Diana & Nate
By Szet
|
Tęskniła za nim cholernie, a każdy kolejny dzień zdawał się być jeszcze większą udręką niż poprzedni. Starała się w sobie zwalczyć to uczucie, wmawiając sobie, że wcale jej tak bardzo nie zależy. Że to minie i za parę dni będzie normalnie, tak jak zanim go poznała. Gówno prawda. Wcale nie było lepiej. Zależało jej i to jak na nikim do tej pory. Musiała to przed sobą przyznać. Musiała przyznać, że świat bez niego już nie był tak piękny, tajemny i pociągający. Jeśli miałaby spojrzeć prawdzie w oczy, to był najgorszy tydzień w jej życiu. Zgnębiona własnymi myślami, nie mogła ani jeść, ani spać. Nie mogła niczym się zająć, bo zwyczajnie nie potrafiła się skupić, myśli cały czas uciekały do niego, do tych wspólnie spędzonych chwil, który zdawały się wyryć w jej sercu swe piętno. W końcu wczoraj nie wytrzymała, najzwyczajniej w świecie poszła się upić. To miało przynieść ulgę. Nic z tego. Nie przyniosło, a do tego spotkała faceta, którego bez przerwy porównywała z Natem. Tego było już za wiele. Wiedziała co powinna zrobić, choć przyjdzie jej poświęcić własną dumę. Choć przecież wcale nie uginała się przed facetem, a przed trawiącym jej duszę uczuciem. Mimo wszystko dlaczego przychodziło to z takim trudem? Gdy wróciła do Instytutu była zbyt pijana by do niego przyjść, jednak umysł nieprzerwanie przetwarzał myśl, że powinna to zrobić. Z tym to postanowieniem w głowie, zasnęła jak dziecko, a wycieńczony organizm postanowił sobie odbić tych kilka bezsennych nocy. Obudziła się dopiero po południu. Z kacem i bólem głowy, które postanowiła zaleczyć dwoma tabletkami aspiryny. Ogarnęła się i odczekała, aż tabletki zaczną skutecznie działać. A kiedy tak się stało, ruszyła do pokoju Crow'a, zgodnie z tym co sobie obiecała. Nie wiedziała jeszcze co chce mu powiedzieć, ale w końcu wszystko było lepsze niż ten podły stan, na który skazana była przez ostatnie dni. Stając przed drzwiami zapukała, po czym bez wahania nacisnęła klamkę i weszła do środka. Odnajdując chłopaka spojrzeniem i zawiesiła na nim wzrok. - Hej. Możemy pogadać? - wypaliła, choć w tym momencie serce ukuła jej igła niepewności. A co jeśli wcale nie będzie chciał z nią rozmawiać? Jeśli bez niej jest mu lepiej i najzwyczajniej ją wyrzuci. Mimowolnie zagryzła wargę.
To już tydzień? Zagubił po drodze poczucie czasu. Choć Crow nie był szczególnie doświadczony w życiu uczuciowym, to jak każdy Łowca kogoś w życiu stracił, i to nie raz ani nie dwa, a to już solidny fundament by przetrwać coś tak bolesnego jak rozłąka z nią, by wiedzieć co zrobić. By zapomnieć. Niewątpliwie, by jakoś się trzymać, Nate musiał sobie wmówić że Diana dla niego umarła, a przede wszystkim - że nie wolno mu nosić po niej żałoby. To jednak nie zdawało egzaminu, nie potrafił wyrwać jej ze swojego obmierzłego serca, które teraz zalewało się krwią, tą najgorszą jaka płynęła w jego żyłach, tak jak wulkan zalewa się lawą. Jego krew jednak nie stygła, co to to nie. Skutecznie podgrzewał ją złością i agresją, napędzał zaś alkoholem. Mimo wszystko nie był głupi, wiedział jakie stężenie procentowe musi utrzymać w organizmie, by mógł jakkolwiek wrócić do życia, a przy tym nadal być zdolnym choćby i do zażartej walki, choćby teraz, choćby w tych drzwiach. Kiedy weszła do środka, rzucił jej spojrzenie przez ramię, to jakiego jeszcze u niego nie widziała. Nie pociągało swoją drapieżnością, było zezwierzęcone i po prostu chore, spojrzenie zwierzęcia które cierpi i nie może nikomu tego wyznać, bo nie potrafi mówić. Ten zły, psi błysk trwał ułamek sekundy i mówił, że brunet wypierdoli cię stąd, zanim zdążysz mrugnąć. Wszystko dlatego, że mógł tu gościć tylko Seta i Dianę, a żadnego z nich się aktualnie nie spodziewał. Ułamek sekundy którego potrzebował, by dopuścić do siebie fakt, że ona tu jest. Wtedy złe spojrzenie zastąpiła zimna znieczulica, rzeczowość i niezgłębiona pustka, jakby nie chciał by uczucia względem niej rozpalały mu źrenice, jeszcze nie teraz. Miał na sobie tylko szorty i czarne bandaże treningowe. Jeden z nich właśnie zacieśniał zębami na nadgarstku. No tak, Nate walczył wręcz. Mógł miażdżyć w ramionach nawet wampiry, więc biada znienawidzonym, którzy kiedykolwiek dostaną się w jego łapy. - Jasne, wejdź... - mruknął ochryple, dziwnie ciężkim tonem.
Widząc ten wrogi błysk w jego oczach, którym to poczęstował ją na wejściu, była niemal pewna, że każe jej stąd wypierdalać. Zawahała się. Nagle poczuła, że chyba wolałaby być teraz milion kilometrów stąd, byle tylko uniknąć tego spojrzenia. Uciekła spojrzeniem w stronę okna. Było za późno żeby się wycofać, a on się zgodził. Może zrobi z siebie jedynie idiotkę, ale trudno. Jeśli teraz jakoś tego nie załatwią, to wiedziała, że już więcej nie odważy się tu przyjść. Obojętność w jego oczach sprawiała jej niemal fizyczny ból i ani trochę nie zachęcała do wyznań. Ale Diana i tak nie miała już nic do stracenia. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się przez chwilę szukając sobie odpowiedniego miejsca. Pierwszy raz w życiu żałowała, że dała się ponieść emocjom i nawet nie przemyślała tego co chciałaby mu powiedzieć. W końcu wzięła głębszy oddech, jakby chcąc nim dodać sobie odwagi i skupiając niepewne spojrzenie na brunecie podeszła bliżej. Jednak nie za blisko, bo nie chciała, żeby w razie czego czuł się skrępowany jej obecnością, czy po prostu nieswojo. Oparła się o biurko stojące obok. Przez moment starała się zebrać myśli i ubrać je w jakąś ładną całość, ale jakkolwiek by nie próbowała zacząć, to nie było to.. W końcu sfrustrowana sytuacją wypuściła powietrze z płuc i oparła dłonie o kant blatu. Wbiła spojrzenie ciemnych oczu w chłopaka. - Nie wiem co mi zrobiłeś, ale albo zróbmy coś z tym, albo po prostu mnie dobij, bo dłużej tak nie potrafię - powiedziała posyłając mu spojrzenie zbitego pas, choć to i tak było zdecydowanie za mało by określić, to jak czuła się przez ostatnie dni. Znów na chwile uciekła spojrzeniem w bok, by zaraz nieśmiało móc nim wrócić do chłopaka. - Brakuje mi ciebie - wyszeptała ledwie słyszalnie, jakby właśnie zdradzała swoją największa tajemnicę.
Crow skrępowany czyimś towarzystwem? A tym bardziej jej towarzystwem? O nie, to było jego terytorium i czuł się tu tak pewnie jak tylko pewnie można się czuć w miejscu, w którym jeszcze parę chwil temu już nic cię nie trzymało. To była właśnie jego przewaga nad nią - był u siebie, podczas gdy ona uciekała spojrzeniem po kątach. Nie wiedział dlaczego powitał ją tym chłodem, tak jak powitałby każdą inną która by tu weszła, z tym że każdą inną to by jeszcze wziął i wyniósł, bo nie w głowie mu były teraz romanse. Może chciał jej w ten sposób pokazać, jaki jest naprawdę, bo to z czym miała kontakt dotychczas to jego dobra, nieprzymuszona wola, chęć sprawiania jej przyjemności, rozpieszczania jej w każdy możliwy sposób. Możliwe, że chciał jej dać obiektywny obraz siebie, bo póki co to było jakby patrzyła na niego przez różowe okulary, które sam jej wkładał. Nie spuszczał z niej spokojnego, stonowanego spojrzenia i w niczym nie dało się poznać, że serce uderzyło mocniej kiedy zbliżyła się do niego. Nie potrafił też przetrawić obrazu Diany przeżartej niepewnością. Czego się obawiała, że ją stąd wyrzuci? Na jego wargach zabłysł drobny uśmieszek, zaraz stłumiony ordynarnym, może nieco zbyt mocnym zagryzieniem wargi, a potem oblizaniem jej. Natrętnie wodził za dziewczyną czarnymi oczyma, jakby nie potrafił teraz oderwać od niej wzroku. Oparła się o biurko, a on nawet nie zaplótł ramion na torsie, zamiast tego strzelił donośnie palcami, tak jak zawsze przed treningiem, w ramach dziwnej rozgrzewki. Niepokoił go fakt, że nie potrafił utrzymać przy niej tej obojętnej maski, którą nosił przy wszystkich. Czuł jak pęka i kruszy się z każdym jej kolejnym i niepewnym spojrzeniem. Przełknął ślinę, była jak zbity pies i to przez niego. Zadowolony jesteś z siebie, Crow? Do tego dążyłeś? Zróbmy coś z tym, a potem dobij mnie. Czuł jak serce uderza coraz mocniej, a on nie był w stanie zapanować nad jego porywem, tak po prawdzie to nawet próbował. Jego mur się sypał, nie potrafił się przed nią obronić, po prostu. Przenikała go do szpiku kości, przenikała jego duszę, a kurtyna za którą dotychczas spoczywało jego "ja" wreszcie się rozsunęła, jakby ktoś jednym szarpnięciem zerwał ją w dół. Jedno mrugnięcie powiek i to znów był ten sam Crow, gotów by się o nią troszczyć, by zrobić wszystko o co tylko go poprosi, bądź rozkaże. A ta gotowość wzmogła się w nim kiedy jej szept wypełnił ciszę. Brakuje mi Ciebie. Czy aby się nie przesłyszał? Niesamowite jak pod wpływem jej słów zmieniały się obrazy w jego oczach. Teraz lśniło w nich oddanie, po prostu oddanie. Wciągnął wolno powietrze w płuca, po czym podszedł do niej, by móc złapać ją za ramiona, a następnie obrócić ją do siebie i spojrzeć w jej piękne, choć zmęczone oczy z całym swoim przywiązaniem. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co, więc po prostu ujął jej twarz w dłonie i wpił się w nią. To nie był zwyczajny pocałunek, trudno też nazwać to zaproszeniem do łóżka. Całował ją tak, jakby nigdy przedtem nie kochał, tak jakby smak jej ust miał zasklepić wszystkie jego rany, tak jakby ten pocałunek miał być odkupieniem wszystkich ich win. W tym samym czasie zsunął dłonie na jej barki i talię, wkrótce opasając ją ramionami i przyciągając do siebie, a zrobił to płomiennie i zaborczo. Kiedy się od niej oderwał, jego oddech był niespokojny, głównie z przejęcia, jakie teraz nim narosło, spowodowane tym co rozpaliło mu serce i duszę na nowo, silniej niż kiedykolwiek. Jedną z dłoni położył na jej karku, znów skracając dystans między nimi do absolutnego minimum, znów łapiąc z nią intensywny kontakt wzorkowy. Zacieśnił splot ramion, uważając jednak by nie zrobić tego za mocno. - Tu jest teraz Twoje miejsce, rozumiesz? - gardłowy ton mimo że silny i nieustępliwy, prawie apodyktyczny w tych słowach, zawierał w sobie paradoksalną łagodność, taką którą tylko ona mogła odebrać tylko na swoich falach. Zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla jej osoby, dla nikogo więcej.
Jej niepewność w dużej mierze wynikała również z tego, że najzwyczajniej w świecie czuła się zagubiona. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Nowe były dla niej zarówno targające nią uczucia, jak i sama tęsknota, którą za nim odczuwała. A do tego wszystkiego, jakby było jeszcze mało, dochodziły myśli, że być może on wcale nie czuje tego samego, o czym miałaby świadczyć owa obojętność. Emocjonalnie była teraz przed nim zupełnie odkryta, bo zmęczona walką z samą sobą, nie miała już siły nawet na zaciągnięcie owej kurtyny, za którą on schował swoje "ja". Widząc jednak znajomy błysk w jego oczach, w sercu zatliła jej się iskierka nadziei. Iskierka, która zaraz zmieniła się w płomień, który w radosnym skurczu objął jej serce i sprawił, że zabiło dużo mocniej, gdy tylko chłopak zbliżył się do niej. Kąciki ust lekko drgnęły ku górze, w delikatnym radosnym uśmiechu. Oczy nabierając miękkiego i łagodnego wyrazu już nie wydawały się być tak zmęczone jak jeszcze parę chwil wcześniej. Nie potrzebowali słów, bo gesty i ten pocałunek wystarczyły w zupełności. Dostosowała się do tempa, oddając mu się w zupełności i jednocześnie zatracając w nim. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, bo była niczym kojący balsam dla poszarpanego serca i duszy. Czuła bijące od niego ciepło i dobrze znany, zmysłowy zapach, i pragnęła chłonąć to każdym skrawkiem swojego ciała, bo przez kilka minionych dni, tak cholernie jej tego brakowało. Brakowało jej jego miękkich ust, gardłowej nuty i zwierzęcego błysku w czarnych oczach. Gdy się od niej oderwał niespokojnie łapała oddech, gdyż rozpędzone serce, pod wpływem niewielkiej dawki adrenaliny, ani myślało zwalniać. Przyjemne, satysfakcjonujące ciepło rozchodziło się po ciele, a ona najzwyczajniej czuła się szczęśliwa, bo miała go przy sobie. W tym momencie była skłonna zgodzić się dosłownie na wszystko. Mogłaby mu zaprzedać nawet własną duszę, gdyby tego od niej zażądał. - Oui - przytaknęła w odpowiedzi tym razem to ona wpatrywała się w niego z oddaniem. Oddaniem jakiego do tej pory żaden mężczyzna nie miał okazji w nich oglądać. Oderwała jedną z dłoni, które spoczywały na bokach chłopaka i w czułym geście przyłożyła ją do jego policzka. - Tylko Twoja - szepnęła wpatrując się z uwielbieniem w jego ciemne oczy. Te kilka dni rozłąki uświadomiły jej, że bez względu na to jak nazwą swój nie-związek, to ona i tak będzie pragnąć tylko jego. Inni mężczyźni nawet się nie umywali w porównaniu do Crowa, więc po co jej oni, skoro może mieć swojego "Pana Idealnego".
Dla niego poniekąd to też było nowe, to całe oddanie, wierność i uczucie. Prawda była taka, że Crow owszem, próbował wrócić do starych nawyków, ale nic mu z tego nie przyszło. Pozaczepiał dziewczyny z Instytutu, nawiedził parę znanych miejsc, gdzie oczywiście nie okrywano go dobrą sławą, a nawet raz postawił drinka jakiejś brunetce, ale na tym się skończyło. Tak bardzo nie miał ochoty pakować się w kolejny syf, tak bardzo to do niego niepodobne. Po wytknięciu dziewczynie jej wad - oczywiście tylko w swojej głowie, bo tak naprawdę miał gdzieś jej niedoskonałości - zupełnie machinalnie nałożył jej obraz na obraz Diany i wiele rzeczy mu się nie zgadzało. A potem, o zgrozo, po prostu wstał i wrócił do Instytutu, rezygnując z kolejnych wypraw na miasto. W niczym mu to nie służyło, zatem postanowił zająć się czymś pożytecznym, a mianowicie pracą, co w mniemaniu Crowa oznaczało treningi w dzień i podbijanie ulic nocą. Nie odbiło się to na nim jakoś szczególnie, jako że do tej pory również sypiał co drugi dzień + kiedy nadarzy się okazja, więc fizycznie nie był jakoś wyczerpany. Gorzej było niestety z jego psychiką, był tak zmęczony umysłowo że zaczął pić, ot, jakby to miało zagłuszyć myśli, rozluźnić umysł. Nawet teraz alkohol krążył w jego żyłach i gdyby nie to, że miał po prostu mocny łeb, byłby urżnięty. Tymczasem pochłonięte piwa pełniły wciąż funkcję leczniczą i sprawdzały się w niej całkiem nieźle, bo czuł się dobrze. Po prostu dobrze. A teraz poczuł się jeszcze lepiej, trzymając ją w ramionach, smakując jej, chłonąc jej byt całym sobą, każdym skrawkiem swojego jestestwa. Jej głos, zapach i dotyk to coś, do czego chciał wracać, coś czego chciał doświadczać codziennie niemal bez przerwy, zupełnie jakby był od niej uzależniony... Cholera, bo był! Niezależność w ich układzie od dawna była czymś umownym, bo choć jedno nie ograniczało drugiego, to jednak sami wytyczyli sobie reguły, a przynajmniej Crow to zrobił, po prostu jej ufając. Bo niby dlaczego miałby jej nie wystarczać? Spójrzmy prawdzie w oczy, robił wszystko by było jej z nim dobrze, i choć zaliczył parę wpadek, w tym tę pamiętną pod prysznicem, to nie było ani na kontynencie, ani na ziemi faceta, który uwielbiałby ją tak jak robił to Nate i żaden facet nie mógłby jej tyle zaoferować. Choć oboje należeli do siebie, bo tak czuli i tak chcieli, wciąż mogli być wolni i niezależni przed światem, z tym, że razem. Schylił się nieznacznie, łącząc ich czoła. Była taka piękna... I tylko jego. Poczuł się dokładnie tak jak kiedyś porównał mu to Daniel - jakby złapał pana Boga za nogi. W związku z tym na jego zazwyczaj nieprzyjemnej gębie zagościł po raz kolejny ten niesamowity uśmiech, nie pasujący zupełnie do cech które w sobie wyostrzył, by wykreować wizerunek pod którym ugnie się każdy, kogo sobie nie zamarzy. Upodabniający go do zwykłego, najszczęśliwszego na świecie faceta. - Tylko Twój... - odmruknął już zupełnie łagodnie na jej słowa, ukojony i odarty z wichrów przez ciepło jej dłoni. Sam również przesunął dłoń z karku na jej policzek, by gładzić go kciukiem, w czasie jak nieprzerwanie i niemal z zapartym tchem wpatrywał się w jej oczy. - Tęskniłem za Tobą. - wyszeptał głucho, po czym najzwyczajniej w świecie przesunął nosem po jej kości policzkowej, by zaraz móc wtulić go w jej szyję, jednocześnie upajając się jej słodką wonią. Znów objął ją oburącz. - Jak cholera. - dodał, choć bliskość jej ciała przytłumiła mu głos.
Bo było jej dobrze, było jej z nim cholernie dobrze. Uzależnił ją od siebie, a ona nawet nie do końca potrafiła określić kiedy to się stało. Ale to nie miało znaczenia, bo miała go teraz przy sobie i dla siebie, i ani myślała dzielić się z kimś tym skrawkiem prywatnego nieba. Serce znów uderzyło jej mocniej gdy zamknął ja w swoich objęciach. Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy wtulił się w jej szyję delikatnie łaskocząc gorącym oddechem. Dłonią, którą trzymała wcześniej na policzku chłopaka teraz przeczesała szczecinę jego czarnych włosów, by za chwilę musnąć je ustami. - Ja też - szepnęła w odpowiedzi na jego słowa, odpychając od siebie nieprzyjemne wspomnienia ostatnich dni. Jedno było pewne, nie chciała już nigdy więcej czuć się tak podle jak przez ten miniony tydzień. Bijące od niego relaksacyjne ciepło działało uspokajająco, przez co na chwilę przymknęła oczy upajając się zmysłowym zapachem wody po goleniu połączonym z naturalnym, seksownym zapachem jego skóry. - Chyba miałeś iść na trening, a ja Ci przeszkodziłam - wymruczała tuż przy jego uchu, zważywszy na jego specyficzny strój. Czy raczej jego brak. No bo po co koszulka, skoro jej brakiem, można dużo skuteczniej rozpraszać przeciwnika? Westchnęła cicho, bo mimo wypowiedzianych słów, ani myślała się od niego odsuwać. Wręcz przeciwnie zamierzała się nacieszyć tą bliskością ile wlezie.
Upajał się jej zapachem, tak dobrze znanym, kojącym w niewytłumaczalny sposób jego instynkty i burzliwy temperament. Był przy niej zdolny do łagodności o którą w życiu by się nie posądził i sam do końca nie wiedział skąd to się bierze, co ta dziewczyna ma w sobie, że jest w stanie w pewnym stopniu i nie do końca go ujarzmić. On również zamierzał czerpać z jej bliskości, więc złożył ciepły pocałunek u nasady szyi, by po chwili zawadzić nosem o płatek jej ucha. - Masz rację, miałem iść. Teraz nigdzie się nie wybieram. - wymruczał relaksacyjnym, niskim tonem, oswobodziwszy ją z objęć tylko po to, by złapać w szorstkie lecz ciepłe łapy obie jej dłonie i odchylając się nieznacznie, przypatrzył jej się ze swojego poziomu. Ściągnął lekko brwi. - Wyglądasz marnie. - no tak, zawsze szczery do bólu. - Powinnaś odpocząć. Mogę się położyć z Tobą, jeśli chcesz. - zaciągnął krańce ust w dobrze jej znany, charakterny uśmiech, mimo że w tej sytuacji miał na myśli całkiem grzeczne spanie. Jakby nie patrzeć jemu też się przyda. - Potem chciałbym ci kogoś przedstawić. Kogoś, kto na trzy noce w tygodniu będzie mnie od Ciebie odciągał. Dasz radę to przeżyć? - zmrużył żartobliwie jedną powiekę.
To działało w dwie strony, bo nie tylko Diana miała wpływ na Nate'a, ale również on na nią. W jakiś niewytłumaczalny sposób sprawiał, że przy nim stawała się spokojniejsza, bardziej stonowana i ogólnie przyjemniejsza w obyciu, i to nie tylko względem niego. Można pokusić się o stwierdzenie, że będąc z nim była po prostu lepszym człowiekiem. Gdy się odrobinę odsunął, oderwała się od niego niechętnie, ale słysząc, że nigdzie się nie wybiera uśmiechnęła się nieznacznie. Pod wpływem stwierdzenia jakoby nie wyglądała najlepiej wywróciła oczami. Rzeczywiście sypiała nie najlepiej przez ostatni tydzień, co do tej pory praktycznie jej się nie zdarzało, ale dzisiejsza noc nie była tak straszna jak poprzednie. Była osłabiona i prawdopodobnie schudła te kilka kilo, ale wbrew pozorom nie była wyczerpana jak mogłoby mu się zdawać. - Odpocząć? - uniosła brew ku górze, bo jakoś nie chciało jej się wierzyć, ze tak grzecznie się obok niej położy i zaśnie, szczególnie mając na uwadze tydzień postu, jak nie więcej. Wyswobodziła jedną z dłoni, po czym sięgnęła do jego drugiej ręki obracając ją wnętrzem do góry. - Pokaż łapki. Jeśli nigdzie się nie wybierasz, to to - w tym momencie zabrała się za odwijanie i zwijanie czarnego bandaża - nie będzie Ci potrzebne. - zmarszczyła brwi i zerknęła na niego, w momencie kiedy oznajmił, że jest "ktoś", kto będzie go od niej odciągał. Nie było niczym nowym, że Diana nie lubiła się dzielić, a już na pewno nie mężczyznami. Poczuła ukucie zazdrości. Choć to przymrużone żartobliwie oko zasiało w niej kolejne wątpliwości, czy aby Crow sobie po prostu z niej nie żartuje. - Wystarczył tydzień rozłąki, a ja już muszę się Tobą dzielić? No nie wiem, Crow... - wymruczała pod nosem marszcząc zabawnie nosek. Skończywszy odwijać jedną z dłoni, odłożyła bandaż na biurko i zabrała się za drugą.
- Oui, odpocząć. - mruknął nisko, niemal miękko. Nie sprzeciwił się nijak, gdy wedle uznania wyswobodziła dłoń z jego ciepłych objęć i zajęła odwijaniem bandaży, bowiem mógł teraz przypatrywać się do woli jej drobnej twarzy, pięknym oczom i ponętnym ustom. No cóż, Crow nieszczególnie stał się lepszym człowiekiem, wprowadzenie w nim zmian na tym polu było totalnie awykonalne i oboje powinni zdawać sobie z tego sprawę tak samo dobrze. Ważne jednak że stawał się lepszy przy niej i względem niej, a to już był sukces szyty na miarę Diany Levittoux, bo nikomu przed nią nie udało się tego osiągnąć. Budziła w nim cechy, zachowania i uczucia do tej pory kompletnie mu obce, jednak w żaden sposób nie obawiał się tego, już nie. Czuł w piersi palący żar, sięgający do czarnych, jeszcze parę chwil temu zupełnie nieprzeniknionych oczu i wiedział, że ów płomień rozświetla jego spojrzenie pokazując coś więcej niż tylko pustą fizyczną fascynację. Patrzył tak na nią od pewnego czasu, ale dopiero teraz nie próbował tego w żaden sposób stłumić. Tak jak ona wcześniej był przed nią zupełnie odsłonięty. Uśmiechnął się jednak z wrodzoną szelmą, niczym przyczajony zwierz, podciągając zwodniczo schyłek warg. Zmysłowo zniżył głos, wyciszył ton. - O tak. Będę zdradzał cię z nią trzy razy w tygodniu, a do tego nieźle na tym zarobię. - zmrużył tym razem obie powieki i odczekał chwilę aż dziewczyna upora się z drugą owijką, by następnie schylić się do niej i kładąc ciężkie dłonie na jej smukłych barkach zachęcić ją łagodnie do obrotu. - Spójrz w okno... - wymruczał do jej uszka ochrypłym barytonem. Gdy spełniła jego nakaz, brzmiący mimo wszystko jak uprzejma prośba, jej oczom ukazało się wielkie, drapieżne BMW, sylwetką do złudzenia przypominające dzikiego kota naprężonego do skoku. - Przedstawiam Ci moją kochankę, ma reine. - uśmiechnął się szerzej, po czym objął ją od tyłu, ciasno przylegając do jej pleców, w czasie jak czule podgryzał płatek jej ucha. Zamierzał się nacieszyć zanim pójdą spać, ot co. Zaplótł ręce na jej podbrzuszu, przysuwając ją sobie jeszcze bliżej. - Co więcej... - zaczął mrukliwym szeptem, urywając na moment, by uszczypnąć nieco boleśnie, z zamysłem, jej ucho, a potem przylgnąć doń rozpalonymi wargami i zassać się na nim rozkosznie. - Co więcej, będzie na tyle uprzejma, by zabrać nas w podróż do Europy, jeśli tylko wyrazisz taką chęć tudzież gotowość. - zaciągnął się jej wonią, po czym spuścił z siebie powietrze, dotykając swoim oddechem wrażliwej skórki za jej uchem. - Może uda mi się wreszcie zwiedzić Paryż... - wreszcie złożył pocałunek na jej szyi. - Albo Wenecję... - tym razem ucałował bark, by ostatecznie spocząć tam lekko drapiącym podbródkiem. Przyglądał jej się spod przymkniętych powiek, nie kryjąc niemal bezczelnego uśmiechu satysfakcji. - Hmm? - zamruczał niedźwiedzio, a była w tym również pewna pokusa. - Udzielisz nam błogosławieństwa?
Jak on śmiał ją tak bezczelnie urabiać? I do tego tak otwarcie mówić, że ma zamiar ją zdradzać. Przecież to zakrawało wręcz o manipulację i pewnie gdyby nie chodziło o jego własny samochód, byłoby nią. Grzecznie obróciła się do okna i spojrzała przez nie, a widząc samochód uśmiechnęła się z niekrytym podziwem. - Przechodzisz sam siebie. Jest piękna - skwitowała z pomrukiem zadowolenia, gdy chłopak objął ją przylegając do niej rozgrzanym ciałem. Przechyliła delikatnie głowę dając mu lepszy dostęp do ucha, jednocześnie leniwie przymykając powieki, a wachlarze długich rzęs rzuciły się cieniem na policzkach. Zaplecenie rąk na podbrzuszu sprawiło, że przez ciało dziewczyny przebiegł przyjemny dreszcz podniecenia. Wciągnęła więcej powietrza do płuc, nie odrywając spojrzenia od samochodu i próbując się skupić na wypowiadanych przez Nate'a słowach. Jeszcze parę takich zagrywek i wątpliwym się stanie, to czy rzeczywiście pójdą spać. Mimowolny, choć odrobinę zadziorny uśmiech zagościł na jej ustach. Swoim gorącym oddechem pobudliwie łaskotał jej delikatną skórę wprowadzając ją w stan przyjemnego podniecenia. - Hmm.. - tym razem to ona zamruczała rozkosznie. - Znów mnie kusisz - wymruczała rozchylając leniwie przymknięte powieki, po czym odrywając spojrzenie od okna i samochodu zgrabnie obróciła się przodem do chłopaka. Zarzuciła mu ręce na szyję, krzyżując je w przegubach na karku. W ciemnych, iskrzących się oczach można było dostrzec grzeszny płomień, tak skrzętnie rozpalony tymi drobnymi, choć zmysłowymi zabiegami. Sugestywnie zerknęła na usta bruneta i odruchowo oblizała swoje. - Czemu mamy ograniczać się tylko do Europy? - wróciła spojrzeniem do jego ciemnych oczu. - Zróbmy sobie małą wycieczkę. Ty, ja i Twoja kochanka, szlakiem największych wyścigów - wymruczała propozycję uśmiechając się przy tym łobuzersko. Wspięła się na palce i musnęła kącik ust chłopaka, ale nie zatrzymując się tam zbyt długo przetarła noskiem po jego policzku zatrzymując się już przy uchu. - Jak myślisz, czy Twoja kochanka zgodzi się na to? - zamruczała zmysłowo i na powrót przymknęła powieki upajając się jego zniewalającym zapachem. - Bo jeśli tak, to masz moje błogosławieństwo - dodała i musnęła wilgotnym językiem pulsująca na jego szyi żyłkę, tylko po to aby móc zaraz złożyć w tym miejscu delikatny pocałunek.
Gdyby nie chodziło o jego własny samochód, to by nawet nie pytał o zdanie, bo który normalny (co z tego, że Nate nie był do końca normalny) mężczyzna porusza ze swoją kobietą temat jakiejś przybocznej miłostki? A żeby to on jeszcze ów miłostki potrzebował… Ich relacja nie była wybrakowana pod żadnym względem, więc nie było się o co martwić. Ten stan trwał już na tyle długo, że Nathaniel pozwalał sobie sądzić, że w najbliższym czasie nic się w ich układzie nie zmieni, bo dlaczego miałoby, skoro udało im się trafić w dziesiątkę? Tak rzadki łut szczęścia, a przypadł w udziale uwodzicielowi i kokietce, mimo, że żadne z nich nigdy się o to nie prosiło. Najwidoczniej ten wszechobecny, najwyższy Majestat w Niebie wiedział lepiej. On zawsze wiedział lepiej, a przynajmniej takie siano wkładali im do głów od najmłodszych lat.
– Oczywiście, że jest piękna. – odparł jej słowom, tonem trywialnym i nie skalanym emocją, jakby stwierdziła rzecz tak oczywistą, że już większej oczywistości ten świat jeszcze nie dojrzał i nigdy nie dojrzy. Nie krył jednak grymasu satysfakcji, jaką sprawiła mu jej fascynacja samochodem. – Jakby nie patrzeć, jest MOJĄ kochanką i w jednej tysięcznej TWOIM substytutem... – dorzucił zaraz z rozbawieniem. Z lekkim zawodem przyjął fakt, że odwróciła się od okna, zawód ten stopniał jednak w chwili, gdy zamknęła w objęciach jego kark. Mruknął zadowolony, rzucając jej skrajnie nieprzyzwoity uśmiech, mający wyrażać jedynie to, że bawiąc się jej zmysłami, działał z czystą premedytacją i ani trochę tego nie żałuje. Zwłaszcza, że osiągnął cel, a widział to w pokusie gorejącej na dnie jej ciemnych, niemożliwie głębokich oczu. Mógłby w nich utonąć. Ale zaraz, zaraz. To był Nathaniel Crow. Wcale nie tak łatwo było go omotać, i choć Diana była wyjątkiem od wszelakich reguł (nawet tych rządzących jego wyodrębnionym bytem), nie zamierzał poddawać się jej pokornie, bez jakiejkolwiek walki. Nie zwykł toczyć bitew o przegrane sprawy, ale przegrana tej maści z panną Levittoux była najcudowniejszą porażką pod słońcem, same zmagania natomiast zajmowały w najwspanialszy sposób. Był chętny, aby mierzyć się z nią tak, daj Bóg, codziennie. Ściągnął więc lekko brwi w skupieniu, łapiąc jej sugestywne spojrzenie na jego usta. Pod jego wpływem przygryzł z zamysłem wargę, tak występnie jak tylko potrafił, najwyraźniej mocno podjarany jej ofertą. Właśnie! Po cholerę ograniczać się do Europy? Po co w ogóle się ograniczać? Mogła dojrzeć ten typowy dla niego, szalenie niebezpieczny blask w czarnych oczach. Nie miała pojęcia, jak wielkie pokłady gwałtownego zapału właśnie w nim obudziła, składając propozycję tego pokroju. Wręcz nie do odrzucenia. Nie odezwał się jednak ani słowem, wytężając zmysły, by móc w pełni czerpać z jej rozkosznych pieszczot. Pod koniec ciężko odetchnął, obrazując skalę jej oddziaływań na jego męską, nieposkromioną naturę. – Zgoda. – zamruczał bisurmańsko, jednocześnie dając znać, że w tej sytuacji jego kochanka nie ma nic do gadania. – A teraz pora spać. – pochwycił jej uda i śmiało podciągnął ją w górę, aby zaraz ująć pod zgrabny tyłek i okręcić się na pięcie. Po chwili siedział już na łóżku, z szerokim, wręcz dziecięcym uśmiechem zabierając się za rozpinanie guzików jej bluzki. Robiła mu to chyba specjalnie. Żeby przyjemność odsłaniania jej ciała trwała dłużej. Zerknął hultajsko w jej piękne oczy. – Przytulimy się mocno. Chyba, że wolisz okupować małżeński.
...po czym grzecznie zasnęli. END.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz