shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

czwartek, 14 maja 2015

Moja codzienność jest ciekawsza

Ruth & Delsin

   Rozejrzała się uważnie. Nie stwierdziwszy śladów obecności szefa zespołu, wymknęła się z sali konferencyjnej. Bocznymi korytarzami szpitala przedostała się do wyjścia, gdzie założyła duże, ciemne okulary. Poprawiła grafitową, sportową kurtkę i ruszyła żwawym krokiem w kierunku swojego samochodu, który zaparkowała na pobliskim parkingu. Słońce świeciło dosyć mocno i było jej gorąco w kurtce, ale nie chciała jej zdejmować; miała na sobie koszulkę na ramiączkach, która była nieprzemyślanym zakupem, gdyż przez cienki materiał wyraźnie przebijały się piórka porastające jej plecy. Skrzywiła się lekko, kiedy usłyszała pisk towarzyszący nagłemu hamowaniu, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Szła dalej, szukając po drodze kluczyków w torebce. Zadzwonił jej telefon, więc wyjęła go z kieszeni i spojrzała na ekran. Dzwoniła Cassie. - Cześć, młoda. Tak, wyrwałam się o normalnej porze. Co kupić na obiad? - Spytała, dalej szukając kluczyków. - Chyba jesteś chora psychicznie. Żadnej pizzy! Ty wiesz, ile tam jest tłuszczu..? Kupię lepiej jakąś dobrą rybę.. Nie, nie kupię pepsi. Jak chcesz się truć to proszę bardzo, ja do tego ręki nie przyłożę.. Cześć.. - Skończyła rozmowę i rozejrzała się. Zmrużyła lekko oczy. Wydawało jej się, że ktoś przeszedł bardzo blisko niej. Wzruszyła lekko ramionami i pewna, że to tylko mylne wrażenie, ruszyła dalej. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Odwracała się jeszcze kilka razy w drodze do samochodu, aż w pewnym momencie on zagrodził jej drogę..
   Delsin zawierał sojusze, by zniszczyć Mrocznych. Nie miał jeszcze konkretnego planu, więc na razie jedynie starał się przeszkadzać im najbardziej, jak się dało. Stworzył medalion, na który rzucił zaklęcie. Świecił się, gdy jakiś Mroczny był w obrębie dwóch kilometrów. Czarownik chodził sobie po mieście, jak zawsze wtedy, gdy nie miał, co robić. To właśnie tej nocy po raz pierwszy medalion wykazał aktywność nieprzyjaciół. Delsin ruszył w odpowiednim kierunku i już po chwili dostrzegł Mrocznego. Jego ofiarą miała się stać jakaś kobieta, której zagrodził drogę. Miała szczęście, że to własnie on był niedaleko i przyszedł jej na ratunek. Źrenice mu się zwęziły i wyglądał niczym kot, szykujący się do ataku, który nastąpił chwilę później. Machnął ręką, a Mroczny odleciał w bok i uderzył o niedaleko stojący samochód. Delsin uniósł dłonie i przekręcił je, jakby łamał gałązkę, ale tak naprawdę złamał mężczyźnie kark. Jednego mniej. Przeniósł wzrok na dziewczynę, którą uratował. Uśmiechnął się do niej, jakby spotkali się przy herbacie na pogaduszki. Podszedł do niej tak, że dzieliły ich zaledwie dwa kroki. Zmrużył oczy i przechylił głowę. - Jesteś czarownicą - stwierdził prosto, dalej się uśmiechając. - Bardzo dobrze. W takim razie zrozumiesz, czemu musiałem go zabić, ponieważ był Mrocznym... Zapewne świeżakiem - ostatnie słowa powiedział ciszej, zerkając kątem oka na ciało.
   Oh, doskonale wiedziała, że był mrocznym, jeszcze zanim nieznajomy skręcił mu kark i zanim do niej podszedł. Co prawda nie podobało jej się to, że tak po prostu zabił człowieka, ale to była zwykła gnida, nic, co ludzkie, nie przetrwałoby w kimś takim. Właściwie sama mogła sobie z nim poradzić, ale - co tu dużo mówić - nie była aż tak wprawna w czarowaniu, jak on. Choć nie była tego świadoma, była od niego dużo młodsza. - Łał, zgadłeś. - Posłała mu odrobinę chłodne spojrzenie. - Doskonale wiem, kim są mroczni. Myślę też, że miałam pewne szanse, żeby sobie poradzić. Zabijanie go nie było chyba dobrym pomysłem. Jakby nie patrzeć, teraz leży tam ciało ze skręconym karkiem, co może być wynikiem potrącenia przez samochód. Idąc tym tokiem rozumowania, musiał tu być ktoś, kto go potrącił. Policja uzna, że uciekł z miejsca wypadku, więc zacznie szukać świadków zdarzenia. I co wtedy? Czy ludzie nie powiedzą policji, że przyszedł jakiś dziwny gościu, machnął rękami i bum!, po czym okazało się, że tamten już nie żyje..? - Spytała, przekrzywiając lekko głowę. O rany. Jak na wybawiciela, wyglądał całkiem nieźle.
   Przewrócił oczami, po czym uniósł palec i położył palec na jej ustach, by zamknęła się choć na chwilę. Zacmokał, marszcząc brwi i nachylając się nieznacznie. - Za dużo mówisz, skarbie. Nikt nawet się nie zorientuje - wyszeptał z tajemniczym uśmiechem, po czym zabrał palec z jej warg. Wyprostował się i odwrócił wzrok na martwego Mrocznego. Uniósł dłoń. - I już - powiedział, gdy pstryknął palcami, a ciało zniknęło. - Wątpię, by ktoś chciał go wyławiać, a teraz radośnie sobie pływa na dnie oceanu - wyjaśnił radośnie, jakby Mroczny był pyłkiem na wietrze.
   O niee. Po pierwsze nie była jego skarbem, żeby mógł tak do niej bezkarnie mówić. Po drugie.. Kim on do cholery był? Collins była lekarzem i wymagała szacunku w kontaktach z nią, a on praktycznie w ogóle o nim zapomniał! Kto to widział, kłaść palec na ustach nieznajomej kobiety.. Odepchnęła ze złością jego rękę. Już, już miała coś złośliwego dopowiedzieć, ale zdziwił ją nieco jego ton. Mało kto teraz tak się zachowywał i mówił. - Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. - Mruknęła w końcu, mrużąc oczy. - Kim Ty właściwie jesteś?
   Zdecydowanie nie zrobił na niej dobrego pierwszego wrażenia, ale jego to nic nie obchodziło. Miał już za sobą setki lat. Mimo takiego zachowania wszyscy go szanowali albo przynajmniej się go bali w jakimś stopniu, ponieważ każdy o nim słyszał. Niekoniecznie były to prawdziwe historie, ale jednak jakieś były. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Wybacz moje maniery - powiedział dostojnie, po czym się ukłonił, wyciągając do niej rękę w geście przywitania. - Alastair Raleigh. Ale możesz mnie znać jako Delsin - dodał, uśmiechając się powalająco.
   Przyjrzała mu się dokładnie. Cholera, Ruth, co jest z Tobą?! Dlaczego myślisz tylko o tym, jak on świetnie wygląda? Potrząsnęła głową na znak, że nie ma zielonego pojęcia, kim on jest. Wyciągnęła w jego stronę dłoń i uścisnęła delikatnie jego. - Ruth Collins. Nie znam Cię ani jako Alastaira Raleigha, ani jako Delsina. Nie mieszkam tu zbyt długo. Miło wiedzieć, jak się nazywasz i komu zawdzięczam brak konieczności popisywania się znikomymi umiejętnościami. - W końcu i ona uśmiechnęła się lekko. Widać jednak było, że nie jest to do końca szczery uśmiech. Po prostu była zestresowana. Pracą i całym tym zajściem.
   Zdziwił się, gdy powiedziała, że go nie zna. Jeszcze się nie spotkał z taką osobą. Zaśmiał się nagle, jak to miał w nawyku. -Musisz być jeszcze młoda - stwierdził, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Była czarownicą. Jak mogła o nim nigdy nie słyszeć. Wszyscy opowiadali sobie historie o Delsinie. W swoim kilkusetletnim życiu wiele przeżył, ale to plotki stały się jego źródłem rozgłosu. Uniósł dłoń i przyłożył kciuk do jej kącika ust, by uniosła go wyżej. - No już. Nie stresuj się tak. Uśmiech - polecił, praktycznie demonstrując jej, co ma zrobić. Twarz czarownika rozświetlił jeszcze szerszy uśmiech.
   Posłała mu spojrzenie piorunujące mniej-więcej tak, jak wściekły Zeus niewierny plebs. - Kobiet się o wiek nie pyta. I nie komentuje się ich wieku. - Była na tym punkcie przeczulona. - Okej, rozumiem, że jesteś jakąś sławą... Przyjmij więc do wiadomości, o wielka sławo, że nie prosiłam się o bycie czarownicą. Wolałabym wieść spokojne życie człowieka, mieć faceta i dzieci, a w tym wieku podejrzewam, że być blisko posiadania wnuków. Na co dzień unikam magii, stąd niski poziom moich umiejętności. I weź tę rękę..! - Syknęła, cofając się o krok. Rany, dlaczego wszyscy się tak uwzięli na naruszanie jej strefy osobistej?! Nie czuła się komfortowo w takiej sytuacji. Choć na co dzień wydawała się być twarda, czarodziej musiał widzieć, że wcale taka nie jest.
   Przewrócił oczami z rozbawieniem, widząc jej wzrok, po czym uniósł ręce w obronnym geście. Jego oczy błyszczały. Była zabawna. Przeciągnął się, przez co koszulka mu się podwinęła, ukazując kawałek umięśnionego brzucha. Nawet nie śmiał jej przeszkadzać, ale gdy się cofnęła, on zrobił krok do przodu. - Z czasem przywykniesz - rzucił lekko i puścił do niej oczko. Dłonie trzymał w kieszeniach wypłowiałych jeansów, ale mimo wszystko nie mógł powstrzymać się przed nachyleniem nad nią. Uwielbiał droczyć się z innymi. - Jesteś ładna - stwierdził z urzekającym uśmiechem. - Możesz mieć każdego faceta, korzystać z życia... dziecko możesz kiedyś adoptować. - Głos Delsina był coraz cichszy. - A teraz mogłabyś się zabawić - dodał wymownie, nie ruszając się nawet się nawet o milimetr. Wpatrywał się w nią głębokimi oczami, koloru nieba.
   Uniosła brew. Przypominała teraz wyglądem młodą nauczycielkę. Kątem oka zauważyła jego mięśnie. Była pod ich wrażeniem, ale nie dała tego po sobie poznać. Trochę za bardzo wchodził na jej terytorium, co powodowało tak naprawdę tylko większe nerwy. Dawno nikt poza siostrą nie znalazł się tak blisko Ruth. Skrzyżowała przedramiona na piersi i wbiła w niego dość ostre spojrzenie. - Dziękuję za komplement. Ale chyba nie jestem wystarczająco ładna, żeby zainteresować jakiegokolwiek faceta. Ale to nieważne, kocham pracę, nie ludzi. - Rzuciła cicho, monotonnie. Starała się nie stopnieć pod tym jego niebieskim spojrzeniem, co było trudnym do wykonania zadaniem. Westchnęła w końcu cicho i poddała się. - Zabawić, powiadasz.. Masz jakąś propozycję?
   Parsknął śmiechem na jej słowa. To nie wygląd odstraszał mężczyzn, a jej pretensjonalna postawa. Bawiła go tym, jak sztywna się wydawała. Jednak Delsin nie oceniał po pozorach, a lubił wyzwania i wiedział, że ona nim będzie. Przynajmniej tak przypuszczał. Wszyscy ulegli mu prędzej czy później. Nawet mężczyźni, którzy twierdzili, że takie zabawy ich nie interesują. Wzruszył ramionami na jej pytanie, jakby niczego konkretnego nie miał na myśli. - Noc ze mną na pewno byłaby zabawna - rzucił beztrosko, ale cały czas się w nią wpatrywał. Tego wieczoru nie miał oczu pomalowanych kredką, ale jak zwykle na szyi nosił związaną chustkę, która zakrywała jego bliznę.
   Cóż, taka postawa nie bierze się przecież znikąd, prawda? Gdzieś musiała mieć swoje źródło. I prawdopodobnie miała je w jej okolicy między łopatkowej, skąd zaczynały wyrastać liczne piórka zdobiące jej plecy. To przecież one sprawiały, że nie każdemu mogła zaufać; wolała chyba nie widzieć reakcji najzwyczajniejszego człowieka na świecie na takiego dziwoląga jak ona. - Noc z Tobą. - Powtórzyła za nim, jakby się zastanawiając. - Stanie w miejscu na pewno zbyt zabawne nie jest. Skoro twierdzisz, że mogłabym się zabawić, zaproponuj coś konkretnego. W końcu to Ty tak uważasz. - Zrobiła tak niewinną minę, jak mało kto potrafi.
   Życie ukształtowało ich różnie, ale wbrew pozorom nie różnili się aż tak bardzo. Trafił swój na swego, można by powiedzieć. Kiwnął głową, jak na potwierdzenie swoich słów, które ona powtórzyła. Jego uśmiech nieco się zmienił. Był teraz bardziej tajemniczy. Delsin uniósł dłoń i przejechał opuszkami palców po jej policzku. - Noc nawet jeszcze się nie zaczęła - stwierdził poetycko ma jej słowa, ale nie potrafił długo zachować powagi. Krótki cichy śmiech opuścił jego usta. Wyglądał niczym mały chłopiec. - Zdaje się, że musiałabyś się wybrać ze mną do mojego domu, żeby się przekonać - dodał. Często nie mówił rzeczy wprost, ale jego spojrzenie powinno powiedzieć jej wiele. To mogła być niezapomniana noc pełna rozkoszy dla nich obojga.
   Uśmiechnęła się do niego. Jej twarz wyglądała naprawdę przyjemnie, kiedy malowały się na niej emocje w miarę pozytywne. Uniosła nawet bladziuchną dłoń, co by położyć ją na jego dłoni. Splotła palce z jego palcami i pewnym ruchem odciągnęła jego rękę od swojej twarzy. - Alastair Raleigh, jeśli chcesz sobie trochę ulżyć, pełno jest w mieście domów oferujących usługi skąpo ubranych lub nawet wcale pań. Wystarczy jeden telefon. - Przechyliła lekko głowę. - Żart naprawdę Ci się udał. Dawno tak dobrego nie słyszałam. - Dodała po chwili. Gdzieś na jej twarzy pojawił się zadziorny grymas.
    Gdyby cały czas tak się uśmiechała, miałaby zdecydowanie wzięcie wśród facetów. Kobiety zapewne też nie odmówiłyby sobie popatrzenia na nią. Zrobił krok do tyłu i spojrzał w górę, starając się dostrzec gwiazdy, ale światła lamp mu to uniemożliwiały. Wrócił do niej wzrokiem, po czym się rozejrzał po ulicy. Było na tyle późno, że już praktycznie żadne auto tamtędy nie jeździło. Pstryknął palcami i znikąd zaczęła napływać do ich uszu kojąca melodia. Złapał ją za rękę i pociągnął na środek jezdni. Drugą dłoń położył na jej talii na tyle pewnie, by miała trudności z wyrwaniem się i zaczął kołysać się do rytmu. Nad ich głowami wisiała sygnalizacja świetlna, która wciąż zmieniała swoje kolory. - Mów mi po prostu Delsin - wyszeptał jej do ucha z przebiegłym uśmiechem na twarzy. - Nie potrzebuję takich klubów. Każdy ulega mi prędzej czy później - dodał nieco rozbawiony jej wcześniejszym stwierdzeniem.
   Gdyby się uśmiechała, ale się nie uśmiecha. Miałaby, ale nie ma. Na pierwszy rzut oka zdawało jej się to nie przeszkadzać. Przede wszystkim musiała zatroszczyć się o siostrę, zaraz po tym liczyła się praca. Pozwoliła mu na to, by wyciągnął ją do tańca, a przynajmniej łudziła się na to, że udało mu się to tylko ze względu na jej niemą zgodę. O rany, ona przecież nie tańczyła od czasów studniówki! Nie próbowała się wyrywać, wiedząc, że to nie ma najmniejszego sensu; choćby nawet chciała, i tak by jej na to nie pozwolił. Znalazła się w pewnego rodzaju pułapce: przystojny mężczyzna był wabikiem, jego ramiona prętami klatki. - Nie chodzi się do łóżka z facetem na pierwszej randce. - Odszepnęła spokojnie. - A to nawet nie jest pierwsza randka.
   Każdy miał powód, dla którego zachowywał się tak, a nie inaczej. Delsin był ciekaw, czemu ona była właśnie taka. Nieco zdziwił się, że dała mu się tak łatwo porwać do tańca. Widocznie, miała więcej rozumu, niż by przypuszczał. Choć wolałbym, żeby tyle nie myślała w takiej sytuacji. To psuło nastrój. Kąciki jego ust uniósł się a jego lewy policzek dotknął jej prawej skroni. Zaśmiał się krótko. Może to przez to mówili, że oszalał. Nikt normalny tyle się nie śmieje. - Może i nie. Ale po co komu jakieś randki, kiedy można się po prostu dobrze bawić?
   - Poniekąd my, czarownicy, mamy ułatwione zadanie. Mam na myśli to, że nie będziemy czuć konsekwencji. - Wymruczała, przymykając lekko oczy. Nie powinna teraz tańczyć z nieznajomym. Powinna teraz robić zakupy i wracać do domu. W końcu odsunęła się od niego powoli i ułożywszy dłonie na jego klatce piersiowej, odepchnęła go delikatnie. - Wybacz, ale nie dla mnie taka relacja. Choć jestem zdecydowanie młodsza od Ciebie, jestem chyba bardziej staroświecka. - Przechyliła głowę. - Muszę iść. Nie mieszkam sama. Odpowiadam za młodszą siostrę. Powinnam zrobić zakupy i przyrządzić jej jakąś kolację. Dopiero wtedy mogę myśleć o jakiejkolwiek rozrywce.
   Nie odezwał się na jej słowa. Bujał się w rytm, trzymając ją w ramionach. Uniósł nieznacznie brew, gdy odsunęła się od niego. Puścił ją, ale nie spuścił z niej wzroku. Czyżby miała być wyzwaniem? Delsin już wiedział, że mogła być z nią niezła zabawa, a przynajmniej w jego definicji. Zamruczał, jakby się nad czymś zastanawiał. - Jak wygląda robienie zakupów? - spytał nagle, a jego oczy mówiły, że jest zupełnie poważny. Delsin nigdy nie chodził do sklepów. Jeśli czegoś chciał, mógł to sobie po prostu wyczarować. Wyjątek stanowiły bary, do których chodził że względu na sentyment i panującą tam atmosferę.
   Podobał jej się i nie dało się tego ukryć, chociaż się starała. Chociaż wydawał się być trochę dziwny, miała wrażenie, że gdyby mu tylko zaufała, zaopiekowałby się nią. Pierwszy raz mogłaby się czuć w pełni bezpiecznie. Wyrzuciła jednak te myśli z głowy. Stop, to ona ma zapewniać bezpieczeństwo Cassie, a nie Delsin jej. Uniosła brew, zdziwiona jego pytaniem. - Jak wygląda robienie zakupów? Kpisz czy o drogę pytasz? - Przechyliła lekko głowę. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że Delsin musi być stary, a przecież dawniej nie było tak dużo sklepów. Kiedyś zresztą nie było ich w ogóle. Zapewne mimo upływającego czasu nie dostosował się zbyt dobrze do rzeczywistości. Westchnęła cicho. - Jeśli chcesz się dowiedzieć jak wyglądają zakupy, musisz po prostu na nie pójść. Masz niesamowitą okazję, mogę dzisiaj zostać Twoim przewodnikiem po supermarkecie.
   Widział, że się jej podoba i w sumie się nie dziwił. Najwyraźniej miała dobry gust i może gdyby nie był takim oryginałem, nie starałaby zachować takiego dystansu. Choć kto mógł wiedzieć. Mogła równie dobrze mieć inne powody, żeby mu nie ufać. Wzruszył ramionami i spojrzał na nią nieco urażony. Kiedy był młody, musiał polować, by mieć co jeść. Potem nauczył się kontrolować swoje moce i polegał wyłącznie na nich. Nigdy nie uważał sklepów za coś mu potrzebnego. Jego twarz ponownie rozjaśnił uśmiech, gdy wyszła z taką propozycją. Objął ją ramieniem, po czym uniósł wolną dłoń. - No to w drogę - zarządził, parodiując ton żołnierzy. - Na koniec świata i jeszcze dalej, nie?
   Nie było jej celem urażenie go, ale nawet, gdyby to zrobiła, nie przejęłaby się. Mało to razy kogoś obraziła? Trzeba być twardym. A na jej obronę przemawiał też fakt, jak czarownik żył. Ona, mając dopiero pięćdziesiąt lat, urodziła się w czasach, kiedy jednak już można było zaopatrzyć się w jedzenie w sklepie. Przybrany ojciec nigdy nawet nie poszedł na polowanie. Zaśmiała się cicho, odrobinę chłodno, kiedy objął ją ramieniem. Dużo sobie pozwalał na pierwszym ich spotkaniu. - Na początek wystarczy tylko kilka przecznic. Wskakuj do samochodu. - Poprowadziła go do czarnej Zafiry B. Choć auto nie należało do najnowszych ani najlepszych, jej się podobało. Było wygodne i dostatecznie ładne, żeby Collins mogła dojeżdżać nim do pracy, a i przy dłuższych wyjazdach się sprawdzało.
   Domyślał się, że nie podoba jej się taka bliskość już przy pierwszym spotkaniu, ale był sobą. Tak właśnie się zachowywał na co dzień. Zmarszczył brwi, po czym wzruszył ramionami i wsiadł do auta. - Nie słyszałaś nigdy o portalach? - spytał, ponieważ tak jak dla niej zakupy były oczywistością, on nie umiał się obejść bez magii. Umiał prowadzić, ale i tak zawsze używał portali. Kiedy pojawiły się pierwsze środki komunikacji miejskiej, on już mógł się przenieść w mgnieniu oka na drugi koniec świata. - To będzie ciekawe - stwierdził, patrząc za okno.
   - Słyszałam, ale nigdy w życiu nie korzystałam z portalu. -Odpowiedziała spokojnie, przekręcając kluczyk w stacyjce. Wyjechała ostrożnie z parkingu i chwilę później jechali już ulicą. Radio samo się włączyło i w samochodzie rozległa się cicha, spokojna muzyka. - Jestem czarownicą tylko dla faktu, że mam ojca-demona, o którym nic nie wiem. - Przyznała niechętnie. - Nigdy nie chciałam mieć nic wspólnego z magią. Zawsze starałam się z niej nie korzystać. Jedynie ostatnio wybudziłam jakiegos nocnego łowcę w szpitalu. Domyślam się, że załatwili go tak inni nocni, skoro właśnie u nas wylądował. Ale to był ogromny wysiłek. Niewiele potrafię i niewiele widziałam. Podejrzewam, że jesteś kilka razy starszy ode mnie.
   Delsin uniósł brew zdziwiony równie mocno co ona, gdy powiedział, że nigdy nie był na zakupach. Umiał prowadzić, ale po co auto mężczyźnie, który mógł się przenieść na drugi koniec świata w kilka sekund? Używanie auta było już passe. Machnął ręką, jakby odganiał muchę. - Nadrobimy to - oznajmił i było to niczym obietnica na kolejne spotkanie. Kiwnął głową, gdy jej słuchał, po czym wybuchł śmiechem. Zupełnie niespodziewanie, jak to zawsze z nim bywało. - Kochanie, jesteś pewna, że to był Łowca? Jeszcze żaden nie był w publicznym szpitalu. Gdyby ktoś się dowiedział o ich istnieniu, ludzie zaczęliby panikować - tłumaczył i po raz pierwszy w ciągu ich rozmowy, brzmiał normalnie. Nawet dojrzale. - Ale jesteś młoda. Nauczysz się - dodał po chwili, prawdopodobnie niszcząc to złudne wrażenie sprzed chwili.
   - Nadrobimy? - Powtórzyła, zerkając na niego ze zdziwieniem kątem oka. Bardziej niż nim interesowała się tym, co działo się na drodze. Spochmurniała nieco, kiedy zaczął się z niej śmiać. Posłała mu urażone spojrzenie. - Kiedyś pewna czarownica powiedziała mi, że łowcy mają runy. Ten człowiek miał runy, więc uznałam, że jest łowcą. Czy to możliwe, że był zwykłym człowiekiem, a do utraty przytomności doprowadziły go właśnie runy? - Spytała, wjeżdżając na parking. Zaparkowała tuż przy wejściu do supermarketu. - Jesteśmy na miejscu.
   Pokiwał głową, mrucząc twierdząco. - Portale są świetne. Mógłbym cię zabrać wszędzie - wyjaśnił, a za jego słowami kryła się obietnica. Zmarszczył brwi, słuchając jej uważnie. Pokręcił głową z rozbawieniem, gdy skończyła mówić. - Bo mają runy - stwierdził prosto, uśmiechając się do niej niczym mały chłopiec. - Ale Łowca za nic nie poszedłby do normalnego szpitala, ponieważ nie wiedzieliby, jak mu pomóc, a nie w każdym jest czarownica. To musiał być jakiś wytatuowany mężczyzna. Runy zabiją każdego Przyziemnego nawet jeśli posiada Wzrok - tłumaczył jej powoli i najprościej, jak potrafił. Ucichł, gdy dojechali na miejsce. Wysiadł i przystanąłwpatrując się w supermarket. - Po co to komu - mruknął pod nosem.
   - Skoro mógłbyś mnie zabrać wszędzie, to zabierz mnie gdzieś, gdzie jest słonecznie, jest przejrzysta woda, można poleżeć w cieniu palm i nie odbierać telefonów od młodszych sióstr. - Zażartowała. - Ale teoretycznie.. Spójrz. Gdyby ktoś zrobił łowcy krzywdę, a inni łowcy by o tym nie wiedzieli, to teoretycznie mógłby trafić do szpitala. Zapewne minęłoby kilka dni, zanim zostałby znaleziony. Ale cóż.. Wiem tylko tyle, że udało mi się go wybudzić, nie wiem natomiast, jakim cudem. - Wysiadła z samochodu i zarzuciła na ramię torbę. Zamknęła samochód i parsknęła śmiechem. - Nie każdy potrafi wyczarować sobie jedzenie. Większość musi za nie zapłacić.
   Wzruszył ramionami. Co z tego, że żartowała? On mówił serio. - Wystarczy, że powiesz słowo i może nas już tu nie być - stwierdził niby obojętnym tonem. Pokręcił głową, rozbawiony jej teorią. Położył swoją dłoń na jej plecach. - Wciąż jesteś młoda, nauczysz się - powiedział, a zabrzmiało to jeszcze dziwniej niż powinno, ponieważ sam wyglądał na zaledwie dwa lata starszego od niej. - Wiesz... pamiętam te czasy, gdy handel wyglądał całkiem inaczej...
   Nie potrafiła wyjaśnić, jak się właściwie czuje. To wszystko było jakieś dziwne. Nie spotyka się czarowników codziennie. - Możesz już skończyć mówić o tym, że się nauczę..? Może ja wcale nie chcę? - Spojrzała mu prosto w oczy. - Nie potrzebuję magii na co dzień. Skoro łowcy nie trafiają do szpitali, widocznie naprawdę pomyliłam gościa z tatuażami z łowcą i nigdy nie przyda mi się wiedza, po czym tak naprawdę rozpoznać łowcę. - Powiedziała powoli i wyraźnie, żeby na pewno zrozumiał. Obawiała się magii, bo ta nie zawsze była przewidywalna, a tego Ruth nie lubiła. Zawsze musiała wiedzieć wszystko na temat tego, co robi. - Nie wiem, jak wyglądał kiedyś. Uhh.. Mam dopiero pięćdziesiąt lat. Od kiedy się urodziłam, wygląda właśnie tak, jak teraz. Z tym, że kiedyś sklepiki były małe, a teraz mamy Tesco. - I ruszyła w stronę wejścia, po drodze zgarniając wózek.
   Wzruszył ramionami, uśmiechając się urzekająco, a jego oczy błyszczały. - Wielu nie chce takiego życia, a potem Świat Cieni ich dopada i nie potrafią sobie z tym poradzić - wyjaśnił krótko. Nie myślał o sobie, ponieważ kochał magię, ale długowieczność była tym aspektem, którego najchętniej by się pozbył. Zaśmiał się na jej słowa. Ruszył za nią. Rozglądał się dookoła ciekawy, co go może spotkać, ale nic go specjalnie nie zaskoczyło. Mnóstwo regałów z jedzeniem.
   - Myślisz, że jest sposób, żeby mnie ten świat cieni nie dopadł..? - Spytała, rozglądając się po regałach. Zgarnęła pudełko z płatkami musli, dwie butelki wody mineralnej, trochę przypraw i ryż. Ze stoiska z warzywami i owocami wybrała kilka marchewek, ogórka, cytrynę, granata i arbuza. Po dłuższym zastanowieniu ruszyła do kasy. W wózku nie znalazło się właściwie nic, co można byłoby uznać za niezdrowe w choćby najniższym stopniu. - I co sądzisz o zakupach? Niesamowita wyprawa czy zwykła codzienność?
   Zamruczał, jakby się zastanawiał. Wpatrywał się w nią, obserwując jej poczynania. Naprawdę mogła mieć łatwiejsze życie. - To tak nie działa, skarbie. Żyjemy za długo, by się od tego uwolnić. - Był nieodpowiedzialny, zakręcony i ciągle się śmiał nawet w nieodpowiednich momentach, ale czasem potrafił zachować powagę. Jej kolejne pytanie sprawiło, że znowu się zaśmiał. Nachylił się do niej, by wyszeptać jej do ucha, gdy stał za jej plecami. - Moja codzienność jest ciekawsza - odpowiedział powoli, po czym kącik jego ust drgnął. - Ale z tobą było do zniesienia.
   Cholera jasna. Znali się od może godziny, a on już zdążył ją nazwać skarbem i kochaniem..! Nie mieściło jej się to w głowie, ale naprawdę starała się zrozumieć, co tylko sprawiało, że zamiast się rozluźnić, była coraz bardziej nerwowa. Jak zawsze, kiedy czegoś nie rozumiała. - Przysięgam, że kiedy dożyję stu lat, po prostu się zabiję, żeby nie być nigdy w tym wieku, co Ty teraz. - Rzuciła niby żartem, a niby poważnie. - Cieszę się, że zniosłeś codzienne zakupy. Niejeden mężczyzna by poległ. - Ustawili się w kolejce do kasy. Ta na szczęście była krótka i szybko Ruth mogła zapłacić za wybrane produkty. Wyjęła z torebki szmacianą, ekologiczną torbę i spakowała wszystko do niej. Rozejrzała się i upewniła, że poza Delsinem nikt nie zwraca na nią uwagi, po czym machnęła lekko dłonią w kierunku torby z zakupami. Podniosła ją bez trudu, zupełnie tak, jakby nic nie ważyła. Najwidoczniej w takich sytuacjach nie stroniła od magii.
   Była nieco spięta i wiedział, że to przez jego zachowanie, ale Delsin zawsze tak się zachowywał. Był bardzo naturalny, gdy wchodził z innymi w reakcję. Rozmowy przychodziły mu z łatwością tak samo jak nazwanie jej "skarbem" czy "kochaniem". Dla niego to było normalne, ale już nie raz isę przekonał, że jego definicja tego słowa różni się od pojęcia wszystkich dookoła niego. Zacmokał zawiedziony. - Twierdzisz, że tak źle jest dożyć mojego wieku? Przecież nie wyglądam źle jak na prawie 500 letniego czarownika - stwierdził prosto z cieniem uśmiechu na twarzy. Przyglądał jej się uważnie, gdy pakowała rzeczy do torby. Schował ręce w tylnych kieszeniach swoich jeansów i wyglądał niczym model z okładki, gdy przechylił głowę w bok. Zmarszczył brwi, a kącik jego ust drgnął znacznie. - Używanie magii jest dobre, ale tylko w pewnych okolicznościach? - spytał wymownie, zanim odwrócił się, by skierować w stronę wyjścia.
   Popatrzyła mu prosto w oczy. - Nie twierdzę, że jest źle. Twierdzę, że normalni ludzie nie żyją tak długo. I przy okazji mogłam się dowiedzieć, ile mniej-więcej masz lat bez niegrzecznego pytania się o wiek. Podsumowując, uczynię teraz niezbyt grzeczną uwagę: jesteś około dziesięć razy starszy ode mnie. Musisz się dziwnie czuć z tym, że rozmawiasz właściwie z dzieckiem, w porównaniu do Ciebie, oczywiście. - Rzuciła z błyskiem w oku. Próbowała po raz kolejny zażartować, ale zapewne jej to nie wyszło. - Cóż, używanie magii w ogóle nie jest niedobre. Po prostu ja za tym nie przepadam. Ale to chyba zrozumiałe, prawda? Jestem tylko kobietą, nie mam tyle siły, co mężczyzna. A zakupy są ciężkie..
   Słuchał jej z uniesionymi brwiami i prowokującym uśmiechem. Była inteligentna i zadziwiająco dobrze mu się z nią rozmawiało. - Mogłaś spytać - powiedział tylko, śmiejąc się krótko. Pokręcił głową, po czym uniósł dłoń, by przejechać kciukiem po jej policzku. - Zadawałem się z młodszymi - dodał, a ton jego głosu zdradzał, jakie relacje łączły go z tymi, których miał na myśli. Prychnął, udając urażonego, po czym zabrał od niej torbę. - Ja jestem mężczyzną - stwierdził tylko wymownie i wyszedł z supermarketu.
   Gdyby była głupia, nie skończyłaby medycyny i nie mogłaby pracować w szpitalu. - Mogłam, ale nie chciałam. Skoro na ogół grzeczna nie jestem, chociaż ten jeden raz chciałam spróbować być. Wyszło mi? - Spytała, ale zaraz cofnęła się odrobinę. Za dużo tej bliskości jak na jeden dzień. Utrzymała dosyć poważny wyraz twarzy, kiedy wspomniał o swoich wiadomych relacjach z młodszymi od niej osobami. Szczerze mówiąc niezbyt ją to interesowało. Oddała mu torbę. - A ja jestem, mimo wszystko, czarownicą i radzę sobie bez pomocy mężczyzn. Ale miło, że postanowiłeś pomóc. - Szła obok niego, kierując się do samochodu. Otworzyła bagażnik, żeby mógl zostawić tam torbę z zakupami.
   Pokiwał głową, mrucząc, jakby droczył się z małym dzieckiem, choć wcale nie miało tak zabrzmieć. Dla niego to była norma. A i tak każdy, z kim się zadawał, był młodszy od niego. Przynajmniej w większości przypadków. Nie skomentował tego, że się odsunęła. Spodziewał się tego. - Wiesz... mógłbym po prostu pstryknąć, a ta torba znalazłaby się w twoim mieszkaniu, ale to by była za proste, nie sądzisz? - zażartował sobie, choć naprawdę mógłby to zrobić. Włożył zakupy do bagażnika i odwrócił się do niej z uśmiechem. Nachylił się do niej, jakby miał zamiar ją pocałować, ale tylko ją wyminął. Odwrócił się jeszcze na chwilę, uśmiechając do niej szeroko. - Do zobaczenia - powiedział, po czym pstryknął palcami i zniknął w kolorowej mgle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz