Jasmine & Caleb
Była rozkojarzona dzisiejszego dnia. Potrzebowała chwili spokoju. Od Jamesa, Diany, wszystkich tych którzy ostatnio zbyt intensywnie udzielali się w jej życiu. Chociaż Diana bardziej z przypadku, tylko dlatego że dzieliły razem pokój. Niemniej jednak musiała odpocząć. Ostatni walentynkowy bal nazbyt nadszarpnął jej kompetencje społeczne. Czuła się wyżuta z wszelkich integracji z innymi ludźmi. Należała raczej do tych osób, które doceniały swoją niezależność i odosobnienie. Nawet jeśli z Di ostatnio ich rozmowy ograniczały się do pół-słówek. Znalazła się w łazience ogólnej, zrzucając z siebie wszystkie ciuchy. Duża wanna z głębokim basenem, służąca też pewnie w celach treningowych, zalana już była parująca, gorącą wodą. Prawie wrzątkiem. Do tego stopnia, że w pomieszczeniu panował totalny zaduch. Zeszła po schodkach do wody, sycząc lekko a jej skóra momentalnie zaróżowiła się od gorąca. Przystanęła próbując oswoić się z wysoką temperaturą. Para unosząca się wokół dusiła jak w saunie, ale dziewczyna zdawała się tym nie przejmować. Zgarnęła tylko wcześniej jakiś ręcznik w dłoń, żeby w razie czego ułożyć sobie zimny okład na szyi. Jakby komuś udało się zemdleć w tej temperaturze, mogłoby być niewesoło. Chwilę potem usłyszała skrzypniecie drzwi, a zaraz potem chłopaka, wchodzącego do pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi co mogło znaczyć, że na razie nie zwrócił uwagi na to, że ktoś tu jest. Jasmine obróciła się do niego bokiem. Długie, rozpuszczone włosy co prawda przysłaniały co bardziej strategiczne części jej ciała, a do czego nie sięgały, na szczęście przysłaniał to ręcznik, który trzymała w dłoni, nawet niespecjalnie zasłaniając nim podbrzusze. Patrzyła na blondyna przez chwile oniemiała. Jedyne co było widać to łuk jej pleców i cześć pośladków, bo stała do niego w połowie tyłem i bokiem. Resztę okrywały wspomniane rude pasma i ręcznik. Mimo wszystko zacisnęła zęby. — Caleb! — warknęła na niego przeklinając się w myślach za to. że stała do niego złym profilem. Cześć jej pleców była gładka, druga zaś pokryta licznymi bliznami. W zasadzie jedną wielką ciągnącą się od przedramienia przez cały jeden bok, gdzieś za piersią na żebrach, kończąc się dopiero w połowie uda. Blizna ta oszpecała jej idealne, wdzięczne ciałko i delikatną skórę tam, gdzie była ona szorstka i nieprzyjemna w dotyku, bruzdowata. Zacisnęła wargi oddychając ciężej. Była wkurzona. Nie pokazywała swojego ciała własnie dlatego — Spierdalaj — powiedziała cicho, patrząc mu z wyrzutem w oczy.
Całe dwa dni nic nie robienia go wykończyło. Takie obijanie się było gorsze niż cierpienie fizycznych katuszy przez rany. Iratze przyspieszało proces gojenia, ale runy nigdy do końca nie likwidowały ran. To był jego największy problem, ponieważ musiał znosić te wszystkie blizny. Musiał znosić gojenie się ran, by one powstały. Ewentualnie. Tego wieczoru miał już dość siedzenia pod kontrolą Dalii, która zachowywała się, jakby Caleb znowu miał 10 lat. Następnego dnia chciał już wrócić do normalnych treningów, dlatego postanowił zrobić coś dla swojego ciała. W instytucie była łazienka z ogromną wanną. Któreś nocy na nią natrafił i teraz miał zamiar ją wypróbować, choć był to prawdopodobnie najgorszy z możliwych dni, jakie mógł wybrać. Wszedł do łazienki i zaczął rozplątywać bandaże. Nie szło mu to zbyt dobrze. Wszystko inne miał gdzieś, chciał po prostu to z siebie zdjąć. Nagle usłyszał głos, krzyczący na niego. Podniósł wzrok i ujrzał Jasmine. Siedziała w ogromnej wannie, zakryta jedynie wodą, jakimś ręcznikiem i swoimi długimi rudymi włosami. Na moment wstrzymał oddech, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Dopiero później zorientował się, że praktycznie połowa ciała Jas jest pokryta bliznami, ale nie wyglądały one tak jak te, które miał chłopak. Jego były cienkie, jasne i małe. Poza tą na brzuchu. Choć jej blizny już niewiele różniły się od koloru jej skóry, przy tak poważnym oparzeniu już zostaną jej takie na zawsze. Chłopak nie wiedział, co się stało, ale zbyt wiele przeszedł, by żyć w nieświadomości. Szybko się otrząsnął. Wrócił do swojej maski. Uśmiechnął się pod nosem, nie od wracając wzroku. Jego dłonie wciąż trzymały końce bandaży, z którymi nie potrafił sobie sam poradzić, gdy plecy bolały go przy każdym ruchu. — Gdybym stwierdził, że mi przykro, byłoby to kłamstwem — oznajmił dość cicho, ale na tyle głośno, by mogła to usłyszeć. Dopiero teraz poczuł gorąco, które panowało w łazience. Zrobił kilka kroków w jej kierunku z dużym ręcznikiem, który leżał na kupce niedaleko drzwi. Miał na sobie tylko spodnie dresowe i bandaż dookoła jego klatki piersiowej. Spojrzał na nią z góry. Wanna była prawie że w podłodze, więc by odbyć z nią rozmowę na tyle normalną, na ile pozwalały warunki, musiał kucnąć. Szarpnął za bandaże, licząc, że spadną, jednak nie dawał po sobie poznać, jaki ma problem. — Kiedy się poparzyłaś? — spytał, choć nie myślał, że dziewczyna tak po prostu się przed nim otworzy. Czuł jednak pewną potrzebę zadania jej tego pytania.
Obserwowała go stojącego przy drzwiach. Tym bardziej denerwowało ją, że nie zauważył jej w z początku w ogóle. Miała czas przez chwilę przyglądać się jak niezdarnie szarpał się z bandażami. Jako ktoś kogo wiecznie widziała w licznych ranach powinien sobie chyba z tym lepiej radzić... Westchnęła. Irytowała ją ta nieporadność. Dlatego kiedy do niej podszedł, odebrała ręcznik, obwiązując się nim od razu. Włosy zarzuciła na jedno ramię przysłaniając całe poparzenie gęstymi, rudymi lokami. — Rajzel przewraca się teraz w grobie jak patrzy co robisz — mruknęła nie wiedząc skąd u niej wziął się ten Rajzel. Ostatnio dużo jej skojarzeń i automatycznych czynności czy intuicyjnych reakcji ja zastanawiało — Daj to — nie proponowała mu pomocy. Nie chciała mu pomagać. Chciała ulżyć swojemu estetycznemu podejściu do opatrunków. — Zmniejszyła między nimi odległość obejmując go w pasie, żeby odlepić bandaże przywierające do pleców. Cofnęła się jednak gwałtownie wzbijając wodę. Nie dlatego, że poczuła jego oddech na karku, chociaż bez wątpienia czuła. W swoim odruchu odsłoniła znaczną część swojego zbliznowacenia na ramieniu, kiedy włosy spłynęły z jej skóry na pierś. I nie zareagowałaby nawet tak gwałtownie gdyby akurat nie zadał jej swojego pytania. Utkwiła na nim spojrzenie chwilę milcząc. Wyraźnie było widać, że analizuje możliwości odpowiedzi. — Nie pamiętam kiedy. Pamiętam, że mój były lubił ostry seks — skłamała gładko, zbyt gładko i zbyt mało wiarygodnie, bo blizny nie wyglądały na nabyte rok czy dwa lata temu. Chyba że uprawiałaby seks jako dwunasto czy trzynastolatka. Dlatego postanowiła zmienić temat. Oparła dłonie na jego ramionach, na których trzymał się bandaż przejeżdżając opuszkami palców po drobnych bliznach. Dopiero teraz zwróciła na nie uwagę — Nie oszczędzasz się — zauważyła z dziwnym tonem głosu, którego nie dało się odczytać i oblizała wargi na chwile jedna z nich przygryzając, w geście który już znał, ale nie widział go bezpośrednio u niej, tylko u dziewczyny, którą poznał na balu. Rudowłosej, delikatnej i pięknej, w czerwonej, długiej sukni. Teraz wyglądała podobnie. Nie miała maski więc ciężko było je przyrównać do siebie, ani wysokich butów, ale jej włosy podobnie jak wcześniej niesfornie zawijały się i przylepiały do ust od błyszczyka tak teraz lepiły się do jej warg przez wodę. Próbowała nie dać po sobie poznać dyskomfortu, ale czulą się bardzo odsłonięta. Nie chodziło o nagość. Nie wstydziła się całego swojego ciała. Tylko tych blizn, które teraz były całkowicie odkryte. Pochyliła głowę do dołu skupiając się dlatego na nim, a nie na sobie. — Odwróć się — zarządziła — Znów wyglądasz jakbyś żarł się ze wściekłym lwem. Próbowałeś rozwiązać swoje problemy z masochizmem w bardziej polubowny sposób? Można zatrudnić dominę, albo szukać ciekawych łóżkowych doświadczeń. Ale to wiesz... A ty za to wolisz... — tutaj ucięła oczekując, że może opowie jej co się stało. Mogła się tym zainteresować jeśli to znaczyło brak drążenia tematu jej blizn. W międzyczasie odrzuciła bandaże, które zdążyła zdjąć na ziemię i skrzyżowała z nim wzrok — Opatrzę ci to tylko dlatego, że te umięśnione plecy śnią mi się po nocach w moich najgorszych fantazjach, a teraz wyglądają obrzydliwie niefajnie, zgoda? — sposób w jaki połączyła komplement, ironię i obelgę w jednym zdaniu był wart docenienia. Chociaż przez dziwną treść jej słów ciężko było powiedzieć czy mówiła poważnie czy sobie kpiła.
Wiecznie chodził poraniony, ale nigdy nie potrafił sobie poradzić z bandażami. Zazwyczaj ignorował fakt, że powinien ich użyć, ponieważ nie chciało mu się potem ich odwiązywać. Musiał z boku wyglądać śmiesznie i dość nieporadnie, ale dla niego rozwiązywanie bandaży było gorsze niż walka z Podziemnymi. Widział na jej twarzy, że była zirytowana jego zmaganiami i poniekąd go to bawiło. Oczywiście, że wzięła od niego ręcznik. Musiało to być dla niej bardziej niezręcznie niż dla niego. W końcu to ona była naga nie on. Kątem oka zauważył tatuaż na jej ciele, gdy zakrywała się ręcznikiem. Przygryzł wargę, chowając uśmiech na jej słowa. Nigdy nie słyszał, by ktoś tak mówił. W końcu anioł nie może przewracać się w grobie. Patrząc na jej reakcje, nie chciała mu pomóc. Może tylko trochę. Ale zdecydowanie bardziej bolała ją jego nieporadność. Zbliżyła się do niego, by zdjąć z niego bandaże, ale nagle cofnęła się na jego pytanie. Nie sądził, że aż tak ją to poruszy, ale najwidoczniej była na to wrażliwa równie mocno co on na punkcie rodziny. Jej odpowiedz zaskoczyła go jeszcze bardziej. Zamrugał. — Chcesz mi wmówić, że Twój tak zwany były chłopak lubił się bawić ogniem podczas seksu? — zironizował. Wiedział, że to nie mogło być prawdą. Bywali psychopaci, ale ona nie wyglądała na taką głupią. Nawet jeśli, te oparzenia były sprzed dobrych kilku lat. Nie bez powodu zmieniła tak szybko temat i to na taki, który jemu niezbyt pasował. Odwrócił wzrok z westchnieniem, gdy zaczęła przyglądać się jego bliznom. Zerknął na nią kątem oka i wstrzymał oddech. Przypominała mu dziewczynę z balu, ale przecież nie było opcji, żeby to była ona. Nie. Odgonił od siebie tą myśl i odwrócił się zgodnie z jej poleceniem. Zaśmiał się krótko. — Ja i chęci masochistyczne? Ja po prostu zbyt często ratuję damy z opresji — stwierdził na jej słowa. — Czuję się do tego w obowiązku jako bohater — dodał z ironicznym uśmieszkiem. Zawsze przedstawiał siebie jako nie wiadomo kogo, a jego samoocena była naprawdę niska, mimo że jego słowa nie mijały się zbytnio z prawdą. - A jeśli chodzi o doświadczenia łóżkowe, mogę ci pokazać, co wolę, skoro jesteś taka dociekliwa - stwierdził, od wracając wzrok, by napotkać jej spojrzenie. Zdjęła mu już bandaże i o dziwo chciała go opatrzyć na nowo. Jej słowa wzbudziły w nim mieszane uczucia, więc tylko zmarszczył brwi i odwrócił się do niej przodem. Oparł dłonie na swoich biodrach i spojrzał na nią z góry. Jego wzrok przemykał po jej ciele.
Wzruszyła lekko ramionami zajmując się jego bandażami, kiedy jego głowę przepełniały myśli o pochodzeniu jej blizn. Uniosła do niego wzrok, uśmiechając się blado na jego powątpiewające pytanie: — Jeśli w to wierzysz to tak, właśnie to próbuję Ci wmówić. — skwitowała temat, wcale nie chcąc o tym gadać. Wolała rozmawiać o jego nieustannych ranach. Na chwilę cofnęła się, taksując wzrokiem jego ciało. Przeciągnęła po nim spojrzeniem zupełnie innym niż setki razy, kiedy wcześniej zerkała, czasem w ukryciu, czasem się z tym nie patyczkując, na jego tors. Teraz jej wzrok pozbawiony był tego naturalnego zainteresowania przeciwnej płci. Nie było go widać. Tylko skupienie, kiedy przenosiła wzrok z jednej jego blizny na drugą. — Masz szczęście, że szybko się goisz. Ale za każdym razem kiedy tak szatkujesz sobie ciało, będzie z tym coraz gorzej. Nie przyzwyczajaj się za bardzo do tych ratunków, bohaterze — prychnęła. Nie musiał jej przypominać, że wisiała mu dług za pewne chwytanie łowcy. Gdyby dał się jej opatrzyć już wtedy, byliby kwita. Teraz też nie chciał ulec. Obrócił się do niej przodem kiedy ledwie co udało jej się zrzucić bandaże. I patrzył. Patrzył na nią dziwnie wnikliwie. Splotła ręce na piersi w absolutnie zamkniętej pozie, a chwilę potem cofnęła się kilka kroków do tyły. Łydki, nie piekły już tak bardzo od wody, ale kiedy zmieniła poziom, woda sięgała jej aż do pośladków, tam gdzie kończył się ręcznik. Zacisnęła wargi. Mimo, że wrzątek parzył w skórę, czuła się tak kurewsko dobrze. W tych wodnych oparach, ze świadomością, że mogła się temu bólowi oprzeć i, że to pieczenie następnie przyniesie ulgę dla obolałych mięśni. Posłała mu ostatnie spojrzenie, bo skończyły jej się schodki. — Co? — nie wytrzymała jego spojrzenia, nie znając jego podstawy. — Jeśli chcesz mi powiedzieć, że mam piękne ciało to się nie krępuj. — dodała ironicznie, ale, że czuła się przy tym taksującym wzroku, jak obiekt w zoo, odwróciła się do niego tyłem, jednocześnie zrzucając z siebie ręcznik i zanim zdążył dobrze przyjrzeć się jej nagim pośladkom, czy oparzeniom na plecach (w części na szczęście przykrytych przez włosy), zanurzyła się w wodzie i dopiero kiedy ta otuliła jej ciało, odwróciła się przodem do niego. Przez chwilę miała zaciśnięte powieki i zęby, próbując oswoić się z parzącą wodą, pozostawiającą, na razie z początku, lekkie, bardzo drobne, krótkotrwałe oparzenia na skórze. Odpływając kawałek do tyłu, wpatrywała się w niego, przypominając sobie, że nie odpowiedziała na jego słowa. Dość niewybredne i bezczelne. — Jak Ci powiem: pokaż, to się wycofasz i stracisz wiarygodność. Więc po co prowokować, Cal?
Wzruszyła lekko ramionami zajmując się jego bandażami, kiedy jego głowę przepełniały myśli o pochodzeniu jej blizn. Uniosła do niego wzrok, uśmiechając się blado na jego powątpiewające pytanie: — Jeśli w to wierzysz to tak, właśnie to próbuję Ci wmówić. — skwitowała temat, wcale nie chcąc o tym gadać. Wolała rozmawiać o jego nieustannych ranach. Na chwilę cofnęła się, taksując wzrokiem jego ciało. Przeciągnęła po nim spojrzeniem zupełnie innym niż setki razy, kiedy wcześniej zerkała, czasem w ukryciu, czasem się z tym nie patyczkując, na jego tors. Teraz jej wzrok pozbawiony był tego naturalnego zainteresowania przeciwnej płci. Nie było go widać. Tylko skupienie, kiedy przenosiła wzrok z jednej jego blizny na drugą. — Masz szczęście, że szybko się goisz. Ale za każdym razem kiedy tak szatkujesz sobie ciało, będzie z tym coraz gorzej. Nie przyzwyczajaj się za bardzo do tych ratunków, bohaterze — prychnęła. Nie musiał jej przypominać, że wisiała mu dług za pewne chwytanie łowcy. Gdyby dał się jej opatrzyć już wtedy, byliby kwita. Teraz też nie chciał ulec. Obrócił się do niej przodem kiedy ledwie co udało jej się zrzucić bandaże. I patrzył. Patrzył na nią dziwnie wnikliwie. Splotła ręce na piersi w absolutnie zamkniętej pozie, a chwilę potem cofnęła się kilka kroków do tyły. Łydki, nie piekły już tak bardzo od wody, ale kiedy zmieniła poziom, woda sięgała jej aż do pośladków, tam gdzie kończył się ręcznik. Zacisnęła wargi. Mimo, że wrzątek parzył w skórę, czuła się tak kurewsko dobrze. W tych wodnych oparach, ze świadomością, że mogła się temu bólowi oprzeć i, że to pieczenie następnie przyniesie ulgę dla obolałych mięśni. Posłała mu ostatnie spojrzenie, bo skończyły jej się schodki. — Co? — nie wytrzymała jego spojrzenia, nie znając jego podstawy. — Jeśli chcesz mi powiedzieć, że mam piękne ciało to się nie krępuj. — dodała ironicznie, ale, że czuła się przy tym taksującym wzroku, jak obiekt w zoo, odwróciła się do niego tyłem, jednocześnie zrzucając z siebie ręcznik i zanim zdążył dobrze przyjrzeć się jej nagim pośladkom, czy oparzeniom na plecach (w części na szczęście przykrytych przez włosy), zanurzyła się w wodzie i dopiero kiedy ta otuliła jej ciało, odwróciła się przodem do niego. Przez chwilę miała zaciśnięte powieki i zęby, próbując oswoić się z parzącą wodą, pozostawiającą, na razie z początku, lekkie, bardzo drobne, krótkotrwałe oparzenia na skórze. Odpływając kawałek do tyłu, wpatrywała się w niego, przypominając sobie, że nie odpowiedziała na jego słowa. Dość niewybredne i bezczelne. — Jak Ci powiem: pokaż, to się wycofasz i stracisz wiarygodność. Więc po co prowokować, Cal?
Nie podobało mu się jej podejście. Ale z perspektywy osoby trzeciej on zapewne miał identyczne, gdyby go spytać o coś takiego. Dlatego nie naciskał. Gdyby go spytała o pierścionek, który miał zawieszony na rzemyku na szyi przez cały czas, też nie uzyskałaby zapewne szczerej prostej odpowiedzi. Kiedy się odwrócił, zaczęła taksować go swoim nieprzeniknionym spojrzeniem. Uniósł brew, zerkając na nią kątem oka. Przyglądała się jego bliznom. — Zgaduje, że kiedyś się przekonamy, ile moje ciało potrafi znieść — stwierdził tak lekko, jakby mówił o pogodzie. Przewrócił oczami. Tak właśnie miało być co śmieszniejsze. Kiedy stanął w końcu ponownie z nią twarzą w twarz zareagowała dość gwałtownie. Nie chciał, by odebrała to jako napaść wzrokiem czy coś w tym stylu. Był chłopakiem, ona dziewczyną. Nauczono go manier i szanowania kobiet, choć ta dziewczyna denerwowała go jak nikt inny. Woda parowała, a ona tak po prostu do niej weszła tylko po to, by przed nim uciec. Jej próg bólu mógł być dla niej zabójczy, tak jak dla niego jego bohaterskość Na moment zacisnął zęby. Na jej słowa uśmiechnął się pod nosem. Nie zdążył odpowiedzieć, zanim dziewczyna zrzuciła z siebie ręcznik i zanurzyła się cała w wodzie. Dopiero gdy była pod bezpieczną pianą unosząca się na powierzchni, odwróciła się do niego przodem. Zrobił krok do przodu i kucnął przy krawędzi ogromnej wanny. Przez chwilę jego uśmiech był prawdziwy, ale niewprawne oko mogło go przegapić. — Jesteś głupia, jeśli myślisz, że uważam cię za brzydką — oznajmił, a jego głos był cichy niczym szept. Odpłynęła do tyłu i dopiero wtedy odpowiedziała na jego poprzednie słowa. Pokręcił głową z rozbawieniem. Czyżby właśnie go prowokowała? — Sama tego chciałaś — zaśmiał się i machnął na nią ręką, by się odwróciła. Kiedy to uczyniła, zdjął spodnie i ostrożnie wszedł do wody. Nie była już tak gorąca, ale jego ciało nie było aż tak odporne na nagłe zmiany temperatury.
Nie wiedziała czy kpił czy mówił poważnie. Przez chwile śledziła zmiany na jego twarzy, ale ostatecznie dała sobie spokój z głęboką analizą jego słów. Przyjęła je do siebie ze wzruszeniem ramion. - Skoro tak mówisz - skwitowała tylko odpływając jeszcze dalej i przewróciła oczami, kiedy kazał jej się odwrócić, ale własnie to zrobiła. Jeszcze zacząłby ją podejrzewać, że chciałaby go podglądać. Nie miałaby nic przeciwko, ale też przecież nie miała zamiaru się przy tym upierać. - Nie chciałam, żebyś się rozbierał - westchnęła - Po prostu nie uważam, żebyś poważnie myślał o tym co mówisz. A niekonsekwencja mnie wkurza. - odwróciła się przodem do niego kiedy wydawało jej się, że zanurzył się całkiem w wodzie. Odpłynęła jeszcze trochę do tyłu, zostawiając mu więcej miejsca przy krawędzi basenu, czy wanny. Jak zwał tak zwał. - Cały czas mówisz mi o szacunku do kobiet, więc kiedy sugerujesz mi seks, a w następnym zdaniu obrażasz się na mnie, zrozumiałam, że łatwo lecisz na dziewczyny, chociaż nawet mnie nie lubisz, zastanów się czasem czy na pewno to nie dlatego, że sam to sobą prezentujesz. Wierzę, że masz szacunek do kobiet. Znaczy... staram się przyjąć do wiadomości to, co już mi wykrzyczałeś. Więc teraz udowadniam Ci, że ostatnie co chcesz zrobić teraz ze mną to zaprezentować mi swoje łóżkowe doświadczenia. Że jesteśmy w wannie to zresztą mogłoby być trudne. Jeśli teraz mnie nie dotkniesz... wtedy dopiero Ci uwierzę - zapewniła go, chociaż trochę zgubiła się w tym co mówi. Zmarszczyła brwi i odetchnęła. Było tu naprawdę gorąco. Aż dusiło. Może jednak odrobinę przesadziła z temperaturą. Ciało miała już tak rozgrzane, że szybko jej temperatura wewnętrzna wzrosła do tego stopnia, że rozbolała ją głowa. Kac moralny. Mogła to sobie tak wytłumaczyć. Bo właśnie sprowokowała faceta, którego nie lubiła, do dzielenia z nią wanny. Nieważne jak dużej.
Za jego słowami zazwyczaj kryło się jakieś głębsze znaczenie, ale tym razem chyba po prostu mówił to, co myślał. Poniekąd. Domyślał się, że jego koniec nadejdzie szybciej niż później i zapewne odejdzie, ratując czyjeś życie, ale tego nie musiał mówić. Nie musiał mówić szczerze o tym, że nie potrafi znieść krzywdy innych, ponieważ tylko on zasługuje na cierpienie. Z uśmiechem obserwował, jak się odwraca do niego plecami. Trochę żałował, że nie dał jej popatrzeć. Był nieco ciekaw jej miny. Zmarszczył brwi na jej słowa, ale nie drgnął nieprzyzwyczajony jeszcze do takiej temperatury. Jego stopy dotykały podłoża i od brzucha w dół zakrywała go woda. Czekał na jej kolejne słowa. Odwróciła się do niego z powrotem. Wysłuchał jej do końca i zaczął się śmiać. Kiedy w końcu spojrzał jej w oczy, w jego tęczówkach tańczyły iskierki. - Za bardzo interpretujesz moje słowa - stwierdził i cofnął się o krok, a jego plecy dotknęły zimnej ściany wanny. Przyniosła ona ukojenie dla jego gojących się ran. Zamrugał powoli, zerkając na nią, jakby miał zamiar ją uwieść. - Dobrze - skwitował z tajemniczym uśmiechem. - Nie dotknę cię, chyba że poprosisz. Nie dotknę cię, nawet jeśli tu zemdlejesz, bo ta woda jest zdecydowanie za ciepła, żeby dłużej w niej posiedzieć. - stwierdził, unosząc ręce i opierając się łokciami o brzeg wanny.
Nie od razu pomyślała o jego plecach kiedy wchodził do wody. Nie wzięła pod uwagę faktu, że ten wrzątek może źle wpłynąć na jeszcze dobrze niezasklepione rany. Obserwowała jak oparł się o ściankę wanny i dopiero wtedy sobie o tym pomyślała. Odetchnęła. - Tak na dobrą sprawę Cie tu nie zapraszałam - zaznaczyła gdyby miał interweniować w temperaturę otoczenia. Chociaż było zbyt parno, ją odpowiednio to hartowało. - Bóg poskąpił mi urody, ale dał mi mózg, pamiętasz? - wypomniała mu ich rozmowę w odpowiedzi na jego słowa - Grzechem byłoby z tego mózgu nie korzystać. Jestem analitykiem. Jestem stworzona, żeby interpretować to, co do mnie mówisz - sama podpłynęła do krawędzi wanny ale po innej stronie, gdzie było głęboko i oparła głowę na przedramionach przymykając oczy. Głowa sama opadała jej na ręce, im dłużej siedziała w tej wodzie - OK - musiała się zgodzić na to, co powiedział - Ale brak reakcji na człowieka wymagającego reanimacji w niektórych krajach grozi więzieniem - dodała, jakby planowała tu zemdleć i się utopić, a przecież próbowała się opierać tej temperaturze - Jak dla mnie woda jest idealna - mruknęła pod nosem, chociaż faktycznie mogło się od niej robić słabo. Podniosła głowę przecierając jeszcze rozgrzany policzek o mokre ramię i odpłynęła od krawędzi, spoglądając na chłopaka. Zastanowiła się nad czymś, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, a zaraz potem je przymknęła, przechylając głowę na bok. Dopiero teraz dostrzegła dobrze zapamiętany przez siebie pierścionek zawieszony na jego szyi. Poziom jej zaskoczenia kiedy uzmysłowiła sobie z kim rozmawia był na tyle wysoki, że w połączeniu z emocjami jej towarzyszącymi przy tym drobnym szoku i temperaturą jej ciała, wrząca woda wżerająca się w jej skórę... odpłynęła. Dosłownie i w przenośni. Straciła na bardzo króciutki moment przytomność i otrzeźwiła ją dopiero woda w płucach. Wynurzyła się, krztusząc i dusząc, opierając się na krawędzi rękoma. Jeszcze chwilę, a miała wrażenie, że zwymiotuje, zanim udało jej się w końcu odłączyć wodę z organizmu, odrywając ja razem z kaszlem. - Twojej siostry? - wychrypiała, mimo że gardło, przełyk i płuca piekły ją niemiłosiernie. Pytała wskazując głową na pierścionek na jego szyi, ignorując na rzecz jego odpowiedzi nawet ból w płucach.
Dopiero po chwili zrozumiała, że gorąca woda nie jest najlepszym pomysłem w połączeniu z jego plecami. Choć nie wydawała się tym przejęta. Caleb zaśmiał się sarkastycznie. - Ja mam na szczęście obie te rzeczy - powiedział, udając, że macha włosami niczym diva. - Może lepiej nie interpretuj moich słów, bo źle ci to wychodzi - stwierdził z uniesioną brwią i miną, która mogła mówić wiele rzeczy. Odwrócił głowę w bok, spoglądając gdzieś w przestrzeń, a jednak zerkał na nią kątem oka co jakiś czas. Widział, że nawet ona nie znosi zbyt dobrze tego gorąca. - W naszym przypadku prawo tak nie działa - zaczął, przywracając oczami. - Jesteśmy w końcu Nocnymi Łowcami - dodał, dalej na nią nie patrząc. Na jej kolejne słowa tylko uśmiechnął się ironicznie. - Jasne - skomentował jej stwierdzenie, ponieważ widział, jak reaguje na duchotę. Uniósł ręce, przyciągając się i sprawdzając, czy może wykonywać takie ruchy przy swoich poranionych plecach. Syknął, przymykając oczy. Otworzył je po chwili i zobaczył, jak dziewczyna zamyka oczy i zanurza się. Chciał ją wyciągnąć, ale miał jej nie dotykać, więc jedynie wyciągnął rękę. Szybko jednak się wynurzyła i powoli cofnął się, krzyżując ręce na piersi. Przyglądał jej się uważnie, gdy wykasływała wodę, by w razie czego zainterweniować mimo ich wcześniejszej rozmowy. Wydawało się, że nic jej nie będzie, ale na wszelki wypadek zachował czujność. Zamrugał zdziwiony jej pytaniem i zmarszczył brwi. Sięgnął dłonią do pierścionka. - Nie mówiłem ci - wyszeptał, nie dopuszczając do siebie faktu, że w Jasmine dostrzegał dziewczynę z balu, z którą o tym rozmawiał.
Momentalnie zapomniała o czym rozmawiali chwilę wcześniej. Zresztą jak człowieka pieką płuca i przełyk wcale go nie interesuje temat wcześniejszej rozmowy. Opierała się na ręce przed sobą, drugą malując sobie gardło i mostek i chrząknęła w końcu. Musiał się domyślać tego samego, co ona wcześniej. I czuła się z tym... jakby ktoś właśnie zrzucił bestialsko zbyt duży ciężar na barki. Jak postać z bajki na która spada fortepian. Musielibyśmy sobie pomnożyć ten tona razy sto żeby zbliżyć się do siły uderzenia jaką mentalnie odczuwała. jakby ktoś uderzył ją w twarz strzelił w kolano i dla pewności wrzucił ją jeszcze do tej kurewskiej wanny żeby upewnić się, że czuła się dostatecznie przytłoczona. Zmarszczyła brwi zaczesując ociekające wodą włosy do tyłu i odkaszlnęła jeszcze tylko raz upewniając się, że płuca są już czyste. - Nieważne - mruknęła - zgadywałam - dorzuciła w niewinnym kłamstwie, bo przecież wcale nie chciał wiedzieć, że ona była dziewczyną, z jaką tańczył na balu. Odwróciła się w jego kierunku postanawiając zmienić temat. Wskazała głową na kurki bliżej niego - Wpuścisz trochę zimnej wody? Jednak zrobiło się trochę... gorąco - skrzywiła się. Teraz było jej gorąco nie tylko ze względu na temperaturę. Poczucie oszukania paliło ją od środka.
Dziewczyna wyglądała jakby właśnie ktoś ją skopał, a następnie wypruł wnętrzności. Inaczej się tego nie dało nazwać. On zapewne miał identyczny wyraz twarzy. Nie wierzył jej. Umiał poznać kłamstwo, gdy je słyszał, ponieważ sam wiele razy naginał fakty. Na jej pierwsze słowa nie zareagował. Nie mógł uwierzyć we własną głupotę. Może raczej naiwną wiarę, że to nie ona. A jednak. Dalej nic nie mówił. Wpatrywał się w nią, jakby była ofiarą, a on na nią polował. Bez mrugnięcia okiem zrobił krok w bok, nie odrywając od niej wzroku i wyciągnął rękę. Z kranu poleciała zima woda. Zacisnął ma moment zęby. - Byłaś nią - odezwał się w końcu. Przyglądał jej się, jakby była jakimś pokazem w zoo. Ona w takiej sukni? Miła? Tańcząca z nim? Po chwili coś do niego dotarło. - Masz moja ulubioną marynarkę - stwierdził takim tonem, jakby całą sytuacja go bawiła. - Spodobała ci się?
Głupie zadawanie pytań: "Jaka marynarka?" nie miało chyba sensu. Oboje już wiedzieli, że nie było co dłużej się okłamywać. Od początku miała co do tego takie przeczucie. Trudno powiedzieć czy złe czy dobre. Póki mogła się oszukiwać, że to od samego wstępu nie był on, wydawało jej się, że to wrażenie deja vu jest niczym. Teraz patrzyła na to pod trochę innym kątem. Widziała jego wzrok. Jak patrzył na nią z niedowierzaniem i z czymś na kształt... nie wiedziała czego, ale będąc pesymistką skwitowała to jako zwykle obrzydzenie. Odwróciła od niego spojrzenie. Nawet nie miała ochoty tego drążyć. Normalnie pewnie skwitowałaby to w jakiś ironiczny sposób, ale aktualnie... kiedy minął pierwszy szok, czuła po prostu zawód. Bo chłopak, który stał przed nią to był facet... który będzie się upominał o swoja marynarkę. Teraz to ona milczała patrząc ma niego. Nie podzielała jego rozbawienia. - Oddam Ci ją. - burknęła nieprzekonana, trochę jakby... ciężko było określić z jaką emocją. W niezidentyfikowanym tonie, a chwile potem zacisnęła zęby. - Serio? Marynarka? - dodała po momencie z syknięciem powstrzymując się przed tym, żeby mu powiedzieć, że był naprawdę beznadziejny.
Kompletnie nie wiedział, jak ma zareagować. Przez cały bal miał wrażenie, że ją znał. Nie chciał do siebie dopuścić myśli, że zamaskowana dziewczyna to ona. Teraz nie miał wyboru. Starał się nie powiedzieć czegoś głupiego. Jednak dla niej najwidoczniej wszystko było jedynie farsą. Specjalnie przekręcała słowa blondyna, który dalej się w nią wpatrywał. Jej wzrok mówił wszystko. Nie rozumiał, czemu tak się zachowuje. - Jesteś taka pretensjonalna - stwierdził z powagą na twarzy. Zbliżał się do niej powoli, a zimna woda dalej leciała z kranu. - Możesz ją zatrzymać. Nie wiem, co cię ona tak ekscytuje - dodał nieco sarkastycznie. Nie miał zamiaru być wredny. Tak naprawdę miał ochotę nakrzyczeć na samego siebie, że nie posłuchał instynktu. Był taki głupi. - Na balu byłaś kompletnie inną osobą, a teraz zachowujesz się, jakbyś miała do mnie o to jakieś pretensje - powiedział, po czym westchnął. Przejechał dłonią po karku.
Powinna od razu się domyślić, że to on. Teraz wydawało jej się to tak diabelnie naiwne, że nie widziała w nim niego. Przecież od zawsze nosił na szyi ten sam pierścionek. Widziała go niejednokrotnie. Idiotka. Jak można było nie skojarzyć tak prostych faktów? W momencie kiedy wypominał jej pretensjonalność, pogrążona była w swoich rozmyślaniach. Docierały do niej jego słowa, ale z początku je ignorowała. W momencie, w którym z powrotem zwróciła na niego wzrok aż gwałtownie drgnęła. Nie zauważyła kiedy tak bardzo zmienił miedzy nimi dystans. Wpatrywała się w jego tęczówki, nie wiedząc nawet co mu odpowiedzieć. W tym momencie kłóciły się w niej dwie natury. Z jednej strony chciała go zjechać dla zasady, z drugiej wiedziała, że zasady się zmieniły kiedy się przed nim odsłoniła na balu. Odetchnęła. Przełknęła głośniej ślinę, zastanawiając się nad kwestia marynarki - Caleb... - postanowiła przemilczeć tą małostkową kwestie. I potem jego słowa... była roszczeniowa. I pretensjonalna. I znów udowadniał jej, że go wkurzała. A ona na niego patrzyła, bo nie miała na to żadnej obrony. I za cholerę nie wiedziała czemu zresztą chciała się bronic skoro w ataku była niezrównana. - Przepraszam - rzuciła w końcu zrezygnowana, nagle zbyt dotknięta jego sarkazmem, żeby reagować tym samym - To był błąd. Masz racje. Jestem... no, cokolwiek miałeś na myśli mówiąc co powiedziałeś. - skwitowała z westchnieniem, żeby już mieli to z głowy. - Wiesz co w tym wszystkim jest tak kurewsko zabawne, Belleshade? Ja naprawdę miło się wtedy bawiłam. Ale nie każda bajka ma swoje szczęśliwe zakończenie. Luz. Pójdę podpierdalać po Twoją ulubioną, ekscytującą marynarkę, tak? I wtedy przestaniesz się na mnie patrzeć, jakbym Ci w dzieciństwie zamordowała Twojego najlepszego pluszaka?
Jej wahanie mówiło mu tak wiele po tym, jak spędzili ze sobą to jedno popołudnie. Nawet nie chciał się już na nią złościć za te wszystkie słowa, które mu właśnie powiedziała i te które miała powiedzieć. On cały czas najzwyczajniej w świecie stwierdzał fakty. Nie unosił się. Poza tym dziwnie byłoby mu się kłócić w takiej sytuacji. Woda zakrywała go od połowy klatki piersiowej w dół. Dziewczyna mogła dostrzec każdy jego głębszy oddech. Gdy wypowiedziała jego imię, sądził, że sprawy przybiorą nieco inny obrót. - Możesz przestać? - był to bardziej nakaz niż prośba, ale jego głos nie uniósł się ani odrobinę. Przymknął oczy. Westchnął ciężko. - Udajesz tak samo jak ja, tylko jesteś przy tym bardziej wkurzająca - stwierdził ze zrezygnowaniem. Przez moment jeszcze miał zamknięte oczy, ale potem na nią spojrzał wzrokiem, który mógł mówić wiele rzeczy. Miał skrzyżowane ręce na piersi i stał oparty o ścianę wanny. - Miałem na myśli właśnie to, co powiedziałem, więc nie przekręcaj moich słów, jakbyś wiedziała lepiej co chciałem powiedzieć - mówił spokojnie, oddychając głęboko, by nie denerwować się niepotrzebnie. Odchylił nieco głowę do tylu, patrząc na nią pod innym kątem. - Życie to nie bajka - stwierdził z namysłem dobierając słowa. - Nie znaczy to, że nie może być miło. Gdybyś czasem nie obrażała mnie, byłoby tak jak wtedy na balu. - Westchnął ciężko, przywracając oczami. - Daj sobie spokój z tą marynarka, dobrze?
— Nad tym kto jest bardziej wkurzający bym polemizowała… — mruknęła pod nosem — punkt widzenia zależy od punktu patrzenia — wyciągnęła jedno ramię z wody, bo choć temperatura powoli spadała, dalej było jej gorąco. Czuła jakby skóra jej się topiła od tej wody. Nie patrzyła na chłopaka, opierała się na przedramionach podbródkiem, patrząc przed siebie, jakby przez to jego słowa miały do niej mniej dochodzić, a przecież słyszała je wyraźnie — Co przestać? Nic nie robię. To ty odbierasz każde moje słowo jak atak. — przechyliła głowę na bok patrząc na niego i najpierw zacisnęła wargi, a potem je w zamyśleniu oblizała, zęby zaraz przygryźć, powstrzymując się od komentarza. Nie wiedziała co ze sobą zrobić w obecnej sytuacji, więc przepłynęła obok niego, skręcając trochę kurek. Znalazła się tym sposobem po jednym z jego boków, po głębszej stronie wanny. Co prawda dotykała stopami podłoża, ale musiała wspiąć się na palce, żeby dosięgnąć krawędzi wanny, opierając się na niej na przedramionach, tak samo, jak wcześniej po drugiej stronie swoistego basenu. Chłopak miał widok widocznie na górną partię jej pleców i profil twarzy. Milczała długi czas, nie mając pomysłu, co powiedzieć. W końcu odetchnęła ciężko — Znów broniłeś jakiejś biedaczki? — spytała sięgając dłonią w bok do jego pleców, ale cofnęła rękę i oparła ją ostatecznie na boku wanny za jego plecami.
Jęknął sfrustrowany, przecierając jedną dłonią twarz. Miał dosyć jej pokrętnego rozumowania. Zanurzył się nieco, uginając kolana. Woda zdawała się go podtrzymywać i czuł się lekki niczym piórko. Westchnął, powracając do poprzedniej pozycji. Odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy. Brwi miał dalej zmarszczone i wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał. - Przestań... wszystko - wyszeptał, otwierając oczy i wpatrując się przez moment w sufit z zaciśniętymi zębami. - Nie mogłabyś po prostu przyznać, że nie jestem takim, za jakiego mnie uważałaś? - mruknął, przywracając oczami. - A mówiłaś, że nic cię nie zaskoczy - dodał z uśmiechem, wspominając ich rozmowę na balu. Przełknął ślinę. Oddychał spokojnie i miarowo. Nie drgnął nawet, gdy ruszyła się, by zakręcić wodę, a następnie znaleźć się obok niego. Zaskoczyła go. Na moment zapadła między nimi cisza. Żadne z nich zdawało się nie wiedzieć, co powiedzieć. Czy zacząć nowy temat, czy może porozmawiać o balu. Zerknął na nią kątem oka akurat, gdy miała zamiar dotknąć jego pleców. Nie zdecydowała się na to, więc położyła rękę za jego plecami, opierając podbródek na lewej dłoni. Nad jego ustach pojawił się nikły uśmiech. - Nie przeżyłbym dnia bez zgrywania bohatera, nie uważasz? - zadrwił z samego siebie, ale zrobił to tak, by myślała, że się przechwala. Przekręcił głowę na bok i zaczął jej się przyglądać z podstępnym uśmieszkiem - A co? Zazdrosna? Polubiłaś mnie - stwierdził triumfalnie, ale tylko dlatego, że maskował swe zdziwienie.
Nie rozumiała dlaczego to ona miała coś przyznawać. Zawiesiła na nim wzrok, bo to on cały czas patrzył na nią jak na wroga. Ona dużo milczała. Zresztą, przestała go atakować. Nie używała już sarkazmu. Próbowała coś zrozumieć, ale nie rozumiała. W jaki sposób mogli się tak dobrze rozumieć wtedy, a teraz nie potrafili nawet dojść do porozumienia w kwestiach tak błahych jak przyznanie, że oboje narzucili pewną maskę, z której nie chcieli rezygnować. Ona w swojej czuła się bezpiecznie. Teraz nie kpiła i było jej z tym… inaczej. Czuła się naga. Nie dlatego, że faktycznie naga była. To tylko fizyczność. Czuła się odsłonięta mentalnie. A to był najgorszy poziom nagości. — Nie jesteś — przyznała w końcu ze zrezygnowaniem — Ale ja już nie wiem kim jesteś. I kiedy jesteś sobą, czy teraz, kiedy zachowujesz się jak zuchwały dupek, czy wtedy, kiedy byłeś… inny. — patrzyła na niego z boku i podniosła się lekko i… i znów zaczął się zgrywać. Jej mięśnie wyraźnie zadrżały. Przez chwilę chciała coś zrobić, ale zaraz znów wróciła do poprzedniej pozycji, cofając drugą rękę pod swoją brodę. — Nie przeżyłbyś dnia bez zgrywania się w ogóle — wtrąciła i odwróciła wzrok. Męczyło ją myślenie nad tym jak działać. Łatwiej było być sobą, albo nie być sobą wcale. Wybieranie pół-środków ją wykańczało. Próbowała znaleźć bezpieczne wyjście z sytuacji, ale chyba takiego nie było — To chyba naprawdę nie ma znaczenia czy Cię lubię, Caleb. – przyznała zgodnie z tym, co myślała — Bo jeśli nawet przyznam, że tak, co z tym zrobisz, Belleshade? — uniosła do niego wzrok. Jej spojrzenie było pozbawione złości, nie miało w sobie nic z zainteresowania. Było po prostu… niepewne. Ludzie miewali niepewności. Ale ona nie była do nich przyzwyczajona. Dlatego choć raz musiała jednak postawić sprawę jasno — Tak. Lubię Cię. Lubię faceta, którego poznałam na balu, ale ten, który patrzy na mnie z perfidnym uśmieszkiem, czekając na moje potknięcie, a swoje zwycięstwo sprawia, że czuję się z tym głupio. Schowała twarz w rękach i przymknęła oczy. Koniec gry, złotko. Przełknęła głośniej ślinę — Caleb. Idź sobie. — to była prośba. Nie żadna zagrywka. Nic takiego. Autentycznie na ten moment była zbyt odsłonięta, żeby rozmawiać, kiedy wiedziała, że nie zdąży tak łatwo jak on narzucić na siebie swojej maski — jeśli myślałeś, że jestem irytująca, kiedy kogoś nie lubię, to tylko dlatego, że nie wiesz, jaka potrafię być, kiedy jest dokładnie odwrotnie.
Obydwoje nosili maski, a bez nich czuli się bardziej nadzy, niż mogliby czuć się w rzeczywistości. Fizyczna nagość była dla nich niczym. I choć Caleb domagał się od niej szczerości, sam nie potrafił tak po prostu pokazać jej swojej prawdziwej twarzy. Nawet po tym wszystkim. Może nie powinien się zgrywać? Już mu praktycznie przyznała rację, a potem zobaczył jej wyraz twarzy. Sama nie była lepsza, ale on tez jej wiele zarzucił. - Jeśli będę zbyt miękki na co dzień, zepsuje sobie image - wyjaśnił, a jego głos zahaczył o konspiracyjny szept. Ukrywanie się pod tą maską przychodziło mu naturalnie i z większą łatwością, niż by chciał. Nie odezwał się. Jej słowa jedynie zmyły uśmiech z jego twarzy. Nie miał bladego pojęcia, co by zrobił. Czy w ogóle chciał, by Jasmine przyznała się do swoich uczuć? Spoważniał. Jego spojrzenie ani na moment nie opuściło twarzy rudowłosej. Miał powiedzieć, że też polubił tamtą dziewczę? To nie było w jego stylu. Chyba. Sam już nie wiedział, który Caleb jest prawdziwy i tylko balansował miedzy opcjami. Nachylił się do niej nieznacznie. - Nie czekam na twoje potknięcie - przyznał, a jego powieka nawet nie drgnęła. Pokiwał delikatnie głową. Chciała chłopaka z balu, a on nie mógł taki być przez cały czas. To by go zniszczyło już do samego końca. Znowu nazwała go po imieniu. Może coś do niej docierało. Zdaje się, że ty także nic o mnie nie wiesz - wyszeptał jej na ucho, zanim odwrócił się i złapał za ręcznik. Zaczął wychodzić po schodkach. Sprawy mogły przybrać ciekawy obrót. Zawiązał rzecznik na swoich biodrach gdy wyszedł z wanny. Wahał się, czy zostać, czy uszanować jej prośbę, ale skoro i tak poznała chłopaka pod maską, mógł być milszy. - Niedługo się zobaczymy - zapowiedział z uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego i wyszedł z łazienki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz