wtorek, 10 grudnia 2019

I'll be good

ROYCE CALLOWAY

BYŁY SKAZANIEC I ĆPUN  ♦ PRZYZIEMNY ZE WZROKIEM ♦ NIEDOSZŁY KARDIOCHIRURG

Do Stanów przeprowadził się z rodzicami w wieku zaledwie dwóch lat, zatem Wielka Brytania w żaden sposób nie wyryła się w jego pamięci. Przez długi czas żył w przekonaniu, że to tutaj przyszedł na świat i tutaj się wychował, jednak teraz wie, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. W dniu szesnastych urodzin uświadomiono mu, dlaczego nigdy nie poznał swoich dziadków ani wujostwa, a także skąd wzięła się w domu spluwa, którą jako szczyl znalazł zupełnie przypadkiem. Wtedy poprzysiągł, że nigdy nie zdradzi się z tym przed młodszą siostrą. Zrozumiał, że przeszłość, która pchnęła ojca do porzucenia ówczesnego życia, powinna pozostać już na zawsze zamkniętym rozdziałem, choć świadomość piętna, jakie ciąży nad jego rodziną stała się z czasem czymś, czego młody Calloway jako przeciętny nastolatek nie potrafił udźwignąć - odciął się zatem od rodziców, którzy oszukiwali go przez całe życie, mamiąc otoczką pełnego miłości, perfekcyjnego domu i utrzymywał kontakt jedynie z młodszą siostrą. Zamieszkał z przyjacielem, który także chciał zostać lekarzem i wspólnie przebrnęli przez pozostałe dwa lata szkoły średniej. To właśnie wtedy Royce zakochał się po raz pierwszy i ostatni, oświadczając się ukochanej zaraz po rozdaniu świadectw. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wcześnie, ale dla niego i Millie dwa lata były wystarczające, by odnaleźć w sobie nawzajem pokrewne dusze. Nie musieli się przecież śpieszyć ze ślubem, ale chcieli, by pierścionek poświadczał o powadze związku. 
Potem wszystko działo się w zastraszającym tempie. Wymagające studia, czynsz za mieszkanie i praca spędzały Royce'owi sen z powiek, a fakt, że widział rzeczy, których widzieć nie powinien jedynie pogłębiał stres, który musiał jakoś strząsnąć z ramion, by móc się skupić na nauce. Zaczęło się od skrętów i dopalaczy, jednak z czasem nabrał rozpędu, gdzieś poza własną świadomością. Przekonany, że ma sytuację pod kontrolą, nawet nie zauważył, kiedy ów kontrolę stracił, a twarde narkotyki zastąpiły miękkie. 
Cierpliwość Millie wyczerpała się na czwartym roku studiów. Była w drugim miesiącu ciąży ze swoim pierwszym dzieckiem, o którym nawet nie powiedziała narzeczonemu, bowiem nie ufała mu już tak, jak kiedyś. Pewnej nocy rozgorzała między nimi kolejna kłótnia, która była tragiczna w skutkach. Royce po raz pierwszy stracił panowanie nie tylko nad swoim nałogiem, ale także nad sobą i zrobił coś, czego w życiu nie spodziewałby się po sobie, że zrobi - podniósł rękę na ukochaną. Choć na drugi dzień dręczyły go jedynie przebłyski, Millie nie było w mieszkaniu; trafiła do szpitala, gdzie okazało się, że poroniła. Właśnie wtedy Calloway pojął, że przyczynił się do śmierci własnego dziecka, co w całości usunęło mu grunt spod nóg. Wpadł w ciąg i praktycznie nie było dnia, żeby był trzeźwy, aż w końcu pod wpływem wsiadł na motocykl, doprowadzając do wypadku z udziałem pieszego. W amoku uciekł z miejsca zdarzenia, zatrzymując się dopiero kilka kilometrów dalej, by powiadomić pogotowie. Człowieka, którego potrącił udało się dzięki temu uratować, ale sumienie wciąż nie dawało mu spokoju - zgłosił się więc na policję, gdzie wreszcie zrzucił z barków wszystko, co mu ciążyło. Błyskawicznie podprowadzono go pod sąd, gdzie do wszystkiego się przyznał. Orzeczono o jego winie i skazano go na parę lat. Wychodził z mocnym postanowieniem poprawy, ale Millie nie chciała mieć już z nim niczego wspólnego i wcale jej się nie dziwił - jeszcze będąc w celi otrzymał list, do którego załączyła swój pierścionek zaręczynowy, ostatecznie wykreślając z życia ich wspólną przeszłość, ale także przyszłość.
Teraz stara się po prostu zacząć żyć na nowo, z plamą wyroku brudzącą akta i obawą, że obrazy jeszcze do niego wrócą.
Chce nas ktoś ugryźć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz