shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

wtorek, 12 maja 2015

Lekcja pierwsza, nigdy nie trać czujności

Caleb    &     Jasmine

  Po tym jak w zeszłym tygodniu napastowała w nocy Jareda o trening, mogła zapomnieć, że tym razem ta sama metoda zachęty do ćwiczeń go przekona. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że to pierwszy i ostatni raz kiedy budzi go w środku nocy i wyrywa z łóżka. Z tego też powodu zawitała w sypialni Caleba. Potrafiła się nieźle skradać, jeśli jej się chciało, a prawda była taka, że w większości przypadków po prostu działała pół-środkami, nieszczególnie lubiąc się niepotrzebnie wysilać. Podobnie jak wcześniej w przypadku Mearsa, przyłożyła chłopakowi sztylet, dla odmiany nie pod żebra, a do krtani, rzucając słodkim tonem: — Pobudka, księżniczko — no… tyle tylko, że za nazwanie Jareda księżniczką, automatycznie zdyskwalifikowałaby możliwy trening. Dlatego odbiła to sobie u Belle.
  Od kilku dni chodził nabuzowany. Plecy ani żebra już go nie bolały. Za to pod okiem wciąż miał ślad po uderzeniu. Opuchlizna zeszła dość szybko, ale do tej pory pozostał mu niewielki siniak. Tej nocy jakimś cudem zasnął dość wcześnie. Dawno nie był tak zmęczony bez jakiegoś konkretnego powodu. Demonów ostatnio nie było tak dużo, a żadne nieobliczalne Mroczne Łowczynie nie pojawiły się na horyzoncie, żeby go zadźgać. Nagle w połowie snu, ktoś go obudził, przykładając mu sztylet do krtani. Mruknął tylko zrezygnowany. — Jasmine, daj mi spać — szepnął, nawet nie otwierając oczu i niezbyt kontaktując. Poznał ją po głosie, ale niezbyt dotarło do niego, co powiedziała. Uniósł szybko dłoń, złapał ją za nadgarstek i wytrącił jej broń z ręki, po czym przewrócił się na drugi bok.
  — W ogóle nie interesuje Cię co robię w Twojej sypialni o…. sss — syknęła kiedy wytrącił jej sztylet z dłoni. Może nawet i lepiej, że nie skończyła. Może nie chciał wiedzieć, że budziła go standardowo o czwartej w nocy. Z braku lepszych pomysłów przeskoczyła zręcznie nad jego ciałem i sięgnęła po wytrącony sztylet, bawiąc się nim w ręku. Obracała go między palcami, wpatrując się w zaspanego blondyna. — No dalej, Piękny. Nie przyszłam patrzeć jak śpisz. — Obróciła zręcznie sztylet w ręku i dźgnęła go jego rękojeścią, a chwilę potem przejechała mu zimną rączką po karku — Nie wspominałam Ci, że mnie dzisiaj trenujesz?
  Nie zasnąłby już i tak, więc równie dobrze mógł ją czegoś nauczyć. Postanowił jednak jeszcze poudawać, że śpi. Był ciekaw, co dziewczyna zrobi. Słyszał, jak obraca sztylet między palcami. Nie drgnął nawet, gdy go dźgnęła rękojeścią i zrobiła komentarz ci do jego nazwiska. Przewrócił zamkniętymi oczami i już po chwili ona leżała pod nim. Wystarczył tylko jeden ruch. Musiała się jeszcze wiele nauczyć. — A mówiono mi, że gdy śpię, można patrzeć na mnie godzinami, ponieważ się nie odzywam — zażartował, uśmiechając się sarkastycznie. — Lekcja pierwsza, nigdy nie trać czujności.
  Im dalej w ich relacje tym bardziej nabierała pewności, że nie polubi go za jego przechwałki, duże ego i wieczne poczucie wyższości nad innymi. Że był lepszym Łowcą od niej, to nie ulegało wątpliwości. Jakby nie patrzeć, różniły ich lata ćwiczeń, co nie znaczyło, ze zamierzała mu to tak po prostu przyznawać. Uśmiechnęła się kwaśno, przygwożdżona do pościeli. — I nikt nie próbował Ci po prostu odciąć języka? Sposób zawsze niezawodny i dożywotnio działający… — zauważyła unosząc się na łokciu i trąciła go za tors, odpychając go od siebie. Podniosła się do pozycji siedzącej, opierając rękę na kolanie i zmrużyła oczy, patrząc na niego z boku. — Miałeś mnie podszkolić w walce, nie w seksualnych podbojach. Chyba się nie zrozumieliśmy. 
  Nie miał zamiaru się przechwalać. Po prostu chciał jej uświadomić, że jest lepszy i jeśli ma ja szkolić, ona musi się go słuchać. Dał jej się odetchnąć, wiec podniosła się bez najmniejszego trudu do pozycji siedzącej. Uniósł ręce, by się przeciągnąć, a kołdra całkowicie z niego spadła i został w samych bokserkach. — Jedno nie przeszkadza drugiemu, ale co ty możesz wiedzieć — stwierdził ze śmiechem. Podniósł się z łóżka w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego stroju do ćwiczeń. Znalazł spodnie dresowe i nie chciało mu się szukać koszulki. I tak się spoci i będzie musiał się przebierać. - Jeśli mam cię szkolić, musisz się mnie słuchać, młody padawanie — stwierdził, gdy ubrała się i podszedł do niej. Kiwnął głową, by wstała.
  Otaksowała go krótko spojrzeniem. No dobra, niechętnie, ale zwracała mu honor. Jednak coś tam miał pod tą koszulką. Skrzywiła się nieznacznie, bo wolała wierzyć, że był zwykłym chucherkiem. No ale nie. I chyba wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę, decydując się na trening bez koszulki. Przewróciła oczami, bo wyraźnie z jakiegoś powodu ją to frustrowało — To jakaś murowana zasada? Treningi topless? — zakpiła, podążając za nim wzrokiem i wróciła nim do krawędzi łóżka, kiedy się przy niej znalazł — sorry, pomyliłam lokale. Miałam właśnie zahaczyć o plażę nudystów — burknęła pod nosem i spojrzała na niego krytycznie, równie krytycznie unosząc brew kiedy kazał jej wstać.— Ty tak na serio? I będziesz tak do mnie kiwał jak do psa? Może czekasz na Hawkeye’a?— a skoro już kazał jej wstać, wyciągnęła dłoń w jego kierunku, żeby jej pomógł.
   Uśmiechnął się wewnętrznie, gdy kątem oka dostrzegł, jak dziewczyna patrzy na jego mięśnie, po czym przewraca oczami. Jeszcze bardziej go to rozbawiło, ponieważ wyglądała na sfrustrowaną. — Myślisz, że chce mi się ubierać w kompletny strój po tym, jak mnie obudziłaś? — mruknął z wyrzutem. Od dawna tak dobrze mu się nie spało. — To wystarczy — stwierdził jeszcze, zanim do niej podszedł. Westchnął ciężko na jej słowa. Musiała być taka trudna? Przewrócił oczami. — Jeśli masz zamiar robić zbędne komentarze, po co przyszłaś do mnie? Nikt inny nie chciał cię uczyć? — spytał z nieukrywana ironią w głosie, po czym złapał ją za rękę, ale nie pomógł jej wstać. Zrzucił ją na podłogę, wykręcając przy tym nadgarstek na tyle, by nie mogła się zbytnio ruszyć, ale żeby nic się jej nie stało. — Lekcja druga, nie ufaj mi. Ani nikomu innemu, chyba że wiesz, że ta osoba oddałaby za ciebie życie.
  Aaaa, no. Ciekawy temat. Potrzebowała wykwalifikowanego łowcy. Jared na przykład wydawał się kompetentny, ale się tym nie chwalił. Caleb natomiast, widziała różnicę w podejściu już od razu, wolał od razu sprezentować swoje umiejętności, ucząc ją rzeczy praktycznych. On chyba nie traktował tego, jako nadmierny wysiłek. Po prostu lubił łechtać sobie ego. Tyle wywnioskowała. — Nadużyłam już łaskawości Mearsa — mruknęła w końcu w odpowiedzi na jego słowa. Nie wiedziała, czy najedzie mu tym na ambicje, ale mogła spróbować. Kiedy chwycił jej dłoń, miała go właśnie szarpnąć w jej kierunku, ale ją wyprzedził. Poczuła twardą powierzchnię podłogi dogniatającą się do jej klatki piersiowej i zacisnęła zęby, żeby nie stęknąć, bo mimo, że nie starał się zrobić jej krzywdy, zabolało. Nie jak cholera, w jej progu bólu, gdzieś tak na… 2 w skali na 10. O dziwo, nie wiedząc dlaczego wiedziała co zrobić, zagryzła mocniej wargi, spodziewając się nieprzyjemnego prądu, pozwalając mu wykręcić rękę jeszcze dotkliwiej tylko po to, żeby podpierając się na drugiej ręce, jak na dźwigni, szarpnąć się na bok. Kiedy udało jej się przewrócić na plecy, nogą kopnęła go w miarę możliwości w plecy, które pamiętała, że poranione miał na tyle, żeby to mocniej odczuć. Runy leczące mogły łagodzić ból i przyśpieszać gojenie, ale nie działały od razu. Podhaczyła go, korzystając z okazji. Czasami miewała przebłyski geniuszu. Ale tak ogólnie dalej śmiało mógł ją nazywać sierotą, bo najprawdopodobniej nie przewidziała wszystkiego.
  Mears? Nie znał nikogo takiego, więc puścił tą informację mimo uszu. Kiedy upadła, nie wydała z siebie żadnego dźwięku i zaimponowało to Calebowi. Musiała mieć duży próg bólu i umieć sobie z nim radzić. Prawy kącik jego ust drgnął. Zaskoczyła go nieco, gdy udało jej się przewrócić na plecy. Zdecydowanie miała duży próg bólu, skoro szarpnęła się na bok. Mógł zareagować. Zdążyłby, mimo że był zaspany, ale postanowił jej robić swoje. Chciał zobaczyć na co ją stać. Kopnęła go w plecy, które były jeszcze dość wrażliwe, więc puścił jej rękę, a potem podhaczyła go. Może nie była aż taką sierota, za jaką ją miał? Upadł na tyłek i zaśmiał się krótko. Pokiwał głową w niemym uznaniu. Wyciągnął rękę i poklepał ją po nodze, po czym się podniósł. — Teraz czas na prawdziwy trening — oznajmił i ruszył do sali.
  Miała większy próg bólu niż nawet w tym momencie się spodziewał, bo rana na ramieniu nawet dobrze się nie zagoiła, nie wspomagała się dodatkowymi runami, kiedy pierwszy wyrysowane przez niego iratze zniknęło. To było śmieszne, ale Nocna Łowczyni nie posiadała nawet swojej steli. Przynajmniej nie pamiętała gdzie ją ostatni raz zgubiła. Zadowolona, ze udało jej się zwalić Caleba z nóg, podniosła się do pozycji siedzącej, patrząc na niego krytycznie, kiedy dotknął jej nóg przez materiał spodni. Niby zwykły, luźny gest, ale sama się podczas niego spięła. — A to teraz nie trenowaliśmy? — podniosła się zaraz za nim, ściągając razem łopatki. — Coś taki wrażliwy na punkcie przyjmowania pomocy? Zgaduję, jako naiwny dzieciak przyjmowałeś ją od każdego i kiedyś się na tym ostro przejechałeś. Guess what… wyciąganie do Ciebie dłoni to jak głaskanie oswojonego pieska — uśmiechnęła się do niego bezczelnie. Mogła go słuchać, owszem, w końcu chciała się czegoś nauczyć, ale nie mogła mu obiecać, że przestanie używać sarkazmu. Tylko to jedno jej zostało, żeby chronić jej dumę.
  Zauważył, że spięła się, gdy jej dotknął. Co mogło być tego przyczyną? Udał, że niczego nie zauważył i po prostu przeszedł do konkretów. Spojrzał na nią z uniesiona brwią i uśmiechnął się sarkastycznie. — To dopiero początek, skarbie — szepnął jej na ucho z uśmiechem, gdy wstała z podłogi. — Gdybym był taki wrażliwy, już bym nie żył, a tobie się na to zbiera — stwierdził, przypominając sobie, jak nie chciała pomocy, gdy została ranna w walce z demonem. — Pomoc a zaufanie to dwie różne rzeczy, Jaim — po raz pierwszy tak ją nazwał. Dziwnie się z tym czuł, ale nawet nie mrugnął. Sala treningowa była za rogiem. Był ciekaw jak to się potoczy.
  Spięła się głównie dlatego, że dotknął złej nogi, ale wcale nie zamierzała się z tego tłumaczyć. Zresztą, mogła się spiąć ze złości. Nie musiał tego tak analizować. Często zaciskała zęby w jego towarzystwie czy spinała mięśnie dłoni, powstrzymując się, żeby go nie uderzyć. Tak jak teraz, kiedy pochylił się nad jej uchem. Obróciła głowę w jego kierunku, wpatrując się z dezaprobatą w jego tęczówki — Zastanawiam się… Bella… — wyraźnie zaakcentowała pieszczotliwy zwrot, jakby zwracała się do kobiety — to było ostrzeżenie, czy nieudolna próba podrywu? — uniosła nieznacznie brew i ruszyła przodem do salki, w końcu wiedząc gdzie się znajduje. Weszła do pomieszczenia rozglądając się po nim. Mata leżała na środku, jakby gotowa do sparingu, ale Hawkins nie była pewna, czy chciała już teraz patyczkować się z Calebem. W końcu wzruszyła ramionami i wybrała broń, którą już znała. Długi kij, biorąc też drugi dla niego, wręczyła mu go, ale zamiast puścić go, kiedy przytrzymał dłonią drewno, złapała dłonią jego kij, bliżej jego ręki, skracając między nimi odległość, żeby spojrzeć mu w oczy, kiedy prychnęła nieprzekonana do jego słów — Jeśli potrafisz przyjmować pomoc od ludzi, którym nie ufasz, to nie wiem które z nas jest bardziej naiwne. 
  Zaśmiał się z niedowierzania. On ją niby miał podrywać? Chyba tylko w jej marzeniach. Ten, kto chciałby ją podrywać, musiał być szaleńcem. Przewrócił oczami z rozbawieniem. — Ja nie "próbuję". ja to robię — oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. — Gdybym cię podrywał, wiedziałabyś o tym i była w moich ramionach — dodał, sugestywnie oblizując wargi, gdy wręczyła mu kij, ale niespodziewanie przyciągnęła go do siebie. Mógł się z nią podroczyć. Zapowiadało się zabawnie. Zmrużył nieco oczy na jej kolejne słowa. — Czasem przyjęcie pomocy jest konieczne. A ty jesteś naiwna, jeśli myślisz, że to było dobre posunięcie — stwierdził, zerkając na ich kije. Szarpnął za swój, kiedy złapał go za koniec, na którym nie było jej dłoni. Przekręcił nieco swój tułów, a lewą nogą przyparł prawą nogę dziewczyny. Kiedy uniósł kij, a sam się nieco pochylił, nie pozostało jej nic innego, jak się trzymać broni, którą wybrała, bo upadłaby na ziemię. 
  To było wyjątkowo perfidne w jaki sposób się z tego śmiał. Jej kącik ust drgnął lekko i prychnęła z niedowierzaniem — Naprawdę? Szczerze w to wątpię, Piękny. I co, zakleszczasz dziewczyny w swoim uścisku siłą? — jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby któraś chciała się tam znaleźć dobrowolnie. Chyba, ze mówili o naprawdę naiwnych istotkach, które leciały na każdego kto miał nogi, ręce i… no, bardzo nieładnie mówiąc: chuja. Ale bardzo wulgarne mówienie to było akurat w tylu Hawkins. Co zresztą udowodniła już chwilę potem — Wiesz, co robię z taką pomocą? Mam na nią wyjebane — w momencie, w którym zauważyła, ze coś kombinował, chwyciła silniej kij, poprawiając uścisk na drewnie. Skórzana rękawiczka idealnie powstrzymywała nieprzyjemne tarcie, kiedy cały swój ciężar trzymała na broni, ale nie należało to wcale do przyjemniejszych pozycji — Muszę się z Tobą nie zgodzić. W drugiej ręce dalej trzymała swój kij, na którym z początku się podparła, ale zmarszczyła delikatnie brwi, nadwyrężało to jej jeszcze gojące się ramię. Dlatego już chwilę później rąbnęła go końcówką kija w stopę. Jeśli już ma sobie obić tyłek, to on obije się razem z nią.
  Jeśli miał ją jeszcze kiedykolwiek trenować, musiała przestać być tak wkurzająca. Była momentami bardziej bezczelna niż on. — Każda normalna dziewczyna z chęcią poszłaby ze mną na randkę, na którą zabrałbym ją z przyjemnością. Ty nie jesteś ani trochę normalna. Trzeba by było być szaleńcem, żeby chcieć się z tobą umówić — stwierdził z prychnięciem, zanim uderzyła go w stopę swoim kijem. Nie pomyślał o tym. Podtrzymywała się na nim chwile, ale najwidoczniej nadwyrężało to jej zranione ramię, więc zrobiła coś niespodziewanego. Z jednej strony zadziwiła go, z drugiej zaś miał ochotę ją uderzyć. W tym momencie była skazana na jego łaskę. Przez krótką chwilę, mrugniecie oka, trzymał jeszcze kij, ale puścił go. Dziewczyna nie miała żadnego podparcia. Upadła, a on jęknął, poruszając stopą. Szybko jednak zapomniał o bólu. Jeden kij poleciał gdzieś w bok i złapał go, po czym przyłożył go do jej gardła.
  Patrzyła na niego sceptycznie, unosząc nieznacznie brew— Jesteś cyniczny, arogancki, narcystyczny i…— i urwała, bo to były trzy jego najgorsze cechy. Dalej musiałaby się skupić na jego wyglądzie zewnętrznym, a bardzo nie chciała mu prawić komplementów. Przemilczała więc pozostałe kwestie, kończąc pytaniem — Dlaczego ktoś chciałby się z Tobą umówić na randkę? — ale niestety, wiedziała dlaczego, tylko nie mówiła tego głośno. Na szczęście nie musiała, bo temat się skończył, kiedy znów zaczęli się konfrontować. Dla niego pewnie była to dziecinna walka, kiedy od Hawkins wymagało to większego skupienia. W końcu, niezależnie od jej starań, wylądowała na ziemi, a zaraz potem kij dociskał się do jej krtani. Na szczęście, to nie był miecz, którym przeciwnik mógłby jej rozerwać gardło. Dlatego, korzystając z faktu, ze dalej dzierżyła swoją broń, zamachnęła się, celując w piszczele Caleba, ale trafiła w tyły kolan. Nie oszczędzała na zamachnięciu się, wiedząc dobrze, że nieważne czy przyłożyłaby maksimum swojej siły i tak nie zrobiłaby mu wielkiej krzywdy. Teraz chciała po prostu zwalić go z nóg. W ten czy inny sposób jej się to udało i kiedy stracił równowagę, siadła mu w pasie, dociskając go udami do ziemi, a kijem, trzymanym w obu rękach, poddusiła lekko jego szyję, żeby wiedział jak mało przyjemne było kiedy celował w nią końcówką swojej broni. Jej pierś unosiła się w nierównomiernym oddechu. W siłowaniu się nie była raczej mocna. Już wcześniej utrzymanie się na jego kiju wymagało od niej niemałego wysiłku. Teraz wydawała się szybko zmęczyć, chociaż nie upłynęło dużo czasu odkąd zaczęli sparing. Plus był taki, ze dopiero przy jej głębszym oddechu widać było, że gdzieś pod fałdami męskich koszulek chowają się całkiem kształtne piersi. Tak jakby czasem zapominał, że była kobietą. Warkocz opadł jej przez jedno ramię na jego odsłonięty bark, a ona, podążając za włosami spojrzeniem mimowolnie spuściła go na pierś chłopaka. Nie było to długie spojrzenie, ale na pewno nie takie, które mogłaby ukryć. — Mój chłopak by się z Tobą nie zgodził. 
   Słuchał jej zarzutów z uśmiechem na twarzy. Z tym samym typowym sarkazmem uniósł brwi. Nagle urwała i poczuł się przez to, jakby wygrał. Zabrakło jej większej liczby argumentów. Na moment spoważniał, wpatrując się w nią. Po chwili prawy kącik jego ust powędrował nieznacznie do góry. — Dziewczyny po prostu mnie kochają. Co poradzić? To ten urok osobisty — wyznał, przeciągając ostatnie słowa, zanim doszło do ich kolejnego starcia. Mógł jej dać nieco fory. W końcu musiał zobaczyć, na co ją stać. A nie mógł się tego dowiedzieć wiecznie ją pozwalając na ziemię. Nawet jej się nie stawiał, więc dość łatwo udało jej się odwrócić sytuacja i to on leżał pod nią. Trzymała kij przy jego szyi, prawie że go podduszając. Z przebiegłym uśmiechem na twarzy spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. Uniósł dłonie i położył je na kiju. — Lekcja trzecia, nie pokonasz przeciwnika do końca, póki go nie zabijesz — wyszeptał, gdy pochyliła się nad nim. Nieco zdekoncentrowała się, więc z łatwością wykorzystał ten moment nieuwagi. Kompletnie nie zwrócił uwagi na to co powiedziała. Uniósł tylko nogę, a ręce zacisnął mocniej na kiju. Przerzucił cały swój ciężar na dolne partie ciała, by unieść ją nogami. Przeskoczyła nad jego głową, jakby miała zrobić stanie na rękach. Wtedy udało mu się wyszarpać jej kij. Dzięki runie superszybkosci po sekundzie był już na niej i trzymał kij w miejscu, gdzie było serce. — nie żyjesz — oznajmił poważnie, ale jego twarz nie miała w sobie nic z powagi.
   — Nie to powiedziałam — burknęła. Nawet nie komentowała jego pewności siebie nie chcąc czasem narobić sobie tym niekorzyści. Dlatego prychnęła i nic już nie powiedziała. Skupiła się na ich sparingu. Jeśli tak to można było nazwać łomot jaki jej dawał. W momencie, w którym wspomniał o lekcji trzeciej już wiedziała, że coś zrobiła źle. Dało jej to czas na przygotowanie się. Zacisnęła dłonie mocniej na kiju wiedząc już, że jeśli on będzie czegoś mocno chciał na pewno ja pokona. Syknęła kiedy poczuła jak cały jej ciężar ciała unosi się do góry i zmienia się jej środek ciężkości kiedy łupnęła plecami o posadzkę. Caleb przyłożył jej kij do piersi. Pojawił się obok niej bardzo szybko. Nie spodziewałaby się, że taka prędkość jest w ogóle możliwa. — Który to już raz dzisiaj? — prychnęła — Jestem kurewsko dobrze rozkładającym się trupem. — musiała jednak zauważyć coś istotnego — Ale ty tez nie żyjesz — wskazała podbródkiem na jego śledzionę pod która znajdowała się jej dłoń ze sztyletem. Udało jej się to tylko dlatego, ze nie traktował jej poważnie — Lekcja trzecia — wypomniała mu i zamieniła stronę sztyletu klując go w bok rękojeścią w miejscu gdzie nie wiedziała że już raz był przebity. — Szlag. Nie jesteś w ogóle zmęczony, prawda? — burknęła bo sama ciężko łapała już oddech.
   Teoretycznie ostrzegł ją. Była przygotowana na to, że znowu coś jej zrobi. Odwrócił sytuację. Miał ją w szachu, ale trochę ją zlekceważył. W normalnych warunkach nie dopuściłby do tego, ale był to trening i kompletnie sobie opuścił. Gdyby robił to, co podpowiadał mu instynkt, dziewczynie mogłoby się coś stać. Po tym wiedział, na co ją stać. Mógł być z niej dobry łowca. Nie mógł zaprzeczyć, że dostrzegł w niej potencjał. Uśmiechnął się, gdy poczuł sztylet na swoim brzuchu. Praktycznie w tym samym miejscu, którym wcześniej był ranny przez Sam. — Wiesz — zaczął, przywracając oczami. Wstał i wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej wstać. — Już jedno takie dźgniecie przeżyłem, więc zakładam, że drugie nie zrobiłoby mi różnicy — dokończył, a słysząc jej pytanie tylko zaśmiał się krótko. — Lata ćwiczeń robi swoje. A dzisiejszy trening dobiegł końca —oznajmił, gdy zorientował się, że minęło więcej czasu, niż planował na to na początku poświęcić. —Mam coś do załatwienia — dodał, odkładając kije. Po chwili już stał w drzwiach. Puścił jej oczko i wyszedł bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz