W sali panował półmrok, jedyne, nikłe światło dawał wyświetlacz urządzenia monitorującego akcję serca jednocześnie wydając z siebie irytujące pikanie. Siedziała na krześle pod oknem wpatrując się nieobecnym spojrzeniem w aparaturę medyczną, do której podpięty był leżący na łóżku młody mężczyzna. Był mocno poturbowany, spod pościeli wystawała założona w gips ręka. Głowę miał obwiązaną bandażami, twarz posiniaczoną i opuchniętą, a kości pogruchotane. Mimo uzdrawiającej runy, którą Diana narysowała mu dobrych kilkanaście godzin temu, nie odzyskał przytomności i nie zapowiadało się, na to, że mógłby odzyskać ją w najbliższym czasie. Gdy spoglądała teraz na niego prychała na samą myśl, że chłopak mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł, który doprowadził go właśnie do tego stanu. I jeszcze ta wiedźma.. Jak jej tam było? Milah..? Jakby nie miała już czego chcieć. Kłaki jakiegoś Delacour’a. I to za głupie zaklęcie lokalizujące. Kolejne prychnięcie. A ten idiota się zgodził i nie omieszkał wkręcić w to Diany. Przecież wiedział, że to się tak skończy. Cholerna misja kamikadze. Zacisnęła mocniej szczękę zgrzytając zębami. Z drugiej strony wiedział, że Nick na pewno poczuje, iż z blondynem jest coś nie tak. Byli w końcu parabatai, nieważne jaka dzieliła ich odległość, to podobno się czuje i już. Skoro ich własne poszukiwania nie dawały pożądanych rezultatów, to może rzeczywiście ten sposób okaże się szybszy i skuteczniejszy. Bo w końcu o to w tym wszystkim się rozchodziło, chcieli tylko znaleźć Nicka. Dianie do tej pory, cały czas wydawało się, że goni cień, który wymyka jej się za każdym razem, kiedy zdawało się, że już ma go na wyciągnięcie ręki. Męczyło ją to, za każdym razem dobijając mentalnie coraz bardziej. I jeszcze do tego Daniel… Jakby było jej mało. Czy tego chciała czy nie, musiała tu teraz siedzieć, choćby po to żeby się przekonać czy to, co zrobił blondyn warte było tego całego zachodu. Mogła za nim nie przepadać, ale mimo wszystko zostawienie go teraz samemu sobie byłoby nie fair. Jeśli Nick się nie zjawi, to zapewne będzie oznaczało, że nie ma go w LA, ale poniekąd ich wyjazd przez wzgląd na stan Daniela i tak się przesunie. Zabawne, ale cieszyła ją perspektywa spędzenia w tym mieście jeszcze kilku dodatkowych dni. W normalnych warunkach pewnie już dawno miałaby zarezerwowany jakiś lot. Tym razem miała jednak kilka powodów, przez które chciała tu zostać, a w tym jeden całkiem spory, który nazywał się Nate. Co prawda wspominając, że nie chce stąd wyjeżdżać, nie do końca miała na myśli spędzanie czasu siedząc w ciemnej, szpitalnej sali na niewygodnym krześle, od którego bolał ją tyłek. Chociaż jedynym plusem było to, że miała go na tyle dużo, żeby móc spokojnie pomyśleć. Zarówno pod wpływem ostatnich wydarzeń, jak i za każdym razem, kiedy widziała Nate’a, jedynie utwierdzała się w przekonaniu, że to nie jest jakaś głupia fascynacja. Ten błysk w jego oczach i szelmowski uśmiech.. Na samo wspomnienie robiło jej się jakoś tak cieplej i uśmiechała się do siebie jak idiotka. To było zdecydowanie coś więcej. Do tej pory przy nikim nie czuła się tak, jak przy nim. Przerażał ją trochę ten fakt. Zaczynało jej coraz bardziej zależeć, a próby tłumienia tego coraz mniej jej wychodziły. Z kolei możliwość zaangażowania się w coś poważniejszego podważała wszystkie zasady jakimi do tej pory się kierowała. Jeśli przyzna się, że to coś więcej, to wkroczy na nowy, nieznany grunt, a co za tym idzie, to może być niszczące dla nich obojga. W końcu byli ludźmi, którzy cenili sobie wolność i niezależność, co jednak nie przeszkadzało im być również zaborczymi. Przy nim trudno było jej przewidzieć swoje własne zachowanie, a co dopiero jego. Mogłaby tu tak siedzieć i gdybać sobie w nieskończoność, a żeby otrzymać odpowiedzi na męczące ją pytania trzeba było działać. Podświadomie bawiła się telefonem obracając go w dłoni. Z drugiej strony, czy było im teraz źle? No właśnie. Wiedziała, że ten stan nie potrwa wiecznie, ale też wcale nie musiała niczego przyspieszać. W razie czego zawsze istniała też możliwość wycofania się, ale to..
Urwała skupiając spojrzenie na drzwiach, bo w tym momencie dostrzegła, że ostrożnie uchyliły się, a do środka wślizgnęła się zakapturzona postać. Wbiła wzrok w wysokiego, barczystego mężczyznę. Spod kaptura błysnęły ciemne oczy, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Wstrzymała oddech, ale trwało to jedynie ułamek sekundy. Poderwała się z krzesła, bo nie potrzebowała więcej, żeby rozpoznać w mężczyźnie brata.
-Nick.. –szepnęła żeby za chwilę do niego podbiec i rzucić mu się na szyję niczym małe dziecko. Objął ją przytulając, ale zaraz się odepchnęła. –Nienawidzę cię. Zostawiłeś mnie – burknęła patrząc na niego z wyrzutem. Zdjął kaptur, pozwalając sobie na blady uśmiech. Teraz dopiero dostrzegła na policzku mężczyzny długą bliznę. –Co Ci się stało? I dlaczego się nie odezwałeś? –Rzuciła lustrując go spojrzeniem ciemnych oczu. W głowie miała setki pytań, na które chciała otrzymać odpowiedzi. Chociaż nie. Ona nie chciała, ona żądała odpowiedzi. Sięgnęła w kierunku włącznika światła, ale złapał ją za przedramię powstrzymując.
-Nie włączaj – oznajmił tym swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem, na co ona mimo wszystko zamrugała zaskoczona. Pierwsze słowa po tylu miesiącach. Prychnęła. Zaczynała go naprawdę nienawidzić.
- A może jakieś „cześć”? Dobrze Cię widzieć? Fajnie, że żyjesz – warknęła nie kryjąc rozgoryczenia, bo zamiast tego, on przejmuje się głupim światłem.
–To dla bezpieczeństwa – wyjaśnił w ramach usprawiedliwienia posyłając jej przepraszający uśmiech, ale ona w odpowiedzi żachnęła się robiąc krok do tyłu, aby zaraz podejść do niewielkiej szafki stojącej przy łóżku i się o nią oprzeć. Przeczesała dłonią włosy jednocześnie starając się opanować, bo powoli zaczynało się w niej gotować. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie.
-Dla jakiego znowu bezpieczeństwa? -Rzuciła wbijając spojrzenie gniewnych oczu w bruneta i splatając ręce pod biustem. Że też musiała jeszcze pytać. -Wyjechałeś zupełnie bez słowa. Zniknąłeś. Tak o.. –buczała strzeliwszy palcami. –Szukałam cię. Latałam z miejsca w miejsce, chociaż doskonale wiesz jak nienawidzę ani latania, ani czarowników, za którymi musiałam łazić, żeby łaskawie raczyli rzucić zaklęcie lokalizacyjne. I za każdym razem, kiedy już myślałam, że cię znalazłam, to ty znikałeś. Zupełnie jakbyś robił mi to na złość. Nie wydaje ci się, że mimo wszystko zasługuje na jakieś wyjaśnienia? –warczała poniekąd dając tym ujście swojej frustracji.
-Diana, im mniej wiesz tym lepiej – odparł zdawkowo z typowym dla siebie spokojem. Omiótł wzrokiem salę by zaraz podejść do łóżka swojego parabatai. -Co z nim?
-Nie Nick. Tak wcale nie jest lepiej – wycedziła przez zęby, bo teraz to jej dopiero powiedział. Przeniosła spojrzenie na Daniela. –Na razie kiepsko, ale podobno stabilnie. Lekarz mówił, że jeśli przez najbliższe dwa dni nie będzie żadnych komplikacji, to powinien się wylizać. Głupoty niestety nie są w stanie wyleczyć – mruknęła wbijając wzrok w brata. Zgromił ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu. Prychnęła, a kącik jej ust drgnął lekko ku górze, w specyficznym dla niej ironicznym wyrazie.
-Nie patrz tak na mnie. Sam go do tego zmusiłeś. Gdybyś przed nami nie spieprzał, to by tu teraz nie leżał – odparła krytycznie, ostentacyjny unosząc podbródek i przenosząc spojrzenie na okno. To był cios poniżej pasa i zdawała sobie z tego sprawę, ale w tej chwili targała nią złość oraz siedzące głębiej rozczarowanie.
-Spuść łaskawie z tonu. Uwierz mi, że starałem się tego właśnie uniknąć – odparł twardo, zerknął jeszcze na nią, po czym przysunął się bliżej łóżka i spojrzał troskliwie na blondyna.
–Jakoś kiepsko Ci to wyszło – mruknęła w odpowiedzi, po czym wzięła głębszy oddech, jednocześnie starając się opanować.
-Powiedziałem coś. Nie będę się z tobą kłócił. To chyba nienajlepszy moment, nie sądzisz? –Znów zgromił ją spojrzeniem. Przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę zaciskając przy tym usta, ale oczy nadal błyszczały jej butnie.
-Narysowałam mu Iratze, ale to ty powinieneś to zrobić – oznajmiła spoglądając przelotnie na brata. Brunet skinął głową i pochylił się nad przyjacielem. Wyjął z kieszeni spodni stelę i odciągnął materiał szpitalnej koszuli, aby móc narysować na zmaltretowanej piersi Daniela runę.
-Chcę wiedzieć, dlaczego i przed kim uciekasz? Kim do cholery jest ta dziewczyna, z którą podróżujesz? Bo wiemy o niej. I dlaczego nawet słowem nie wspomniałeś, że wyjeżdżasz? –Zaczęła pytać odrywając spojrzenie od okna wbijając je teraz w brata. Mogła mieć swoje przypuszczenia i miała je, ale przecież żadne przypuszczenia nie zastąpią jej prawdy.
-Diana, nie mam tyle czasu, żeby Ci wszystko teraz tłumaczyć – oznajmił zerkając na zegarek. Wiedział jednak, że to marna wymówka, a dziewczyna łatwo nie odpuści. Gdy się na coś uparła, to nic się nie dało z tym zrobić. Na wzmiankę o dziewczynie, z którą rzekomo podróżował, nie zdziwił się. Wiedział, że Diana za nimi goni. Wiedział, że razem z Sophie zostawiali za sobą sporo śladów, szczególnie ostatnio, ale to było akurat konieczne i nie chodziło tu o Di. Nie tylko ona za nimi goniła i to nie jej się obawiał, a o nią. Poza tym akurat razem z Sophie byli w trakcie realizacji planu, który miał zapewnić jego towarzyszce względne bezpieczeństwo. Chociaż w gruncie rzeczy nazwanie Sophie tylko towarzyszką było pewnym niedomówieniem..
-Nie obchodzi mnie to. Jestem twoją siostrą, masz go znaleźć – rzuciła ostro w odpowiedzi nawet na moment nie spuszczając z niego wzroku. Stał na pozór niewzruszony wpatrując się w nią, ale w rzeczywistości wewnętrznie prowadził ze sobą prawdziwą batalię. Jeśli jej powie, to na pewno będzie chciała spotkać się z Sophie, a to prawdopodobnie rozpieprzy cały misternie układany plan. Z kolei, jeśli będzie próbował skłamać, domyśli się. Brunetka zagryzła wargę nie mogąc doczekać się żadnej odpowiedzi. –To przez nią ten cały cyrk, prawda? Przez tę dziewczynę.. –To było bardziej stwierdzenie niż pytanie, dlatego nie czekając na odpowiedź kontynuowała. –Masz pojęcie, że przez ponad pół roku, za każdym razem budząc się pierwsza myśl, która mnie nachodziła, to pytanie czy jeszcze żyjesz i czy to, co robię nadal ma jakikolwiek sens..? I pomyśleć, że ty nawet nie raczyłeś zostawić głupiej wiadomości. Zupełnie nic – prychnęła i przeniosła spojrzenie na drzwi. Miała do niego żal, ale teraz przynajmniej mogła go użyć, aby odwołać się do sumienia mężczyzny. Słysząc jej słowa wziął głębszy oddech i przetarł dłonią twarz, jakby to pozwoliło mu choć na chwile odgonić zmęczenie. To nie był najlepszy moment na wyjaśnienia, a idąc tu sądził, że będzie łatwiej. Zawiesił wzrok na leżącym na łóżku nieprzytomnym Danielu. Miała dużo racji. Ale wiedząc to, co on wiedział i będąc na jego miejscu, również nie oglądałaby się za siebie. Z drugiej jednak strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak dziewczyna się teraz czuje.
-Przepraszam – wydobyło się z jego ust, a Diana zaskoczona momentalnie przeniosła spojrzenie na brata. W ciągu swojego prawie dwudziestoletniego życia z jego ust usłyszała to słowo zaledwie kilka razy. Zawsze posiadał argumenty na odparowanie zarzutu, czy na obłaskawienie rozmówcy. A teraz co? Nie miał ich? Rzeczywiście przyznawał się do błędu, czy po prostu to nowa strategia? Podszedł do okna i oparł się ramieniem o framugę, przez chwilę w milczeniu spoglądając przez szybę. –Uwierz mi, że wszystko co robiłem, robiłem również dla waszego bezpieczeństwa – zaczął przenosząc spojrzenie na brunetkę. –Kiedy Sophie przyjechała do Paryża skontaktowała się ze mną prosząc o pomoc. A ja byłem zobowiązany jej pomóc. Miała na ogonie Mrocznych i wampiry, zresztą nadal ma.. Mamy. –Poprawił się mimo wszystko starając się na razie ograniczyć do minimum informacje o dziewczynie. Diana odepchnęła się od szafki i podeszła do okna obracając krzesło stojące obok i usiadła na nim przodem do oparcia oraz Nicka. Wlepiła w brata spojrzenie nie chcąc mu przerywać skoro zaczął sensownie mówić.
–Zaskoczyli nas. Powrót do Instytutu nie wchodził w grę, a gdybym spróbował się z wami skontaktować, skupiłbym na was ich uwagę. Mogliby użyć was jako przynęty, żeby nas ściągnąć. A na to nie mogłem pozwolić. Przychodząc tu dziś ryzykuje naszym życiem – dodał znów nerwowo zerkając przez okno. Wiedział jak głupio to zabrzmiało, ale biorąc pod uwagę, że była to prawda, to nie było w tym nic głupiego. Widząc grymas na twarzy siostry wiedział, co chce powiedzieć, więc od razu ją uprzedził. –Nie żartuję. Chciałem trzymać was od tego jak najdalej się da, ale wy jak na złość chcecie nas znaleźć i pakujecie się w sam środek bagna.
Diana skrzywiła się jeszcze bardziej, bo w tej chwili zaczynał jej chyba mydlić oczy. Was, nas? A od kiedy to podzielił ich na dwa obozy? W tej chwili nie mogło być nic bardziej denerwującego od próby odwrócenie jej uwagi, od istotnych faktów. Przez chwilę wyłączyła się wracając myślami do jego wcześniejszej wypowiedzi.
-Ta Sophie… Dlaczego powiedziałeś, że byłeś zobowiązany? – Zagadnęła w końcu, bo właśnie coś zaświtało jej w głowie. „Zobowiązany”. Niby jak i do czego? Przecież by wiedziała. A przynajmniej tak jej się wydawało. Chyba, że Nick miał przed nią więcej sekretów, niż uprzednio myślała. Utkwiła w nim spojrzenie obserwując reakcję. Zmrużył lekko oczy, a powieka mu drgnęła. Odchylił się nieznacznie do tyłu spinając przy tym mięśnie, co mimo wszystko bardzo starał się ukryć. Czyżby trafiła w sedno..? -Nick, kim ona jest? –Zapytała nie mając już żadnych wątpliwości, co do tego, że dziewczyna odgrywa kluczową rolę w tej całej szopce. No, bo kim tak na dobrą sprawę mogła być..? Dziewczyną? Przyjaciółką? Po cholerę to ukrywał?
-Nie mogę Ci powiedzieć. Nie teraz. Za dwa, góra trzy tygodnie, jeśli uda nam się zrealizować plan, nad którym pracujemy wszystkiego się dowiesz – oznajmił zerkając jeszcze w okno i odepchnął się od framugi. W jego mniemam oznaczało to koniec wizyty. Musiał ją zakończyć, bo każde następne zdanie wyjaśnienia jedynie by go pogrążyło. Zerknął przelotnie na Daniela. Cóż, jeśli się nie uda, tego Diana zapewne też się dowie.
-O nie, nie. Nigdzie nie idziesz – poderwała się z krzesła podnosząc przy tym głos. –Za dużo słów, za mało treści, praktycznie nic.. –Zaczęła, ale zaraz jej przerwał.
-Diana, obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, jak tylko pozbędę się ogona. Znajdę Cię i porozmawiamy na spokojnie. A nie tak.. – mówił stanowczym i rzeczowym tonem, na koniec omiatając pomieszczenie zniecierpliwionym spojrzeniem. Nie powinien zostawać i ucinać sobie pogawędki. Miał tylko wpaść na chwilę, żeby sprawdzić, co z Danielem. –Zajmiesz się nim dopóki nie wyzdrowieje? –Zagadnął jeszcze przenosząc na nią pytające spojrzenie. Wiedziała jednak, że to nie była prośba, a bardziej polecenie, bo właśnie tego od niej oczekiwał. Patrzyła przez chwilę na brata spod byka, bo ani trochę nie podobał jej się taki obrót sytuacji, mimo wszystko jednak kiwnęła głową na znak zgody. Podszedł do niej, objął ramieniem i pocałował w czubek głowy. –Niedługo się zobaczymy. Obiecuję – oznajmił odsuwając się, po czym dodał jeszcze na odchodne, idąc tyłem w kierunku drzwi. –Tylko bez głupich wybryków. Nie chcę, żebyś się w coś wpakowała.
-Okay – uniosła ręce w obronnym geście, który jednocześnie sugerował poddanie się. Jakby tak spojrzeć na te ostatnie kilka miesięcy, to i tak chyba złamała większość ustalonych przez Nicka zasad. Wiedzieć jednak nie musiał, po za tym już nie była małym dzieckiem i dawała sobie sama radę. A przynajmniej tak jej się wydawało. Zresztą, to on ją zostawił i tym samym skazał na usamodzielnienie się. Zrobiła jeszcze dobrą minę do złej gry, pozwalając bratu opuścić salę. A gdy to się stało jej spojrzenie znacząco spochmurniało. Spojrzała w kierunku nieprzytomnego Daniela. Może gdyby to, co teraz usłyszała zostało wypowiedziane w Paryżu jeszcze by w to uwierzyła. Ale teraz obietnica Nicka, nie miała dla niej żadnej wartości. A jeśli sądził, że naprawdę jest taką idiotką by mu uwierzyć, to już jego błąd. Zgarnęła skórzaną kurtkę z oparcia krzesła i zarzuciła na siebie. Zręcznym ruchem wyciągnęła włosy spod spodu pozwalając czekoladowym lokom rozsypać się po plecach.
-Zapomnij Lumiere – mruknęła lekceważąco w kierunku nieprzytomnego chłopaka, po czym sama ruszyła do wyjścia z sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz