shadowhunters
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Demoniczny kielich został zniszczony, Mroczni Nocni Łowcy pokonani, a nowe porozumienia zawarte. Na świecie zapanował pokój, a wszyscy uradowani opuścili Idrys wracając do swoich Instytutów. Głos w Twojej głowie zaśmiał się. Najlepiej by było, gdyby Demony nie ruszały się ze swojego wymiaru i nie atakowały, biednych, głupich Przyziemnych. My, Nocni Łowcy, stworzeni przez Anioła Razjela, mamy brać na swoje barki ciężar tego świata, zapobiegając wszelkim konfliktom i wojnom. Ulepszeni runami i nafaszerowani treningami, walczymy z demonami i Podziemnymi.

środa, 15 listopada 2017

rock never dies

Smog | Eso Rivers
Kilkudziesięcioletni wampir niewiadomego pochodzenia | lider złożonego z mieszanki ras gangu Wagnera | kierowca i zadymiarz | fan motoryzacji, głośnych silników, klasycznego rocka, przypalonej gumy i charakternych kobiet | Chodzący W Słońcu | FC: Keno Weidner


Pojawił się znikąd, tak samo nijako się nazywał. Przedstawiał się krótkim Vin — skrótem od Vincenta, z nazwiska Wagner, dlatego wszyscy spodziewali się, że jest austriakiem. Dopóki nie zaczął podawać się za Vana, Ace'a, Axa, Kaia, Jaya, Ty'a i w końcu Fiodora Dostojewskiego, kiedy się mocno upił.

Wtedy zdali sobie sprawę, że podawał im losowe imiona realnych osób, zmieniając tożsamości z podobną łatwością z jaką wymieniał koła w samochodzie i silnik w podkręconym Dodge Chargerze z 1971 roku. Roboczo wołali na niego Smog, nie dlatego, że dużo palił, a przynajmniej nie fajek czy cygar, bo jarał gumę w samochodach przed każdym nielegalnym wyścigiem, w którym brał udział. Nikt nie pamięta dlaczego przylgnęło do niego Eso i Rivers i czy w pierwowzorze jedno i drugie było imieniem, czy któreś z nich nazwiskiem. Ostatecznie pasowały do niego oba. Eso, czytane jako Ezo, sugerowało włoskie pochodzenie, w co nikt nie wątpił, skoro on sam mówił płynnie w pięciu językach. Przynajmniej z tyloma się zdradził – włoskim, niemieckim, francuskim, angielskim i... nikt nie pamięta piątego ponad to, że jakiś był, o ile nie było to jego pijackie mamrotanie. A trzeba wiedzieć, ze walił gaz i w gaz po równo, bo oba nadawały mu pędu. Co do popędu, jego zaspokajał tylko na głodzie...

Tym wampirzym też.

6 komentarzy:

  1. Alyssa oblizała usta, a potem dla pewności przetarła je wierzchem dłoni, by pozbyć się ewentualnych śladów krwi. Przez krótką chwilę miała ochotę rozpłakać się żałośnie z bezradności i po prostu wybiec z Taki, ale już kilka sekund później głód wziął na dnią górę i ze smakiem pochłonęła cały krwisty stek, który zalegał na jej talerzu od dobrych pięciu minut. Nie potrafiła polować na tyle dobrze, by zapewnić sobie pożywienie tak często, jak potrzebował tego jej nowy organizm, więc musiała zadowalać się taką formą dokarmiania, tylko od czasu do czasu (o ile szczęście jej dopisało) racząc się świeżą zdobyczą, prosto z lasu. To było obrzydliwe. ONA była obrzydliwa, ale instynkt przetrwania był o wiele silniejszy niż jakiekolwiek moralne rozterki.
    Rozejrzała się po lokalu, by upewnić się, że nikt nie zwrócił na nią uwagi. Zbliżał się zmierzch i nie była jedynym wilkołakiem w restauracji, ale mimo wszystko krępowała ją obecność tylu Podziemnych, gawędzących beztrosko przy dalszych stolikach. Stare przyzwyczajenie kazało jej osobiście wybrać ten osadzony w cieniu, blisko wyjścia ewakuacyjnego na tyłach knajpy, by w razie czego móc nieostrzeżenie zniknąć w jednym z zaułków. Była teraz, co prawda, jedną z nich, ale nie posiadała stada, więc była narażona na niebezpieczeństwo.
    Jej szczególną uwagę zwrócił zapach wampira, który łagodny powiew wiatru przygnał tuż pod jej wrażliwy nos. Przymrużyła ślepia i przyjrzała się gościowi nieco uważniej. Musiał być jednym z chodzących w słońcu... Ile by kiedyś dała za informacje o nim! Teraz były właściwie bezużyteczne, bo Alyssa dawno temu przestała należeć do grona nocnych łowców.
    - Cudownie - wymamrotała, na moment zapominając, że wampiry mają równie dobry słuch.
    Nie chciała żadnych kłopotów, więc posłała krwiopijcy lekko zawstydzony śmiech, a potem ukryła ten grymas za butelką piwa, z której upiła porządny łyk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skrzywiła się nieznacznie, gdy obiekt jej dyskretnej obserwacji, o którym na czas spożywania posiłku niemal całkowicie zapomniała, w końcu zdecydował się odezwać. Drgnęła mimowolnie, ale przez chwilę zaciskała tylko palce na ciemnym szkle butelki, odprowadzając nowego klienta wzrokie do samego baru. Miała cichą nadzieję, że wampir przy stoliku obok zwrócił się do kogoś innego, choć wydźwięk obcego zwrotu raz za razem obijał się echem w jej umyśle. Bella, choć zwodniczo podszyta czułością, w jego ustach brzmiała dość... nijako. Niestety, okazało się, że ową pięknością w jego mniemaniu faktycznie była właśnie ona. Cóż za absurd.
    Powoli, jednakże na pozór tylko leniwie obróciła twarz ku nieznajomemu i wlepiła w niego czujne, podejrzliwe spojrzenie. To właśnie ze względu na tego wytatuowanego typka usiadła blisko wyjścia. Jej nos poruszył się delikatnie zupełnie wbrew jej woli, gdy raz jeszcze zaciągnęła się go zapachem. Według stereotypowego podejścia, powinien był niezmiernie ją drażnić, ale o dziwo wydawał jej się tylko nieco nazbyt... świeży. Mrugnęła, gdy dotarł do niej sens jego dalszej wypowiedzi.
    W pierwszym momencie miała ochotę jedynie się roześmiać. Wygięła nawet kąciki ust ku górze, ale w następnej chwili opanowała się na tyle, by spoważnieć. Coś w tonie jego głosu podpowiadało, że mówił całkowicie, nawet jeśli propozycja była pod wieloma względami po prostu idiotyczna.
    - Doprawdy? - mruknęła, przełknąwszy ślinę. Uniosła brew w akcie jawnego niedowierzania (nie tyle w szczerość jego wypowiedzi co w pełnię jego władz umysłowych), nienawidząc się za to, że w tym samym momencie jej serce szarpnęło gwałtownie, zdradzając zdawkowe podekscytowanie.
    Upiła kolejny łyk piwa i ześlizgnęła się wzrokiem niżej, na butelkę z jego trunkiem na stoliku obok. Najwyraźniej nie tylko ona miała problem z zaspokajaniem swoich potrzeb, jakie więc jego słowa mogły mieć pokrycie w rzeczywistości?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako nocny łowca Alyssa nie była szczególnie uprzedzona do którejkolwiek z ras Podziemnych. W tej kwestii jej zdanie nie zmieniło się nawet po feralnym ugryzieniu: nie winiła za nie tamtego wilkołaka, a jedynie siebie za swoją nieuwagę. Zapomniała, że każda bestia przyparta do muru staje się bardziej niebezpieczna... Teraz rozumiała to lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Być może właśnie dlatego obecność wampira nie drażniła jej tak, jak powinna. Mimo wszystko jednak jej imię w jego ustach nasiliło jej podejrzliwość. Przekrzywiła głowę, mając nadzieję, że odwróci to jego uwagę od zaciśniętych w odruchu bezwarunkowym mięśni. Sytuacja nie podobała jej się ani trochę. Nie chodziło nawet o to, że w tym nowym życiu wolała zachować anonimowość.
    - Trzynaście - poprawiła go odruchowo i niedbałym ruchem zasunęła kosmyk włosów za ucho. Zwrócenie się do niej bezpośrednio sprawiło, że nie zwróciła zbytniej uwagi na jego protekcjonalność, zawartą w dalszym stwierdzeniu.
    Siedziała zesztywniała, nie chcąc powiedzieć czy też zrobić żadnego głupstwa. Bezceremonialna ucieczka nie wchodziła w grę, bo wyszłaby na słabą i strachliwą, a przecież wcale taka nie była, prawda? Jednak kiedy krwiopija wstał i wyszedł z lokalu drogą, którą sama miała nadzieję się wyślizgnąć wiedziała, że nie ma szans na dyskretną ewakuację. Większość klientów pochodzenia podziemnego zerkało już na nią kątem oka, a ona nienawidziła być w centrum uwagi. Właśnie dlatego kilka minut później dopiła piwo, podniosła się zwinnie i rzuciwszy pieniądze na stolik, wyszła z w boczną uliczkę.
    Wzdrygnęła się, kiedy delikatny powiew powietrza i wychwycony zaledwie kątem oka ruch zdradził jej, że Rivers na nią czekał. Jego obecność była dla niej aż nazbyt namacalna tym bardziej, że ułamek sekundy później zatrzymał się tuż przed nią. Parsknęła zirytowana pod nosem i zignorowała jego bezczelne spojrzenie. Zamiast zareagować oburzeniem, jedną dłonią sięgnęła do bocznej kieszeni spodni po własną zapalniczkę zippo, a drugą wykradła mu z rąk papierosa, po czym odpaliła go jak gdyby nigdy nic i zaciągnęła się porządnie dymem.
    - Wszyscy mówią na mnie trzynaście - powtórzyła, po czym ruszyła wgłąb uliczki, by oddalić się od śmietników, które przeszkadzały w równej mierze jej, co jemu. Nie tyle same kontenery co paskudny odór.
    - A jak mówią na ciebie, bezczelny krwiopijco? - zapytała bez zbędnych ceregieli, skoro już wzajemnie zacierali granice prywatności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Alyssa nie dała po sobie poznać, że wzrok nieznajomego, który prześlizgiwał się zuchwale po jej sylwetce w jakikolwiek sposób ją drażni. Obawiała się, że gdyby się z tym zdradziła, nieświadomie sprowokowałaby go do podjęcia bardziej natarczywych działań. Mimowolnie oblizała usta, na których wciąż jeszcze czuła metaliczny posmak krwi; delikatny, ale zdradziecko smakowity. Nawet nieprzyjemny aromat papierosowego dymu nie był w stanie go przyćmić...
    Piękna, dobre sobie. Zaczynała wątpić w to, że Rivers zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z wilkołakiem. Czy instynktownie nie powinien próbować trzymać się od niej z daleka?
    Trzynaście nie próbowała przejmować kontroli nad sytuacją ani go zdominować, przynajmniej nie świadomie. Przywałaszczyła sobie jego papierosa, ponieważ ją zirytował, bez pytania odbierając jej pozornie bezpieczną anonimowość w kawiarence, ale przede wszystkim dlatego, że nie chciało jej się nerwowo przetrząsać torebki w poszukiwaniu własnej paczki. Nic ponad to się za tym gestem nie kryło.
    - Jak najdalej od tego smrodu - odpowiedziała, krzywiąc się teatralnie, gdy pociągnowszy nosem wciąż jeszcze docierał do niej odór podgniłych śmieci.
    Zastanawiała się po co właściwie wampir wywabił ją z Taki, skoro teraz nie wykazywał żadnej większej inicjatywy. Nie zamierzała jednak narzekać, chwila spokoju zawsze była w cenie, a ona była cierpliwa.
    Kącik jej ust mimowolnie drgnął i uniósł się nieznacznie ku górze, wykrzywiając wargi w połowicznym uśmieszku. Ta myśl była tak absurdalna, że aż śmieszna, a Venatoris - wbrew pozorom - posiadała poczucie humoru.
    - Jedna z tych kończących się dobrym deserem? Możliwe... - odpowiedziała, nim zdołała w porę ugryźć się w język. Było coś takiego w sposobie bycia tego krwiopijcy, że instynktownie przekraczało się granice dobrego smaku. Nie zamierzała jednak wycofywać swoich słów.
    Zesztywniała w ułamku sekundy, kiedy krwiopijca jak gdyby nigdy nic naruszył jej przestrzeń osobistą. Warknęła cicho, ostrzegawczo i odchyliła się w bok, by znaleźć się jak najdalej od tego nonszalanckiego głosu i beztroskiego podejścia do niepisanych zasad utrzymywania relacji między gatunkami, jakie powinny ich obowiązywać. Z trudem powstrzymała się od tego, by nie wyrwać mu ręki ze stawu.
    - Czy przystawiasz się tak lekkomyślnie tylko po to, bym mogła nasycić się właśnie tobą? - wymamrotała, tym razem nie kryjąc już irytacji. - Chyba spasuję.
    Odetchnęła z niejaką ulgą, gdy wampir wreszcie się odsunął, ale drgnęła, kiedy miejsce, gdzie sekundę wcześniej znajdowały się jego dłonie, owiał nieprzjemny chłód. Obrzuciła mężczyznę znaczącym spojrzeniem i zaciągnęła się dymem, obserwując go czujnie spod przymrużonych powiek.
    - A jakaż to cena? - zapytała, przyznając się niechętnie sama przed sobą, że naprawdę jest ciekawa odpowiedzi.
    Nie czekając jednak na reakcję Riversa, zatrzymała się przed drabinką, prowadzącą do schodów ewakuacyjnych, kilka metrów wyżej. Wsunęła końcówkę papierosa do ust, po czym podskoczyła i zaczęła wspinać się ku górze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podłapał jej kwestię wyjątkowo łatwo. Trudno powiedzieć skąd w nim było tak niewiele uprzedzeń rasowych. Mimo wszystko, instynkty podpowiadały mu jedno, a on robił drugie. Dlatego nie odsunął się kiedy na niego warknęła. Pochylił się dość ufnie w przód, do linii jej włosów, nosem zahaczając o jej kosmyk, a później szyję, którą odsłoniła, chcąc poszczuć go swoją agresywnością, choć odniosła odwrotny skutek.
    - To zależy czy jadamy to samo na deser, Vena - akcent jaki stawiał na jej pseudonim, ciepły, wręcz pieszczotliwy, łamał wszystkie zasady przymierza i wewnętrznej, biologicznie zapisanej niechęci międzyrasowej. Pociągnąłby to dalej, gdyby nie pulsująca żyłka na jej skórze. Był ryzykantem, nie idiotą. Miał świadomość, że mogłaby go zabić, a on wcale nie chciał tracić swojego . Trzeba docenić, że nawet w myślach nie określał jej zdobyczą, choć może powinien, czego wbrew wszelkim prawom natury nie robił. Cofnął się zdala od niej wręcz z pokorą, bo i kiedy to zrobił w jego oczach pisał się szacunek, kiedy skłonił się jej lekko w poddańczym, ale też i przepraszającym geście. Z jedną ręką założoną za plecy, zgięty w półukłonie, obserwował ją. Jak chowa papierosa do ust, jak zręcznie wspina się po drabince. Wzrok być może raz czy dwa uciekł mu tam, gdzie nie powinien, ale nie robił tego ostentacyjnie. Kiedy stanęła prosto, ich wzrok skrzyżował się na odpowiednim poziomie.
    Westchnął, nie paląc się do akrobacji. Wyciągnął ręce w tył sprawdzając czy sztywna skóra kurtki nie krępuje mu ruchów. Poruszył ramieniem kilka razy, opierając dłoń na barku i w końcu zrzucił kurtkę, odsłaniając bawełnianą, tak samo grubą bluzę. Ciężką skórę podrzucił do góry przewieszając ją przez barierkę na poziomie Alyssy, samemu podążając za trajektorią odzienia dopiero po momencie. Podciągnął się jednym, dynamicznym ruchem, mimo swojego pędu, ladujac obok dziewczyny prawie bezglosnie.
    - Do czego ty mnie zmuszasz, bella?
    Zerknał na nią, sięgając po swoją kurtkę, ale na razie jeszcze jej nie zakładał.
    - Ty - wyjaśnił jaka jest jego cena - potrzebuję Ciebie - dodał po momencie, dość leniwie, nie spiesząc się z tą wypowiedzią, ani dalszą będąca głębszym rozwiązaniem kwestii - Twoich pięści konkretnie. Chcę Cię zrekrutować. W zamian dam Ci dom, pomogę Ci się oswoić z Twoim głodem i obiecam Ci, że nigdy się nie będziesz ze mną nudzić.
    Tu zrobił pauzę, w typowym wampirzym odruchu, osaczając ją tym razem swoją osobą, jak ofiarę. Zbliżając się z nią do kolejnych mocno pionowych schodków, opierając się obiema rękoma po obu stronach jej ciała.
    - Ze mną i innymi - dookreślił uśmiechając się cwanie, dobrze wiedząc jak bez tego brzmiała jego wypowiedź. I nie mógłby sobie odpuścić gdyby nie wrócił do tego "tonu".
    - Chyba, że będziesz chciała jeszcze czegoś więcej... ode mnie.
    Dał jej tylko chwilę do zastanowienia, w czasie kiedy sam używał sobie na swoim wampirzym magnetyzmie.
    - Venus? - ponaglił ją póki działał efekt zaskoczenia, czy też osaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszyła ramionami i niedbałym, właściwie już całkiem instynktownym ruchem, odgarnęła włosy za ramię. Delikatny wietrzyk poruszał nimi, plącząc je nieznacznie i łaskocząc ją w twarz. Irytowały ją, ale ani myślała je ścinać - kochała te długie, brązowe pasma i podejrzewała, że bez nich wyglądałaby... dziwnie.
    - Do niczego cię nie zmuszam - odparła zgodnie z prawdą i wspięła się na wyższą kondygnację schodów pożarowych, gdzie wchwilę później wylądowała skórzana kurtka krwiopijcy.
    Zatrzyamała się i zaczekała uprzejmie, chociaż nie było to wcale konieczne. Powstrzymała też w sobie odruch, by nie sięgnąć po okrycie Riversa i nie przywłaszczyć go sobie w akcie zwykłej złośliwości. Ostatecznie uznała, że zanim zacznie go do siebie zrażać, powinna najpier wyciągnąć z niego jakieś informacje. Do tego zamierzała wykorzystać swoją cierpliwość.
    Usiadła na przedostatnim schodku, krzyżując ręce na klatce piersiowej i cieszyła się chwilą spokoju. Przynajmniej do momentu, w którym wampir nie zdecydował się złamać praw fizyki i nie zatrzymał się tuż obok niej. Jego bezszelestne ruchy, którego niejednego mogłyby wprawić w zakłopotanie zdradzały, że nie jest całkiem "świeży".
    - Ja? - powtórzyła, a jej brew powędrowała do góry w wyrazie lekkiego niedowierzania. Zaanim jednak wysunęła pochopne wnioski, zaczekała na dalszą część wypowiedzi, która tak notabene, tylko pogłębiła jej wątpliwości.
    Czasy, kiedy ktokolwiek jej potrzebował minęły bezpowrotnie i potrzeba było czegoś więcej niż pierdolniętego krwiopijcy, by zmienić jej negatywne nastawienie do jego propozycji.
    Jego nonszalancka postawa łagodziła i w dziwny sposób równoważyła powagę jego słów. Mówił z przekonaniem, ale jednocześnie zachowywał się lekceważąco, co pozwalało jej podejść do wszystkiego jak do żartu.
    - Ciekawe - odpowiedziała lekceważąco, zaciągając się dymem. Zerknęła na papierosa i oceniła, że zostały jej ze dwa buchy. Jej uwagę od używki odwróciła kolejna inwazja na jej przestrzeń osobistą.
    Alyssa mimowolnie odchyliła się do tyłu, opierając owa łokcie na schodkach powyżej, by zachować równowagę. Śledziła uważnie poczynania Riversa wiedząc, że bez względu na jego uprzejmość czy szarmancję, powinna zachować czujność. Oboje byli drapieżnikami i obojgu im natura podpowiadała, że powinni trzymać się od siebie z daleka.
    - Kim są ci inni? - zapytała, nieświadomie zniżając głos do cichego pomruku. Zdawała sobie sprawę z uroku, roztaczającego przez wampiry, ale nie przypominała sobie, by ktokolwiek kiedykolwiek zastasował go właśnie na niej. Przez chwilę czuła się... urzeczona jego osobą. W jednej chwili miała ochotę mu przywalić, a w następnej dotknąć, ale bynajmniej nie po to, by wyrządzić mu krzywdę. To właśnie ta myśl ją otrzeźwiła.
    - Hm? Pomyślmy... - mruknęła i posłała mężczyźnie delikatny uśmiech. Tak bardzo kontrastujący z drapieżną naturą. - Chciałabym, byś - urwała na chwilę i uniosła dłoń z papierosem, by następnie obrócić ją tak, by móc bezceremonialnie wcisnąć filtr między wargi Riversa. - przestał rozsiewać wokół mnie te cholerne feromony, żebym mogła spokojnie pomyśleć - dokończyła i wyprostowała się, by prześlizgnąć się jego ramionami wyżej. - Póki co, nie mogę przestać wyobrażać sobie jakby to było cię przelecieć, a chyba nie o tym mówiłeś, co?
    Szczerość najczęściej wprawiała ludzi w zakłopotanie. Mogła mieć jedynie złudną nadzieję, że tak samo zadziała na wampira. Mówiła jednak prawdę i wspinała się coraz wyżej po chodach, by ostatecznie znaleźć się na dachu.
    Czy krwiopijca mówił poważnie?

    OdpowiedzUsuń