Caleb & Neal
Siedział w miękkim fotelu wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Niby wcześniej czytał, ale już jakiś czas temu odłożył książkę na szafkę przy fotelu. Musiał nad czymś pomyśleć, coś od kilku dni siedziało w jego myślach i nie dawało mu spokoju. Niespodziewanie do jego pokoju wparował Caleb. - Mógłbyś chociaż zapukać. Mruknął cicho i niespiesznie przeniósł spojrzenie brązowych oczu na swojego parabatai.- Uważaj na nią. - Dodał jeszcze po chwili, gdy chłopak położył sobie kotkę na brzuchu. Trochę się zdziwił pojawieniem się przyjaciela, jednak nie dał tego po sobie poznać. Dawno nie mieli okazji rozmawiać w cztery oczy.
Przewrócił oczami. Nie musiał pukać. Przecież, gdy wchodził do pokoju Neala, robił to tak, jakby to był jego własny. Westchnął ponownie. Mógł się spodziewać takiej reakcji po swoim parabatai. Neal zazwyczaj ignorował jego wymowne westchnięcia za pierwszym razem. Dlatego je powtórzył, tym razem bardziej teatralnie, licząc, że chłopak zwróci na niego uwagę. Przekręcił głowę i spojrzał na niego wielkimi oczami.
Sam westchnął, słysząc ponowne westchnięcie Caleba. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego parabatai coś leży na sercu, ale oczywiście nie może zacząć po prostu o tym mówić, tylko czeka na jego pytanie. - A więc co się dzieje? - Zapytał unosząc przy tym brwi do góry. Wyprostował się nieco nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
To nie było takie proste. Nie wiedział nawet, od czego ma zacząć. Ostatnio mieli małe problemy z komunikacją. Zacisnął zęby, zastanawiając się chwilę, jak mu wszystko powiedzieć. Czy w ogóle powinien mówić cokolwiek? - Jasmine pewnie mnie już nienawidzi - zaczął ostrożnie, chcąc jakoś wprowadzić przyjaciela w temat. Przejechał dłonią po twarzy, jakby miał ten gest zabrać wszystkie jego troski. Czemu nie umiał przestać o niej myśleć i o tym wszystkim, co zrobił?
Caleb go czasem załamywał... A podobno to on był tą "trudniejszą" osobą w ich duecie. - Jeśli już tu przyszedłeś i mi tu jęczysz, to mów dokładniej co się dzieje, bo jak na razie dowiedziałem się od ciebie jedynie jakieś same ogólniki. - Mruknął, po czym spuścił wzrok u spojrzał na Bellę, która zasnęła na jego kolanach.- Co niby zrobiłeś lub powiedziałeś, że "pewnie cię już nienawidzi"? - Naprawdę zaczynał czuć się coraz bardziej jak jakaś "pani dobra rada". Nie rozumiał dlaczego jego parabatai po prostu nie wydusi z siebie tego, czego chciał... W końcu nie przyszedł do niego tylko po to, żeby sobie powiedzieć na jego łóżku i pooddychać powietrzem z jego pokoju.
Caleb westchnął. Ponownie. Już robił to chyba dziesiąty raz i nie zapowiadało się, żeby przestał. - Tak w wielkim skrócie? - spytał retoryczne, po czym zaczął opowiadać. Starał się podawać fakty, nie zachowując się jak typowa nastolatka. - Poznałem ją w barze, gdy uratowałem ją przed demonem i już wtedy wydawała się dość denerwująca. Nawet nie umiała podziękować - ton jego głosu wyrażał lekką pogardę. Mógł być arogancki, ale jakieś maniery należało zachować. Przewrócił oczami, ale chwilę potem nagle jego rysy twarzy złagodniały. Wpatrywał się w przestrzeń. - A jakiś czas później był ten cały bal maskowy... Rozmawiałem z nią i nie widzieliśmy, że to my. Dawno nie zachowywałem się tak jak wtedy, ale myślałem, że już nigdy nie spotkam tej dziewczyny... - urwał, jakby musząc się zastanowić, co było dalej. - Jas zorientowała się, że to byłem ja przez rzemyk... A gdy upiłem się w rocznice śmierci moich rodziców i siostry, znalazła mnie. Ogarnęła mnie nieco - kącik jego ust drgnął, gdy wspominał to wydarzenie jak przez mgłę. Nagle spoważniał i zacisnął dłonie w pięści. - Potem było tylko gorzej - stwierdził, przenosząc wzrok na Neala. - Jej były ją porwał i torturował... nie zauważyła, że jest demonem. Dasz wiarę? - prawie prychnął, jakby tylko na to zwrócił uwagę. - Uratowałem ją... Zajmowałem się nią przez kilka dni - opowiadał dalej. Pominął fakt, że zawarł układ z Szalonym Czarownikiem. - Wtedy dostrzegłem, jaka jest delikatna. A potem ją pocałowałem... Neal, nie chcę jej krzywdzić - wyznał, a jego ostatnie słowa wypowiedziane były nie głośniej od szeptu, gdy schował twarz w dłonie. - Jestem beznadziejny.
Słuchał opowieści przyjaciela ani razu mu nie przerywając i równocześnie przyswajając powoli wszystko to co mówił. Starał się rozgryźć podejście Caleba do całej tej sprawy, do Jas... jego zmieniający się ton głosu wiele mu o tym mówił. O niektórych rzeczach już wiedział wcześniej, a niektóre były dla niego zupełną nowością. Milczał jeszcze przez dłuższą chwilę, po tym jak jego parabatai skończył wygłaszać swój monolog.- A jak Jasmine zareagowała na to, że ja pocałowałeś? - Zapytał w końcu i uniósł głowę, żeby spojrzeć na Caleba. Zdążył już wywnioskować parę rzeczy, jednak na razie nie miał zamiaru dzielić się z nimi na głos z kuzynem, dopóki nie był ich do końca pewny.
Przez moment się nie odzywał. Cisza wypełniająca pokój ciążyła mu na sercu. Przyjaciel rozumiał go lepiej niż on sam siebie, więc za jego pytaniem musiało się coś kryć, a on nie chciał podać złej odpowiedzi. Ale czy mogła być zła odpowiedź? Neal na pewno już sobie ułożył w tej jego przebiegłej główce kilka rzeczy. - Oddała pocałunek - stwierdził Caleb prosto. - Nie wydawało się, by jej to przeszkadzało, ale w końcu świetnie całuję, więc która by narzekała?
Analizował zdobyte informacje. - Jeśli oddała pocałunek, to czy oznacza, to że cię nienawidzi? - Uniósł pytająco brwi. Na razie nie powiedział niczego ze swoich rozmyślań na głos, miał skrytą nadzieję, że Caleb może sam połączy fakty i domyśli się o co chodzi. - Narzekałaby ta, która cię nienawidzi. - Mruknął jeszcze cicho i westchnął słysząc słowa jego parabatai o tym jak to on kwietnie całuje. Skromność nigdy nie była dobrą stroną Caleba, ale on już zdążył się do tego przyzwyczaić.
Dłonie Caleba zdusiły jego jęk bezsilności. Domyślał się, do czego jego parabatai zmierza i nie podobało mu się to. Łatwiej było mu myśleć, że dziewczyna go nienawidzi, ponieważ wtedy odtrącenie jej nie byłoby błędem. - W każdym razie i tak mnie nie lubi. Nie może. Ja też nie - mruknął brnąc dalej w swoje przekonania, choć coraz bardziej zaczynał w nie wątpić.
- Jezu, jesteś uparty jak osioł, wiesz? - Przeczesał dłonią jasne włosy. - Lubisz ją, a ona lubi ciebie. Co jest w tym złego? Świat się nie skończy przez to, że kogoś polubisz bardziej, a wręcz przeciwnie, będzie trwał dalej... Może nawet będzie dzięki temu lepiej. - Powiedział po następnej chwili ciszy. Kotka na jego kolanach obudziła się i ziewnęła ukazując małe kiełki. Chłopak odruchowo zaczął ją głaskać.
Zacisnął zęby na jego słowa, odwracając wzrok gdzieś w bok. Nie chciał patrzeć Nealowi w oczy, ponieważ wiedział, że ma rację, ale nie dopuszczał do siebie tej myśli. - Nie jestem dla niej odpowiedni. Nie chcę by była jeszcze bardziej zraniona niż do tej pory - stwierdził blondyn, zaciskając dłoń w pięść. Nie podobały mu się kłębiące się w nim uczucia, które tylko czekały, żeby się uzewnętrznić. Przymknął na moment powieki. - Powiedziałem jej tyle wrednych rzeczy...
- Jak dla ciebie to ty jesteś nieodpowiedni dla wszystkich. - Prychnął zirytowany. Rzadko kiedy ktoś potrafił wytrącić z równowagi, jednak zachowanie Caleba było po prostu nie do zniesienia. Czasem zastanawiał się, czy on naprawdę jest taki głupi i nie wie nic o takich rzeczach, czy tylko udaje. - Nie chcesz, żeby była bardziej zraniona.. Całujesz ją... Ona to odwzajemnia... A potem ty mówisz jej wredne rzeczy..? A potem dziwisz się, że mówi, że cię nienawidzi.- Jedną ręką pomasował sobie skroń. - Myślę, że bardziej zraniło ją to co zrobiłeś. Jeśli tak bardzo chcesz ją od siebie odrzucić, to dlaczego ją pocałowałeś? - znał kuzyna bardzo dobrze i wiedział jak trudno jest nawiązać z nim jakąś więź, nawet kiedy bardzo się tego chce. W końcu on sam musiał na początku bardzo się natrudzić, żeby zaskarbić sobie jego zaufanie i do niego "dotrzeć". Kot zeskoczył z jego kolan i przeciągnął się powoli ziewając przy tym.
- Nie umiałem pomóc ci w nałogach i musiałem powiedzieć o tym wujkowi - odparował jego pierwsze stwierdzenie. Caleb uważał, że tylko pogarszał sytuację. Nie poradził sobie z Nealem, więc trafili do tego Instytutu. W dodatku prowadził ciągle wewnętrzne walki. A zdenerwowany parabatai w tym momencie nie pomagał. - Nie wiem czemu ją pocałowałem - prawie krzyknął, podnosząc się z miejsca gwałtownie. Stanął tyłem do przyjaciela ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje buty. Caleb oddychał ciężko. Nie rozumiał już samego siebie, więc jak miał pomagać innym? A zwłaszcza Nealowi, którego ostatnio nie widywał tak często. Wyjazd z Irlandii zmienił życie im obu.
- Nic nie musiałeś robić. - mruknął tylko cicho pod nosem, bardziej do siebie niż do Caleba. Nie wiedział, czy chciał czy nie chciał, żeby to usłyszał. - Pocałowałeś ją, bo ci się podoba... Bardziej. - Powiedział ze stoickim spokojem, kiedy jego parabatai krzyknął i wstał. Po chwili on również wstał i podszedł do Cala. Położył dłoń na jego ramieniu. - Cały czas uciekasz od tamtych tematów, tłumacząc się mną... A moje porażki i wszystko to co robię nie tak są moimi wyborami. Ty nie masz w tym nic do gadania. - Powiedział po chwili namysłu. Dawno nie mieli okazji rozmawiać w taki sposób, w cztery oczy. - Nie jestem dobrą wymówką, kiedy chodzi o odrzucanie od siebie dziewczyn. - Mruknął jeszcze, po czym zmusił go do tego, aby się odwrócił w jego stronę.- Masz szansę stworzyć sobie nowe życie, w którym nie będziesz musiał myśleć o tym, że powinieneś mnie niańczyć na każdym kroku, ja tego naprawdę nie potrzebuję... A z tego co wiem Jasmine przydałby się ktoś kto by się nią zaopiekował. Ktoś kto by ją pokochał... Tobie z resztą też. Jesteście siebie warci. - Skończył swój jakże "wzruszający" monolog ciekawy jak na niego zareaguje jego kuzyn.
- Jestem twoim parabatai, Nee - wyszeptał na słowa chłopaka. Ta rozmowa już nie dotyczyła jedynie Jasmine i Caleb nie wiedział, czy powinien dalej drążyć ten temat. - Nie widzisz, że nawet dla ciebie nie jestem wystarczająco dobry? - Najłatwiej było obwiniać się o wszystko i tłumaczyć tym własne działania. Znowu rozmowa schodziła na temat. Westchnął ciężko i odwrócił się do Neala, zaciskając zęby. - Ty nie jesteś wymówką na cokolwiek. Jestem za ciebie odpowiedzialny i nie mogę pozwolić na to, byś znowu popadł w nałóg. Chcesz, żeby wujek przeniósł nas do kolejnego Instytutu? - skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na niego nieco z góry. - Nie mogę się z nią związać, nawet gdybym chciał, ponieważ nie będę w stanie znieść "upadku" dwóch osób - próbował mu wyjaśnić. Potrzebował tej rozmowy od dawna, ale robiła się coraz bardziej skomplikowana. - Powiedz mi, co mam robić, Nee. Mogę się do niej zbliżyć tylko wtedy, gdy obiecasz, że nie będziesz już nigdy brał czy upijał się - stwierdził w końcu, ale nie dotarło do niego z początku, co powiedział. Poniekąd przyznał, że chciałby się zbliżyć do Jas.
Zacisnął na chwile mocniej zęby. Ich rozmowy zawsze kończyły się tematem o tym, jak to Caleb go nie umiał pilnować, a Neal miał już tego szczerze dość. - Oh, weź się po prostu zamknij! - Warknął w stronę parabatai i znowu spojrzał mu w oczy. Zdecydowanie blondyn przesadzał z tym, że jego ojciec postanowi go jeszcze gdzieś przenieść, dla niego było ważne to, że nie musiał już na niego patrzeć. - Chcesz wiedzieć, co masz robić? Po prostu idź do niej i z serca powiedz, co czujesz. - Powiedział, po czym podszedł do drzwi i je otworzył. - Tędy droga. - Mruknął jeszcze, wskazując ręką wyjście, ale nie spuszczając wzroku z przyjaciela ciekawy jego reakcji. Po jego zachowaniu widział, że chce się zbliżyć do Jas. On w sumie też chciał, żeby to zrobił... może w końcu wtedy Caleb byłby szczęśliwy i przestałby się obwiniać o wszelkie krzywdy świata, bo byłby zajęty Jasmine.
Zmrużył oczy, przyglądając się swojemu przyjacielowi. Nie sądził, że zwykła rozmowa sprawi, że ten opanowany chłopczyk zacznie na niego warczeć. Twarz Caleba rozjaśnił uśmiech, a w oczach zabłyszczało niedowierzanie. Wstał i już miał zamiar wyjść, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę w drzwiach, by położyć Nealowi dłoń na ramieniu. - Kiedy tak dorosłeś? - wyszeptał mu na ucho rozbawiony. Poklepał go jeszcze po przyjacielsku, po czym ruszył korytarzem do pokoju Jasmine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz