środa, 20 maja 2015

Już miałam z tego zrobić szmatę do podłogi w łazience. Chociaż stwierdziłam, że nie będę Ci robić konkurencji.

Caleb & Jasmine

   Minęły tygodnie odkąd ostatni raz się widzieli. Jasmine, jeśli chciała, potrafiła być w czymś bardzo dobra. Tym razem perfekcyjnie opanowała umiejętność wymijania się z nim. Jeśli istniało nawet najdrobniejsze niebezpieczeństwo skrzyżowania się ich dróg, Jasmine to zagrożenie całkowicie eliminowała. Przypomniała sobie o nim porządkując ciuchy w szafie w Instytucie. Miała zamiar w końcu przeprowadzić się do Jamesa. Sprawa Drake’a wciąż nie dawała jej spokoju, żyła w jej umyśle i toczyła się swoim rytmem. Hawkins, jakby nie był, był jednym z bardziej kompetentnych łowców. Mogła przy nim przynajmniej mieć pewność, że nikt jej ponownie nie napadnie. Przeczesując szafę w poszukiwaniach natrafiła na dobrze znaną sobie marynarkę. Chwyciła ją w ręce, szczęśliwie czując na niej bardziej swój zapach niż jego. Jej perfumy wymieszane z powoli wywiewającą już z materiału nutką wanilii. Prychnęła, odrzucając ciuch na łóżko. Wiedziała, gdzie go szukać… w Bibliotece. Ale czy na pewno chciała? W końcu niechętnie ruszyła w tamtym kierunku. Siedział tam, jak się spodziewała, ale zanim choćby zdążył zauważyć jej obecność, cisnęła w niego marynarką, warcząc przez pół Biblioteki — Zabierz to, bo wala się w mojej szafie. Już miałam z tego robić szmatę do podłogi w łazience. Chociaż stwierdziłam, że nie będę Ci robić konkurencji. W szmaceniu jesteś najlepszy.
   Minęły dwa tygodnie od ich pocałunku, który nie skończył się najlepiej. Wszystko było jego winą, ale sam był sobie winny. Uważał, że tak jest lepiej. Chciał ją chronić, a nie jeszcze bardziej narażać. Dlatego przez większość czasu ją pilnował, choć dziewczyna myślała, że udaje jej się go unikać. Caleb był świetnym Nocnym Łowcą, a ona wciąż się uczyła, więc po prostu nie zauważała go, gdy chował się w cieniu i obserwował. Nie chciał jej zostawiać samej na dłużej, ponieważ obawiał się, że ktoś z ludzi Drake'a może znowu próbować ją porwać. Tym razem był w stanie temu zapobiec. Kręcił się w pobliżu jej pokoju, gdy w nim zniknęła. Czuwał. Nagle usłyszał nagły ruch, jakby miała zamiar wyjść i właśnie to nastąpiło po dłuższej chwili, ale on już był w bibliotece, kiedy dziewczyna przekroczyła próg swojego lokum. Chwycił za pierwszą lepszą książkę, którą ku jego uciesze okazał się zbiór opowiadań Edgara Alana Poego.  Otworzył na pierwszej lepszej stronie. Jego oczom ukazał się napis wytłuszczonym drukiem: "Serce oskarżycielem". Zaczął czytać dla niepoznaki, ale właśnie w tym momencie wpadła Jasmin i cisnęła w niego jego własną marynarką. Jej słowa go zabolały, ale po tym co jej powiedział ostatnio musiał się postarać. Przywdział kolejną maskę. Uśmiechnął się sarkastycznie. - Trzeba mieć jakieś przyjemności z życia - oznajmił, dokładając książkę i składając marynarkę. - Nie mogę wiecznie ratować świata, a jeśli dziewczyny same pchają mi się w ramiona, czemu miałbym każdej odmawiać - bardziej stwierdził niż spytał, podnosząc na nią wzrok, z którego nie dało się niczego odczytać. - Specjalnie tu przyszłaś, żeby oddać mi marynarkę? Uroczo - dodał ironicznie i puścił jej w powietrzu całusa. Musiał być chamem. Nie było odwrotu. Ze skrajności w skrajność.
   Spiorunowała go wzrokiem nie chcąc się nawet zastanawiać czy to była jedna z jego masek. Przyjmowała co jej dawał, przestała już analizować, czy był w danym momencie sobą, czy wersją siebie, którą chciał jej pokazać. Skoro by chamem, przyjmowała to za fakt. Uśmiechnęła się do niego słodko, podchodząc do jednej z półek z książkami. W zamiarze nie planowała niczego czytać, ale skoro tak postawił sprawę… Przez chwilę przeszukiwała cały regał, ale widać było same dłuższe formy literackie. Ona najprędzej w bibliotece instytutu chciałaby znaleźć jakieś księgi z runami. Może niekoniecznie Biblię. Ją postanowiła zostawić sobie na sam Koniec. Dotarła w końcu do miejsca, w którym znajdował się Caleb i rzuciła sucho: — Suń się — spojrzała na niego, nie dając mu nawet czasu na reakcję, sama przepchała się między nim, a półkami, dalej podążając palcem po grzbietach książek, szukając czegoś sensownego — To nie ja rzucałam się w Twoje ramiona. Było dokładnie na odwrót — prychnęła mrużąc oczy. Każde jego słowo mocno ją rozdrażniło — I wcale nie należało to do największych przyjemności z życia — dodała wstrząsając głową. Zarzuciła kaptur na głowę i zerknęła w górę, cofając się kilka kroków do tyłu. Trzeba było przyznać, że biblioteka w Instytucie sięgała kilku kondygnacji. Jasmine zastanawiała się jak dostać się do tych wyższych skoro nie zauważyła w zasięgu wzroku żadnej drabiny.
   Nie uległ jej spojrzeniu. Żaden mięsień jego twarzy nie drgnął, gdy uśmiechnęła się słodko. Było w tym coś prowokującego. Jakby próbowała mu udowodnić, że uważa go jedynie za chama i nie przejmuje się nim ani trochę, ale wiedział, że nie była to prawda. Jeszcze. Caleb powstrzymał się przed uśmiechem. Najwidoczniej dziewczyna rzeczywiście przyszła do biblioteki tylko po to, żeby oddać mu marynarkę, ale udawała, że szuka jakieś książki. Jednak wszystkie pozycje z regałów, które były najbliżej niej, nie nadawały się dla osoby takiej jak ona. Nie czytała, a te książki były dość grube i ciężkie w swojej treści. Nie mógł patrzeć na jej zmagania. Przewrócił oczami, gdy warknęła na niego, by się przesunął. Westchnął i cofnął się, po czym skręcił miedzy regały. Pamiętał rozmieszczenie wszystkich książek. W tamtym miejscu powinno być coś, co spodobałoby się jej. - Z tego co pamiętam, a runa pozwala zapamiętywać mi wszystkie wydarzenia ze szczegółami, oddałaś pocałunek, a potem sama przyciągnęłaś mnie do kolejnego - stwierdził powoli. Na tyle głośno, by go usłyszała, ale na tyle cicho, by nie musiał krzyczeć. Parsknął ironicznym śmiechem. - Wcale ci się nie podobało - mruknął, a w jego głosie słychać było wyraźnie sarkazm. - Złapał za książkę, którą czytał w dzieciństwie. "Alicja w Krainie Czarów" należała do jednej z jego ukochanych lektur wszech czasów. Wyszedł zza regałów i oparł się o ten, stojący najbliżej, akurat gdy Jasmine spoglądała w górę. - Drabina jest na samym tyle biblioteki - wyjaśnił, wręczając jej książkę. - Nie będzie ci potrzebna. Zacznij od tego. Spodoba ci się - dodał, nie odwracając od niej wzroku. Czekał z wyciągnięta ręką, aż weźmie od niego lekturę. W końcu uśmiechnął się rozbrajająco. - Nie zaprzeczyłaś - zauważył, unosząc nieznacznie marynarkę, którą trzymał w drugiej dłoni. Zawiesił ją sobie przez ramię i spojrzał jej prosto w oczy, czekając na jej reakcję.
   Przymknęła oczy, zaciskając wargi z rozdrażnienia, kiedy słyszała jego ton gdzieś zza jednego z regałów. Póki przechadzał się wzdłuż półek gdzieś dalej od niej, nie zmieniła pozycji. Dopiero później uchyliła powieki, patrząc na niego z ukosa z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. Nie był teraz osobą, z której jakimkolwiek słowem chciałaby się liczyć. Dlatego jeszcze chwilę wpatrywała się w górę, a zaraz potem splotła ręce na piersi, stając przodem do niego. Pozwoliła mu trzymać książkę na wyciągniętej ręce w jej kierunku. Nic z tym nie zrobiła. Zerknęła na nią przelotnie i wróciła wzrokiem do oczu chłopaka i dopiero wtedy powoli podeszła w jego kierunku, niechętnie, ale jednak chwytając grzbiet podawanej jej książki. — Chcesz wiedzieć dlaczego naprawdę tu przyszłam? — zanim zdążył jej odpowiedzieć, jeszcze bardziej zmniejszyła między nimi dystans, chwytając książkę pewniej w ręce — Bo marynarka to była tylko wymówka, dla tego… — kolejny raz nie dała mu czasu na reakcję, pokonała ostatni dzielący ich dystans, opierając się luźno ręką o regał, o który on wspierał się ramieniem i pocałowała go, prewencyjnie wypuszczając książkę z dłoni, żeby móc drugą ręką chwycić go za kark, jakby chciał jej uciec — Zasypiam myśląc o Tobie i budzę się pamiętając ten pocałunek — szepnęła odsuwając się delikatnie. Oparła i drugą rękę na jego barku, kontynuując — A ta marynarka denerwująco mocno przypomina mi o Tobie za dnia, kiedy nie muszę nad tym myśleć tak żywo. — uniosła do niego wzrok gładząc opuszkami jego skórę na karku — Nie mogę przestać myśleć o tym, jak mocno rozgrzewał mnie ten jeden pocałunek, Caleb — mruknęła zsuwając rękę z jego barku przez ramię do jego przegubu dłoni, a następnie przez jej wnętrze do palców, które splotła ze swoimi, podnosząc na niego wzrok. Jej spojrzenie było przez moment łagodne i czułe, kiedy mruknęła cicho — Musisz udawać takiego chama, Belle? Nie możemy tego zostawić tak… miło? — i zaraz potem pozwoliła sobie musnąć jego wargi znów, delikatnie, lekkim smagnięciem, zanim upewniwszy się, że skupiła jego uwagę dość mocno, wymierzyła mu siarczystego policzka w twarz, nie szczędząc wcale na sile. Gwałtownie jej wyraz twarzy spochmurniał, a sama przeszyła go spojrzeniem — Zejdź na ziemię, Belleshade. Jeśli przez moment było przyjemnie to tylko dlatego, że dobrze całujesz. To nic nie znaczy. A jeśli myślałeś inaczej to może kurwa ty sobie za dużo wyobraziłeś, a nie ja. — Była wściekła. Patrzyła na niego całkowicie zeźlona, nie licząc się z konsekwencjami swoich wyborów. Nie wyglądał jej na kogoś, kto chciałby jej oddać, ale hej… przecież nie byłby to pierwszy raz gdyby się co do niego pomyliła. Zacisnęła dłoń w pięść, dorzucając przez zęby — Nie graj ze mną więcej w swoje popieprzone gry.
   Przedłużała moment sięgnięcia po książkę. Caleb myślał, że zapewne z przyjemnością patrzyła, jak stoi z wyciągniętą ręką. Mimo tego jak się zachowywał, nie chciał sprawiać jej przykrości, ale tak było po prostu łatwiej. Podświadomie liczył na to, że ta książka pozwoli mu ją nieco ułaskawić. Musiał ją odrzucić, żeby nie miała jeszcze większych kłopotów, a dobrze widział, że ona stara się udawać jeszcze bardziej od niego. Różnica była taka, że on to bardzo dobrze widział, ponieważ jej mowa ciała była wystarczająca. Zadała mu pytanie, ale nie musiał nawet na nie odpowiadać. Nie dała mu się odezwać i ciągnęła myśl. Blondyn nawet się nie poruszył. Słuchał jej, ale jakby nie słyszał. Jego myśli pędziły z zawrotną prędkością. W swojej głowie odgrywał wszystkie możliwe scenariusze i żaden mu się nie podobał. Tak naprawdę istniały dwie najbardziej prawdopodobne możliwości tego, jak mogłoby się to potoczyć. Żadna opcja mu się nie podobała. Zmarszczył brwi na jej słowa. Od początku węszył podstęp. Zbliżyła się do niego, a gdy położyła mu rękę na karku, wstrzymał oddech, czekając na jej dalsze słowa. Zamrugał, gdy usłyszał, jak książka upada na podłogę. Zabolało go to. Chciał po nią sięgnąć, ale zastygł w bezruchu, przypatrując się jej uważnie. Pocałowała go i z początku oddał pocałunek. Był to swego rodzaju odruch. Szybko jednak się od niej oderwał i wtedy usłyszał, co naprawdę myślała. Nie odezwał się ani słowem na jej oszczerstwa. Nagle zauważył jej ruch. Zamachnęła się, by go uderzyć, a on był ciekaw, jak silna się okaże. Oczywiście, że to poczuł ale jako Nocny Łowca powinna być go w stanie powalić. Nie stało się tak. Uśmiechnął się delikatnie, przykładając dłoń do policzka. - Źle się zamachnęłaś - stwierdził, ale jego twarz już nie wyrażała żadnych emocji. Wyciągnął rękę i położył na jej ramieniu. - Siła musi iść stąd, nie z pięści. Wtedy cios jest silniejszy - wyjaśnił, po czym schylił się po książkę. Przejechał po okładce palcami. Na szczęście upadła grzbietem do dołu. Pokręcił głową. - Nie traktuje się tak książek. - Kompletnie zignorował jej wszystkie słowa. Kolejna dyskusja była niepotrzebna. 
   Zmrużyła oczy obserwując go uważnie, kiedy schylał się po książkę. Nie rozumiała go. Nie dlatego, że źle odczytywała jego reakcje. Widziała, że w jakiś sposób podzielał jej stanowisko wobec niego. Lubił ją, wcale nie mniej niż ona jego. Wiedziała to. Właśnie dlatego nie rozumiała dlaczego ją tak szmacił, jakby czerpał z tego chorą przyjemność. Zacisnęła lekko dłoń. Nie lubiła niejasności, gier, nieszczerości. Sama była nieszczera ze światem, dlatego widziała, kiedy kłamał. A teraz łgał w zaparte i nie znała przyczyny tych oszczerstw. — Źle mnie nauczyłeś — odparowała na jego słowa, bo mogła tak kontynuować tą wymianę zdań. Na wszystko znalazłaby odpowiedź. Cofnęła się kiedy dotknął jej ramienia. Patrzyła na książkę w jego dłoni, zauważając z jakim namaszczeniem przejechał po jej grzbiecie i mimowolnie wzdrygnęła się na tą myśl — Jesteś taki sam, jak on Caleb… — mruknęła w końcu szeptem, przypatrując się jemu z nieludzkim spokojem, widać, kontrolowanym — … pozwoliłeś mi się otworzyć i zaufać Ci, ale od początku nie byłeś warty mojego zaufania. Wiedziałeś jak to się skończyło z nim. Może nie pobiłeś mnie fizycznie, ale tłuczesz mnie mentalnie, tak samo jak on. On skompromitował mnie bardzo dotkliwie, a ty… ty Caleb jak się czujesz wiedząc, że pogrywasz sobie z uczuciami kogoś, kto jest kompletnie złamany? Płakałam przy Tobie, Caleb… — mówiła coraz ciszej, a jej ton był coraz mniej pretensjonalny, a po prostu… czysty, bez żadnych masek — … wsłuchiwałam się w Twój spokojny oddech, żeby zasnąć. Wierzyłam Ci, kiedy mi mówiłeś, że to jego wina, że nie ma nic złego w byciu mną i powinnam wiedzieć, że nie robisz tego dla mnie. Tylko dla siebie, bo jak coś się stanie bierzesz za to odpowiedzialność, jeśli działo się to pod Twoją wartą. Ale Twoje ciepło, Caleb… było naprawdę przyjemne. I wydawało mi się bezinteresowne. Nie powinieneś był mnie całować… — zakończyła czując jak zaciska jej się gardło — i nie podoba mi się, jak grasz moimi uczuciami, bo jeśli coś sobie przez chwilę pomyślałam, nie wymyśliłam tego sama. Ale dziękuję. Kurewsko mocno za to, że mi to wszystko przypomniałeś — patrzyła mu w oczy, nawet kiedy po jej policzkach spłynęły łzy, a głos jej się nieco złamał. Mówiła jeszcze ciszej — że jestem tylko laską, która może tylko marzyć o facecie, który będzie chciał od niej czegoś więcej niż tylko seks, czy zemstę. Tylko nie rozumiem po co mnie podnosiłeś, jeśli chciałeś mnie tylko złamać… znów. — Kończąc wypowiedź wycofała się, rzucając mu ostatnie spojrzenie. Miała mu jeszcze dużo do powiedzenia, ale nie czuła, żeby to, co jej leżało na sercu miało dla kogokolwiek najmniejsze znaczenie.
   Wszystkie gry, które z nią prowadził, maski, które przybierał, musiały ją denerwować, o ile widziała, gdzie zaczyna się przedstawienie, a gdzie kończy. Jego już męczyło udawanie. Ale nie mógł narażać kolejnej osoby, a zwłaszcza jej po tym co przeszła. - Najwidoczniej nie słuchałaś - stwierdził, przenosząc wzrok z dziewczyny na książkę. Wzruszył ramionami. Przez moment jeszcze głaskał książkę po okładce, ale gdy ponownie zaczęła mówić, podniósł na nią wzrok. Odłożył książkę, wciąż się w nią wpatrując. Jej słowa go niesamowicie bolały. Nie sądził, że pomyśli o nim tak nisko. Czyżby jego słowa, aż tak na nią wpłynęły? Przecież nie powiedział nic takiego. Zmarszczył brwi i zacisnął zęby. Mrugał dość często, by powstrzymać własne łzy. Bolał go jej widok w takim stanie. Zwłaszcza gdy on był jego przyczyną. Nie myślał, że aż tak się do niego przywiązała, ponieważ nie pokazywała tego, więc zaskoczyły go jej łzy. Nagle przestał w ogóle mrugać. Jego oczy rozszerzyły się w szoku. Mówiła prawdę. Jej punkt widzenia był mylny, ale w końcu sam do tego sprowadził. Przy innej dziewczynie zapewne dalej by się zgrywał i udawał, że te słowa go nie poruszyły i jest takim chamem za jakiego go ma, ale widok załamanej Jasmine wszystko zmieniał. Chcąc ją chronić, pogrążył nie tylko siebie. Chciał otworzyć usta i powiedzieć coś, co wyprowadzi ją z błędu, ale nie umiał. Stał tylko, oddychając głęboko i czekając na jej dalsze słowa. Nie wiedział, co dziewczyna mogła dostrzec w jego oczach, ale najwyraźniej jej to nie obchodziło, ponieważ dalej płakała. Ocknął się z tego stanu dopiero, gdy zaczęła się wycofywać. Wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek, przyciągając do siebie. Jego marynarka upadła na ziemię. Przytulił ją, nawet jeśli tego nie chciała. - Nie jestem taki jak on - wyszeptał w jej włosy, trzymając ją pewnie w swoich silnych ramionach. - Mówiłem ci, że ludzie, którzy się do mnie zbliżą, źle na tym kończą - dodał, po czym westchnął ciężko. Była szczera, więc on też mógł powiedzieć jej choć część prawdy. - Nie możesz mnie zobaczyć. Jas, proszę, odpuść - nie wiedział już, co ma na myśli. Z jednej strony nie chciał, by znowu się kłócili albo żeby płakała, ale z drugiej strony myślał, że jeśli będzie pilnował jej z daleka, będzie bezpieczna. Mógł ją przed wszystkim i przed każdym ochronić. Problemem był on sam. W pewnym momencie nawet Caleb nie mógłby odpuścić i wtedy zapadłby na nią wyrok. Nie mógłby znieść kolejnego bólu straty. Do pewnego stopnia był masochista, ale stał się taki, bo próbował uniknąć takich sytuacji. 
   Nie spodziewała się, że będzie chciał ją zatrzymywać. Była już gotowa do wyjścia. Dlatego, kiedy przyciągnął ją do siebie, bezwładnie opadła w jego ramiona. Automatycznie zamortyzowała zderzenie, wyciągając jedną rękę przed siebie, opierając się nią teraz o jego pierś. Wydawała się jeszcze bardziej spięta niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy położył jej dłoń na dole jej pleców, obejmując ją. — Puść — mruknęła, ale nie słuchał. Chciała się cofnąć, ale trzymał ją mocno między ramionami. Nie poddawała się jego gestom, wiedząc, jeśli znów to zrobi, kolejny raz skończy się to źle. — Ludzie nie muszą się zbliżać i źle kończą — mruknęła w jego pierś, trzymając ręce jednak wzdłuż ciała i zacisnęła dłonie, próbując zaobserwować coś z jego twarzy — To bez znaczenia. Już powiedziałeś wszystko — mruknęła, odwracając wzrok w bok, próbowała przetrzeć łzy przechyleniem głowy, oparciem jej o swoje ramię, ale miała przyblokowany ruch. — Zostaw mnie — poprosiła, tak, bo to była prośba. Oparła czoło na swoim przedramieniu, a je na jego piersi — Tobie się wydaje, że jeśli zrosły mi się żebra, to wszystko ze mną w porządku. Nic nie jest ok. I to nie jest coś, co naprawię w dwa tygodnie — potrzebowała czegoś szczerego, a co do szczerości Caleba nie miała już pewności. W jednej chwili ją wspierał, a w drugiej odtrącał w tak pozbawiony czucia sposób, że traciła przekonanie, czy od początku po prostu nie chciał czegoś ugrać — Znów mi mieszasz w głowie — mruknęła cicho w eter, nie kierując tego na dobrą sprawę wcale do niego — Nie możesz być po prostu jednoznaczny? Jestem tym zmęczona. Nie mam siły Cię analizować. Nie wiem jak możesz być tak czuły i tak bardzo obcesowy jednocześnie. Czekam aż znów mnie zgnoisz. Po prostu tym razem… zrób to szybko, proszę. Ok? — uniosła wzrok do jego oczu. Była spokojna, ale łzy ściekały z jej policzków, a ona wydawała się tym naprawdę wycieńczona — Nie mogę zobaczyć… czego?
   Spięła się, gdy zsunął dłoń na dół jej pleców, obejmując ją jeszcze mocniej.  Nie słuchał jej. Nie miał zamiaru jej puścić. Wiedział, że to wyglądało, jakby miał wahania nastrojów albo był chory psychicznie, ponieważ jego reakcje były często skrajne, ale przy niej działał dość impulsywnie i nie potrafił przybrać tylko jednej maski. Z resztą często pokazywał jej swoją prawdziwą twarz. Przez chwilę stali w milczeniu, a dziewczyna była w jego ramionach niczym bezwładna lalka. Westchnął, słysząc jej słowa. Miała rację, ale uważał, że w taki sposób będzie bezpieczniejsza. Co z tego, że mieszał jej w głowie, skoro we własnej miał bałagan. Nie potrafił do końca być sobą, a nie zawsze mógł udawać. Z każdym kolejnym słowem tracił motywację do dalszego przebieranka masek. - Prawdziwego mnie - wyszeptał, gdy spytała o jego słowa. Spuścił wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Westchnął, przymykając na dłuższy moment oczy. Poluźnił nieco uścisk. - Nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu, ale narażam wszystkich, którzy są ze mną w bliższych relacjach - wyznał. Ciężar odpowiedzialności za wszystko go przytłaczał. Spojrzał gdzieś w bok, puszczając ją i odsuwając się. - Już zbyt wiele przeszłaś...
   Kiedy już w końcu przyswoiła sobie jego dotyk i silne, obejmujące ją ramiona, nagle się odsunął. Aż syknęła, bo wszystko robił dokładnie na opak. Kiedy nie chciała, żeby ją dotykał – właśnie to robił, a kiedy chciała, żeby nie przestawał, odsuwał się. Konsekwentnie, jakby czytał jej w myślach i z przekąsem robił jej na przekór. Patrzyła na niego, kiedy się odsuwał i widać było w jej spojrzeniu pretensjonalność, trochę złości, zażenowanie, zrezygnowanie, tyle emocji, że nie sposób było je wszystkie odłączyć i odczytać. Fakt faktem, w czasie kiedy on mówił, ona zaczynała myśleć powoli trzeźwiej, analizując dokładnie to, co do niej mówił — I myślisz, że nie jest już na to trochę za późno? — nie rozumiała go. Nie wiedziała już, co dokładnie chciał jej powiedzieć. Pomijał wiele kwestii i skakał po tematach i ona nie potrafiła między nimi znaleźć powiązania. Nie tak szybko. — Szlag… zwolnij, Caleb. Nie wyznaję Ci miłości. Po kolei — złapała za jego podbródek nakierowując jego twarz na swoją, bo nie potrafiła odczytywać jego słów, kiedy nie trzymali kontaktu wzrokowego — Lubisz mnie? — postawiła sprawę jasno, bo musieli od czegoś zacząć, a rozmowa, której ni w ząb nie rozumiała, zaczynała ją męczyć. Bolała ją głowa. Chociaż może od płaczu, a nie od wymiany zdań.
   Nie był pewny, czy dobrze zrobił odsuwając się, ale skoro to zrobił, nie mógł już jej objąć ponownie. Jeszcze bardziej namieszałby jej w głowie. Sam nic nie rozumiał, więc nie wiedział, jak ma jej wytłumaczyć coś, czego ona nie rozumie, ale w taki sposób by jej nie urazić, ale też żeby nie starała się go bliżej poznać. W jej oczach widział tyle emocji, że nie potrafił określić jednoznacznie kilku z nich, ponieważ mieszały się ze sobą. Nie rozumiała go i chciała wiedzieć więcej. Czy mógł powiedzieć jej więcej?  Westchnął na jej słowa, wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Przemilczał jej pytanie. Zacisnął zęby, nie odzywając się ani słowem. Dla niej wszystkie informacje, które jej podał zapewne nie miały większego sensu, ale większość ludzi nie wiedziała nawet tyle. Gdyby pomyślała, zrozumiałaby i zostawiła go w spokoju. Nagle odwróciła jego głowę w swoją stronę, chcąc zapewne patrzeć mu prosto w oczy. Na moment wstrzymał oddech, a potem wypuścił powoli powietrze z płuc. Wpatrywał się w nią twardym wzrokiem. Przymknął na moment oczy i westchnął zrezygnowany. - Zależy mi, ok? Dlatego tak się zachowuje. To jest skomplikowane, Jas. Po prostu odpuść, dobrze?  - prawie poprosił, choć starał się, by jego głos brzmiał nieco pretensjonalnie. Znowu odwrócił wzrok. Tym razem schylił się po swoją marynarkę. Otrzepał ją, po czym zarzucił ją na ramiona. Wcześniej był tylko w dość obcisłym t-shircie i jeansach. - Tu nie chodzi o ciebie. Jestem idiotą, nie umiem inaczej, a ty musisz pamiętać, że nic co mówił Drake, nie jest prawdą - dodał dość szybko, ponieważ gdyby mówił swoim normalnym tempem, mógłby w trakcie wypowiedzi zmienić zdanie i przerwać swój wywód. Spojrzał na nią przelotnie i już miał zamiar ją wyminąć, by wrócić do swojego pokoju.
   Nie myślała teraz całkiem trzeźwo. Patrzyła na wszystko przez pryzmat własnych emocji, które miotały nią niesamowicie. Nie pomagał fakt, że kiedy już wydawało jej się, że odzyskiwała kontrolę i wyczuwała grunt pod nogami, Caleb obracał sytuację o 180 stopni i wszystkie je dotychczasowe sposoby zachowań szlag trafiał. Musiała się dostrajać do rozmowy od początku. Tak było też i teraz. Wpatrywała się w niego napuchniętymi lekko od łez oczyma i przygryzła wargę próbując zrozumieć wszystko, co do niej mówił. Momentami traciła koncentrację pogrążając się we własnych rozważaniach, ale chyba powoli zaczynała dostrzegać powiązania pomiędzy poruszanymi przez niego kwestiami - Nie próbuj decydować za mnie co jest dla mnie lepsze - rzuciła w końcu próbując wyłapać jego wzrok ale było to ciężkie kiedy unikał jej spojrzenia. Obserwowała go, w końcu całkowicie rozumiejąc jego sposób myślenia i chociaż nie zgadzała się z nim w końcu łapała sens jego decyzji. Czuła jednocześnie złość, żal i gdzieś przez chwilę zrozumienie dla jego działań, dlatego właśnie kiedy próbował ją minąć, mimo że dalej nie ufała swojemu instynktowi, który bardzo chciał zaufać jemu, chwyciła go za nadgarstek, ale nie mogła go zmusić, żeby się zatrzymał, bo wiedziała, że jeśli by nie chciał mógł się jej z łatwością zaprzeć albo wyrwać się. Dlatego właśnie posłużyła się jego ręką wyłącznie jako pierwszym pierwiastkiem zwracającym jego uwagę, bo następnie objęła go wtulając się w jego plecy - Nie bądź dla siebie taki surowy - mruknęła zadzierając głowę do góry, żeby mruknąć mu to do ucha - Nie ponosisz odpowiedzialności za moje wybory, a ja nie chcę odpuszczać. - zamilkła  na chwilę i w końcu odetchnęła mu na kark - Ale musiałeś to skomplikować.... - przyznała ze zrezygnowaniem - Nie komplikuj już bardziej. Zabrnąłeś za daleko, żeby teraz to odkręcić. Teraz możesz już tylko w to wejść albo całkowicie uciąć kontakt. Ale gwarantuję Ci, że ciężko będzie nam się mijać w jednym Instytucie.
   Wprowadzał w jej głowie zamęt. Teraz to widział, gdy patrzył w jej opuchnięte od łez oczy. Ale nie umiał tak po prostu powiedzieć jej wszystkiego. Frustrowała go, gdy przygryzała wargę. Najwyraźniej starała się zrozumieć sytuacje, przeanalizować jego słowa, choć na początku rozmowy się tym nie przejmowała. W jej oczach dostrzegł nijakie zrozumienie dla jego decyzji, ale też jakiś żal i złość. A on z kolei nie potrafił określić swoich uczuć. Przy niej nie miał pojęcia, co dzieje się dookoła niego czy nawet w jego własnym sercu. Sprawy coraz bardziej się komplikowały między nimi, a myślał, że będzie tylko kolejną zarozumiałą Łowczynią. - Już zadecydowałem, więc trochę za późno na protesty - mruknął, sunąc wzrokiem po jej ciele. Wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale nie otworzył ust. Zamiast tego zrobił krok do przodu, wymijając ją. Zdziwiła go jej reakcja. Nie spodziewał się, że po czymś takim będzie próbowała go zatrzymać. Przystanął, czując jej dłoń na swoim nadgarstku, ale wyrwał go. Wtedy jego serce na moment zmarło. Objęła go, wtulając się w jego plecy, a on znieruchomiał. Westchnął ciężko, zamykając oczy na dłuższą chwilę, po czym przygryzł wargę. Wpatrywał się gdzieś w przestrzeń, nie rozumiejąc, czemu ona jest tak wyrozumiała. Jasmine powoli stawała się w jego oczach zupełnie inną osobą, przez co chciał ją chronić jeszcze bardziej. Jej oddech dotarł do jego karku i Caleb spiął się na moment. Jego serce zabiło szybciej, jednak zaraz je uspokoił. Wyrwał się delikatnie z jej objęć, po czym odwrócił w jej stronę. - Wszystko co mnie dotyczy jest skomplikowane - stwierdził, ignorując jej pierwsze słowa, ale zwracając uwagę na pozostałe. Objął dłońmi swoje ramiona, chcąc się jakoś od niej ogrodzić, powstrzymując chęć pocałowania jej. - Zawsze mogę wyjechać. Nie mogę się w coś takiego wpakować. Zniszczyłbym cię - wyszeptał, a w jego oczach dało się widzieć przebłysk bólu. Starał się tego nie okazywać. - Nie chcę tego, a już to powoli robię.
   Nie mogła przestać analizować jego mimiki. Kiedy próbowała odłączać od siebie emocje, kierowała się chorą  tendencją  do nadużywania logiki. A jej logika była bardzo pokręcona. Często nieinterpretowana wiele kwestii. Dlatego czuła się teraz tak niepełna, bo w tym momencie miała kompletna pustkę w głowie. Pierwszy raz działała głównie instynktownie, a jej instynkt kłócił się z wizerunkiem jaki sobie budowała. Jej potrzeby były zupełnie inne niż te, które prezentowała światu. - Ok - powiedziała z wolna zgadzając się z tym co mówił. I chociaż dalej nie rozumiała wszystkiego, a zwłaszcza jego obaw przed tym, że mógłby ją w jakiś sposób skrzywdzić, cofnęła się o krok widząc. że potrzebował tego dystansu. Nie wiedziała co chciała w sprawie ich relacji zrobić, a zrobiło się naprawdę między nimi bardzo wątpliwie. Nie znosiła niepewności. Kolejny raz przygryzła wargę, a chwilę później nawilżyła lekko usta zanim odetchnęła. - Nie było tematu - rzuciła w końcu patrząc gdzieś w bok. Podniosła rękę naciągając kaptur bezrękawnika na włosy i przytrzymała ją w górze pod pretekstem podtrzymania materiału dłonią. Wydawała się jednak jakby nie chciała patrzeć teraz w jego oczy. To co w nich zobaczyła w jednakowym stopniu ją zdziwiło jak zaniepokoiło. Nie znała źródła jego bólu, ale w jakiś sposób czuła się odpowiedzialna za ten stan, dlatego mogła według tego co chciał ograniczyć ich kontakty do tego co było wcześniej między nimi, jeśli miał się z tym poczuć lepiej. Zagryzła zęby rozchylając delikatnie wargi jakby chciała coś powiedzieć ale nie powiedziała. Cofnęła rękę i zwróciła wzrok w stronę chłopaka, przebierając ta samą  pozycję co on, ale nie z tych samych powodów bynajmniej. Uśmiechnęła się kwaśno. - Popierdalaj  gdzie tylko chcesz - wolała chociaż sprawiać pozory, że to perfidne odrzucenie nie robiło na niej żadnego wrażenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz