wtorek, 19 maja 2015

Uważaj, bo gryzę. Woof, woof.

Caleb & Jasmine


   Nadszedł najgorszy dzień w roku. Caleb byłby o wiele bardziej szczęśliwy, gdyby o nim nie pamiętał. Tej nocy śniła mu się ich śmierć, a potem obraz się zmienił i ujrzał ich kości złożone w Cichym Mieście. Obudził się zlany zimnym potem, gdy słońce dopiero pojawiało się na horyzoncie. Od razu poszedł ćwiczyć. Nie dbał o żadne rany, przemęczenie czy ból. Chciał zapomnieć, ale mu się nie udało. Padł na podłogę kilka godzin później. Był wycieńczony, ale palące uczucie na dnie serca nie ustało. Z każdym rokiem coraz gorzej znosił śmierć rodziców, a teraz w dodatku był tak daleko od domu. Miał dość tych wspomnień. Miał dość wszystkiego. Na jego twarzy nie było żadnych emocji, gdy ruszył korytarzem do swojego pokoju. Wziął prysznic i przebrał się w ciemne jeansy i czarny t-shirt. Przez moment chciał wyjść na miasto i się upić, ale nie miał ochoty patrzeć na roześmiane twarze ludzi. Schował pierścionek pod koszulkę i szybko skierował się do kuchni. Po co upijać się z nieznajomymi, skoro można to zrobić samotnie? Sięgnął na koniec jednej z szafek, w której schował whiskey. Uśmiechnął się pod nosem. - Wasze zdrowie - mruknął cicho, odkręcając butelkę i pijąc prosto z niej. Nawet nie chciało mu się sięgać po kieliszek. Tak minęło mu kilka godzin. O tej porze wszyscy byli czymś zajęci, zdążył to już zauważyć, więc nie martwił się, że ktoś wejdzie do kuchni i zobaczy go w takim stanie. Siedział w kącie. Dość szybko pozbył się zawartości całej butelki, a nie było jej mało. Odchylił głowę do tylu, opierając ją o zimną ścianę
   Jasmine Hawkins chyba zawsze musiała wszystkim działać na przekór. Weszła do kuchni, bo nie miała co ze sobą zrobić od początku dnia. Z Jaredem ostatnio mieli swoje tabu. Spędzanie czasu obok siebie, zwłaszcza w sytuacji jeden na jeden doprowadzało ich do dziwnych dyskusji. Hawkeye rzecz jasna nie podzielał zdania swojej właścicielki, zacieśniając między nimi więzy, ale to był jeszcze szczeniak. Mały berbeć, mało jeszcze wiedział o życiu. Postanowiła jego potrzebę widzenia się z Mearsem zignorować. Caleb natomiast z jakiegoś powodu olał ich dzisiejszy trening. Kierując się do kuchni przeklinała go właśnie w myślach, nie potrafiąc znaleźć przyczyny, dla której miałby zignorować sparing. Znalazła ją pod swoimi nogami, wpadając na jakiś bardzo upierdliwy obiekt znajdujący się zaraz za blatem. Syknęła, a czując, ze to coś jest wyjątkowo miękkie i ciepłe, miała pewne obawy, że zdeptała kota Seta... Po krótkich oględzinach, w tym obiekcie rozpoznała jednak Caleba. Mogła odetchnąć. Wyglądał na całego. W przeciwieństwie do tego, co zostałoby z kota Seta, gdyby to był on. — Belleshade? Co ty odpierdalasz? — narzucając na siebie z powrotem swoją maskę, mogła bezpiecznie wrócić do swojej wulgarności. Kucnęła przed chłopakiem, marszcząc brwi i dopiero wtedy dostrzegła pustą butelkę po whiskey w jego dłoni — Bella…eshade? — język jej się zaplątał, bo automatycznie znów chciała go okrzyknąć ślicznym, ale obecnie chyba nie było to najmądrzejszym pomysłem — Piłeś? I się nie podzieliłeś?
   Nie miał pojęcia, jak znalazł się na podłodze. Opierał się o nogę od stołu, by utrzymać równowagę. Zaśmiał się krótko, zanim usłyszał kroki na korytarzu. Uniósł palec do ust, uciszając samego siebie. Ledwo zachował powagę. Znowu zaczął się śmiać, gdy ten ktoś wpadł na jego nogi. Zapomniał o nich. Caleb podniósł wzrok, a jego oczom ukazała się Jasmine. Uśmiechnął się do niej szeroko, szczerze, po czym parsknął śmiechem. Nagle spoważniał i znowu przycisnął palec wskazujący do swoich ust. - Cicho - polecił,  konspiracyjnym szeptem, a wolną rękę wyciągnął do niej, gdy kucnęła obok. Postawił pustą butelkę obok siebie na podłodze. Jego oczy się mieniły. Jeszcze nigdy się nie upił, ale było to bardzo zabawne uczucie. - Ktoś tu szedł - dodał, nie rozumiejąc, że to właśnie jej kroki słyszał chwilę wcześniej. Nagle cała powaga zniknęła i wybuchnął śmiechem. Zachowywał się, jakby miał wahania nastrojów. - Czemu miałbym się podzielić z tobą? - spytał dziecinnie, mrugając kilkakrotnie. - Skoro masz do mnie jakiś problem... - urwał, a na jego twarz zawitał smutek. Sam nad sobą nie panował. Głupia whiskey.
   Patrzyła na niego przez chwilę w osłupieniu, nie poznając w nim Belleshade’a. Odłożyła butelkę na bok, jakby miało to w ogóle jakiś sens, skoro ta była już absolutnie pusta. — Słucham? — nie bardzo zrozumiała, co jej właśnie mówił. I dlaczego miałoby to wywoływać smutek na jego twarzy. Zmarszczyła brwi, wypuszczając z westchnieniem powietrze z płuc — No wspaniale — skwitowała patrząc na jego stan. Był kompletnie zalany. Co śmieszne, jakoś ten stan dziwnie jej do niego nie pasował — Masz do mnie o to żal, Belle? — oparła rękę na swoim kolanie, na drugim klęcząc na ziemi. Wpatrywała się w zielone tęczówki chłopaka, szukając w nich jakiegoś sygnału, czy potrzebował jej pomocy, czy może lepiej było go zostawić tu w kuchni, na pastwę zimnej podłogi i wypełnionego po brzegi barku. Chyba nie powinien więcej pić. Przechyliła głowę na bok patrząc na wysokoprocentowe whiskey. Chrząknęła. — Masz słabą głowę, kotek… — zauważyła. Ją takie whiskey nie doprowadziłoby aż do takiego stanu — Kiedy ostatnio więcej wypiłeś?
   Caleb znowu się rozchmurzył. W takim stanie nie potrafił być długo poważny. Uśmiechał się znowu i o dziwo był to szczery uśmiech. Jego oczy były wyjątkowo duże, a ich zieleń tak głęboka, że można by w niej utonąć. Przechylił głowę na bok, gdy ona to zrobiła. Zapewne w jej oczach wyglądał jak małe dziecko. W sumie to właśnie tak się czuł. Był taki radosny, póki żyli jego rodzice. Odepchnął się od ściany. Wyciągnął rękę jeszcze nieco bardziej i złapał warkocz dziewczyny w swe długie palce. Opuścił drugą dłoń i położył ją na podłodze, by zachować równowagę. - Kto mógłby mieć do ciebie żal, skarbie - stwierdził, ale nie brzmiał tak jak zawsze. Uśmiech nieco zelżał i stał się tylko delikatnym uniesieniem kącików ust. Puścił jej włosy i opadł ponownie na ścianę. - To był cały litr! - zauważył, mrugając oczami, jakby nie mógł uwierzyć. Jej pytanie go zastanowiło. On nigdy nie pił więcej niż okazyjnie. Kilka kieliszków.  Ale nigdy nie czuł po tym różnicy, która najwyraźniej robiło mu tyle whiskey. - Chyba nigdy - przyznał, kiwając głową. - Rodzice nie byliby zadowoleni.
   W momencie, w którym chwycił jej warkocz między palce, pochyliła się automatycznie w jego stronę, spodziewając się, ze zaraz straci równowagę i pociągnie ją za włosy. Na szczęście oparł się ręką na podłodze, więc odetchnęła. Wpatrywała się teraz w tej pozycji na jego kolana, bo nie chciała podnosić głowy, póki nie puścił jej włosów, a ona nie upewniła się, że nikt jej nie szarpnie. Mimo, że trzymał jej kosmyki delikatnie między palcami. W tym momencie wydawał się po prostu niezrównoważony. Chwiał się na różnych emocjach, a ona nie ogarniała już, które kierują nim w tym momencie. — czyli nie masz do mnie żalu? — upewniła się, skoro wydawał się być całkiem szczery. Może tak wpływał na niego alkohol? Nie należała do osób, które nie chciałyby tego zmanipulować na swoją stronę — Więc o co chodzi z całą Twoją złością na mnie? O co jesteś zły? — Widząc jak się chwieje, wzięła go pod ręce i pociągnęła do góry do pionu — Chodź. Zabiorę Cię do pokoju — zerknęła na niego, kiedy wspomniał o rodzicach — Ale nie muszą o tym wiedzieć. Przecież na Ciebie nie patrzą w tym momencie.
   Na moment przestał się uśmiechać. Zamrugał, wpatrując się w jej oczy. Przez moment się nie odzywał. Walczył ze sobą i z alkoholem. Chciał wstać, ale nie dał rady. Świat wyglądał tak zabawnie, gdy kręcił się,  jakby był na karuzeli. Karuzele... Caleb był raz w wesołym miasteczku z rodzicami. W jego urodziny. Ostatnie, które spędził razem z rodziną. Uśmiechnął się, jakby nie wierzył w to, co miał zamiar powiedzieć. Alkohol zdecydowanie nie działał na niego dobrze w takich ilościach. Był zbyt szczery. - Żal... Takie śmieszne słowo - stwierdził, gdy postawiła go na nogi. Nieco zignorował jej pierwsze pytanie. Chyba nie miał do niej o nic żalu. Nie miał o co. To że była tak wychowana nie było jej winą. Wsparł się na niej niezdolny do samodzielnego stania. Nachylił się do niej dla pewności, że go nie puści nagle. Nosem dotykał jej włosów, a usta trzymał blisko jej ucha. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk. - Frustrujesz mnie - wyznał, nie mając pojęcia, jak inaczej nazwać to, co przy niej czuje. - To ty jesteś zła na mnie - dodał z cichym chichotem. Ah, może jednak podobał mu się ten stan? Problemy zniknęły. Może powinien coś zjeść, żeby tak się nie czuć? Chyba tu leżał problem. Wypił na pusty żołądek. - Do twojego pokoju? - spytał z niejaką nadzieją w głosie, przez co brzmiał znowu jak mały chłopiec. Na jej kolejne słowa podniósł dłoń,  którą się jej nie trzymał i przełożył jej palec do ust. - Ciii - uciszył ją,  po czym pokazał tym samym palcem na sufit, zerkając na niego. Spojrzał na nią wzrokiem, który mówił wszystko. - Oni zawsze patrzą.
   Nie był taki lekki jak mu się wydawało. Dlatego musiała się podeprzeć dłonią o blat, kiedy podniosła się do pionu. Wstrzymała powietrze czując jego oddech na swoim karku. Ale tylko chwilowo, dopóki nie mruknął przeciągle. Brał lekcje mruczenia u Neala? Spróbowała odciągnąć go od swoich włosów i swojej szyi, stając przed nim. Oparła dłonie na jego torsie, przytrzymując go, jakby miał zaraz wywrócić się na nią. Bez wątpienia przygniótł by ją tym do ziemi, a z tego nie wiedziałaby jak się pozbierać. Pijany Caleb był gorszy niż Caleb ze sparingu, bo nie wiadomo było czego można się było po nim spodziewać — Frustruję? To dobrze. Lepiej kogoś frustrować niż być mu całkowicie obojętnym — mruknęła pod nosem nie wspominając o tym, jak bardzo on irytował ją i jak bardzo ją irytowało to, że momentami irytacja przerodziła się w coś jakby innego, bardziej kłopotliwego niż zwykłe zażenowanie. — Tak. Idziemy do mojego pokoju — potwierdziła z nadzwyczajną cierpliwością, nie dając się mu sprowokować, bo w sumie taki pijany nie chciał jej chyba prowokować wcale — Jest bliżej. Słu... — urwała, kiedy przyłożył jej palec do ust. Zmarszczyła brwi. — Uważaj, bo gryzę. Woof, woof — spróbowała go nastraszyć insynuując jakby faktycznie chciała go ugryźć, kiedy akurat chłopak uniósł palec do góry, wskazując na sufit — Kto patrzy? — nie bardzo zrozumiała, jaki miał związek sufit z jego rodzicami — Rodzicie? Mieszkają w Instytucie? — zdziwiła się, bo nie słyszała, żeby jacykolwiek rodzice tutaj mieszkali. Dopiero kiedy powiedziała to głośno, zauważyła jak bezsensownie to brzmiało — Nie żyją? — zdziwiła się przerzucając sobie wygodniej jedno jego ramię przez swoje barki — No już, pomóż mi, chodź… idziemy do mnie, ok? — zwracała się do niego jak do dziecka, bo też tak się zachowywał. — Przyszykuję Ci kąpiel, dobra? — zmarszczyła brwi. Kąpiel mogła go trochę odświeżyć i otrzeźwić, ale… czy na pewno sam się w tej wannie nie utopi? — Caleb… geez. Ile ty ważysz?
   W sumie to podobało mu się bycie beztroskim. Chyba powinien częściej pić, ale może następnym razem w swoim pokoju. Najlepiej blisko toalety. Jeszcze nie mdliło go, ale liczył się z tym, że tak będzie. - Ale gdybyś nie doprowadzała mnie do szału - zaczął, ale przerwał, jakby coś innego przykuło jego uwagę.  Wanilia. Uśmiechnął się błogo. Podobał mu się ten zapach. - Ładnie pachniesz - stwierdził dygresyjnie. Zapomniał, co mówił na moment, ale szybko sobie przypomniał. Pokiwał głową dla podkreślenia swoich słów. - Gdybyś nie doprowadzała mnie do szału, może bym cie polubił tak jak dziewczynę na balu - jego głos był nieco przygaszony, gdy to mówił. Na informacje, że idą do jej pokoju, ożywił się, ale nic nie powiedział. Kiedy chwilę później udawała psa, rozbawiła go. - Jesteś urocza. Nie potrafisz być straszna - oznajmił,  jakby mówił do małego szczeniaczka. Zmarszczył nos. Przyłożył dłoń do czoła w załamaniu, a zrobił to tak teatralne, że powinien dostać za to Oscara. Pokręcił głową i westchnął ze zrezygnowaniem. - Głupia - mruknął, przewracając oczami, ale nie było to obraźliwe. Raczej żartobliwe. - Dzisiaj jest rocznica ich śmierci... i mojej siostry - wyjaśnił poważnie, ale po chwili uniósł rękę, która nie podtrzymywał się dziewczyny. - Wasze zdrowie! - krzyknął,  jakby mogli go usłyszeć i właśnie patrzyli na jego poczynania. Przez moment oddychał ciężko. Pokiwał głową na jej nijaki rodzaj prośby i postarał się iść prosto. - Znowu weźmiemy razem kąpiel? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu,  spoglądając na nią kątem oka. Starał się skupić na drodze. - 83 kilo mięśni - odpowiedział dumnie na jej pytanie. Przy jego wzroście było to w sam raz.
   Gdyby nie doprowadzała go do szału… czekała na ciąg dalszy jego wypowiedzi, ale ciągu dalszego nie było. Zmarszczyła brwi, bo zamilkł. Spojrzała na niego z boku, ciekawa co chciał powiedzieć. Spoglądała na niego przez chwilę w zdziwieniu, kiedy zwierzył jej się, że ładnie pachnie. Te słowa nie pasowały jej do niego. Nie skierowane w jej stronę. Odetchnęła. Widocznie po alkoholu lgnął do wszystkich. Nawet do niej. Westchnęła poprawiając jego ramię na swoim — Wiem… wiem… — mruknęła — Też lubię ten zapach. Wanilia i migdałowy żel pod prysznic. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wanilia usypia temperament. Ale kłamał. Nie działa. — przyznała, dzieląc się z nim bardzo nieistotną informacją. Miała wrażenie, że musiała go utrzymywać w rozmowie, bo jeśli zmorzyłby go sen, żadna siła nie zaciągnęłaby go do pokoju. A już w szczególności nie jej niepewna. — Polubiłeś ją? Trzynastkę? — spytała instynktownie, spoglądając na niego z boku — Szkoda, ta dziewczyna już dawno nie żyje — Dalej starała się za dużo nie mówić. Głównie milczała, skupiając się na utrzymywaniu jego ciężaru ciała w takim środku ciężkości, żeby była zdolna utrzymać go w pionie. W końcu dorwała się do klamki swojego pokoju, opierając chłopaka o ścianę obok — Spróbuj się nie zsunąć….— patrzyła na niego niepewnie unosząc nawet nieznacznie rozbawiona kącik ust, kiedy przyznał jej, że nie była groźna. Zdecydowanie przemawiała przez niego nietrzeźwa strona. Mina jej trochę zrzedła kiedy wspomniał o rodzicach. — Chodź tu… — chwyciła go za ramię i wciągnęła do swojego pokoju, z trudem pilnując, żeby nie upadł. 83 kilo?! W momencie, w którym to usłyszała była dla siebie pełna podziwu, że go tu przytargała. Niewiele jej pomagał, a nawet przeszkadzał, zatrzymując się, żeby zasalutować rodzicom w niebie. — Dlatego się upiłeś? — stanęła przed nim, kiedy zatrzasnął z hukiem swoim ciałem drzwi do pokoju. Odetchnęła ciężko. To była trudna przeprawa — Nie. Ty weźmiesz kąpiel. Wstawię Ci wodę. Nie ruszaj się, ok? I spróbuj się nie utopić, plis. Neal mi tego nie wybaczy. - Spojrzała w jego zielone tęczówki oczu, teraz dziwnie roześmiane i smutne na przemian. Tonęła w tych oczach. Nie dlatego, że była jedną z tych dziewczyn romantycznych, którym wiotczały przy facetach nogi. Tonęła w nich, bo zgubiła się w tym nadmiarze emocji, których nigdy wcześniej w tych tęczówkach nie widziała. Znów wypuściła ze świstem, trochę zrezygnowana, powietrze z płuc, wiedząc, że jeśli obudzi się rano i będzie cokolwiek z tego pamiętał… będzie na nią wściekły. Odpinała mu powoli guziki koszuli, niepewna czy tak wcięty dałby radę zrobić to sam. Jak tylko skończyła, cofnęła się, mrucząc — Skończysz sam? Zaraz wracam. Spróbuj nie zarzygać mi podłogi, błagam… dopiero wyczyściłam ją z farby. — wspomnienie rozdziału Hawkeye kontra farby Jareda.
   Zmarszczył brwi. Jak to nie żyje? Uszczypnął ją zaciekawiony w ramię. Zamrugał. - Ale ty tu jesteś - stwierdził z nietypową dla siebie prostotą. Wrócił się charakterem do dni, w których jego rodzice żyli. Teraz nie mógł tak po prostu dopuszczać do siebie ludzi. Pozwolił to zrobić Nealowi i chłopak już stoi jedną nogą w grobie. Bał się też o Dalię. Ona wnosiła światło do jego życia praktycznie od zawsze i nie mógł dopuścić do tego, by zgasło. Podczas gdy nad tym rozmyślał, dziewczyna zdołała go zaciągnąć do swojego pokoju. Podparł się ściany, łapiąc pion. Obserwował ją uważnie, gdy otwierała drzwi swojego pokoju. Wciągnęła go do środka, a drzwi zamknęły się z hukiem. Widząc jej reakcję, poczuł się, jakby beształa go własna matka. - Co cię to obchodzi? - mruknął, nie patrząc na nią. Targały nim przeróżne emocje. - Nie żyją od 11 lat, a ja jestem daleko od domu. Wystarczy? - prawie warknął, ale szybko się uspokoił. Nie mógł na niczym skupić myśli,  które pędziły jak oszalałe. Kąpiel. Tak. Przyda mu się. Ale czy da radę sam? Już dawał radę stać bez jej pomocy i przeszedł sam kawałek, zanim go znowu złapała, prosząc, by się nie ruszał. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Neal, mój kochany kuzyn - zagruchał, wspominając swego parabatai. - Na niego też sprowadziłem nieszczęście, wiesz? - wyznał z westchnieniem, a w jego głosie słychać było smutek. - Nie chce, żeby umarł - upierał się, gdy dziewczyna zaczęła ściągać z niego t-shirt. - Czemu jesteś taka miła? - spytał, ale nie wiedział, czy usłyszała, ponieważ zdążyła odejść. Przechylił głowę na bok, rozglądając się po jej pokoju. W tym samym czasie siłował się z paskiem od spodni. Uśmiechnął się triumfalnie, gdy go odpiął.
   Nie skomentowała nawet jego zachowania. Nie było sensu mu niczego tłumaczyć. Dlatego odpuściła to sobie, na rzecz ogarnięcia go. Jeśli by choć trochę otrzeźwiał, pewnie nie byłoby już między nimi tak miło. Postanowiła podjąć to ryzyko, zdając sobie sprawę z tego, że zły Caleb był jeszcze bardzie kłopotliwy niż Caleb zwyczajowy. Cofnęła się o krok, nie spodziewając się w całej jego radości, że podniesie na nią głos. Obserwowała go uważnie, wiedząc już, że był to dość łagodny temat. Dlatego zagryzła zęby nic już nie mówiąc, skoro był to za poważny temat nawet na nietrzeźwo. I faktycznie milczała w tej kwestii póki sam nie rozwinął swojej wypowiedzi. Uniosła do niego wzrok, badając czy dalej był zły i chciał na nią warczeć — Co się stało? Że nie żyją? — patrzyła na niego, ale nie była pewna czy to dobry pomysł, żeby zadawać mu to pytanie. Było jednak już za późno, żeby je cofnąć. Chrząknęła. Nie rozumiała czemu obwiniał się o ich śmierć, a że się obwiniał, słychać to było od razu. Szczególnie, kiedy wspomniał o Nealu w tym samym tonie. W tym momencie zamarła, nie ogarniając już niczego. Że kuzyn, tyle była w stanie przyswoić, ale reszta wydała jej się zbyt abstrakcyjna — Każdy z nas kiedyś umrze. Ale Neal jest przecież młody. Ma jeszcze dużo czasu — rzuciła, starając się zabrzmieć względnie łagodnie, nienachlanie, ale miała wrażenie, że i tak powiedziała coś głupiego. — Nieszczęście? Daj spokój. Jakie mogłeś na niego zesłać nieszczęście? — źle, ze o to pytała. Ugryzła się w język i chrząknęła wycofując się. Nie musiał odpowiadać, jeśli nie chciał. Ruszyła do łazienki, szykując mu kąpiel. Siedziała tam dłuższy czas, czekając aż woda wypełni wannę i dopiero wtedy wróciła do pomieszczenia, patrząc jak Caleb nieporadnie bawi się ze swoimi spodniami. Oparła się plecami o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi. — No, Cally. Chodź, pójdziemy Cię utopić, żeby świat stał się piękniejszy — głupi żarcik. Miejmy nadzieję, ze przynajmniej nietrzeźwego Caleba on rozbawi.
   Nawet nie zignorował jej pytania. Po prostu go nie usłyszał. Skupiony był na czymś innym. Jego własne myśli wystarczająco zaprzątały mu głowę jak na ten stan upojenia. Nawet nie chciał o nich rozmawiać. Alkohol nie wpłynął na to, że z nikim nie rozmawia o ich śmierci. Tylko jego wujek wiedział i Neal. Dalia miała szczątkowe informacje. Śmierć Belleshade'ów nie była przyjemna, więc nie miał zamiaru się w to zagłębiać. Choć go przy tym nie było, demon, który ich zabił,  śnił mu się po nocach. W kółko mówił te same słowa, którymi Caleb nie powinien się obwiniać. A jednak. Jej słowa o Nealu do niego dotarły. Wciągnął powietrze głęboko do płuc. - Jestem przeklęty - jęknął, a jego głos jakby się załamał przez moment. - On nie jest w dobrej kondycji... Staram się, ale on nie słucha. To moja wina - wyszeptał ostatnie słowa z twarzą schowaną w dłoniach. Po chwili ogarnął się. Podniósł głowę i zaśmiał się. Bawiło go własne zachowanie. - Po prostu jestem. Moja obecność wystarczy - wyjaśnił z szalonym uśmiechem. Wyszła do łazienki i miał chwilę dla siebie, ale nic mu to nie dało. Szumiało mu w uszach. Ona naprawdę myślała, że samemu da radę wejść do wanny? Może. - Masz rację - przyznał ze smutnym uśmiechem, chociaż wiedział, że tylko żartuje. - Ale wtedy zostaniesz ty. A ciebie kto utopi?
   Odetchnęła ciężko. Kolejny raz stawiał ją w trudnej sytuacji, albo tym razem sama się w takiej postawiła, dopytując? Zamarła tylko na chwilę, kiedy przyłożył dłoń do twarzy, ale zaraz parsknął śmiechem. Zamrugała oczami — Geez. Obwiniasz się o wszystkie krzywdy świata? — w końcu to zrozumiała. Wychodząc do łazienki rzuciła jeszcze na odchodnym: — Nie bądź dla siebie taki twardy. Zajedziesz się — Ale nie sądziła, żeby w tym stanie miał sobie wziąć jej radę do serca. Zniknęła w tej zakichanej łazience, chwilę potem otwierając mu drzwi, żeby do niej wszedł. — Dasz sobie radę? — nie była pewna czy wpuszczanie go samemu do łazienki nie było zbyt dużym ryzykiem. Oparła się o framugę drzwi, czekając jednak aż pan upity, szanowny, raczy ruszyć tyłek i wejść do pomieszczenia. — W razie czego nie zamykam drzwi — jeszcze się debil zatrzaśnie, albo zrobi coś głupszego. Postanowiła czekać na niego przed łazienką. Na otwartych drzwiach. Opierała się plecami o framugę, splatając ręce na piersi i przymknęła oczy zrezygnowana. Pijani ludzie wymagali naprawdę zdecydowanie za dużo uwagi. Przechyliła na moment głowę w jego kierunku. — Mam Ci pomóc? — już sama nie była pewna co jej sugerował — Jesteś dużym chłopcem. Dasz sobie radę.
   Machnął ręką na jej słowa, jakby odganiał muchę. Otworzyła mu drzwi od łazienki, a on w tym czasie jakoś ściągnął z siebie spodnie. Posłał jej szeroki uśmiech i ruszył chwiejnym krokiem przez pokój. Nie wywrócił się. Gdyby tak się stało byłaby to ujma na jego honorze, ponieważ w końcu był Nocnym Łowcą. Wyciągnął do niej rękę, nie przestając się uśmiechać. Zaledwie musnął jej ramię swoimi palcami, patrząc na nią, jakby widział ja pierwszy raz w życiu. Minął Jasmine w przejściu bez słowa. Pokręcił głową na jej pytanie. Zaśmiał się. - No nie wiem - przyznał, ale jego własny stan go zbyt bawił, by mógł zachować powagę. Nie patrząc na to, czy dziewczyna dalej stoi w drzwiach, odwrócił się przodem do wanny i złapał za gumkę swoich bokserek. Jeśli wciąż tam stała, mogła zobaczyć jego wyrzeźbione plecy, a potem ostatnie skrawki ciała, które jeszcze chwilę wcześniej były zakryte. Bielizna opadła na podłogę, a on uniósł nogę, by wejść do wanny. Przez moment jakby się przechylił na bok i stracił równowagę, ale nic się nie stało. Kiedy już siedział w wannie, podkurczył nogi i objął kolana ramionami. Uniósł głowę, by się rozejrzeć. Po chwili jednak znudziło mu się to i zniżył się. Przez kilka minut miał opartą głowę o brzeg wanny, ale z każdą sekunda zanurzał się coraz bardziej, aż jego głowa znalazła się pod wodą. Wstrzymał oddech i zamknął oczy. Chciał zobaczyć, jak długo wytrzyma. Ostatnio pobił swój rekord o kilka sekund. Już udawało mu się wytrzymać bez oddychania kilka minut. Uważał, że takie umiejętności mogą okazać się przydatne. Ale teraz robił to tylko dla zabawy.
   Zerknęła na niego, przechylając lekkim ruchem głowę na bok, kiedy smagnął jej ramię przez materiał bluzki. Kiwnęła na niego ponaglająco głową, bo już traciła do niego siły. —Sio! — warknęła do niego, jak do swojego psa. Hawkeye aż podniósł głowę. Jak dotąd spał, ale słysząc ten charakterystyczny ton, zastrzygł uszami podchodząc do nogi Hawkins. Zawsze na opak. Siadł przy niej, zadzierając głowę do góry patrząc swoimi wielkimi oczami w jej twarz. Zerknęła na niego tylko na moment, bo chwilę później obejrzała się za Calebem. Chciała skontrolować czy jeszcze się nie utopił. Zamiast tego była akurat świadkiem zrzucania przez niego bielizny. Mimowolnie zatrzymała na chwilę na nim wzrok zanim odwróciła go z powrotem w kierunku wnętrza pokoju. Pies zaszczekał podejrzliwie, wyraźnie niezadowolony z tej niemej konspiracji. — Cicho — bąknęła na niego, a ten szczeknął jeszcze raz, skacząc na nogi Jasmine. Wzięła go w ręce, kucając, a przynajmniej miała taki zamiar, ale pies podejrzanie się uspokoił. Wpatrywał się swoimi ślepiami w wannę. — Nie podglądaj — zmarszczyła brwi, dziwiąc się zainteresowaniem Hawkeye’a i jego spokojem. Klapnął na tyłku kolejny raz strzygąc uszami. Milczał — Zakochany? Jesteś gejem, Hawkeye? Jaką ja ułomność adoptowałam? — ale Hawkeye już nie był taki spokojny, uszy mu oklapły, kiedy posmutniał, wydając z siebie cichy pisk — No już… sorry. Żart o pedałach… tabu. Zrozumiałam — Ale pies zapiszczał jeszcze raz. Kiedy nie zareagowała wstał i zaszczekał. Chwilę później pobiegł w stronę łazienki. Szalony. Syknęła. Wyglądał jakby miał coś ważnego do przekazania. Moment się zawahała zanim ruszyła za nim w stronę łazienki, w której było podejrzanie… Cicho. — Caleb..? — zmarszczyła brwi, bo nie widziała go w wannie. Nie w pierwszym momencie. Dostrzegła go dopiero później, podchodząc bliżej. — Kurwa mać! — pies ją zagadał. Ona zagadała psa. Ktokolwiek kogo nie zagadał, Belleshade właśnie się, do diabła, topił. —Shit! — podskoczyła do wanny szarpiąc go gwałtownie za ramię do góry — Nie odpierdalaj! Tylko mi tutaj nie zemrzyj, bo Cię, jak nic, kurwa, utopię — jakby właśnie to, że mógł się topić nie było podstawowym problemem — Belleshade… Caleb. Szlag! Jesteś? — bardzo nieinteligentne pytanie z ust inteligentnej osoby, ale Hawkeye zaczął tak panikować, szczekać i histeryzować, że choć moment temu była pewna, że nic się nie dzieje, teraz tą pewność straciła. Patrzyła na nieruchomą twarz Caleba i jego nie unoszącą się w oddechu klatkę piersiową dopiero po momencie odzyskując rezon. Trzymając go nad wodą pochyliła się nad jego ustami policzkiem, sprawdzając czy poczuje jego ciepły oddech na policzku i… kurwa, co… nic?
   Chyba słyszał szczekniecie psa... Jedak na pewno. Potem ciężko było mu ocenić,  ponieważ znajdował się już pod wodą. Dopiero wtedy nieco orzeźwiał. Zaczął się zastanawiać, jakim cudem słyszał szczekniecie. Jasmine miała psa? Biedny pies. Już mu się powoli nudziło takie leżnie i nic nie robienie. Chciał się podnieść, ale nagle dziewczyna wpadła do łazienki. Dalej wstrzymał oddech. Był ciekawy jej reakcji. Zrobi mu reanimacje, gdy zorientuje się, że nie oddycha? Fakt, że tylko wstrzymywał oddech, był najważniejszy. Złapała go za ramiona spanikowana. Chciał odetchnąć, ale aktorstwo wymagało poświęceń. To mogła być jedna z lepszych jego ról. Pochyliła się policzkiem nad jego ustami, a on wykorzystał sytuację. Cmoknął ją przelotnie, po czym zaczął się śmiać. Złapał się jedna ręką krawędź i wanny, gdyby chciała go samodzielnie podtopić. - Jesteś urocza, gdy się przejmujesz - wyszeptał jej do ucha. Był dumny i zadowolony z siebie. Tak łatwo dała się nabrać. - Miałaś mi nie ufać dla własnego dobra - przypomniał jej ich trening. To ostrzeżenie mogło nie być dla niego zbyt dobre.
   Zamarła. Nawet nie wpadła na to, że ktoś mógłby wstrzymywać oddech na tak długo. Hawkeye już przeszło od dobrej minuty piszczał z łbem skierowanym w stronę wanny. W tym przypadku ufała jego psim instynktom. Na chwilę oddech jej nieco przyspieszył, a serce walnęło mocniej, kiedy zdała sobie sprawę, że nie potrafiła upilnować spitego kretyna. Zacisnęła dłoń na jego ramieniu, drugą na krawędzi wanny i… wtedy poczuła muśnięcie na policzku. Gwałtownie szarpnęła głowę do góry, chcąc wybadać sytuację. Słysząc jego donośny śmiech puściła go w złości — KURWA! Pojebało Cię?!— oddech w dalszym ciągu miała przyśpieszony, teraz z wściekłości. Przyszpiliła go wzrokiem do wanny i nie pomógł mu nawet fakt przytrzymania się jej krawędzi, kiedy opierając się ręką na jego torsie naparła na jego ciało całym przedramieniem, gwałtownie spychając go z powrotem do wody. Była rozdrażniona hipnotycznym szeptem tuż przy swoim uchu. Tak bardzo… rozjuszona— GEEZ! — warknęła, podtapiając go. Jeśli wcześniejsza kąpiel go nie otrzeźwiła to z pewnością teraz mógł się rzuć trochę bardziej rześki, bo odparcie jej ataku wymagało skupienia trzeźwego człowieka. Skoncentrowana na próbie szarpania się z nim, żeby puścił przedramieniem krawędź wanny i dał się wpakować pod wodę, straciła własny balans, a już chwilę potem leżała na nim w wannie, dogniatając jego brzuch pośladkami do dna wanny. Aż sama drgnęła, czując mokrą wodę spływającą z jej suchego już ciała. Ciuchy przylepiły się do niej, kiedy spróbowała się zebrać do pionu, odgarniając włosy wpadające jej do oczu — Jesteś nienormalny! — syknęła jeszcze podpierając się na jego ramieniu, próbując siąść z powrotem na krawędzi wanny, wylewając przy tym część wody, bo połową ciała utkwiła w wodzie, a nogi zgięte w kolanach wystawały poza wannę. Uderzyła go w tors ze sfrustrowaniem i w końcu zrezygnowana opadła z powrotem do wody, uderzając z głuchym stuknięciem głową o kafelki za sobą. Zignorowała to nieznacznie uderzenie — Jaki ty, Belleshade, jesteś do diabła… nieznośny! — wycedziła przez zęby przysłaniając sobie twarz przedramieniem. Za dużo emocji. Nie było jej do śmiechu tak samo jak jemu. Oddychała ciężko łapiąc powietrze, próbując unormować ten oddech. Mało efektywnie — Powinieneś się już nauczyć, że nie zdarza mi się słuchać cudzych rad— burknęła już spokojnie, kiedy w końcu dotarło do niej, że lepszy wkurwiający Caleb niż martwy Caleb.
   Jej mina była bezcenna. Gdyby mógł to powtórzyć, zrobiłby to. Zdecydowanie. Nawet nie chciało mu się z nią zbytnio szarpać. Przytrzymał się brzegu wanny tylko po to, by się z nią jeszcze podroczyć. Jego śmiech nie przerwał się nawet wtedy, gdy Jasmine pchnęła go z powrotem do wody. Jego głowa jeszcze przez jakiś czas pozostawała na powierzchni, ale wtedy dziewczyna straciła równowagę i znalazła się na nim, przygniatając go. Zdążył wziąć ostatni oddech przed wylądowaniem całkowicie pod wodą. Przez chwilę się nie ruszał i tylko przyglądał się jej. Nieco otrzeźwiał, choć wciąż szumiało mu w uszach, ale może był to efekt tego przebywania pod wodą. Nie żeby narzekał, ale nie wiedział, co ma zrobić w takiej sytuacji. On był całkowicie nagi, a ona siedziała na jego brzuchu. Próbowała wyjść, ale jedynie zmieniła nieco pozycję. Opadła do wanny zrezygnowana chwilę po tym, jak zdążył podnieść się do pozycji siedzącej i podkurczyć nogi. Jej wanna była dość duża, więc dzięki temu nie musiała dalej na nim leżeć. A byłoby to dla nich obu dość szybko nieco kłopotliwe. Parsknął śmiechem, gdy zasłoniła swoją twarz przedramieniem we frustracji, ale po chwili przygryzł dolą wargę, by zachować choć pozory powagi. Westchnął cicho, a kąciki ust delikatnie drgnęły na jej kolejne słowa. Oplótł kolana jednym ramieniem, a drugą rękę wyciągnął w jej stronę. Miała włosy w kompletnym nieładzie. Kilka kosmyków wymknęło się z jej warkocza. Złapał za nie delikatnie i włożył jej je za ucho. Kiedy to zrobił nie zabrał dłoni. Sam nie wiedział czemu. - Czemu jesteś taka gniewna? - spytał z dziecinna ciekawością.
   Odciągnęła ramię od twarzy, czując lekkie smagnięcie w okolicach boku twarzy. Wpatrywała się w niego zielonymi tęczówkami, uspokajając oddech. Przez chwilę trwała w tym milczeniu, kątem oka obserwując jego dłoń. Złapała się na czymś i syknęła, momentalnie spinając mięśnie, podnosząc się już zręcznie do pionu. Sama poprawiła włosy w warkoczu, patrząc na niego z góry, przez ramię. — A ty taki pijany? — oparła się jeszcze na chwilę rękoma o krawędź wanny, wpatrując się w niego już z góry, z bezpieczniejszej pozycji. — Kiedyś powiedziałeś mi, że każdy jakoś musi sobie radzić ze swoim bólem. Mówiłeś mi wtedy, że ja sobie z nim nie radzę wcale… Wiedziałeś…— urwała patrząc na jego twarz. Był taki beztroski, w dalszym ciągu. Jakby trochę dalej wstawiony, ale nie była tego pewna. Jak dużo zapamięta jutro z tej dyskusji, dlatego ucięła temat — Dalej jesteś pijany? — upewniła się jednak.
   Nie rozumiał jej gniewu i tego jak go cały czas odpychała. Teraz był w tak błogim stanie, że nie zarejestrował jej oburzenia tam od razu. Przez moment wciąż miał wyciągniętą rękę, ale gdy już jakiś czas dziewczyna stała, zrozumiał, że powinien ją zabrać. Oplótł kolana ramionami i położył na nich głowę. Patrzył na nią z dołu. Po raz pierwszy widziała go we włosach, które były mniej więcej uporządkowane, a to wszystko zasługa wody. Gdzieś w międzyczasie zaczesał palcami grzywkę do tyłu i teraz miał odsłonięta całą twarz. Jego oczy wydawały się jeszcze bardziej intensywne. - Nie jestem pijany - mruknął, ale definitywnie tak właśnie brzmiał i się czuł. - Mówiłem tak? - spytał, marszcząc brwi. Bardzo wolno docierało do niego, co mówiła do niego dziewczyna. Uśmiechnął się. - Jeśli tak mówiłem, to musiałem być mądrzejszy niż teraz - skomentował ze śmiechem. Dalej utrzymywała się dookoła niego ta radosna otoczka, choć działanie alkoholu powoli ustępowało. Mógł pamiętać następnego dnia więcej, niż przypuszczał.
   Lustrowała jego tęczówki oczu z uwagą. Jej własne nieco drżały, kiedy przenosiła je z jednej strony jego twarzy na drugą, skupiając się na obu jego źrenicach. Przez chwilę się wydawało jakby próbowała zapamiętać wszystkie plamki na jego oczach, jakiekolwiek skazy. Jego tęczówki były jasne, intensywnie zielone, teraz nawet jeszcze bardziej przyciągały wzrok, kiedy odgarnął włosy do tyłu. Odwróciła spojrzenie, krzywiąc się nieznacznie. Jej wzrok był zwykle mdły. Oczy miała raczej jasnozielone niż intensywne, wymieszane z szarością i zwykle patrzyły na ludzi zmącone.— A mi się wydaje, że dalej jesteś — mruknęła w końcu podnosząc jednak wzrok. Przysiadła na krawędzi wanny, odlepiając od siebie mokre ciuchy, komentując: — Mówiłeś… i nie miałeś racji. To nie było tak mądre jak Ci się wydawało. Sam skrzywdziłeś mnie kilkakrotnie tak kurewsko mocno, że nie masz pojęcia… Dlatego wydaje mi się, że jestem w tym całkiem niezła. W ukrywaniu bólu i złości. — uśmiechnęła się do niego niemrawo, klepiąc go po ramieniu — Ogarnąłeś się? Zbieraj się, woda stygnie. Przeziębisz się. — zmarszczyła trochę brwi, bo mógł to zaraz przeinterpretować — nie chcę żebyś mnie wtedy zaraził.
   Westchnął z nikłym uśmiechem. Pokręcił głową, po czym oparł czoło o ręce. Mógłby tak zasnąć. Zmarszczył brwi, ale nie mogła tego zobaczyć, ponieważ schował przed nią twarz. Słuchał uważnie, co mówi i starał się przeanalizować każde słowo, by zrozumieć jej tok myślenia. Był on chyba jednak zbyt pokrętny jak na jego upojony umysł. - Ja ci nic nie zrobiłem - wymamrotał, a jego akcent sprawił, że musiała wsłuchać się w jego słowa, by zrozumieć, co powiedział. Gdy poklepała go po ramieniu, podniósł się tak nagle, że wylał trochę wody z wanny. Nie był wstydliwy. Miał gdzieś to, że zobaczy go w pełnej okazałości. Nie miał się czego wstydzić. Wyszedł z wanny złapał za większy ręcznik, który wisiał na haczyku na drzwiach i owinął go sobie wokół bioder. Nieco chwiejnym krokiem wyszedł z łazienki i dotarł do łóżka, na które momentalnie padł. Złapał za poduszkę i wtulił się w nią. Zasnąłby, gdyby nie mała puszysta kulka, która wskoczyła na łóżko. Pies zaczął się do niego przymilać. Trącał go swoją mordką w rękę, by go głaskał. Caleb uśmiechnął się z zamkniętymi oczami i uniósł dłoń, drapiąc zwierzątko za uchem.
   Zmarszczyła brwi wyłapując jego słowa i pokiwała głową trochę lekceważąco.— Tak, tak. Jak chcesz — trochę zbyła temat, opierając dłoń na tafli wody i zanurzyła ją w niej lekko, bawiąc się przepływającymi między palcami strużkami. Przynajmniej dopóki nie wstał tak gwałtownie. Sama aż się poderwała. Instynktownie otaksowała go wzrokiem zanim zmusiła się do wrócenia nim do jego oczu. — Ostrzegaj — odprowadziła go spojrzeniem, patrząc na mokre ślady jakie za sobą zostawiał i sama jeszcze chwilę stała w łazience. Odchyliła głowę do tyłu, patrząc wymownie, tylko dla siebie, w sufit. Coś mruknęła pod nosem, ale Caleb nie było szans, żeby usłyszał treść jej słów. W końcu, odlepiając kolejny raz mokrą koszulkę od brzucha i poprawiając pidżamowe spodnie próbując je osuszyć drugim ręcznikiem, wróciła do sypialni. Przez cienki materiał długiej bluzki z podwiniętymi do łokcia rękawami widać było prześwitujący lekko na jednym boku tatuaż. Dlatego przytrzymała materiał daleko od swojej skóry odsłaniając tym zaledwie skrawek brzucha. Syknęła pod nosem — Moczysz mi łóżko. — Czemu jej wyrko, a nie Di? Przecież miał 50% szans, że padnie na jej pościel i… — Hawkeye, rąbany zdrajco… — warknęła zawodowo na psa, kiedy ten zaczął zaczepiać Caleba. Wydawał się zadowolony, kiedy drapało się go za uchem. Podskoczył na łóżku, zaszczekał kilka razy, zakręcił się wokół własnego ogona i usiadł na chwilę, szczekając na Jaim, żeby na sam koniec zawinąć się ogonem i ułożyć się na plecach Caleba jak na najlepszej poduszce, drażniąc go miękką sierścią i mokrym językiem, liżąc plecy, w miejscu, w którym jeszcze niedawno znajdowały się mocno widoczne rany.
   Łóżko było wygodne. Nie miał zamiaru się z niego ruszać. Na jej oskarżenie tylko mruknął coś pod nosem już w półśnie. Pościel wyschnie szybko, więc o to się nie martwił. W końcu byli w Los Angeles. - Jak się wyrażasz - zwrócił jej uwagę, choć zapewne nie zrozumiała ani słowa. Głaskał psa na oślep, ale wydawał się zadowolony jedynie drapaniem za uchem. Caleb uśmiechnął się pod nosem delikatnie, gdy jego ręką opadła na pościel, a Hawkeye skakał koło niego, aż w końcu wdrapał się na jego plecy. Nie było już ran, które mógłby naruszyć. Zostały po nich jedynie cienkie blizny. Nie miał nic przeciwko ciepłej kulce, która ułożyła się na jego plecach. W sumie to było całkiem miłe uczucie, więc postanowił się nie ruszać, by go nie zrzucić i tak zasnął. Rano miał obudzić się z większą świadomością tego wieczora, niż można by przypuszczać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz