shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

środa, 20 maja 2015

Nie wpatruj się w swoje piękne odbicie, bo jeszcze oślepniesz

Caleb & Jasmine

   Spała dzisiaj dłużej niż zwykle. Wycieńczony organizm domagał się regeneracji. Zdawał się nawet oszukiwać rozum ignorując narastający ból. Kiedy jednak w końcu jej świadomość przebiła się ze snu do realnego życia, uderzył w nią piekielny promieniujący ból, dogniatający jej kręgosłup do materaca łóżka. Skrzywiła się próbując się ruszyć. Nie była pewna czy chłopak spał. Może nawet jeśli nie w nocy, to chociaż może zasnął nad ranem zmęczony czuwaniem? Jego ręką dalej przerzucona była przez jej drobne ciało, w luźnym objęciu. Zaciskając zęby spróbowała delikatnie się spod niego wyswobodzić. Przesunęła się na krawędź łóżka i jęknęła cicho, sycząc odrobinę, kiedy wstała do pionu. Chciała przejść do łazienki. Dla bezpieczeństwa ruszyła wzdłuż ściany trzymając rękę na przeciążonych w pionie zebrach. - Nie wymiękaj Hawkins - pocieszyła samą siebie nie spodziewając się, że rano ból będzie aż tak dotkliwy. Przystanęła przy ścianie, próbując się z nim oswoić, biorąc kilka głębszych oddechów. Gorzej, że skupiona na swoim spacerze, nie zauważyła  pod stopami ciuchów które spadły z krzesła. Potykając się o nie, złapała się krawędzi szafki, na którą wpadła sycząc i rzucając kurwami, bo na razie nie miała dla kogo się oduczyć tego wulgarnego języka. Oparła się na szafce obiema rękami, zginając się w pół, a chwilę później podniosła wzrok krzyżując swoje tęczówki  z tymi które widziała we własnym odbiciu w lustrze. - O szlag... - była całą ulepiona we krwi. Aż spojrzała desperacko w kierunku mocno dla niej oddalonej łazienki.
   Czuwał przy niej przez kilka godzin. Słońce dawno wstało, a on dalej nie spał. Cieszył się, że chociaż ona się wyśpi. Kiedy w końcu zasnął, było już dawno po śniadaniu i zbliżała się pora obiadowa. Był wyjątkowo zmęczony tym czuwaniem i nie zauważył nawet, że dziewczyna wstała. Zamruczał tylko i wtulił się w poduszkę. Sen nie trwał jednak zbyt długo. Dość szybko usłyszał hałas, który mogła wywołać tylko jedna osoba. Otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Jego oczom ukazała się Jasmine zgięta w pół i opierająca się rękami o szafkę. Spiorunował ją wzrokiem, przechylając głowę na bok. Wyglądał w tym momencie jak rozzłoszczony rodzic, którego dziecko coś nabroiło. Wstał powoli, z typową dla siebie gracją. W dwóch krokach pokonał odległość dzielącą go od rudowłosej. - No już - mruknął,  łapiąc ją delikatnie w pasie i podtrzymując, by nie upadła. Rzucił jej sarkastyczny uśmiech. - Nie wpatruj się w swoje piękne odbicie, bo jeszcze oślepniesz - próbował zażartować, choć po takiej nocy mógł być on dość nieodpowiedni. Kiwnął głową w stronę łazienki. - Zaprowadziłbym cię, gdybyś powiedziała. Czary cię od tak nie uzdrowi, Jas - brzmiał na dość zirytowanego jej samowolką. Westchnął,  kręcąc głową. - Jeśli coś sobie zrobisz, a ja będę obok... - urwał nagle i spojrzał na nią z góry. Zmarszczył nos. - Trzeba cię umyć, co? Chodź - zarządził, po czym zaczął prowadzić ją do łazienki.  
   Mimo że jego pomoc była nieopisana, nie oparła się na nim. Czuła dziwne poczucie, że wykorzystała już cały limit jego uprzejmości. Zacisnęła ręce mocniej na krawędzi szafki i wyprostowała się spoglądając na niego w lustrze. - Zabawne... - mruknęła, ale czuła się nawet gorzej niż wyglądała więc postanowiła nawet nie komentować tego w kontekście swojej osoby. Nie bezpośrednio. Obserwując jego twarz w odbiciu lustra mruknęła zaczepnie - Czy właśnie powiedziałeś, że moja uroda oślepia? - uśmiechnęła się wrednie, chociaż tak naprawdę na wspomnienie tych słów pochyliła się przełykając ślinę. Sam fakt pobicia nie działał na nią tak silnie jak to jak Drake wykańczał ją wtedy psychicznie. Przez chwilę dało się wyczytać napięcie z jej twarzy dopóki nie otrzeźwiła się odwracając się powoli przodem do niego, wspierając ciężar swojego ciała na szafce - Czuje się lepiej - specjalnie zaznaczyła, że lepiej niż wcześniej, a nie źle. Nie chciała kłamać. A fakt faktem kiedy świszczał  jej oddech i czuła ciężar na klatce piersiowej wtedy było naprawdę fatalnie. Dalej patrzyła w jego tęczówki oczu w milczeniu. Wiedziała, że potrzebuje jego pomocy, że sama nie była w stanie się umyć, ale naprawdę nie chciała, żeby ktoś ją teraz dotykał. Na nagą  skórę... po bliznach... i patrzył na nią. Chociaż właśnie uświadomiła sobie, że nie było już nic czego Całeb by nie widział. Skrzywiła się na tą myśl. Była zepsuta od środka dla niego ale nie musiał wiedzieć jak bardzo brzydka była jeszcze zewnętrznie. - Nie - zaprzeczyła - pójdę sama. - jej wzrok przez chwilę był nawet bliski prośbie zanim stał się bardziej zdeterminowany.
   Nie miał zamiaru jej obrażać, choć pewnie właśnie tak to odebrała. Mówił wiele rzeczy, których nie myślał. Ona miała tak samo. Przynajmniej choć w pewnej części, po tym co zaobserwował tej nocy. Była równie dobra w udawaniu co on, ale teraz powoli umiał to dostrzec. Każde jej zawahanie coś znaczyło. - No przecież wiesz, że jesteś piękna - szepnął jej do ucha, ale sam nie wiedział, czy ma być to komplement, czy sobie żartuje, choć jego ton był dość poważny. - Lepiej... - mruknął do siebie, marszcząc brwi.  Analizował jej słowa uważnie. Lepiej nie znaczyło dobrze. Widać było po jej twarzy, że ledwo stoi. Caleb przywiózł ją do Delsina w stanie krytycznym, ale za zwykłą przysługę nie mógł zrobić więcej. To i tak było za dużo. Blondyn bał się, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić. Westchnął na jej protesty i bez słowa zaciągnął ją do łazienki. Ostrożnie, ale szybko. Usadził ją na zamkniętej klapie i podszedł do wanny, by napuścić wody. Stanął przed nią z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. - Zrób, co masz zrobić, rozbierz się i wejdź do wanny. Przyjdę, żeby pomóc ci się umyć - zarządził po chwili przeglądania się jej. - Jeśli nie dasz sobie z czymś rady, zawołaj mnie - dodał, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa, po czym wyszedł, by założyć spodnie.
   Gdyby wiedział jak bardzo nie wiedziała, zresztą jak bardzo się z nim nie zgadzała, może ująłby to inaczej w słowa. Tymczasem uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, przez chwilę zastanawiając się co na to odpowiedzieć - Ale kobiety ponoć lubią słyszeć to od facetów. Jednak słaby z Ciebie gracz, Caleb, jeśli tego nie wiesz - nie miała czasu nawet zaprotestować kiedy wciągnął ją do łazienki sadzając na desce. Zmarszczyła brwi patrząc na niego wściekła. Wiedziała, że chciał dobrze, ale źle wpływało to na jej ochronę własnej niezależności - Nie musisz mnie niańczyć, Belleshade. Czuje się przy tym jak zniedołężniałe dziecko - odetchnęła ciężko. Sam pewnie nie przyjąłby jej pomocy - Że nie mogę Ci przyłożyć teraz, nie znaczy, że nie zrobię tego później - zaznaczyła i zanim jeszcze wyszedł rzuciła za nim - Nie będę potrzebowała. Nie przychodź - chociaż wiedziała, że i tak zrobi co będzie chciał. Dlatego jak tylko wyszedł zatrzasnęła drzwi przekraczając zamek. Jak jej się zdechnie w tej wannie to i tak nikt za nią nie zapłacze. Takie miała przeświadczenie. Siedząc już w wannie pozostawiona sama sobie starała się nie myśleć o wczorajszym, naprawdę najlepszym dniu, chociaż ból nie dawał jej o nim zapomnieć. Obecność Caleba wpływała na nią pozytywnie; kiedy jednak została sama, spłynęły na nią wszystkie emocje, których wcześniej nie uzewnętrzniała. podkuliła nogi do góry próbując zatrzeć pozostałości krwi ze skóry. Z żebrami obyła się delikatnie, ale skórę na udziec tarła  niemiłosiernie natrafiając na bliznowate bruzdy. Przypominając sobie słowa Drake'a docisnęła dłoń próbując przez chwilę zedrzeć coś więcej niż tylko brud, bezskutecznie oczywiście. Nieważne jak długo przecierała to miejsce, blizną była tak samo wyraźna i paskudna. W końcu łzy zaczęły spływać po jej policzkach, pochyliła się do kolan chowając w nich twarz. Straciła kontrolę. Utrzymywanie swoich trosk w sobie przychodziło jej łatwiej kiedy miała przed kim udawać. Przed sobą była całkiem odsłonięta. Naga i bezsilna wobec swoich słabości. Gula na gardle wcześniej rosła, a teraz po prostu cały wulkan jej emocji i świat przeżyć, w którym żyła pękł, prezentując się w mięsistych łzach spływających jej na brodę. Ledwie łapała oddech krztusząc się przez płacz. Taka tajemnica. Jasminę Hawkins wcale nie była bezwzględną obojętna na wszystko suka. Ale przecież ciężko było się do tego przyznać. Kurewsko ciężko. nawet przed sobą samym.
   Nie chciał jej zostawiać, ale z drugiej strony wiedział, że nie rozbierze się przy nim tak po prostu i nie wejdzie do tej wanny. Poza tym nie chciał jeszcze bardziej naruszać jej prywatności niż zrobił to do tej pory. Wydawało mu się,  że usłyszał jakieś kliknięcie, ale nie sądził, że dziewczyna mogłaby być na tyle głupia, by zamknąć drzwi na zamek. Zignorował ten dźwięk, wmawiając sobie, że to coś innego. Na pewno. Otworzył szafkę i wyjął z niej parę dość obcisłych czarnych jeansów. Kiedy je założył, przyciągnął się. Zaczął się zastanawiać, jak dziewczyna sobie radzi. Nie zawołała go. Wiedział, że tak będzie, ale lepiej było spróbować. Z westchnieniem podszedł do drzwi i przez moment nasłuchiwał. Czyżby słyszał cichy płacz? Jego serce podskoczyło na sekundę, a potem ogarnął go żal i smutek. Czasem była do niego niesamowicie podobna. Przygryzł dolną wargę i zapukał.  Nie spodziewał się odpowiedzi, więc nawet nie zdziwiła go cisza zza drzwi. - Sama tego chciałaś - ostrzegł ją, gdy już trzymał w dłoni stele, która leżała na szafce. Szybko narysował runę otwierającą. Mógłby wyważyć te drzwi bez problemu, ale nie chciał ich niszczyć. Musiałby je potem naprawiać i byłoby to co najmniej kłopotliwe. Zamek wydał charakterystyczny dźwięk, więc Caleb chwycił za klamkę. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Jasmine płakała. Jego serce w pewien sposób pękło. Szybko znalazł się przy niej i otoczył ją swoimi ramionami. Nie obchodziło go, czy protestowała. Potrzebowała tego uścisku. Wiedział to, ponieważ sam był podobny. - Nie musisz przez to przechodzić sama - wyszeptał w jej włosy, niezdolny do spojrzenia jej w oczy. - Nic co powiedział nie jest prawdą. Nie płacz - próbował ją pocieszyć, choć kompletnie nie miał pojęcia jak. Znowu się obwiniał. Nie powinien jednak zostawiać jej samej. 
   Objęła ciaśniej kolana rękoma i docisnęła się do swoich nóg, chociaż trochę próbując stłumić intensywne brzmienie swojego szlochu. Wymagało to od niej skupienia i wytrwałości i… w ogóle nie przynosiło efektu. Ostatecznie jej ramiona drżały, a ona sama straciła już poczucie czasu ile trwała tak w tej pozycji. Nie odpowiedziała na jego pukanie. Próbowała się uspokoić, ale nic, żadne pozytywne myśli nie chciały wypełnić teraz jej głowy. W pierwszym momencie, w którym wkroczył, wstrzymała oddech i płacz, ale był to tylko chwilowy odruch. Mimo że wydawało jej się, że nad tym panuje, już w następnym momencie ilość spływających z jej oczu łez wręcz wzrosła, znajdując ujście nawet z pod przymkniętych powiek. Wplotła dłoń we włosy nad czołem przysłaniając tym dodatkowo część twarzy. Kiedy ją objął, zadrżała. Tym razem jego dotyk zadziałał dość… intensywnie. Spięła wszystkie mięśnie, czując, że fala żalu i bezsilności zalewa ją w większym stopniu niż się spodziewała. Skurcze mięśni i spięcie spowodowały większy ból w żebrach. Płacz w tym stanie dość rujnująco wpływał na jej regenerację. – Zostaw — tym razem to nie była groźba, ani rozkaz, jej głos zabrzmiał prawie błagalnie. Jeśli wcześniej jej ciało było jej kompleksem, tak teraz czuła do siebie wstręt, ten sam, o którym mówił Drake. Zacisnęła palce na włosach i zsunęła dłoń na kolana, obejmując się ciasno, chowając twarz w rękach ułożonych na kolanach. Wydawało się jakby była w tym momencie całkiem złamana. Ale tylko ona mogła wiedzieć, jak taka pozornie błaha mentalna manipulacja może zadziałać na kogoś o jej doświadczeniach — Pamiętam… pamiętam bardzo dobrze ten ból… — rzuciła w końcu przez łzy, kiedy mogła się odezwać — … i odór palonego ciała. Skórę odchodzącą od ciała… i duszności. Pamiętam wszystko, Caleb. Od momentu… — ucięła próbując dokończyć — kiedy… — i w końcu zaprzestając na tych próbach, zakończyła wątek ostatnim — … a wcześniej nic więcej. — Jej dłoń automatycznie zsunęła się na bok brzucha, pod bolące żebra. Zacisnęła palce na swojej skórze, czując całe to źródło jej nieszczęścia pod palcami. Nienawidziła siebie za to jak wyglądała i o czym jej ten wygląd przypominał.
   Nie puścił jej, gdy się spięła na jego dotyk. Już zdążył zauważyć, że nie lubiła, gdy ktoś dotykał jej blizn. Jego ciało było całe w pozostałościach po przeróżnych ranach, choć były one zupełnie inne od tych, które ona odniosła. Byli dzięki nim piękni na swój własny sposób. Blizny dodawały charakteru. Na jej nijaką prośbę odsunął się. Przysiadł na krawędzi wanny, nie chcąc odchodzić dalej. Sam miałby już dość kontaktu z drugą osobą w takiej sytuacji, ale wiedział, że był on potrzebny. Wyciągnął rękę i zaczął przeczesywać jej włosy, gdy schowała twarz w dłoniach. - Nie musisz wstydzić się swoich niedoskonałości - zaczął mówić, a jego głos był tak delikatny i ciepły jak powiew wiatru na wiosnę. Przyglądał jej się ze stoickim spokojem. W końcu zabrał rękę z jej włosów i złapał za słuchawkę prysznicową. - One sprawiają, że jesteś dzisiaj tym, kim jesteś. Nie ma się czego wstydzić - kontynuował, ustawiając wodę tak, by leciała jednym większym strumieniem, a nie milionami małych, które rozpryskują się na wszystkie strony. Uwielbiał swoją wannę, która pełniła także funkcję prysznica. Uśmiechnął się do niej delikatnie, chcąc ją pocieszyć. Woda popłynęła po jej długich, rudych włosach. Przeczesywał je palcami, by pozbyć się ostatnich śladów po krwi. - Mam na ciele tyle ran, że zliczenie ich zajęłoby wieczność. Na moment położył dłoń na bliźnie, którą zrobił mu sztylet Sam. Szybko jednak zabrał ją z niej i chwycił za szampon. Odłożył słuchawkę prysznicową. Westchnął. Wycisnął na swoje dłonie szampon, po czym zaczął wcierać go w jej włosy. - Dawno przestałem się nimi przejmować, ty swoimi też nie powinnaś. Nie powinnaś o nich tak rozmyślać ani o tym... - nie dał rady dokończyć. Nienawidził przeklinać, a na określenie jej byłego, demona, mógł użyć jedynie dosadnych słów. Zastygł na moment zdziwiony jej szczerością. - Nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz, tylko nie płacz. Nie radzę sobie z plączącymi dziewczynami - miał to być żart, który rozluźniłby atmosferę. Ponownie złapał za słuchawkę i zaczął spłukiwać szampon z jej włosów. Nachylił się nieznacznie, by było mu łatwiej. Jego lewy bok praktycznie stykał się z jej prawym ramieniem. 
   Lubiła jego dotyk. Był ciepły i pokrzepiający i czasami budził lekkie prądy na ciele, ale teraz... zdawał jej się zbyt bezpośredni. Skłamałaby gdyby jednocześnie nie odczuwała z niego przyjemności, ale razem z nią szedł wstyd o którym on mówił. Próbowała na niego nie patrzeć. Zupełnie się rozkleiła. Kiedy mówiła, żeby się nie odsuwał, kłamała. Nie chciała, żeby jej puszczał, bo wtedy byłoby prawdą to jak bardzo odrzucająca była. Nie odzywała się już. Podniosła głowę, drżąc znów kiedy dotknął jej włosów. Ścierał je z krwi z delikatnością do jakiej powoli mogłaby się przyzwyczaić. Nie oszukiwał się jednak. Wiedziała, że to tylko chwilowe bycie miłym. Caleb czasami potrafił pokazać swoją dobrą stronę, ale wiedziała, że musi go do tego przymusić sytuacja. Dlatego wzięła głębszy oddech, nie chcąc go do niczego zmuszać. Ostatnio zbyt często nadwyrężała jego pokłady cierpliwości do niej. Trochę jej to zajęło zanim była zdatna w ogóle do jakiejkolwiek rozmowy w trakcie kiedy on obmywał jej włosy. Kiedy jednak złapała oddech przecierając twarz dłonią i długo jeszcze milcząc dając mu jej w spokoju pomoc, odezwała dopiero po tym czasie cicho, nie próbując przekrzyczeć się przez dźwięk prysznica - Nie musisz być dla mnie taki miły - rzuciła opierając policzek na kolanach, przymykając oczy i po długim czasie milczenia uniosła spojrzenie, patrząc na blondyna z wyraźnym zmęczeniem - Nie zdarza mi się tak rozklejać... - musiała zaznaczyć prostując się lekko i chwyciła go za dłoń, ale zaraz potem go puściła więc nie wiadomo było co chciała dokładnie zrobić. - To był po prostu gorszy dzień, Cal. - łagodnie to ujęła mając na myśli jeden najgorszych. Odetchnęła zgarniając włosy z pleców na ramię, odsłaniając kręgosłup - Przepraszam, że musisz marnować na mnie czas. - spuściła głowę, która już dawno zaczęła ją boleć od łez - Nie będziesz musiał tego robić. Może mi pomoże przywołać się do porządku - Ledwie wstała a znów chciało jej się zasnąć i przespać wszystkie swoje dylematy.
   Przez moment wydawało mu się, że nie potrzebowała tej przestrzeni i było tylko gorzej, ale starał się nie tracić z nią kontaktu. Może i był za miły, zbyt delikatny, zbyt ostrożny. Może nie powinien taki być, ponieważ nie mógł na zawsze pozostać sobą. Starał się być delikatny, gdy mył jej włosy, by nie urazić jej bardziej niż to było konieczne. Zaczesał jej włosy do tyłu, po czym je zakręcił i przełożył przez ramię. - Masz rację. Nie muszę - przyznał z westchnieniem. Przymknął na moment oczy, po czym otworzył je, gdy dziewczyna na moment złapała go za rękę. Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.  Uśmiechnął się do niej delikatnie. - Uznaj, że po takim dniu mogę pokazać swoją dobrą stronę - zażartował, po czym stanął za jej plecami, by je umyć. Odłożył słuchawkę prysznicową i złapał za gąbkę. Delikatnie przejeżdżał nią po jej plecach, zmywając do końca brud i resztki krwi. Uśmiechnął się. - Nie masz już żadnych widocznych ran - stwierdził zadowolony. - Ale twoje żebra i ręka będą jakiś czas strasznie boleć. Szybkie zrastanie się kości nie jest przyjemne - dodał, krzywiąc się. Znał to z własnego doświadczenia. Tylko, że jego leczyli Cisi Bracia. Jej na szczęście nie spotkał taki los. Prychnął na jej słowa. - Możesz choć raz nie udawać takiej twardej? Przed chwilą płakałaś i myślisz, że teraz cię zostawię? I tak w ogóle nie powinienem tego robić nawet na chwilę - przyznał, znowu obwiniając się o wszystko. Powoli przesuwał gąbkę coraz niżej, aż w końcu się zatrzymał, by nie krepować jej jeszcze bardziej. Wrócił do góry. Do jej ramion. 
   Rozmasowała sobie bolącą rękę dłonią drugiej, próbując rozgrzać miejsce, w którym wcześniej nastąpiło złamanie. Tak jak ją ostrzegł Caleb, zrastanie kości rzeczywiście niosło ze sobą dużo bólu. Wciągnęła powietrze do płuc i zatrzymała je w nich, próbując się oswoić z każdym dotkliwie odczuwanym dyskomforcie przy poruszaniu się, ale to nie było chyba coś, co łatwo można było tolerować. — Czyli teraz za każdym razem, kiedy zatęsknię za Twoim byciem miłym, konieczne będzie dzwonienie po kata? — zwątpiła i zmarszczyła brwi przyznając — Nie wiem… chyba jednak wolę Cię niemiłego i całe żebra. — Ale powiedziała to w taki sposób, że przez chwilę miało się wrażenie, jakby było dokładnie odwrotnie. Kto tak naprawdę wiedział? Pomogła mu odgarnąć swoje włosy, bez zająknięcia się czekając aż przetrze jej plecy, spinała się, jak zawsze, kiedy dotykał jej blizn, ale kiedy tego nie robił zdawała się być spokojna. — Caleb, jeśli zależało Ci na tym, żeby popieścić moją skórę, to są na to lepsze wymówki. — zauważyła słabym tonem, ale kpina powoli wracała tam gdzie jej miejsce, więc chyba było z nią coraz lepiej — Ale podpowiem Ci, że ja nie potrzebuję słyszeć żadnych wymówek. Wystarczy dobra inicjatywa.— kiedy wrócił do jej ramion, wypuściła powietrze z płuc. — Chcesz być ostatni raz dzisiaj dżentelmenem? Podasz mi ręcznik? — spojrzała na niego przez ramię, widząc, że zajął się już dobrze jej plecami.
   Uniósł brew i spojrzał na nią, przygryzając policzek. Ostrzegał, że ją to zaboli. Sam przeżył wiele złamań, głównie zgrywając bohatera, więc miał pewność, że dziewczyna szybko z tego wyjdzie. Przewrócił oczami na jej komentarz. Zdawało się, że wróciła stara Jasmine. Westchnął ciężko i pokręcił głową. - Mówiłem ci już, żebyś nie analizowała tak wszystkiego? - zadał jej pytanie retoryczne. Miły czy nie... Nie rozumiał do końca jej zachowania, a tym bardziej słów. Mówiła jedno, a brzmiało, jakby miała na myśli zupełnie co innego. Zapowiadało się kilka ciężkich dni dla Caleba, ale nie umiał jej tak po prostu zostawić. Nie darowałby sobie, gdyby została sama i płakała. Czuł, jak jej mięśnie się napinają, gdy przemywał jej plecy i docierał do ran po oparzeniach. Jej następne słowa brzmiały jak wyzwanie. Swego rodzaju gra, którą prowadzili. Nachylił się do jej ucha z chytrym uśmiechem. - Ja nie używam wymówek. Nie muszę - stwierdził i było w tym mnóstwo racji, ponieważ nigdy nie miał problemów z dziewczynami. Wszystkie do niego lgnęły. - Skarbie, wystarczyło powiedzieć, że tego chcesz - dodał, po czym zaśmiał się krótko. Odłożył gąbkę i złapał za ręcznik. Podał jej go, ale nie odwrócił wzroku. Patrzył się na nią bezczelnie, ale z błyskiem troski w oku.
   Odetchnęła prawie niezauważalnie, bo długi czas wstrzymywała oddech. Kiedy pochylił się nad jej uchem, drażniąc jej szyję ciepłym oddechem musiała przyznać, że bardziej niż na jego słowach skupiła się właśnie na tym przyjemnym powiewie owiewającym jej skórę. Działającym intensywniej na rozgrzaną gorącą wodą skórę, która teraz bez natrysku prysznica zdana była na zimno powietrza w łazience. Zmarszczyła brwi chyba z zasady domyślając się że powiedział coś bezczelnego. Na fazie jeszcze nie zdążyła tego przeanalizować. - jesteś ładny. Ja bym się tym nie szczyciła. Dziewczyny chcą Cię przelecieć jeszcze zanim dowiedzą się kim jesteś. Nie wmówisz mi, że Cię to cieszy. Może schlebia... - otrzymując od niego ręcznik przerzuciła go jakoś względnie zręcznie za plecami, wstając do pionu. Zaćmiło ją lekko, ale była to jedna z tych niegroźnych całkowicie reakcji ciała kiedy człowiek siedzi w jednej pozycji i nagle zmienia pion. Dlatego wstrząsnęła nieco głową przymykając oczy i dopiero chwilę później oplotła się ręcznikiem. Wtedy dopiero mogła odwrócić się do niego przodem - Nawet nie masz pojęcia czego chce.... - skwitowała niejasno temat i poklepała go niby w ostentacyjnym geście po ramieniu choć tak naprawdę chciała się na nim tylko oprzeć wychodząc z wanny. Nie bawiła się w wycieranie. Nie przy nim i nie w tym stanie. Pozostawiając za sobą mokre ślady wróciła do łóżka. bo tam było ciepło i wygodnie i mogła zmniejszyć nacisk na obolałe żebra. Miał rację. te kilka dni nie obyło się bez wysiłku zarówno z jego jak i z jej strony kiedy oboje ścierali się w temacie jej stanu jak i tego co jej było można. Mieli co do tego zupełnie rozbieżne opinie. Trudno powiedzieć jakim cudem dotrwali do jej względnego powrotu do dobrej formy. Wydawało się, że docinali sobie jeszcze więcej niż zwykle dlatego chyba oboje z ulga przyjęli poprawę jej zdrowia. Jasmine  w błogiej nieświadomości jaką cenę poniósł za to Caleb...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz