shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

poniedziałek, 11 maja 2015

Is there a heaven a hell and will I come back?


     Naznaczyła przedramię runą niewidzialności, dzięki czemu nie budziła ludzkich podejrzliwych spojrzeń, kiedy to wyglądała zza winkla czy aby śledzony przez nią mężczyzna już skręcił w jakąś uliczkę. Gdyby użyła runy śledzącej, mógłby się zorientować i próbować jej wyperswadować ten pokręcony pomysł, a na to nie mogła sobie pozwolić. Ponadto, nie miała zamiaru czekać, aż Nick łaskawie raczy się do niej odezwać. Ukrywał coś.. Ba! Ukrywał zbyt wiele, żeby tak po prostu mogła to zostawić. Widząc, że znika w jednej z uliczek ruszyła w tamtym kierunku. Starała się iść pewnie, ale jednocześnie zachowywać pewien rodzaj czujności. Czy jej się wydawało, czy już tędy szła..? Nie, nie szła, po prostu budynki części przemysłowej miasta, w której się teraz znajdowała, były do siebie łudząco podobne. Była w połowie uliczki, gdy do jej uszu dotarł dziwny, niesprecyzowany dźwięk. Przystanęła odruchowo wzrokiem szukając czegoś, za czym mogłaby się ukryć, w razie gdyby Nick chciał się wrócić. Kosz na śmieci.. Skrzywiła się. Nie ma szans. Zrobiła kilka kolejnych kroków, teraz już wyraźniej słysząc również odgłos przypominający jakby czyjś trucht.. Albo bieg. Zamarła spinając mięśnie. Zmarszczyła brwi i przechyliła delikatnie głowę wsłuchując się w odgłos. Nie musiała długo czekać, bo już po chwili do jej uszu doleciał dźwięk uderzającego o siebie metalu. Jedno, drugie, trzecie, jakby ostrza. Walka! Cholera! Nick mówił coś o Mrocznych. Niewiele myśląc rzuciła się biegiem w stronę uliczki, z której dochodziły odgłosy walki i w której przed chwilą zniknęła postać jej brata. Wbiegając w uliczkę dostrzegła Nicka walczącego z dwoma mężczyznami. Przystanęła. 
–Hej! –Krzyknęła tym samym chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. To był bardziej odruch niż podyktowany przez rozsądek plan działania, bo już po chwili uświadomiła sobie, że przecież oprócz nieszczęsnego sztyletu nie ma przy sobie broni. Chociaż walka jeden na jednego mając jedynie sztylet była jeszcze do wygrania. Wyciągnęła ostrze przymocowane do paska. Ruszyła w stronę mężczyzn, którzy wcześniej zdążyli obdarzyć ją szybkim, przelotnym spojrzeniem. Nie umknął jej grymas niezadowolenia na twarzy brata. Nie przerwał jednak walki. Wiedziała, że w tym momencie jest na nią zły, bo przecież miała siedzieć na tyłku. Ale miała to gdzieś. Niech się złości. To, co on zrobił wcześniej, to dopiero było wkurwiające. Jeden z dwóch Mrocznych Łowców, z którymi walczył Nick, już miał się wycofać i zająć Dianą, kiedy to z drugiej strony, u wylotu uliczki pojawiło się jeszcze dwóch kolejnych. Brunetka zaklęła w myślach. To nie tak miało być. Widać było, że dwaj nowi byli zaskoczeni widokiem Diany. Jakby na chwile zgłupieli. 
-To nie ta! – Krzyknął do swoich towarzyszy mężczyzna aktualnie odparowujący ciosy Nicka. –Ruszcie dupy, matoły! Zabić ją! – Chciał jeszcze cos dodać, ale akurat Nick wytrącił mu miecz z rąk, więc skupił się na nim. Mężczyźni ponagleni rzucili się teraz na dziewczynę niczym dwa spuszczone z łańcucha dobermany. No, z tą różnicą, że byli trochę więksi.. 
-Spieprzaj Diana! – Warknął brunet w kierunku siostry, po czym błyskawicznie obrócił się, żeby sparować cios drugiego przeciwnika. 
     Dostrzegła upadające ostrze, ale była za daleko, aby zdążyć je podnieść. Poza tym - spieprzaj.. Tak, ciekawe gdzie.? Zresztą była w końcu Łowcą, prawda? Nie będzie uciekać przed jakimiś oprychami. Doskoczyli do niej już po chwili. Trudno było mówić o jakiejkolwiek uczciwej walce. Jeden z nich miał miecz, drugi miecz i sztylet. Zadanie ciosu było praktycznie niemożliwe, a jedyne, co mogła teraz zrobić to ich unikać. Zdążyła się schylić zanim ostrze miecza jednego z przeciwników świsnęło jej tuż nad głową, odskoczyła w bok. Miała dobrą okazję, żeby rzucić swoim sztyletem, ale pozostanie bez jakiejkolwiek broni, nie wchodziło w grę. Gdyby był jeden, okay. Ale nie dwóch. Nie miała czasu żeby śledzić, co dzieje się z Nickiem, chociaż słyszała dźwięk zażarcie uderzających o siebie ostrzy. Nadal żyje. Pocieszające. Mężczyzna z mieczem rzucił się na nią, zamachnął, ale sparowała jakoś cios i odepchnęła go kopniakiem w brzuch. Cofnął się zaledwie na kilka kroków, ale to zawsze coś. Odskoczyła o milimetry unikając cięcia drugiego Mrocznego. Cholera! Nigdy więcej nie wyjdzie na miasto bez broni. Zamachnął się po raz drugi, tym razem musiała zablokować cios. Nie zdążyła jednak odskoczyć nim sztylet trzymany w drugiej ręce mężczyzny wbił jej się w brzuch aż po samą rękojeść. Jęknęła kuląc się. Prawdziwy ból poczuła jednak dopiero po chwili, kiedy to oprych z lubością oraz parszywym uśmiechem na ustach obrócił sztylet. Desperacko zaczerpnęła haust powietrza, a oczy jej się zaszkliły. Jej własny sztylet wypadł jej z ręki. Oprych wyszarpnął ostrze i przywalił jej w twarz ręką zaciśnięta na rękojeści. Zatoczyła się do tyłu. W porównaniu do brzucha, uderzenie prawie w ogóle nie bolało, chociaż z nosa puściła się krew. Zamierzył się, żeby zadać kolejne pchnięcie sztyletem, ale w tym momencie jego ręka zatrzymała się w połowie drogi do niej, bo miecz przebił mu gardło, przy okazji obryzgując dziewczynę krwią. Patrzyła, jak mężczyzna pada przed nią krztusząc się własną posoką. Przymknęła oczy, przyciskając dłonie do rany na brzuchu. Zrobiło jej się słabo. Bluzka poniżej przemiękła jej zupełnie teraz przyklejając się do ciała, a krew nadal spływając po brzuchu zaczęła wsiąkać w spodnie. Usłyszała za sobą świśniecie, a sekundę potem poczuła ostry ból przez plecy. To ten drugi – zdążyła jeszcze pomyśleć.  
-Didi! –Dotarł do niej głos brata, ale nie była w stanie mu odpowiedzieć. Jej własny głos ugrzązł jej gdzieś w gardle, chociaż usta mozolnie poruszyły się w niemych słowach. Oddech stał się dużo płytszy, urywany, a powietrze łapała przez usta. Dłonie moczyła jej ciepła, lepka ciecz, wypływająca z rany na brzuchu. Ogarnęło ją nieodparte znużenie. Miała wrażenie, że traci równowagę, powoli zapada się w mrok. Nie poczuła uderzenia o bruk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz