wtorek, 19 maja 2015

Jesteś taki miły... Dlaczego jesteś miły?

Caleb & Jasmine

   Opadła na posadzkę, zmasakrowana, kompletnie skatowana. Krew ciekła jej z wargi, potargane włosy, po których nie było widać, że jeszcze niedawno znajdowały się w warkoczu, rozsypywały się wokół niej na glebie, kiedy zwinęła się w kłębek, chwytając się za żołądek. Jej ciało wyginało się w niekontrolowanych spazmach. Wiła się pod chłopakiem, kiedy dokładał jej w nerki i w żołądek kolejnymi kopnięciami. Bez litości dla połamanej ręki i żeber. Potłuczonych organów i uszkodzonego płuca. Kolejny raz traciła przytomność. Woda, którą wcześniej ją oblewano już dawno spłukała się razem z jej potem, przez który teraz brud lepił się do jej ciała, razem z pół-zaschniętą krwią. Wyglądała naprawdę nieszczęśliwie, a mężczyzna nad nią kucnął przed nią, pastwiąc się dodatkowo słowem. Nie zapowiadało się na szybki koniec przesłuchania, które już dawno przejęło formę powolnej egzekucji.
   Właśnie się ubierał, gdy dostał smsa od Jasmine i zawierał on jedno słowo "ratunku" oraz jakieś dane. Serce przez moment zabiło mu szybciej. Takie szczęście, że rano po nocny spędzonej u niej, nie mógł znaleźć telefonu i zadzwonił od niej. Zacisnął zęby. Wiedział, co ma robić. Na takie sytuacje byli przygotowani z Nealem. Nie kłopotał się budzeniem innych. Samemu był szybszy. Zabrał z garażu samochód i nie obchodziło go, kto był jego właścicielem. Szybko narysował runę wyciszająca na silniku, by mógł podjechać jak najbliżej. Miał nadzieję, że będzie działała wystarczająco długo. Dookoła fabryki, do której zaprowadził go sygnał nie było praktycznie nic. Stała na uboczu. Dostrzegł ją nieco w oddali, gdy przejeżdżał obok jakiegoś pola pełnego kupek siana. Były na tyle ogromne, że za jedną schował samochód. Resztę drogi pokonał na pieszo. Czekał schowany za jakimiś beczkami, które stały samotnie na zewnątrz starej opuszczonej rzeźni, w której zarzynano kiedyś zwierzęta i składowano tam ich mięso. Caleb przygryzł dolną wargę, gdy usłyszał krzyki dziewczyny, po którą tam przyszedł. Musiał ją uratować. Miał nadzieję, że nie było za późno i wciąż mogła być tą samą starą Jasmine. Na wszelki wypadek wysłał smsa Nealowi, żeby ktokolwiek wiedział o jego misji ratunkowej. Liczył, że nie zrobił błędu udając się tam samemu. Wyciągnął powoli sztylet, gotowy do wtargnięcia do środka, gdy nagle kilku tępo wyglądających osiłków wyszło z fabryki. Wsiedli do jakieś furgonetki i odjechali. Czyżby zostawili ją samą na śmierć? Mimo wszystko musiał zachować ostrożność. To mogli nie być wszyscy porywacze. Najciszej jak potrafił, wspiął się na rurze, by zajrzeć przez dość długie, ale wąskie okno. Tyłem do niego stał mężczyzna, ale zarejestrował jedynie najważniejsze fakty, jakie go obchodziły. Demon niższej kategorii. Niezbyt groźny dla kogoś takiego jak Caleb, mimo że byli podobnej budowy. Resztę swojej uwagi poświęcił dziewczynie, która wiła się na podłodze. Miał ogromną ochotę wskoczyć przez to okno i najzwyczajniej w świecie zabić drania, ale nie zmieściłby się. Zsunął się z gracją na ziemię i praktycznie natychmiast wpadł do środka. Chciał najzwyczajniej w świecie odciąć mu głowę i to zakończyć, ale wtedy miał lepszy widok na dziewczynę. Zamarł na kilka sekund. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Widział jedynie jej skórę i rozwiane włosy. Cały rozsądek został przysłonięty przez gniew, którego od dawna nie czuł. Czemu znowu się obwiniał o czyjąś krzywdę? Krew dudniła mu w uszach. Te kilka sekund zaciskania dłoni na rękojeści sztyletu, dały przeciwnikowi czas na reakcję. Caleb domyślał się, że ma jakąś broń, ale gdy wyciągnął ukryty sztylet i ich bronie się ze sobą zderzyły, poczuł lekkie zaskoczenie. Był silniejszy niż przypuszczał, ale to jedynie mogło nieco przedłużyć ich walkę, choć chciał ją jak najszybciej zakończyć, by sprawdzić, czy Jasmine żyje. Kątem oka dostrzegł, że się nie ruszała i zmartwiło go to. - Przygotuj się na śmierć - syknął Caleb przez zaciśnięte zęby. Mimowolnie zacytował pewną postać z jednej ze swoich ulubionych książek. Poniekąd można było ich porównać. Poniekąd. Blondyn zamachnął się na bruneta, który z trudem odparł atak. Kolejne ciosy zadawał z jeszcze większą siłą. Kiedy Caleb wtrącił napastnikowi sztylet z ręki, ten zaczął się śmiać. Nocny Łowca zmarszczył brwi zdziwiony jego zachowaniem, ale stał z uniesionym ostrzem, gotów zadać ostateczny cios. - Tak ci zależy na tej małej szmacie? Podoba ci się pieprzenie jej? - odezwał się nieznajomy z sarkastycznym uśmiechem. Źrenice blondyna zwężały się i rozszerzyły. Brunet stał z dłońmi uniesionymi w geście poddania się, ale jego uśmiech mówił co innego. - Jeśli tak ci zależy, możesz ją sobie zabrać. Mała bezwartościowa kurwa - rzucał oszczerstwami w jej kierunku. Splunął w jej kierunku. Caleb nie zawahał się wtedy ani chwili. Uniósł sztylet i ruszył na bruneta, który już po chwili zwijał się z bólu na podłodze. Blondyn odciął mu rękę. - Chętnie bym się z tobą pobawił... Odcinałbym ci po kolei uszy, nos... Ale niestety muszę to zakończyć szybko. Dla niej - oznajmił, jakby robił mu łaskę, mając zamiar go zabić. Dziewczyna wtedy się poruszyła i Caleb stracił koncentrację. Demon podniósł się, by uciec. Blondyn zdążył go zaledwie drasnąć, ale nie obchodziło go to. Zdjął kurtkę i okrył nią dziewczynę. Z troską ogarnął jej włosy z twarzy. - Co on ci zrobił?  - to pytanie brzmiało bardziej jak obwinianie samego siebie. - Przyjechałem autem. Spóźniłem się. Przepraszam. Zabiorę cię do Instytutu.
   Leżała nieruchomo, bojąc się nawet głębiej oddychać. Pierś unosiła jej się bardzo nieznacznie w niepewnym oddechu. Ten był płytki, bo każdy głębszy rozrywał jej pierś. Miała wrażenie, że naczynka jej zaraz popękają, a żebro przebije się przez cały płat, dlatego wolała czerpać niepełne oddechy, chociaż na dłuższą metę było to strasznie męczące. Gdzieś przez jej świadomość przebijał się odgłos walki, którą miała naprawdę gdzieś. Dziękowała tylko za chwilę odetchnięcia od zadawanych jej cierpień. Dochodziła do siebie, chociaż trochę próbując przebić się świadomością do rzeczywistości. Otrzeźwił ją dopiero głos Caleba, kiedy usłyszała go bliżej, zaraz po oszczerstwach Drake’a. Było jej za niego wstyd. I za siebie. Za to, co o niej mówił przy chłopaku i jak wpływało to intensywnie na jej psychikę. Kwestię jej nagości na razie ignorowała. Głowę zajmowała jej setka innych myśli i bodźców. Głównie tych, które powodowały, że zakończenia nerwowe wydawały się drżeć w jej ciele, rozprzestrzeniając ból po całym organizmie. Słysząc jęk Drake’a, chciała się podnieść. Poprosić Caleba, żeby nie robił mu krzywdy, ale kiedy się poruszyła zdała sobie sprawę, jak bardzo złe to było. Ile wysiłku w to włożyła i tak zaraz potem cofając się do poprzedniej pozycji. Żaden głos nie chciał wydobyć się z jej gardła. Przełknęła ciężko to, co miała w ustach, czując metaliczny posmak i gorzkość na języku. Traciła krótkie momenty. Krótkie chwile, gubiąc czas. Moment, w którym Belleshade podszedł do niej. Stęknęła głucho odczuwając mocno ciężar jego kurki na ramionach. W pierwszym momencie miała wrażenie, że bez niej było jej lepiej. Była odsłonięta, ale nic nie tarło o jej naskórek. Nie miała nawet siły ulec wstrząsowi, czując zimno czarnej skóry jego odzienia na ciele. Dlatego leżała nieruchomo. Przez chwilę było jej przyjemniej. Podążyła policzkiem za jego dłonią, czując ciepło jego ręki przy licu, ale cofnął ją za szybko. Uchyliła nieznacznie przymknięte powieki, wypuszczając z zawodem powietrze z płuc. Było jej piekielnie zimno. Zimne dreszcze szarpały jej ciałem, a jednocześnie czuła się wręcz parzona tym chłodem i bólem. Instynktownie jej ciało samo lgnęło do niego. Zwinęła się przed nim zbliżając się do niego, czując bijące od niego ciepło. Pokręciła lekko głową na boki, chrypiąc — Miałeś rację — przełknęła z trudem ślinę czując jak głos staje jej w gardle i załamuje się przy każdej wypowiedzianej samogłosce — Tylko szaleniec chciałby się ze mną umówić. — chciała dodać, że to był właśnie jej były, ale Caleb mógł się domyślić. Chciała się zaśmiać. I zaśmiała krótko, ale zaraz syknęła, bo ból wbił ją w posadzkę. Drżała z zimna i drżały jej mięśnie od przeszywającej ją agonii. Było jej to już wszystko jedno. Nie miała na nic siły. Doszła do tego momentu, w którym organizm nie chciałby już nawet reagować na żadne kolejne ciosy. Instynktownie jednak unikała dalszego cierpienia. Uniosła nieznacznie podbródek, patrząc na chłopaka pół-przytomnie, chwilę przed tym, kiedy przestało jej być do śmiechu. Chciała płakać. Odruchem uniosła złamaną rękę do twarzy, ale ramię odmówiło jej posłuszeństwa. Nie mogła przyłożyć jej do twarzy, dlatego przechyliła się, chowając twarz w nogach chłopaka, biorąc kilka bolesnych wdechów, żeby się tutaj nie rozkleić. Ale bolała każda komórka na ciele, że trudno było panować nad ciałem. — Ok… za co? To ja… ja prze-praszam. — przełknęła ślinę. — N…prawdę. A Di? - Była pewna, że to jej wysłała wiadomość. Nie miała nawet pojęcia, że miała Caleba w historii połączeń.
   Po raz drugi w życiu go sparaliżowało. Nie  miał pojęcia, co ma zrobić. Zaczynał żałować, że nikogo ze sobą nie zabrał, ale przecież nie mógł tracić czasu. I tak za późno przyjechał. Znowu obwiniał się o coś, co nie było nawet jego winą. Nie miało  znaczenia, czy zrobili jej to, bo konkretnie o nią chodziło. Nie mógł  znieść myśli, że to ona tam leżała pobita, a nie on. W myślach odtwarzał  różne scenariusze i w każdym mógł coś zrobić. Ręce mu drżały.  Gdyby ją  dłużej dotykał, poczułaby to. Klęczał przy niej i nie mógł uwierzyć, że ta sama dziewczyna, która ugryzła go podczas gry w butelkę do krwi,  leżała w krwi zwinięte przed nim. Głos uwiązł mu w gardle. Zacisnął mocno powieki na kilka sekund. Miał ochotę się po prostu rozpłakać z tej bezsilności. Była taka krucha. - Boże - jęknął, a wyrzuty sumienia zaczęły go zżerać od środka. - Nie mów tak. Mówiłaś, że mnie nie będziesz słuchać, więc tego nie rób - stwierdził, starając się oddychać normalnie. - Zgotuje mu takie piekło, że będzie błagał o śmierć - obiecał jej, a Caleb był jedną z tych osób, które za wszelką cenę dotrzymają danego słowa. Jej próba śmiechu sprawiła, że zrobiło mu się ciężko na duszy i sercu. Jak mógł jedynie obciąć mu rękę? Przeklną samego siebie w duchy, gdy zorientował się, że ma złamaną rękę. Schowała w twarz jego nogach, a on miał ochotę krzyczeć. O ile lepiej byłoby mu być tak aroganckim, jakiego na co dzień udawał. Przygryzł dolną wargę i wyciągnął do niej drżącą rękę. Starał się to opanować, ale nie wiedział, jak dobrze mu to szło. Przeczesał palcami jej posklejane od potu i krwi włosy. Odetchnął. - Czasem jesteś taka głupia - stwierdził, ledwo utrzymując swój naturalny ton głosu. - Nie masz za co przepraszać. To ja przyjechałem za późno - cały czas brał winę na siebie. A tak naprawdę żadne z nich nie popełniło błędu. - Di? Napisałaś do mnie. Nie zdążyłem nikogo powiadomić. Wysłałem tylko smsa Nealowi, gdy dotarłem tutaj - wyjaśnił, po czym się pochylił, a z tylnej kieszeni spodni wyjął stele i narysował jej na złamanej ręce iratze. Po chwili na jej szyi widniała także runa znieczulająca. - Muszę wiedzieć, czy masz coś jeszcze złamane oprócz ręki, ponieważ muszę cię wziąć na ręce, Jas. Dasz radę?
   Jednak jej czasem słuchał. Kącik jej ust drgnął delikatnie, ale nie uśmiechnęła się, w obawie, że będzie ją bolało przy każdym poruszeniu jakichkolwiek mięśni. Skończyła na tym subtelnym geście przez chwilę milcząc. Nie wiedziała nawet, co mu odpowiedzieć. Pokręciła tylko przecząco głową — Nie, Caleb… — zachrypiała, unosząc na niego wzrok. Zadarła głowę, zaciskając zęby i wstrzymując oddech, bo w tej pozycji było jej chyba jeszcze trudniej oddychać — Nie mieszaj się w to. To nie Twój problem — czuł się zbyt odpowiedzialny za cały świat. Dopiero teraz zaczynała rozumieć jego słowa, jakie kiedyś wykrzyczał jej w złości. Zmarszczyła brwi zdrową rękę unosząc do jego twarzy, bo bolało ją gardło od rozmowy. Chciała go uciszyć przez przyłożenie opuszków do jego warg, ale ręka zsunęła się z jego ust na jego pierś, samowolnie, bo nie potrafiła jej utrzymać w powietrzu. — Proszę. Zostaw to… tak. — Przymknęła oczy, kiedy przeczesywał jej włosy palcami. Miała ochotę przez chwilę powiedzieć mu, żeby przestał, ale to było takie miłe… i uspokajające. I może nie było w stanie zrekompensować jej całego bólu, ale delikatnie go redukowało do znośnej akceptacji. Przez co nie chciała już, żeby po prostu ktoś rąbnął ją w głowę i pozbył ją całej tej agonii jednym stanowczym łupnięciem. Bo w apogeum bólu wolała sięgnąć do nieprzytomności, zamiast świadomie cokolwiek odbierać z zewnątrz. Na szczęście, runa szybko zaczęła działać. Delikatnie wstrząsnęła na boki zaprzeczając jakby miała coś jeszcze mieć połamane. Wiedziała, że jeśli mu powie, nie weźmie jej, żeby jej nie narażać. Słyszała to w jego tonie. Obcą jej troskę i obawy przed tym, żeby ją skrzywdzić jeszcze bardziej. — Nie… wszystko w porządku — dodała dla jasności, więc kiedy wziął ją w ramiona, syknęła przeciągle, bo nie spodziewałaby się, że nacisk na płuca i jej oddech będzie tak duży. — Żebra. Mam połamane żebra — przyznała się, ale zamiast pozwolić mu się puścić objęła go słabo jedną ręką, drugą badając się pod mostkiem — dwa… albo trzy. Nie wiem. Wszys-tkie bolą — wyczuła pod palcami dwie mocne wypukłości, ale wyżej nie potrafiła się tknąć, ból był zbyt dotkliwy. Zawieszała się w słowach zaciskając wargi i tłumiąc stęknięcia, przy każdym najmniejszym ruchu odbijającym się na jej ciele — Po prostu… zabierz mnie-stąd. — chciała się znaleźć gdziekolwiek, byle nie tu. Kilka chwil później prawdopodobnie zemdlała w jego ramionach, świszcząc mu oddechem na pierś, chociaż był ledwo wyczuwalny.
   Nie mógł. Nie mógł tego tak zostawić. Nabrał powietrza, mrugając z niedowierzaniem. Na jej miejscu własnoręcznie chciałby zabić tego kolesia. Nawet teraz nie mógł tego znieść. Gdy na nią patrzył, praktycznie czuł jej ból. Wstrzymał oddech, gdy dotknęła jego klatki piersiowej. Chciała zrobić coś innego, ale nie dala rady. Przygryzł dolna wargę. - Odciąłem mu rękę - powiedział na jednym krótkim wdechu. Było to tak wymowne, że nie musiał mówić nic więcej. W momencie gdy wysłała mu wiadomość, stało się to jego sprawą. Teraz demon chciał jego krwi. Zemsta wisiała w powietrzu. Caleb wiedział, że ich ponowne starcie jest nieuchronne, nawet jeśli nie zamierzałby go wytropić. Złapał ją drugą ręką za nadgarstek i ostrożnie położył jej dłoń na swojej kurtce. Delikatnie uniósł ją z ziemi. Był przygotowany na to, że ją zaboli, nie wiedział tylko co. Owinął ją swoją kurtką i ostrożnie do siebie przytulił, by ogrzać jej zimne ciało. Musiała wytrwać te kilkanaście metrów do auta. Na szczęście byli w Los Angeles, więc nie było zimno. - Wyjdziesz z tego - wyszeptał, przypatrując się jej zbolałej twarzy. Tak bardzo chciał zabić każdego z tych potworów. Bał się pomyśleć o tym, czy wydarzyło się tam coś więcej niż tylko tortury. Próbował się uśmiechnąć. - Już to przerabiałem parę razy. Ból szybko ustąpił - próbował ją pocieszyć i nawet mówił prawdę. Musiał ją zabrać do czarownika. Nim się spostrzegł dziewczyna zemdlała. Poniekąd go to ucieszyło, ponieważ nie musiała znosić tego całego bólu. Jakimś cudem udało mu się otworzyć tylne drzwi auta i ułożyć ją na siedzeniach. Przyglądał jej się z wymalowanym smutkiem na twarzy. Zaskakując samego siebie, nachylił się do niej i ucałował ją w czoło. Nie musiała wiedzieć, że tak naprawdę był niesamowicie opiekuńczy. Zaraz po tym już siedział za kierownicą. Zanim ruszył napisał kolejnego smsa do Neala: "Mam ją. Jadę do czarownika". Tyle wystarczyło. Miał zamiar pojechać do pierwszego, który przyszedł mi na myśl i jedynego, którego znał osobiście. Jego parabatai z pewnością wiedział, że chodzi właśnie o niego. Alastair Raleigh, zwany również Delsinem. Mieli do niego dość blisko, więc była to najkorzystniejsza opcja. Już kiedyś kilka razy miał okazję go poznać. Wiedział, w co się pakuje, ale nie dbał o to. Życie Jasmine było ważniejsze, a takie rany mogli wyleczyć Cisi Bracia albo jakiś czarownik. Wybór wydawał się dla niego prosty, po tym co przeszedł ze swoją raną w brzuchu. Kiedy dotarli do niego wciąż było ciemno. Z należytą ostrożnością wyniósł wciąż nieprzytomną dziewczynę z samochodu i ruszył do drzwi wejściowych małej willi, po czym kopnął w nie swoim ciężkim butem. Nikt nie otworzył, więc to powtórzył. Kiedy już planował walnąć w drzwi po raz trzeci, jego oczom ujrzała się znana twarz. Czarownik stał przed nim we fioletowym puchatym szlafroku, który miał coś na rodzaj kołnierzyka, by zakryć jego bliznę na szyi. Zlustrował ich wzrokiem. - Nie spodziewałem się ciebie, ostatni ze swego rodu - przywitał go z progu. Na jego twarzy pojawił się ciekawski uśmieszek, a oczy zabłysły. Skrzyżował ręce na piersi, ale przepuścił go w drzwiach. - Masz dla mnie coś ciekawego? - jakże typowym było najpierw pytać o zapłatę, a następnie o prośbę. - Ona w ogóle żyje? - spytał, nachylając się nad nią i unosząc brew. Do tej pory Caleb jedynie kiwnął do niego w geście przywitania, ponieważ nie chciał narobić sobie kłopotów. Potrzebował jego pomocy. Ale powoli nie wytrzymywał. Nie po tych słowach. Spiorunował go wzrokiem i położył dziewczynę na łóżku, które wskazał czarownik. - Zrobię wszystko, tylko ją ulecz - odezwał się w końcu blondyn patrząc w niebieskie tęczówki mężczyzny z determinacją. Delsin patrzył na niego przez kilka chwil z uwagą, po czym nagle uśmiechnął się i klasnął w dłonie. - Przysługa za przysługę - zaśmiał się, podskakując radośnie. Pchnął chłopaka na krzesło w rogu i zaczął czarować. Po krótkim czasie rany dziewczyny były praktycznie zagojone. Posłał Calebowi tajemniczy uśmiech, gdy wręczał mu koszulkę i dresowe spodnie. - Uznajmy, że te rzeczy są w pakiecie - zbył jego otwierające się właśnie usta.- Przez kilka dni ktoś musi się nią opiekować. Złamane kości nie są takie proste do naprawienia. A teraz szybko. Ubierz ją, kochasiu i idźcie sobie. Mam ważne sprawy na głowie - dodał z machnięciem ręki. Jego słowa były dość wymowne. Zapewne nie otworzył za pierwszym razem, ponieważ się zabawiał z jakimś chłopaczkiem. Czarownik przystanął jeszcze na moment w drzwiach. - Niedługo upomnę się po moją zapłatę - ostrzegł go i zniknął. Calebowi nie pozostało nic innego jak ubrać ją.
   Nic nie przynosiło jej ulgi. Dlatego tak łatwo było jej się oddać w tą czerń. Po prostu w nią odpłynęła i przez chwilę było tak bardzo błogo.... Póki ból nie zelżał. Zelżał, ale dalej był tak samo intensywny. Tak samo bolała ją każda komórka na ciele tylko oddychało jej się o dziwo lepiej. Otworzyła niechętnie powieki czując czyjeś dłonie delikatnie muskające jej ciało. Tylko przez ta delikatność nie wbiła się w pościel, a zamiast tego w milczeniu obserwowała ruchy Caleba. Była tak bardzo zmęczona... i tak bardzo spragniona. Nie miała nawet siły uciekać przed jego dotykiem chociaż miała w pamięci słowa Drake'a i dlatego odwróciła wzrok opierając się policzkiem na obcej pościeli. - Cal... - chrypiała nie ze względu na słaby oddech, a tą niefajna suchość na ustach. - Jesteś taki miły... Dlaczego jesteś miły? Gdzie jesteśmy? - dopiero teraz powoli docierało do niej co się dzieje. Sięgnęła dłońmi do swoich żeber czując największy ból od nich i od kręgosłupa. Ale to było dobre. Że potrafiła wydzielić źródło bólu. - Chce mi się pić - przyznała w końcu, bo chociaż nie chciała przez moment robić dodatkowych problemow potrzebowała złagodzić gardło przy każdym przełknięciu śliny.
   Ubrał ją. Czuł się z tym nieco dziwnie, ponieważ nie sądził, że może być w stosunku do niej tak delikatny i czuły. Gdy leżała nieprzytomna, a on musiał założyć jej ciuchy na gołe, ale już wyleczone ciało, miał wrażenie, jakby dziewczyna była lalka z porcelany. Przez przypadek dotknął jej blizn po oparzeniach, jednak zaledwie je musnął opuszkami palców. Nigdy nie zachowywał przy kimś takiej ostrożności. Usiadł obok niej na łóżku, gdy już była ubrana. Zaczął ją głaskać delikatnie po włosach, na których wciąż była zaschnięta krew. Rozejrzał się po pokoju. Był to zapewne jeden z wielu pokoi gościnnych. Na szafce nocnej stał dzbanek z wodą i szklanką, ale o dziwo nie dostrzegł ich tam wcześniej. Zmarszczył brwi i właśnie w tym momencie poczuł pod dłonią jakiś ruch. Zabrał zdziwiony rękę i odwrócił się do Jasmine, która wypowiedziała jego imię. Uśmiechnął się z ulgą na jej słowa. - Nie martw się. Jak dojdziesz do siebie, powalę Cię na kolejnym treningu - obiecał żartobliwie. Westchnął. Czy powinien jej mówić prawdę? Nie chciał, by zadręczała się, że Caleb ma dług u szalonego czarownika, który nie cieszył się dobrą reputacja. - Zabrałem cię do osoby, która mogła ci pomóc. Przez jakiś czas jeszcze nie będziesz mogła się ruszać - tłumaczył, podnosząc się i nalewając do szklanki wody. Trzymał ją w jednej ręce, a drugą uniósł ostrożnie jej głowę, by mogła się napić. Gdy skończyła odstawił na bok szklankę i ponownie usiadł na łóżku. - Nie możemy tu długo zostać. Już nadużyłem gościnności - dodał powoli, jakby szukał odpowiednich słów. - Jak się czujesz? 
   Uśmiechnęła się słabo. Nie potrafiła się z nim teraz kłócić. Ale nie mogła przecież być za miła. Zadarła lekko głowę do góry patrząc na niego z dołu - Może dla odmiany ją spróbuje Cię powalić? - podniosła się lekko na łokciu chwytając szklankę, która podstawił jej pod usta. - Dam radę. - zapewniła go, ale i tak jej pomógł. Skrzywiła się czując nacisk na żebra i położyła się z powrotem. jęknęła w duchu, bo kiedy się podniosła widziała siebie w lustrze po jednej stronie pokoju. - Och... to znaczy, że nie mogę od Ciebie uciec? - spojrzała na niego, musząc przyznać mu rację. Zauważyła, że nie może się ruszać. Odetchnęła. Pytanie jak się czuje zmuszało ją do przyznania, że fatalnie, a nie chciała się przy nim nad sobą tkwić. - Mogę kłamać? - spytała i przymknęła  oczy. Mimo że na dłuższą chwilę straciła przytomność nie czuła się jakby zregenerowała siły - To chyba nie jest Twój dobry przyjaciel skoro nas wygania? Widzisz... mówiłam ci, że nie można Cię polubić. Mnie na pewno by od razu pokochał - ironizowała, ale tak naprawdę była mu wdzięczna za jego pomoc. tylko coś ją gnębiło... - Mówiłeś coś zanim zemdlałam. Co to było?
   Nie słuchał jej. Da radę. Jasne. Dobrze widział, że jeszcze trochę czasu minie, zanim dziewczyna dojdzie do siebie. Miał zamiar się nią opiekować, nawet jeśli będzie musiał jej pomóc siłą. Na szczęście teraz nie robiła problemów, choć już był na nie gotowy. Jej słowa zbył przywróceniem oczu i nikłym uśmiechem. Gdy zadała mu to pytanie, spoważniał i udał zamyślenie. - Nie możesz - oznajmił w końcu z przebiegłym uśmiechem. - Możesz się zacząć bać - dodał po chwili z wymuszoną powagą na twarzy. Jej kolejne słowa sprawiły, że krew mu zawrzała w żyłach. Znowu musiała się tak zachowywać? - Nawet mnie nie denerwuj. Póki jesteś w takim stanie, masz mi wszystko mówić - zapowiedział jej, jak będą wyglądać jej najbliższe dni. - Bardzo dobra uwaga - stwierdził beznamiętnym tonem na jej komentarz i wstał po swoją skórzaną kurtkę, wiszącą na klamce. Zarzucił ją na ramiona. - Ja nie mam przyjaciół. Neal jest moim parabatai tylko dlatego, że jesteśmy kuzynami - stwierdził, odwracając się do niej z powrotem i wyciągając ręce. Znowu musiał ją przenieść. Sama nie dałaby jeszcze stanąć o własnych siłach. Starał się być delikatny. Spojrzał na nią pytająco. - Mówiłem kilka rzeczy, Jas... Chodzi o to, że mam zamiar zabić to ścierwo? - Nie patrzył na nią, gdy wymawiał ostatnie słowa. Nacisnął łokciem na klamkę i wyniósł ją do przedsionka, a następnie po schodach do samochodu. 
   Przewróciła oczami. Każde jego polecenie działało jak prośba, żeby zrobić dokładnie odwrotnie niż chciał. Zgadzała się na drobną pomoc głównie z jednej przyczyny. Miała dziwne wrażenie, że stawianie się Calebowi nie miało najmniejszego sensu. Musiała mu w takich drobnostkach ustępować, żeby potem móc go maltretować w sprawach większej wagi. Dlatego nie opierała się, kiedy traktował ją jak bezwładne dziecko. - Mam Ci mówić wszystko? - upewniła się podnosząc rękę do jego twarzy i skrzywiła się. Jakiekolwiek ruchy naciskały na jej układ oddechowy. Nawet jeśli żebra zrastały się szybciej czuła przez to intensywny ból, prawie taki sam kiedy nie ruszała się wcale, jak wtedy kiedy to robiła. Dlatego zagryzła zęby sięgając dłonią do jego policzka - Ogoliłbyś się, bo robi się z ciebie Alibaba z karnetem na utlenianie brody... - zsunęła  rękę na jego kark i przytrzymała się nią już nie tak lekko jak zawsze. Mimo że miała słaby uścisk ból ściągał rękę w dol, ale akurat próbowała się podnieść bez jego pomocy do góry. Szarpnęła plecami do góry i w końcu syknęła i wcale się nie podniosła. Opadła z powrotem na łóżko patrząc w jego tęczówki oczu uważnie. Gwałtownie cofnęła rękę zaczesując nią zaraz potem włosy do tyłu z zaciśniętymi zębami zanim podniósł ją do góry. - Czekaj. Postaw mnie. Dam radę. Podeprę się na Tobie. Jak będę spadać to mnie uratujesz, rycerzu, ok? - jej dumę ubodło, kiedy tak podniósł ją do góry niosąc ją w ramionach już przy jej pełnej świadomości. Mimo, że wiedziała że miał rację nie mogła nie spróbować się szarpnąć. Stłumiła jękniecie trzymając swoją już cieplejsza dłoń przy zebrach. - Neal? Przegapiłam jego urodziny... - wydawała się tym faktem zawiedziona. Odetchnęła ciężko. Rozmowa ją trochę męczyła. Zwłaszcza w takiej pozycji. Czuła silniejszy nacisk na klatce piersiowej. - Zapierasz mi dech w piersi, kotku - rzuciła całkiem.zgodnie z prawdą, chociaż bardzo ironicznie. W końcu kiedy w taki czy inny sposób dotarli do samochodu, ułożyła się względnie wygodniej na tyle walcząc z morzącym ją snem - Caleb... - zaczęła, ale nie skończyła. I w sumie zrezygnowała, nie chcąc już kończyć. - Nie rób mu nic... - rzuciła w końcu chociaż nie to chciała powiedzieć, ale to też wypadałoby im wyjaśnić. - Belleshade, słyszysz? Zostawisz go? - napierała.
   Zamrugał tylko, przyglądając się jej z uniesiona brwią. - Lubię mój zarost. Jestem w nim jeszcze przystojniejszy niż wcześniej - opowiedział na jej zaczepkę i uśmiechnął się nieco triumfalnie, gdy nie dała rady się sama podnieść. Może w końcu nauczy się wdzięczności i manier, jeśli nie będzie mogła się ruszać. Nienawidził tego, w jaki sposób do tego doszło i że w ogóle miało to miejsce, jednak liczył, że przez to w końcu się przed nim otworzy i będzie zachowywać się normalnie. Rozbawiło go nieco, gdy nazwała go rycerzem, ale po chwili i tak już była w jego ramionach. - Wiesz kiedy ma urodziny? - Zdziwiony uniósł brwi. Był ciekaw, kiedy ona ma, ale nie spytał jej. Już wystarczająco dużo siebie jej pokazał przez kilka godzin. Przewrócił oczami, jakby od niechcenia. - Przeżyje. Dostał ode mnie kota, więc to mu wystarczy - stwierdził, wsadzając ją na tył samochodu tak, jak to zrobił, gdy tu jechał. Wydawało mu się, że jest jej jeszcze zimno, więc szybko zdjął swoją kurtkę i okrył nią dziewczynę, nie słuchając nawet, czy ma coś przeciwko. Usiadł szybko za kierownicą. Zanim wcisnął pedał gazu, zobaczył w oknie czarownika. Dziewczyna nie mogłaby go dostrzec, nawet gdyby dała radę się podnieść, ponieważ nie miała runy widzenia w ciemnościach. Delsin przypatrywał im się uważnie, jakby wiedział, że blondyn go widzi. Nawet się uśmiechnął podejrzanie. Caleb nacisnął pedał gazu i włączył światła. - Jak mógłbym mu nic nie zrobić? - oburzył się i zacisnął dłonie na kierownicy. Przez jego myśli przebiegało tysiące scenariuszy, w których wyrządzał mu okropne rzeczy. Jakby jakaś uśpiona bestia przejęła nad nim kontrolę. Zamierzał zagotować mu piekło, jakiego jeszcze nie widział. - Nie widzisz, co ci zrobił? Nie zostawię tego tak. Już mówiłem... odciąłem mu rękę - starał się jej wyjaśnić, jak wygląda sytuacja, pomijając swoje odczucia. - On także mnie nie zostawi. Dlatego muszę dopaść go pierwszy. Zgotuję mu coś o wiele gorszego niż on tobie - dodał z nieukrywaną satysfakcją w głosie. Przyspieszył. Chciał jak najszybciej być już w instytucie.
   Spojrzała na niego krytycznie, przechylając lekko głowę na bok — kilkudniowy, nie taki — zauważyła, ale nie miała mimo wszystko chęci się kłócić, choć właśnie kłótnie cały czas prowokowała. Ostatecznie odpuściła sobie. Ból nie puszczał. Gorzej, miała wrażenie, że kiedy zaklęcie znieczulające traciło na swojej sile, wzbierało ją na mdłości. Miała dostatecznie wysoki próg bólu, żeby go względnie skutecznie ignorować, ale wytrzymałości jej organizmu zignorować nie mogła. Ten dzień był wystarczająco długi i męczący. I pomyśleć, że wieczorem szła do sklepu, żeby kupić prezent dla Nee. — Kupiłam mu mapę — i wtedy skrzywiła się znacząco, dla odmiany nie z bólu — Szlag by to! Nie mam jej — mruknęła zakładając rękę na oczy. Miała wrażenie, że zaraz tu zaśnie, jak tylko trochę udałoby jej się przyswoić rwanie ciała. Otrzeźwiła się nieco po jego słowach. — Ale ja nie chcę, żebyś się za mnie narażał! — prawie krzyknęła, w trakcie wypowiedzi ściszając jednak ton, czując pieruński nacisk na klatkę piersiową i towarzyszący temu duszący ból. Ale na jej: nie mieszaj się w to, chyba i tak było już za późno, bo jak dowiedziała się chwilę później, już się wmieszał — Caleb… cholera co ty zrobiłeś… — nie zauważyła nawet kiedy zaczęła się do niego zwracać normalnie, po imieniu. — to nie był Twój problem. W ogóle. Po co? To bardziej zorganizowane niż tylko Drake… nie rozumiesz — syknęła podjuszana bólem. Jakkolwiek wolno Caleb nie starałby się jechać, samochód i tak trząsł niemiłosiernie, a ona czuła to w żebrach. Takie drgania były chyba gorsze niż jedno trwałe, silniejsze uderzenie w brzuch. Była obecnie w naprawdę podłym nastroju, a jej świadomość powoli spadała. Chciała zasnąć, bo czuła, że oczy same jej się zapadają, a jednocześnie nie mogła zasnąć wcale. Dlatego dalej milczała. Mimo wściekłości na niego, za to, że się w to wpakował, wcale nie oponując kiedy wziął ją w ręce za drugim razem, wyciągając z samochodu. Nawet chwyciła jego t-shirt między palce opierając się policzkiem na jego piersi, podkulając się w jego ramionach. Chłonęła jego ciepło, instynktownie chwytając go za dłoń, kiedy ostatecznie, już w Instytucie ułożył ją na swoim łóżku, odsuwając się od niej nieznacznie, tylko po to, żeby się pewnie wyprostować. Ale ona zbyt nadgorliwie chwyciła jego palce. Był to bardzo mechaniczny ruch, którego sama się po sobie nie spodziewała. Skrzyżowała z nim spojrzenie, wiedząc, że nie chciała być teraz sama. Trwając część drogi w ciszy w samochodzie, dopiero wtedy naprawdę miała okazję zastanowić się nad całym przebiegiem sytuacji, jaka miała miejsce w opuszczonym budynku. Dlatego tak bardzo bała się zostać sama. Dobrze wiedziała, że jak ją zostawi, rozleci się zupełnie, bo teraz jedyne co trzymało ją w kupie to determinacja, żeby się przy nim nie rozkleić. Zdając sobie jednak sprawę z niezręczności tego ruchu, cofnęła dłoń, przechylając głowę na bok, odwracając wzrok. Nie miała śmiałości prosić go, żeby został. Poniekąd obawiając się jego odmowy. Gdzieś tam też podświadomie mając w pamięci utrzymywanie swojego autorytetu.
   Caleb zmarszczył brwi. - Na co mu mapa? Przecież ma telefon - stwierdził typowym dla siebie tonem. Westchnął ciężko i przewrócił oczami na jej krzyki. Nie powinna się tak przemęczać. Zdecydowanie nie powinna. Ale po co być grzeczną i leżeć, żeby nie narobić sobie i jemu większych problemów. Zaciskał i poluźniał na przemian uścisk na kierownicy. - Nie robię tego dla ciebie, tylko dla siebie, ponieważ jestem tak wielkim egoista - wyszeptał wpatrzony w drogę.  Bardziej skomplikowane? Trudno. Przeżył tyle, więc i to przeżyje. A jeśli nie, chociaż ją chronił. - Nie obchodzi mnie to. Przynajmniej nie teraz - mruknął, ale jego głos był stanowczy i bezkompromisowy. Jeśli ona miała się narażać, nie miał zamiaru, zostawić jej samej. Nie z tym skurwielem. - Nie rozumiem, ale jakoś mam to gdzieś - dodał jeszcze, zanim zapanowała cisza. Na szczęście niedługo później zaparkował pod Instytutem. Jasmine zaskoczyła go, gdy tak po prostu wtuliła się w niego. Złapała nawet za jego t-shirt i nie mógł uwierzyć, jak filigranowa była w tym momencie. Słońce jeszcze miało godzinę czasu, by wejść nad horyzont. Ludzie w Instytucie albo spali, albo ich nie było, więc nikt mu nie zwracał głowy, gdy pokonywał korytarz z nią na rękach. Pchnął drzwi do swojego pokoju plecami i szybko, ale ostrożnie, położył ją na łóżku. Nie zdążył się nawet wyprostować, by się przebrać, a ona już trzymała się go kurczowo za rękę. Zamrugał ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział. Posłał jej ciepły uśmiech, gdy drugą dłonią delikatnie wyswobodził się z jej uścisku. Szybko ściągnął z siebie koszulkę i spodnie, zostając jedynie w bokserkach. Zabrał z niej także swoją kurtkę i odłożył na bok, po czym przykrył dziewczynę kołdrą, pod którą chwilę później sam już był. Na szczęście jego łóżko spokojnie mogło pomieścić dwie osoby, więc nie musiał jej nawet dotykać. Ułożył się na boku, twarzą zwrócony do niej. Miał już dwie poduszki, więc nie musiał jej oddawać swojej jedynej. Nie mogła dostrzec jego twarzy, ale coś mu mówiło, że mogła wyczuć, że się do niej uśmiecha pocieszajco. Dlatego szybko spoważniał i zamknął oczy, choć nie miał zamiaru iść spać tej nocy. - Nie pójdę nigdzie, w końcu to mój pokój - zapewnił ją,  nawiązując do jej uścisku. Caleb przytulił jedną rękę do poduszki, a drugą położył obok, tuż przy dłoni dziewczyny. 
  Obserwowała go, kiedy się rozbierał. Dla odmiany nie było w tym wzroku podświadomego, instynktownego zainteresowania jego ciałem. Tym razem patrzyła tak uważnie, śledząc jego gesty i ruchy, nie wiedząc czego się spodziewać. Milczała. Sama w końcu przymknęła powieki kiedy się obok niej położył. Kiedy znieczulenie czarów całkowicie przestało działać mruknęła pod nosem z nadzwyczajną jak na siebie bezpośredniością — Wszystko mnie boli, Cal… — po prostu, bo musiała się podzielić tą informacją, jakby wypowiedzenie tego na głos miało jej przynieść ulgę. Uchyliła leniwie powieki, przewracając się na bok w jego stronę i skuliła się trochę, chwilę szukała dla siebie pozycji, która nie naciskałaby na żebra. Na plecach było jej najwygodniej, ale chciała go widzieć, chociaż w żadnej pozycji jej się to nie udawało. Dlatego, żeby złapać z nim kontakt, smagnęła go małym palcem w dłoń — Przepraszam — rzuciła do niego pierwszy raz siląc się o szczerość.
   Przez okno padało jeszcze światło księżyca, więc gdy się przebierał, bez trudu mogła go obserwować. Potem jednak położył się twarzą do niej i jego cały przód skrył się w cieniu. Dlatego na jeszcze jeden moment pokazał prawdziwego siebie i na kilka sekund otworzył oczy, by spojrzeć na nią z czułością. Docenił to, że była z nim szczera. - Wszystko będzie dobrze - wyszeptał, starając się brzmieć tak jak zawsze. Leżał z zamkniętymi oczami i zastanawiał się, co ona zrobi. Przez kilka chwil, zapewne ze znacznym trudem, układała się na łóżku, nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Nie mógł uwierzyć, że ta mała pyskata Jasmine, którą znał okazała się tak delikatna. Filigranowa. Jej mały palec dotknął jego dłoni i nie wiedział, co ma zrobić. Wahał się, czy powinien odwzajemnić jej gest. Trwało to nie dłużej niż kilka sekund, w których dziewczyna go przeprosiła. Za co przepraszała? W końcu podniósł swój mały palec i oplótł nim jej małego palca. Jakby wciąż byli dziećmi. Nie potrafił mimo wszystko otworzyć się już tak całkowicie tak szybko. Uśmiechnął się, unosząc jedynie lewy kącik ust. - Czemu przepraszasz? Za to, że mnie polubiłaś? - zażartował, bo jakżeby inaczej, ale nie puścił jej palca. Czuł, że ona potrzebuje tego kontaktu. - Nawet jeśli teraz nie jestem Filantropem - dodał, jakby chciał zakpić z samego siebie. Poniekąd właśnie tak było. 
   Nie wiedziała czy kpił sobie z niej swoją odpowiedzią, ale postanowiła pierwszy raz zaryzykować w tych relacjach, że może po prostu próbował rozluźnić atmosferę. Nie podchwyciła tego żartu, ale nie potraktowała go sceptycznie, po prostu musiała dokończyć swoją myśl. Pokręciła powoli przecząco głową. - Nie. Nie dlatego. - na chwilę zaciągnęła się powietrzem, bo wybił ją z rytmu, ale ostatecznie wykrztusiła z siebie - Za to, że momentami jestem taką... suką - szukała adekwatnego słowa, ale to nadawało się chyba najbardziej. Jeszcze chciała mu podziękować, ale nie wszystko naraz. Zarzuciłaby go zbyt dużą dawka miłych słów i mógłby zacząć podejrzewać. Dlatego zamiast tego wyciągnęła przed siebie ręce i chwyciła jego wyciągniętą do niej dłoń delikatnie w swoje palce, dosuwając się do niego. Daj Jasmine palca, a weźmie całą rękę. oparła rozpalone czoło o jego ramię, a mimo to cały czas łaknęła tego ciepła. Ułożyła się w taki sposób, że całe jego przedramię ulokowane było tuż przy jej zebrach. Ciepło jego ciała bijące na jej skórę przez materiał ubrań przynosiło jej ukojenie. - Drake kiedy go poznałam był kochany i wspierający. I pomógł mi odnaleźć się w mieście. Był dla mnie jak rodzina i jak przyjaciel i potem jak mężczyzna. Trzy lata. Dopiero w ostatnim roku wszystko się powoli zmieniało. - mruknęła do jego ramienia owiewając je rozgrzanym oddechem. Mimo wszystko straciła dzisiaj dużo krwi, zanim Delsin ją ogarnął. Nic dziwnego jeśli jej ciało broniłoby się gorączką.
   Odpowiedziała mu tak poważnie, że zdziwił się na jej słowa. Nie mógł się powstrzymać od kolejnego komentarza. Nie chciał, by atmosfera była tak napięta. Po jej adekwatnych słowach, nadarzyla się dla niego idealna okazja. - Ja jestem aroganckim chamem, więc chyba jesteśmy kwita - stwierdził żartobliwym tonem i chciał się nawet zaśmiać, ale nagle dziewczyna złapała go za rękę. Przysunęła się na tyle blisko, że czuł na sobie jej oddech. Zbiła go tym z tropu. Miał wrażenie, jakby to nie była Jasmine, którą poznał, a jej alter ego zajęło jej miejsce. Była za miła. Ale może taka była naprawdę. Nie zabrał ręki. Jego mięśnie nieco się napięły, kiedy musnął jej żebra. Bliskość jakby ją uspokajała, dlatego nawet się nie poruszył. Przez moment chciał ją objąć, ale nie dość, że bał się o jej żebra, mógłby wyjść na zbyt miłego. Już i tak przekroczył roczny limit bycia sobą. Nie mógł sobie na to już więcej pozwolić. - Może powinnaś znaleźć sobie chłopaka, który na początku będzie draniem - zaproponował z głupim uśmiechem i chciał wzruszyć ramionami, ale nie mógł przez jej uścisk. - Kogoś takiego jak ja - dodał, nie mając na myśli żadnych aluzji, ale chyba popełnił błąd. Czy coś zasugerował? Nie, zdecydowanie nie. Westchnął, jakby miał zamiar ziewnac. - Chodźmy spać -zarządził niczym starszy brat. - Powinnaś odzyskać siły. - Myślał jedynie o niej, ponieważ dobrze wiedział, że gdy była w takim stanie, tym bardziej nie będzie chciał spuscic z niej oczu. Nie wiedział, czy mógł jej zaufać, że nie będzie próbowała wstać sama.
   — Tak. Jesteś — łatwo się z nim zgodziła, nawet przez moment nie próbując się z nim o to kłócić. Ile razy przecież sama mu to powtarzała. Nawet dodała coś od siebie: — i bezczelnym zuchwalcem — ale to przecież wiedział. Przymknęła oczy oddychając względnie równomiernie, bo czasami brała większe oddechy, dla siebie i ku uspokojeniu śmigających jej w głowie myśli. W międzyczasie nie mogła nie wyczuć spięci jego mięśni. Uniosła wzrok do jego twarzy, widząc zamiast niej jakiś niewyraźny kontur więc wróciła wzrokiem do bliższej jej ręki. Czując napięty mięsień naprzedramieniu, przejechała po nim ramieniem, czując jeszcze wyraźniej spięcie się chłopaka. Nie chciała go stawiać w niedogodnym położeniu, dlatego mimo faktu, jak bardzo terapeutycznie działało to nanią, cofnęła się i nawet przewróciła się na plecy, żeby go nie dręczyć. Ułożyłaby się nawet całkiem po drugiej stronie łóżka, ale to byłoby może lekką przesadą. Zresztą, nie chciała nadwyrężać obolałych żeber. — Albo po prostu olać chłopaków. Zainteresować się dziewczynami. — zakpiła sobie przechylając głowę, kiedy podał na przykład siebie — A Z Tobą da się wytrzymać dłużej niż sytuacja wymaga? — nie wiedziała jak interpretować jego słowa, dlatego zadrwiła z nich. Zgarnęła z pod głowy poduszkę i ułożyła ją sobie na żebrach, dość wysoko, żeby mogła ją jeszcze objąć. Wzruszyła nieznacznie ramionami na jego propozycję snu, burcząc w końcu ostatecznie w poduszkę niewyraźnie: — Jak chcesz. — po chwili zerknęła na niego — A ty będziesz spał, czy znów będziesz patrzył jak śpię? Bo to trochę creapy. Mam dość dziwactw dzisiejszego dnia.
   Zaśmiał się cicho. Miała rację. Był taki, ale czasem zdarzyło mu się być prawdziwym sobą i nie było w nim nic z tych cech. Naprawdę być ciepły i współczujacy. Zdziwił się, gdy dziewczyna odsunela się od niego tak nagle. Najwyraźniej źle musiała odczytać jego reakcję na jej dotyk. Nie przywykl po prostu do tego z jej strony, a ona pewnie myślała, że nie chce jej u siebie i robi to tylko z litości. To było najdalsze prawdy. Nigdy nie robił czegokolwiek z litości, a jej nie chciał zostawić samej po tym, co się stało. A mimo to nie mógł zdobyć się na powiedzenie kilku słów lub zrobienie czegokolwiek, by wprowadzić ją z błędu. Przywiązanie się nie byłoby dobre, a tym bardziej pozwolenie jej na zobaczenie więcej siebie niż to konieczne. Zamknął oczy. Od tych myśli powoli zaczynała go boleć głowa. Uśmiechnął się na jej słowa. - Dziewczyny są fajne - przyznał szeptem. Wtulił się w poduszkę i próbował nie myśleć. Usłyszał nutę niepewności czy nawet ciekawości w jej głosie. - Jeśli ktoś wyraża chęci - mruknął w odpowiedzi. Jej ostatnie pytanie prawie przyprawilo go o śmiech. - Co ja? Edward ze Zmierzchu? - prychnal, ale miało to być wszystko jedynie na żarty. Machnal ręką. - Idź spać, Jas - niemalże poprosił z westchnieniem. Udał, że natychmiastowo zasnął i nie zwracał uwagi, co do niego mówiła, o ile miała coś do powiedzenia. Gdy w końcu miał pewność, że zasnela przesunął się do niej nieznacznie i przytulil. Chciał, by czuła się bezpieczna i nie miała koszmarów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz