shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

wtorek, 12 maja 2015

Chodź, mały gremlinie, czeka na ciebie twój nowy właściciel


Urodziny Neala

Caleb & Neal

Nadszedł w końcu ten dzień, dwudziesty lutego. Caleb z samego rana wybrał się do sklepu zoologicznego. Był już tam kilka tygodni wcześniej, by uzgodnić ze sprzedawcą cenę i wybrać odpowiedniego kota. Chciał Nealowi sprawić przyjemność, więc jego pierwszy pupil musiał być idealny. 
- Witam, piękną panią - powitał dziewczynę za ladą. Miała długie blond włosy, zapewne farbowane, brązowe oczy i delikatny makijaż. Urodą się nie wyróżniała, jednak brzydka też nie była. Jej wygląd był dość przeciętny, ale uśmiech przyjemny dla oka. Zamrugała zalotnie, gdy oparł się łokciami o blat, przy którym siedziała. Caleb uśmiechnął się uprzejmie i sięgnął po portfel tylnej kieszeni spodni. Dostawał coś na kształt kieszonkowego z pieniędzy, jakie pozostawili po sobie jego rodzice. - Przyszedłem po kota - wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie.
- Oh! Oczywiście - wydusiła z siebie po chwili zawieszenia. Podniosła się z krzesełka i ruszyła na zaplecze. Do uszu blondyna dotarło miauczenie, a po chwili oczom ukazał się mały łysy kotek. Uśmiechnął się szerzej, wyciągając rękę, by zabrać od dziewczyny ciężką klatkę. Podniósł ją na wysokość oczu i zrobił słodką minę. - Jak ją nazwiesz?
Podniósł wzrok na ekspedientkę i nieco spoważniał na moment. Po chwili jednak uśmiechnął się smutno.
- To prezent dla przyjaciela - wyjaśnił, kładąc odpowiednią sumę pieniędzy na blacie. - Miłego dnia! - Zawołał jeszcze przed wyjściem i puścił jej oczko, po czym spojrzał na zwierzątko, które mu się przypatrywało z zaciekawieniem. Zacmokał. - Chodź, mały gremlinie, czeka na ciebie twój nowy właściciel.
Wrócił do Instytutu autobusem. Nie użył runy niewidzialności, jak to zrobił, gdy jechał do zoologicznego. Reakcja ludzi była przeróżna. Niektórzy spoglądali na niego prawie że z obrzydzeniem, widząc kota bez sierści, a inni zachwycali się nim. Zwłaszcza licealistki. Właściwie większe wrażenie robił na nich Caleb niż kot, ale od czegoś musiały zacząć. Uśmiechał się do nich szarmancko, trzymając ostrożnie kotkę i co jakiś czas zerkając, czy wszystko z nią w porządku. Nadszedł na niego czas i z udawanym smutkiem pożegnał dziewczyny. Czasami naprawdę nie znosił bycia widzialnym. Przewrócił oczami i ruszył prosto przed siebie. Było ciepło jak zwykle i ludzie zbierali się grupkami jak zgraja szarańczy. Przyziemni. Nie rozumiał ich. Wszedł do Instytutu kilka minut później i szybko ruszył do pokoju Neala. Po drodze wziął małą kotkę na ręce. Kiedy tylko wpadł do środka postawił klatkę tuż obok drzwi i stanął cały szczęśliwy przy łóżku, na którym leżał jego parabatai. Wyciągnął do niego dłonie. Kociak zamiauczał. 
- Wstawaj, solenizancie! - zakomenderował blondyn żartobliwym tonem. - Zawsze chciałeś mieć zwierzątko, więc dzisiaj spełnię twoje marzenie - oznajmił, wręczając mu ostrożnie w chude ręce kotkę. - Masz się nią dobrze opiekować albo ci ją zabiorę - dodał, grożąc mu w żartach palcem w jednej chwili, a w drugiej przytulając go nieco z boku, by nie zgnieść "podopiecznej" Neala. - Jaką nazwiesz? - spytał głaszcząc ją po głowie. Zamruczała, przechylając małą główkę. Najwyraźniej go polubiła. Zwierzęta od zawsze go lubiły, a on lubił je. Z ludźmi było już gorzej.

Neal obudził się skoro świt i teraz leżał na łóżku u siebie w pokoju w Instytucie w Los Angeles, wgapiony w sufit. Obudził się ze świadomością, że tego dnia są jego urodziny. Był starszy o następny rok, jednak nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Westchnął cicho i przymknął powieki ukrywając pod nimi swoje oczy w kolorze piwa. Nie chciał jakoś szczególnie świętować tego dnia, więc mało kto wiedział o tym, że dzisiaj było jego święto. Trochę smucił go fakt, że był tak daleko od domu. Pierwszy raz miał obejść urodziny nie w rodzinnym Instytucie, a gdzieś indziej. Bez ojca, bez swojej młodszej siostry... chociaż jednak był z nim Caleb oraz Dalia przyjechała w odwiedziny. Pragnął przetrwać ten dzień i miał nadzieję, że nikt nie szykuje dla niego niespodzianki lub czegoś w tym rodzaju. Zdążył o tym pomyśleć, a niespodziewanie do jego pokoju wpadł Caleb. - Co ty tu...? - nie dokończył pytania, ponieważ zauważył szczurowate zwierzątko w dłoniach parabatai. Zaskoczony usiadł na łóżku z otwartą buzią, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Nie spodziewał się, że cokolwiek dostanie, a szczególnie, że dostanie zwierzę. Kiedy wyrwał się z początkowego szoku wziął od niego ostrożnie kotkę. - Wiesz, że nie musiałeś tego robić. - mruknął cicho, chociaż w jego spojrzeniu widać było zachwyt zwierzęciem. Pogłaskał Sfinksa po grzbiecie pozbawionym futra. - No nie wiem... Co powiesz na Bella, Belleshade? - uniósł pytająco brwi i spojrzał na przyjaciela. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, co było naprawdę rzadko spotykane. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz