu zaburzenia równowagi. Pozwoliła mu się pociągnąć w swoją stronę i obrócić. Zaśmiała się cicho na ten akt samczej zaborczości, ale nie przeszkadzało je to. Znajdując się dużo bliżej, wyraźniej czuła jego zmysłowy zapach. Na chwile jej dłoń spoczęła na jego torsie, teraz nikt już nie mógł mieć wątpliwości co do tego z kim tańczy i z kim wyjdzie z tego lokalu.
Co poradzić... Nate najwyraźniej pełną gębą wdał się w ojca, który od zawsze był chodzącym wabikiem na kobiety. Mniej natomiast spisał się w roli rodzica, no cóż. Nie można mieć przecież wszystkiego. To działało poza obrębem jego świadomości. Ta cała zmysłowość ruchów i męski, pociągający zapach były mu przypisane odgórnie, włącznie z mruczącym w gardle, ochrypniętym barytonem. On nawet nie musiał się starać w kwestii "wodzenia na pokuszenie", to była nieodlaczna część jego nieokrzesanej natury. A to jak patrzył... Raczej trudno dziwić się facetowi tak przeposzczonemu. A Diana była prawdziwym uosobieniem kobiecości. Nie jakąś wystraszoną dziewczynką, była zdecydowaną i pewną siebie kobietą. Doprowadzała do wrzenia krwi w jego żyłach - samo jej spojrzenie, uśmiech, pełen zmysłowości ruch ciała. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy jej dłoń dotknęła torsu, jej dotyk niemal go poraził. Drobny gest przychylności za który samiec dałyby się sponiewierać innym. Wciągnął więc powietrze, odruchowo łapiąc jej dłoń. Moje. Właśnie wtedy, cóż za zrządzenie losu, kipiąca atmosfera w klubie wyciszyła się. Ponad głowami ludzi rozlał się dźwięk powolny i przesycony nastrojem. Nathaniel zmarszczył brwi, stając jak wryty. - "No nie wierzę..." - pomyślał z zażenowaniem, ale po chwili coś zatliło się w jego ciemnych, bezdusznych oczach. Muzyka zasiała w nich nagły spokój i wyraz ponętnego skupienia. Trzymaną rączkę uniósł do gorących warg i schyliwszy przy tym nieco na wierzchu smukłych palcy złożył ulotny pocałunek. Pomimo tego zgarbienia popatrzył na nią lśniącymi zachętą oczyma. Uśmiechnął się tym swoim wypróbowanym uśmieszkiem i uniósł wyzywajaco brew. - No to próbujemy?
Łapiąc jej dłoń jednocześnie dobitniej skupił uwagę dziewczyny na sobie. Spojrzała mu w oczy rozchylając nieznacznie usta, w wyrazie czystego zafascynowania. Nie trwało to jednak dłużej niż sekundę, bo do jej uszu doleciał zupełnie odmienny, łagodny dźwięk. Omal się nie roześmiała, a uśmiech rozbawienia i jednoczesnego zaskoczenia jaki pojawił się na jej twarzy mówił: "Serio?". Już po głowie przebiegła jej myśl, że najwyższy czas zejść z parkietu, kiedy on uniósł jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Patrzyła na niego przez chwilę niczym zahipnotyzowana jednocześnie czując jak po jej ciele rozpływa się przyjemny dreszcz podniecenia. Odruchowo, w pełni nieświadomie zagryzła dolną wargę zarazem oblizując ją. Czy mogłaby mu się teraz oprzeć? Pytanie czy w ogóle by chciała? "Diana wróć na ziemię do cholery!" - krzyczała jej podświadomość, instynktownie ostrzegają, że nic nie jest takie jakie mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka. Nie chciała teraz słuchać głosu rozsądku, spychając go w odmęty, z których się wydobył. Chciała czuć ciepło i zniewalający zapach tego mężczyzny, chciała choć na chwile oddać się tej błogiej przyjemności. W odpowiedzi na jego pytanie tylko skinęła głową. Słowa dla niej były w tym momencie zupełnie zbędne. Na twarzy dziewczyny pojawił się subtelny i delikatny uśmiech, jednak hebanowe oczy nadal płonęły uwodzicielsko. Ułożyła mu dłonie na karku, poddając się nastrojowej muzyce i jemu.
Wszystko w ostatnich dniach uległo diametralnym zmianom i sam przed sobą nie potrafił stwierdzić czy były to zmiany na lepsze, czy też na gorsze. Wydawało by się że śmierć Tatiany coś w nim zmieniła, że ostygł i uspokoił się, a tymczasem znów wypełzało z niego to co najgorsze. Nathaniel na nowo rozpoczynał swoje szaleńcze pląsy z życiem na parkiecie świata. Co więcej, on chyba nadrabiał teraz te dwa lata ciszy, bo który normalny facet będąc od dwóch dni z jedną dziewczyną tak chętnie tonąłby w oczach drugiej, niezależnie od tego jak były kuszące i piękne? Czując dłonie na swoim karku aż zagryzł na moment wargi, nie szczędząc przymrużenia oczu. Wydał długi, gardłowy pomruk aprobaty, w końcu mogąc oprzeć rozpalone łapy na jej ładnie wykrojonej talii. Stwierdził jednak że czerpanie z niej jedynie poprzez imadła dłoni to zdecydowanie za mało, toteż z błyśnięciem kła pociągnął ją ku sobie. Nie był w tym prędki, bardziej dziki. Kładąc rękę na jej krzyżu przysunął ją bliżej, jak lew który podsuwa sobie przystawkę. Aż nie poczuł jej zmysłowo przesuwających się bioder. Sam, zamykając ją w objęciach szerokich, ciepłych ramion przymknął płonące ślepia, chyląc czarny łeb by zetknąć ich czoła i zneutralizować różnicę wzrostu. Upajał się jej wonią, złapał się na tym że przez sekundę czy dwie przyglądał się jej soczyście wyglądającym ustom. Widział jak rozchyliły się parę chwil temu. Och, aż nabrał ochoty by ją pocałować, wpić się w jej usta i smakować ich do ostatniego kawałka. Przez długi czas. Wiedział jednak że to byłoby przekroczenie granic. Westchnął więc powolnie, drażniąc ją świeżym oddechem. Poruszał się po ich skrawku parkietu ze zwierzęcą gracją. Finezji też nie można było mu odmówić. Zamknął oczy oddając się chwili, chłonął jej bliskość całym sobą. Na jego wąskich wargach wciąż czaił się cień uśmiechu.
***
Czas minął im dużo szybciej niż mogli sądzić. Gdy zeszli z parkietu, było dość późno, co w słowniku Łowców oznaczało, że należy zbierać dupska do Instytutu. Jeśli chodziło o Dianę, to raczej nie posiadała się z radości, ale miała też parę rzeczy do zrobienia, a odsuwanie ich od siebie i odkładanie, po prostu nie miało sensu. Wyszli z klubu z przeświadczeniem, że zaraz znajdą się w samochodzie i jak gdyby nigdy nic wracając do Instytutu, wrócą również do własnych zajęć, czy najprawdopodobniej łóżek. Ale nic z tego, ta noc nie miała skończyć się tak łatwo. Nie zdążyli nawet podejść do samochodu, kiedy zza rogu rozległ się przerażający krzyk. To nie był zwykły krzyk. To był krzyk człowieka, który zatknął się z czymś nieludzkim. Diana spojrzała znacząco na Nate'a, po czym nie czekając już na jego reakcję, rzuciła się biegiem w kierunku, z którego dochodził wrzask. Wypadając zza roku pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, czerwone ślepia demona błyszczące niczym neony w ślepym zaułku. Stwór trzymał zwłoki młodego chłopaka, któremu przed chwileczką rozharatał pazurami cały tors i brzuch. Krew lała się strumieniem na bruk, a jej kałuża rozpływała coraz dalej i dalej błyszcząc w świetle lampy stojącej u wylotu uliczki.
Tak, szcześliwi czasu nie liczą. A Nate niewątpliwie omal nie posiadał się dziś w nocy że szczęścia. Tak piękna, pełna seksapilu dziewczyna pyszniła się w jego ramionach i tylko jego ramionach. No cóż, niestety nic nie trwa wiecznie, w końcu nadeszła pora powrotu do Instytutu. Wyprowadził Dianę z klubu, jednocześnie notując sobie na umysłowym marginesie że trzeba będzie to powtórzyć. Już otwierał samochód, gdy krew w żyłach zmroził mu przerażający wrzask. To było jak rażenie piorunem, Nathaniel był bowiem dotychczas dogłębnie zrelaksowany. Napiął mięśnie, rzucił okiem na Dianę i sięgnął wgłąb wozu, by ze schowka wyjąć Desert Eagle'a. Tak się spieszył że nawet nie zamknął samochodu, jedynie trzasnął drzwiami i biegiem ruszył za łowczynią, w międzyczasie odbezpieczając broń. Kiedy stanął obok kasztanowłosej zaklął siarczyście na ten masakryczny widok. Powinien się przyzwyczaić do takich widoków, a jednak ciężkie okapy krwi płynące po bruku nadal wywierały na nim to samo wrażenie co kiedyś. Krótką bronią ciężko było celować w półmroku, odmierzył więc odległość łokcia od centrum błyszczących oczu. Powinien trafić w okolicach mostka, najwyraźniej nie wyszło, bo demon wrzasnął gniewnie i rzucił truchło na ziemię, ruszając z impetem na Nocnych Łowców. Nate zesztywniał pod naporem chwilowego stresu. Narysował runę niewidzialności. Łowcy i demon byli teraz niewidoczni dla ludzkich oczu.
Nie miała ze sobą mieczy, którymi zwykła walczyć, a dzisiejszego wieczoru ten demon był jej potrzebny jak kula w stopie. Widok był okropny. Skrzywiła się marszcząc nos. Będąc łowczynią to nie powinno robić na niej aż takiego wrażenia, ale fakt, faktem, nie przywykła do tego typu widoków i nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej do nich przywyknąć. Zdążyła narysować sobie pod obojczykiem runę zręczności i wyciągnąć sztylet, który zawsze ze sobą nosiła, przypięty z tyłu poziomo do paska, kiedy demon wrzasną i ruszyła na nich. Nie wiedziała, że Nate ma broń i chyba nie chciała wiedzieć skąd on ją ma. Nie było czasu na zastanawianie się i debatowanie nad taktyką. Nie umknęły jej uwadze ostre pazury demona, nie wierzyła, że przy tego typu ataku uda jej się coś zdziałać sztyletem, ale nie miała innego wyboru. Nie miała zamiaru czekać, aż Nate się ogarnie i spróbuje znów strzelić do stwora. Wybiegła na przeciw stworowi, w momencie gdy była już na wyciągniecie ręki od niego, a on się zamachnął ona zwinnie wykonała obrót w bok, a zatrzymując i wychylając do przodu zrobiła zamach ręką do tyłu, jednocześnie wbijając sztylet w bok demona. Odskoczyła szybko wyciągnęła sztylet i obracając się przodem do demona. To nie była znacząca rana, która mogłaby go zabić, ale stwór ponownie zaryczał. Tym razem z bólu. Nie trzeba było długo czekać, żeby wydając kolejny gniewny ryk obrobił się w jej stronę, a tyłem do Nate'a. I ruszył do ataku.
No cóż, był szczerze zaskoczony że nie trafił, albo trafił nie tam gdzie powinien, ale nie można być mistrzem we wszystkim. Pozwolił dziewczynie przejąć ofensywę, oczywiście nie bez wcześniejszego zorientowania się, gdzie zwykła nosić broń. Swoją drogą, sprytnie ukryła ten sztylet. Nie chciałby go nigdy posmakować, ale wróćmy do tematu. Jedyne co mógł zrobić z tej pozycji to po prostu ją ubezpieczać i reagować gdyby demonowi udało się ją pochwycić, tudzież zranić. Chwycił gnata oburącz dla lepszej celności, widząc że stwór obraca się w stronę dziewczyny ze strzyletem. Plecy były najszerszym punktem, więc to w nie mierzył. Oddał dwa celne strzały i to wystarczyło, by bestia runęła jak długa u stóp Diany. Nie chcąc jednak opierać się na gdybaniu w kwestii tego, czy demon jest wciąż szkodliwy czy też nie, po prostu podszedł bliżej i tym razem bez problemu przestrzelił mu łeb. Broni nie trzymał w ręku pierwszy raz, pewnie mierzył i bez drgniecia powiek strzelał. Powisiał jeszcze trochę wzrokiem nad truchłem dla pewności, że jest truchłem w rzeczywistości i gdy to nie poruszyło się, zabezpieczył broń mrucząc coś pod nosem. Opuścił rękę z pistoletem wzdłuż ciała, podnosząc wzrok na Dianę. - W porządku? Zmiatajmy stąd. Ktoś na pewno usłyszał strzały i zaraz będzie tu policja.
Odskoczyła jeszcze do tyłu, kiedy usłyszała pierwszy strzał, przy tym o mało nie wpadła i nie pośliznęła się na kałuży brunatnej, i z każdą chwila bardziej gęstniejącej cieczy. W sumie dobrze, że odskoczyła zanim, to coś się na nią zwaliło. Teraz dopiero czuła, że adrenalina zrobiła swoje, uświadamiając sobie, że serce bije jej z zawrotną prędkością. Spojrzała na Nate'a i na broń w jego rękach. Robiło wrażenie. Ale było za głośne jak dla Łowców, chociaż wyjątkowo skuteczne.
- Teraz już tak - odparła i kucnęła, żeby wytrzec sztylet o szmaty, które miał na sobie demon. Mimowolnie jej wzrok powędrował w stronę czegoś, co jeszcze parę minut temu było żywym chłopakiem. On raczej nie mógł powiedzieć, że jest w porządku, ale z tym już nie mogli nic zrobić. Wstała szybko i minęła truchło demona, po czym podchodząc do Nate'a ruszyła w stronę samochodu.
- Skąd umiesz strzelać? - Zapytała nie chcąc pytać skąd w ogóle ma pistolet.
Serce zwalniało a puls się stabilizował, wszystko wracało do normy. Odetchnęła głębiej wdychając chłodne, nocne powietrze.
Wsunął lufę za pasek i skinął krótko głową. Dziś niestety nie udało się ocalić ludzkiego życia, jaka szkoda. Nate chyba nieszczególnie się przejął tym faktem. Nie został Łowcą by wspomóc ludzkość tylko żeby czerpać przyjemność z likwidacji potworów, które nasyfiły mu w życiu. Rzucił jeszcze raz nieco zobojętniałym wzrokiem na to co zostało z chłopaka, a gdy Diana do niego podeszła sam udał się w stronę mustanga, wciskając kciuki do kieszeni jeansów. Zagryzł wargę, bo mrowiła go w dziwny sposób. Spojrzał na Dianę, gdy zadała mu pytanie. Sam właściwie nie wiedział co powinien jej powiedzieć, bo na jego umiejętności złożyło się wielu ludzi i wiele czynników. - Brat mnie uczył. - odparł wreszcie, przybierając niedbały wyraz twarzy. W rzeczywistości ów brat był starszym kolegą z domu dziecka. Najpierw strzelali do puszek, potem przerzucili się na zwierzęta. Długa, raczej mało ciekawa historia. Gdy doszli do samochodu, uprzejmie otworzył jej drzwi, by samemu zająć miejsce kierowcy. Wrzucił broń do schowka, tam gdzie był wcześniej. Kiedy Diana siedziała już w fotelu odpalił silnik i włączył się do ruchu, wymuszając pierwszeństwo na jakimś suvie. Chyba Mercedesie, ale nie spojrzał dobrze w lusterko. Docisnął gaz, kierując się w stronę Instytutu. Uśmiechnął się do siebie. - Miał być drink, a był trup i demon. Nie przewidzialem tego, wybacz. - zaśmiał się ochryple.
Nie chciała ciągnąć go za język w końcu nie znali się na tyle dobrze, żeby wypytywać o takie rzeczy, więc raczej nie byłoby to na miejscu. Brat.. Właśnie! Zamyśliła się, bo w tym momencie jej specyficzne wyrzuty sumienia dawały o sobie znać. Nie przyjechała do Los Angeles po to żeby łazić po klubach i czy nawet zabijać demony. Ona miała jeden, jedyny cel przybywając do tego miasta i miała zamiar go zrealizować. Na ziemię sprowadził ją jego głos. Oparła łokieć o szybę, a głowę wsparła na dłoni. To była długa noc, ale w pewnym sensie tez bardzo przyjemna, Kąciki ust dziewczyny powędrowały delikatnie ku górze w mimowolnym, nieznacznym uśmiechu.
- Spokojnie.. Jeszcze znajdę sposób na to, żebyś w jakis sposób odpokutował to niedopatrzenie - rzuciła żartobliwie, obiecując sobie w duchu, że zacznie nosić przy sobie swoje miecze. Sztylet to zdecydowanie za mało, gdyby była sama, mogłaby mieć poważny problem.
Uśmiechnął się z tym dzikim błyskiem w oku. O tak, chętnie odprawiłby tę pokutę. - Trzymam za słowo. - oznajmił, po raz kolejny wspierając czarny łeb na zagłówku fotela. Droga nie miała być długa, mimo to rzucił okiem w kierunku radia, po czym włączył je. Docelowo było ustawione na stację ze starymi rockowymi kawałkami. Jemu to nie przeszkadzało, to i też tego nie zmieniał. Jedynie nieco przyciszył muzykę. Lubił słyszeć pracę silnika podczas prowadzenia, reszta była tylko tłem. Mało brakowało, a byłby podczas zmieniania biegu otarł się o jej kolano. A nawet gdyby to i tak by mu to nie przeszkadzało, w końcu był kierowcą, czyż nie? Ach, Nate, kogo Ty chcesz oszukać. Biegi to marna wymówka, podświadomie szukał chyba pretekstów by jej dotknąć choćby w najbardziej ulotny sposób. Co za łajdak. A może po prostu facet? Tak rozmyślając zajechał pod Instytut, wjeżdżając główną bramą i parkując jak zwykle na swoim miejscu. Wrzucił luz na skrzyni i spojrzał z rozbawieniem na dziewczynę. - Mam mimo wszystko nadzieję, że odkupiłem sobie winę prawie zabicia cię w drzwiach.
Nie protestowała kiedy włączył muzykę, nie przeszkadzała jej ona w żaden sposób. Myślami wróciła do brata, ale kątem oka wychwyciła również jego dłoń w bliskiej odległości od jej kolana. No cóż. Był facetem i to chyba w każdym calu, i nie dało się tego ukryć. Uśmiechnęła się w duchu, bo w końcu, a co tam.
Słysząc jego wypowiedź, obróciła się na siedzeniu w jego stronę i wydęła wargi udając jednocześnie zamyślenie, żeby za chwile móc pokiwać głową na boki, jakby coś rozważała.
- No dobrze panie Crow, uznajmy pańską winę za odkupioną - powiedziała, a na jej twarzy ponownie pojawiło się lekkie rozbawienie. Pomijając demona trzeba było przyznać, że już dawno się tak dobrze z nikim nie bawiła. Teoretycznie, to powinna teraz padać z nóg, ale jego obecność sprawiała, że ani trochę nie czuła się zmęczona. Zasługa jego osobowości czy feromonów? Nie wiedziała, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Chciała się z nim zobaczyć ponownie i miała nadzieję, że nie pozwoli jej zbyt długo na to czekać. Tylko pretekst.. Huh. Cholera! Myśl Diana, myśl.
- Ale proszę mnie jeszcze oddelegować pod drzwi mojego pokoju panie Crow, a w pełni zapomnę o tym przykrym incydencie - dodała z błyskiem premedytacji w oczach. Tym razem nie czekała aż otworzy jej drzwi, sama wysiadła.
Wciągnął powietrze, powoli, nie spuszczając z niej wzroku. Wnętrze auta było cholernie ciemne, jedynie czerwień kontrolek rzucała liche światło na ich sylwetki. Czuć było zapach skóry i benzyny oraz mruczenie silnika wraz ze ściszoną muzyką. Nathaniel nie znał się na romantyźmie, ale jemu to tło wydawało się znakomite. Cholera jasna, jak żałował że nie może go w żaden sposób wykorzystać. Widząc błysk w jej oczach, sam błysnął bielą zębów. - A cóż jeszcze mogę ci zaproponować? - przymrużył zaczepnie jego oko. Poczuł się przyjemnie zaintrygowany jej brakiem chęci do rozstania, sam nie miał nic przeciw jej towarzystwu. W myślach już nawet przerobił sobie awaryjny schemat, bowiem wyłączył silnik i powiedział. - Mamy kilka opcji. Kakao przy kominku, spacer z moim psem, bądź jakże romantyczna kąpiel w pobliskim jeziorze, na którą i tak miałem się udać przed snem. - zaśmiał się, po czym wysiadł z wozu zaraz po niej. Zamknął go, rzucając jej spojrzenie ponad dachem. - To jak, idziesz ze mną czy będę musiał pocieszyć się moim poczciwym, czworonożnym kumplem? - łypnął na nią, przeciagajac się niby to mimochodem.
I dobrze, że żałował, bo właśnie sporo go omijało. Ale w sumie jego wybór, co jej zależy. Chociaż trzeba było przyznać, że powinna zwrócić większą uwagę, dlaczego właśnie tak się dzieje. A teraz, no proszę jej problem, można powiedzieć, że właśnie został rozwiązany, chociaż może zbyt nachalnie okazała swoje chęci do spędzenia z nim jeszcze kilku chwil. A sam pomysł kąpieli w jeziorze wydawał się wręcz idealny, biorąc pod uwagę, że sama miała wcześniej ochotę na kąpiel, może nie koniecznie w jeziorze, ale przy takich okolicznościach wybrzydzać na pewno nie zamierzała. Skrzyżowała z nim spojrzenia zagryzając dolną wargę. Czy to nie było przypadkiem kuszenie losu? Obeszła samochód podchodząc bliżej chłopaka, nie miała jeszcze okazji zwiedzić całego Instytutu, więc przy dobrych wiatrach można powiedzieć, że będzie miała i jedno, i drugie.
- Wiesz.. Na pierwszy rzut oka nie wyglądasz na kogoś, kto musiałby pocieszać się swoim czworonożnym kumplem - rzuciła nie mogąc się powstrzymać. - Chodźmy - dodała kierowana nie tylko ciekawością. W ogóle nie spodziewała się, że chłopak może trzymać jakieś zwierzę. Kurcze, zawsze chciała mieć jakieś własne zwierzątko, ale biorąc pod uwagę Nick'a i ta jego alergię na wszelaką sierść, to zupełnie nie wchodziło w grę.
Popatrzył na nią z rozbawieniem, gdy obeszła wóz i stanęła nieopodal. Wychylił ramię, by móc oprzeć się o dach wozu i pochylić w jej stronę z lubieżnym uśmiechem. Osaczył ją. - Masz rację, z reguły nie muszę tego robić. Sama jednak przyznasz chyba, że o tej porze to najbardziej odpowiedni kompan, hm? - mruknął, po czym zaśmiał się chrypliwie i wyprostował kręgosłup, odbijając od mustanga. No bo gdyby miał budzić kogoś tylko po to, żeby wykąpał się z nim w jeziorze... - Chodźmy. - przytaknął niezwykle ulegle, bo ów pomysł był mu na rękę i ruszył w kierunku ogrodów. Musieli przez nie przejść i dotrzeć aż do ściany lasu. Tam to już w ogóle ledwie dało się zobaczyć cokolwiek, ale Nate znał drogę na pamięć. Co chwila jednak oglądał się na Dianę, czy aby mu gdzieś nie zginęła po drodze. W końcu wyszli na leśną polanę oblaną światłem księżyca, w jej centrum pyszniło się połyskliwe jezioro z pomostem. - Często przychodzimy tu latem całą grupą. - wyjaśnił, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął rozpinać koszulę, kierując kroki w stronę pomostu. W końcu zdjął ją z siebie i zabrał za pasek u spodni. Po chwili i one spoczęły bezwiednie na pomoście, a sam Nathaniel rzucił towarzyszce spojrzenie ponad barkiem i uśmiechając wzywająco wskoczył na bombę do wody.
Osaczył? Really? To było zdecydowanie za mało, żeby choć w drobnym stopniu móc mówić, o jakimkolwiek osaczeniu jej. A pro po jego słów. Ot i właśnie profil ściganego przestępcy został teraz bardzo dobrze zarysowany. Czy trzeba było jej czegoś więcej? Ale przecież by sobie nie wybaczyła gdyby pchana nie tylko swoją wrodzoną ciekawością, miała teraz zrezygnować. Nie, to zdecydowanie nie było w jej stylu. Ruszyła za nim, rozglądając się po okolicy, ale trzeba było przyznać, że za wiele to ona się tam nie na oglądała. Trzeba było się wybrać w dzień, to może coś by z tego było. Chociaż kiedy wyszli na polanę, nie miała wątpliwości, co do tego czy to jezioro mogłoby piękniej wyglądać w dzień. Odpowiedź była jednak - nie mogłoby. Może i było ciemno, ale dzięki srebrzystej poświacie księżyca, który jednocześnie odbijał się w tafli jeziora, było dość klimatycznie. Tak jakby trafili do jakiejś zapomnianej przez wszystkich krainy. I to wszystko w centrum Los Angeles.
- Przyznam, że jest czego wam zazdrościć - odparła zgodnie z prawdą przesuwając jednocześnie wzrokiem po przeciwległej ścianie lasu i tafli wody, żeby ostatecznie zatrzymać spojrzenie na chłopaku. Widok Nate’a bez koszuli był bardzo kuszący, ale nie zamierzała czekać aż się rozbierze, sama również zaczęła zrzucać z siebie ubranie. Najpierw buty, bluzka i spodnie, pamiętając przy tym, żeby wcześniej wyjąć sztylet. Cóż.. koronkowa bielizna średnio nadawała się do pływania, ale w tej chwili zbyt wielkiego wyboru nie miała. Zaraz po tym jak wskoczył do wody, wskoczyła i ona. Pierwsze zetknięcie z chłodną wodą było porażające. Aż pisnęła. Ale już po chwili jej ciało zaczęło przyzwyczajać się do tej temperatury. Odpłynęła kawałek od pomostu.
- Jeśli się przeziębię to będziesz miał mnie na sumieniu, a tego tak łatwo nie odpokutujesz – zawołała zadziornie zatrzymując się i wyszukując spojrzeniem chłopaka.
Nie pomyślał nad tym. Dziewczyna faktycznie mogła się przeziębić. Z nim to wsio ryba, był zahartowany. Pływał nawet zimą. Wyłonił się spod jeziornej tafli, łykając od razu haust świeżego, leśnego powietrza. Strugi wody ściekały z jego czarnych włosów na nagie ramiona i tors. Kosmyki oblepiły mu skronie. Mogła teraz widzieć dwie z jego pięciu run - szybkość i równowagę. Nate przedarł twarz dłońmi, potrzasnął łbem jak mokry pies a kłaki nastroszyły się jakby przed chwilą potraktował je mocnym żalem. Okręcił głowę w jej stronę, a na jego wargach znów zagościł ten charakterystyczny uśmiech. - Przełóżmy pokutę na dług. Będę doskonałym dłużnikiem. - roześmiał się. Spłacałby wszystko regularnie i z sumiennością. Wszystko byle mieć pretekst do spotkania z tą dziewczyną. Odrobinę przerażał sposób w jaki przemawiała do jego podświadomości. Z jednej strony miał pieruńską ochotę zbliżyć się do niej, z drugiej zaś blokowały go zobowiązania wobec Elizabeth. Przygryzł na moment chłodne wargi, po czym skrzyżował z nią spojrzeń. Delikatna mgła osiadła na powierzchnii wody względem różnicy temeratur. Nathaniel przymrużył odrobinę powieki, przyglądając się Dianie z dziką iskrą w poczerniałych ślepiach. Wyraz oczu doskonale zespolił się z szelmowskim zarysem jego warg. - Nie pochorujesz się, jeśli po wyjściu z wody porządnie się rozgrzejesz. - stwierdził, zbliżywszy się do niej na bardzo niewielką odległość. Oblizał zadziornie usta, błysnął zębami i biorąc solidny wdech znów zapadł się w wodę, znikając pod jej nieprzeniknionym, niespokojnym lustrem. Wokół nich wirowała jedynie głucha cisza.
Widząc go teraz na ustach dziewczyny pojawił się zbłąkany uśmiech. Cholera! Czy on na prawdę musiał być aż tak przystojny?! Chyba pierwszy raz w życiu na ułamek sekundy zagościła w niej niepewność. Szykowały się kłopoty, czuła to. "Diana wróć na ziemię!" wołał rozsądek, ale to na prawdę trudne, kiedy wydaje Ci się, że właśnie jesteś w niebie. Zaczesała włosy do tyłu, czując jak oblepiają jej górną część pleców, nie lubiła kiedy były mokre i takie pozlepiane.
- Jaka pewność - mruknęła zadziornie. - A może ja nie lubię długów, może zdecydowanie wolę wyznaczać kary? - Rzuciła unosząc brew lustrując chłopaka. Spłacałby, nie miałby innego wyjścia. Ale lubiła się droczyć, ot, to był nieodłączny element jej i tak pokręconej natury.
- Jesli się tym zajmiesz, to zastanowię się czy skorzystać - rzuciła zaczepnie w stronę chłopaka, jeszcze zanim zdążył się z powrotem zanurzyć. Gdy zniknął pod wodą ona się wynurzyła kładąc się na tafli jednocześnie oddając się powolnemu dryfowi fal. Było cicho i spokojnie, tak odmiennie, odprężająco. Może powinna częściej tu przychodzić.
On chciał zanurkować tylko po to, by schłodzić sobie łeb i zacząć myśleć klarownie, bo czuł że jego trzeźwość umysłu ulatnia się z każdym kolejnym wypowiedzianym przez nią zdaniem. "Jeśli się tym zajmiesz..." zaszumiało mu w głowie raz jeszcze. Miał ją rozgrzać? Do cholery, był gotów podążyć za jej słowami z pokorą i posłuszeństwem. Wynurzył się tuż obok dopiero gdy już przetrawił jej słowa wraz ze wszystkimi za oraz przeciw. Popatrzył na nią z uśmiechem. - W porządku, mogę wziąć sprawę rozgrzania cię w swoje ręce. - zaśmiał się ochryple pod nosem i tylko on jeden raczył wiedzieć co mu tam łazi po tym zboczonym łbie.
Słysząc dolatujące do niej słowa otworzyła oczy, po czym unosząc nieco głowę wychylając ją do przodu, natomiast resztę ciała wypychając do tyłu złapała pion. Włosy znów przylepiały jej sie do ramion. Czemu się tak zachowywała, czemu z jej ust w ogóle padły takie słowa..? To on tak na nią działał, ot, i cała filozofia. Nie wróżyło to niczego dobrego. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić, ale czy rzeczywiście chciała czegoś więcej? Czy było jej to teraz potrzebne? Miała znaleźć brata, a nie uganiać się za facetami. - To propozycja? Obietnica? Czy może pozwolenie? - Zapytała unosząc brew i podpływając do niego bliżej. Znalazła się teraz tuż przed chłopakiem wpatrując się w niego zaciekawionym spojrzeniem hebanowych oczu, a na ustach miała subtelny i zarazem enigmatyczny uśmiech. Grali w grę, której zasady mimo, że nieuzgodnione, były doskonale znane obojgu. Skupiła spojrzenie na jego ustach odruchowo oblizując swoje. Miała teraz ogromną ochotę złapać go za włosy, przyciągnąć do siebie i wpić w jego kuszące wargi. Ale nie zrobiła tego, bo to byłoby wbrew zasadom ich gry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz